Zdjęcie: Pixabay
23-09-2025 09:30
"A dlaczego nie chcieliście lecieć załogą tylko radziecką, przecież to wasza rakieta? - Lądowanie na Wenus, nie może być tylko sprawą jednego narodu. My jesