geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Twitter / X

Tysiącletnia Korona

Michał Mistewicz

15-04-2025 09:30


"Książąt w Polsce może być wielu, król jest tylko jeden. Król to naród, a nie plemię albo szczep. Ówcześni wierzą, że na głowie królewskiej spoczywa charyzmat Łaski, Pomazaństwa. Ten stygmat przechodzi w nasienie i krew, udzielając ojcowej godności synowi i potomkom jego. Im większe znaczenie posiada korona, tym większy jest gniew przeciwników Bolesława. Kiedy, w kilka miesięcy po uroczystej koronacji, król polski umiera (osiągnięcie celu bywa często kresem), a godność królewską przejmuje syn jego, Mieszko II, kronikarz niemiecki Wipon pisze w Żywocie imperatora Konrada: „...trucizna pychy zalała duszę Bolesława tak, że po zgonie cesarza Henryka ośmielił się pochwycić koronę królewską na hańbę króla Konrada. Rychło śmierć ukarała to zuchwalstwo. Syn jego Mieszko takiż buntownik jak ojciec. Ale cóż tobie korona, ty krwawa bestio?!" - pisali Zofia Kossak i Zygmunt Szatkowski, w przywoływanej przeze mnie już kiedyś "Troi Północy".

Za kilka dni przypada tysięczna rocznica Korony Polskiej. Symbolu tak ważnego, że po śmierci ostatniego koronowanego Piasta, korona przeszła  w symbol i wraz z nim objęła nazwę całego państwa: Corona Regni Poloniae. Odtąd - podobnie jak w Czechach i na Węgrzech - korona będzie tylko dziedziczną własnością poszczególnych królów. Kiedy 6 kwietnia 2025 roku, polski internet obiegło zdjęcie kopii włóczni św. Maurycego wystawionej w czasie mszy św. w katedrze wawelskiej, nietrudno było zadumać się nad losami historii kraju, jak i samego przedmiotu przekazywanego sobie dotąd przez pięćdziesiąt pokoleń.

Ten pierwszy namacalny łącznik łączący nas bezpośrednio z królem Bolesławem Chrobrym, a wręczony mu przez cesarza Ottona III, na ćwierć wieku przed koronacją, przez wielu był uważany za jej symboliczne dokonanie. Jednakże moje myśli od razu pobiegły do lat następnych, kiedy to spuścizny po Chrobrym nie zdołał utrzymać jego syn i następca, którego pierwsze lata panowania tak dobrze się zapowiadały. "I było zaburzenie wielkie w ziemi lackiej" - lapidarnie opisywał latopisarz ruski finał panowania Mieszka II Lamberta, czasu nieomal zguby naszego kraju pod ciosami wrogów i następnie walk wewnętrznych. Dlaczego to dzisiaj takie ważne - o tym za chwilę.

Miniony tydzień to znów powrót do rozważań nad bezpieczeństwem naszego regionu. Bardzo ważne decyzje podjęto w Estonii, gdzie ciągu kilku dni, społeczność rosyjskojęzyczna otrzymała dwa sygnały, zapowiadane zresztą od miesięcy. Pierwsza kwestia to zakaz udziału w wyborach lokalnych obywateli Rosji i Białorusi oraz od następnych wyborów, także licznych jeszcze właścicieli tzw. szarych paszportów, czyli mieszkańców Estonii bez obywatelstwa. Drugi sygnał to ustawa o kościołach, która de facto jest skierowana przeciwko kościołowi prawosławnemu Patriarchatu Moskiewskiego, który usilnie nie chce zerwać łączności z Moskwą. Jak wskazuje roczny raport kontrwywiadu estońskiego, obawy przed wykorzystaniem tego kościoła do własnych celów Kremla, nie są pozbawione podstaw. Niemniej, jest bardzo możliwe, że prezydent Alar Karis nie ogłosi tej ustawy, gdyż już pierwsza ogłoszona ustawa wyborcza, spowodowała nie tyle tradycyjne reakcje Moskali, ale objawy napięcia wśród mniejszości rosyjskojęzycznej. Tym więc można również tłumaczyć ostatnie ruchy sił bezpieczeństwa i wydalanie ewentualnych sprawców zamieszek.

Martin Helme z opozycyjnej partii EKRE powiedział, że działania Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dotyczące Estońskiego Chrześcijańskiego Kościoła Prawosławnego (EKÕK, dawniej Estoński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego) mogą doprowadzić do nowej Nocy Brązowej i rozgniewania Rosji i Stanów Zjednoczonych. Przypomnijmy, że chodzi o inspirowane przez Rosję wydarzenia z 2007 roku, kiedy to doszło do zamieszek po próbie przeniesienia pomnika Brązowego Żołnierza - sowieckiego pomnika ze stołecznego cmentarza. W czasie protestów zginęła jedna osoba a rannych zostało 44 demonstrantów i 13 policjantów, 300 osób aresztowano. Inni politycy skrytykowali wypowiedź szefa EKRE, jednak dyskusja wokół ustawy wskazuje na obawy co do dalszych jej następstw.

Jest jeszcze jedna odsłona tego napięcia. Otóż, jak łatwo zauważyć, w ostatnich miesiącach napastliwa narracja Kremla wobec Litwy, Łotwy i Estonii zaczęła przybierać na sile. Z jednej strony być może forma zagrywki pod zwrot dyplomatyczny administracji amerykańskiej, jednak z drugiej strony warto wymienić spostrzeżenia brytyjskiego think-tanku ISW.

"Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa oskarżyła Estonię o „dyskryminację ze względu na wyznanie” oraz prześladowanie wyznawców Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. (...) ISW szeroko opisywał, jak Kreml wykorzystuje Rosyjski Kościół Prawosławny jako narzędzie do prowadzenia operacji hybrydowych, szczególnie na okupowanych terenach Ukrainy oraz w państwach byłego ZSRR, w celu tłumienia wolności religijnej i promowania ideologii prowojennej oraz prorosyjskiej. Kreml od dawna tworzy podstawy informacyjne do operacji hybrydowych przeciwko państwom bałtyckim, powołując się na konieczność ochrony rosyjskich „rodaków za granicą”, także przed prześladowaniami na tle religijnym, i może dążyć do połączenia oraz nasilenia tych retorycznych działań, jeśli Estonia ostatecznie zapisze te poprawki w prawie." - czytamy w omówieniu.

Jeżeli do tego dodamy ostatnie obawy wobec planów obecności wojskowej USA w regionie, to obraz staje się wyraźny. Stąd też tak dobitne przesłanie szefa Estońskich Sił Zbrojnych, gen. Andrusa Merilo, który przebywał z wizytą w Waszyngtonie.
"Amerykanie bardzo dobrze rozumieją nasze obawy. Dla mnie było to również potwierdzeniem, że mają bardzo jasne rozeznanie, iż sytuacja jest skomplikowana nie tylko w jednym miejscu - w ich rozumieniu, w relacjach z Chinami - ale także w Europie, a Rosja nadal stanowi zagrożenie. Istnieje też historyczne doświadczenie z czasów zimnej wojny. Dla Stanów Zjednoczonych Rosja pozostaje dziś problemem egzystencjalnym, ponieważ jej arsenał nuklearny wciąż jest bardzo znaczący. Pod tym względem powiedziałbym, że mimo politycznych turbulencji w relacjach transatlantyckich nie nastąpiły wielkie zmiany. Wydaje się, że wszystko jest wciąż tak, jak było wcześniej. Jest jednak jasny przekaz, że Europa musi robić więcej - i Amerykanie mówili o tym już wcześniej. Osobiście się z tym zgadzam: Europa rzeczywiście musi działać aktywniej, ale to nie oznacza, że Amerykanie nas zostawią, spakują się i pójdą gdzieś indziej, by rozgrywać jakąś inną partię." - mówił estoński generał.

"Kraje bałtyckie również znajdują się w poważnym niebezpieczeństwie. Udany rosyjski atak w tym regionie nie tylko zwiększyłby terytorium Moskwy, ale też załamałby wiarygodność zachodnich sojuszy i otworzyłby Europę na fale rosyjskich (i białoruskich, i północnokoreańskich, i chińskich!) wojsk. Zatem nie jest przesadą stwierdzenie, że to Ukraina obecnie zapewnia bezpieczeństwo całemu kontynentowi europejskiemu. Dopóki trwa jej wojna z Rosją, gros rosyjskich sił jest związanych walką. Gdyby walki ustały, zdolność Rosji do wywierania presji militarnej na sąsiadów natychmiast by wzrosła. Dla Putina „pokój na Ukrainie” oznacza tylko możliwość przerzucenia części ludzi w inne miejsca, które chce „wyzwalać”. Nie pośle ich z powrotem do domu, by siali chaos we własnych miasteczkach." - napisał Gabrielius Ladnsbergis, były minister spraw zagranicznych Litwy, który dodaje, że gdyby Zachód wsparł Ukrainę na początku wojny, konflikt mógłby być już zakończony, ale europejskie decyzje nadal są zdominowane przez myślenie krótkoterminowe i brak realnych działań. Wobec braku chęci do bezpośredniego zaangażowania wojskowego, najlepszym rozwiązaniem byłoby masowe wsparcie ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego, jednak i ono pozostaje niewystarczające. Zamiast tego to Ukraina, z milionową armią i doświadczonymi brygadami, staje się dziś realnym gwarantem bezpieczeństwa Europy, w czasie gdy Zachód coraz bardziej zdaje się polegać na jej sile - napisał Landsbergis.

I rzeczywiście, jak zauważył w tym tygodniu Andrij Sybiha, szef ukraińskiej dyplomacji, Ukraina ma 110 brygad z codziennym doświadczeniem bojowym. Według niego byłby to „realistyczny”, „autentyczny” i „najtańszy” wkład w przyszłość bezpieczeństwa transatlantyckiego. Zwłaszcza, że rosyjska propaganda znowu działa, a tym razem osią stają się "miękkie" Niemcy.

"W najnowszym dokumencie ARD o niemieckim strachu przed wojną występuje ambasador Rosji w Berlinie, Siergiej Neczajew. Padają słowa, które powinny wybrzmieć głośno: Rosja nie jest z Niemcami w stanie wojny - jeszcze nie. Nie wiem, czy do tego dojdzie. To nie jest przypadkowa wypowiedź. To forma groźby dyplomatycznej. Neczajew oskarża Niemcy o "militarystyczną histerię" i twierdzi, że Zachód stał się stroną konfliktu, bo... zwiększają wydatki na obronność. W jego logice: gdy Niemcy się zbroją, to prowokują; gdy Rosja prowadzi brutalną inwazję  to działa w obronie. Ta odwrócona narracja to klasyczny mechanizm rosyjskiej propagandy. „Co my Niemcom zrobiliśmy?” – pyta Neczajew, sugerując, że Rosja nie jest odpowiedzialna za eskalację w Europie.(...) To sygnał: Rosja nie uznaje już Niemiec za neutralne państwo, tylko za potencjalnego przeciwnika. To także test - sprawdzanie, jak niemiecka opinia publiczna zareaguje na groźby. Moskwa liczy na podział, panikę i wycofanie wsparcia dla Ukrainy. Ambasador przyznaje, że upadek ZSRR był dla niego tragedią. To nie jest sentymentalna uwaga - to polityczne wyznanie wiary. Cała logika polityki Putina i jego dyplomatów opiera się na dążeniu do rewizji granic, odbudowy strefy wpływów i podporządkowania sąsiadów. Ukraina to początek, nie koniec. Dokument ARD pokazuje też, jak poważne są lęki społeczne w Niemczech - 56% badanych obawia się dużej wojny w Europie. Ale równie istotne jest to, jak te lęki są wykorzystywane: Rosja celowo je podsyca, licząc, że Niemcy się cofną." - napisała Patrycja Anna Tepper, analityczka Instytutu Zachodniego.

Tymczasem co czytamy w ostatniej wypowiedzi Ławrowa? "Wysiłki społeczności euroatlantyckiej skupiają się na przygotowaniach do nowej wojny. Na czele tych krajów stoją Niemcy, obok Francji i Wielkiej Brytanii. W Europie nie ma mowy o neutralnych siłach pokojowych. Mają one chronić reżim kijowski. Struktury euroatlantyckie zawiodły: nie udało się wzmocnić bezpieczeństwa i stabilności. NATO powinno zostać rozwiązane po rozpadzie ZSRR i Układu Warszawskiego." - mówił rosyjski minister w Antalii. W samych Niemczech, prof. Sönke Neitzel, znany też w Polsce niemiecki historyk, wieszczy już "ostatnie spokojne lato w Europie".  „Widzimy, że Rosja ogłosiła ćwiczenia na dużą skalę na Białorusi. Widzimy silne obawy w krajach bałtyckich, że podczas tych ćwiczeń wojska rosyjskie mogą przekroczyć granicę. I widzimy, że być może piąty artykuł NATO, przynajmniej dla Stanów Zjednoczonych, może przestać działać. Odstraszanie słabnie” – zauważył historyk.

Jak wspominałem tydzień temu, ważne są fakty. Owszem, warto dostrzec takie mało widoczne informacje, jak most pontonowy ponownie przerzucony przez Dźwinę w rejonie miejscowości Bieszenkowicze, oficjalnie przeznaczony dla ludności miejscowej, która nie musi używać aż 100 km objazdu. Teoretycznie daleko, jednak nabiera to znaczenia, jeśli zauważymy że niedaleko znajdują się garnizony wojskowe, w tym nieodległego Witebska, siedziby 103 Brygady Powietrzno-Desantowej, a do granicy z Litwą i Łotwą jest równie blisko. Co ciekawe most istniał już jesienią 2021 roku, po czym po inwazji rosyjskiej na Ukrainę, znów zastąpił go zwykły prom. W minionym tygodniu gen. Paweł Murawiejka, szef Sztabu Generalnego Białoruskich Sił Zbrojnych, stwierdził, że „prawie we wszystkich regionach” utworzono obszary umocnione, na które w razie konfliktu zostaną wysłane wojska terytorialne. Ot, kolejna forma nacisku.

No i mamy najświeższy sygnał, czyli udział umundurowanego funkcjonariusza służb Łukaszenki w ataku migrantów na polską granicę. A to już budzi kolejne pytania. Zwłaszcza w połączeniu z informacjami o nowej fali "zaczystki" na Białorusi, gdzie najwyraźniej stworzone już zostały listy proskrypcyjne migrantów białoruskich przebywających zagranicą. "Wczoraj wieczorem do mojej mamy w Grodnie znów przyszło dwóch typów – tym razem bez mundurów. Znów pytali o mnie: gdzie mieszkam, czy wrócę, czy utrzymuję kontakt z mamą. Nowością było pytanie o tatuaże, blizny i wzrost” – relacjonuje dziennikarz i bloger Walery Ruselek." - czytamy w relacji.

W mojej opinii, wraz z innymi wydarzeniami opisywanymi na naszym portalu, zdarzenia w regionie byłej I Rzeczpospolitej nadal przyspieszają, co wymaga nieustającej uwagi. I wracając do początkowego nawiązania do naszej chlubnej i tysiącletniej już przeszłości.

Mimo, że w wyniku późniejszych wydarzeń straciliśmy koronę na ponad 40 lat, to przetrwaliśmy jako państwo, podobnie jak następną, niemal 200 letnią epopeję rozbicia dzielnicowego i następne huragany i krwawe noce zaborców i okupacji. "Lecz z chwilą śmierci Chrobrego pękła obręcz spajająca całość. Społeczeństwo, wojsko, podzieliły się na wrogie sobie obozy - ci za Mieszkiem, tamci za Bezprymem, owi za Ottonem." - pisali autorzy "Troi Północy". Dlatego mając w pamięci te słowa, i obecne zawirowania wyborcze, nie sposób nie dostrzec roli jedności społeczeństw wobec zagrożeń, które nadal nie znikają. A za tę jedność odpowiadamy wszyscy, co w tak ważnej chwili ma znaczenie kluczowe dla naszej wspólnej przyszłości.


opr. wł.
Bardzo dziękujemy za kolejne wpłaty! Już tylko 710 zł brakuje do naszej opłaty rocznej za serwer. Lista darczyńców. Jednocześnie nadal szukamy potencjalnych inwestorów naszego projektu, który wykracza daleko poza branżę medialną. Zapraszamy do kontaktu.

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024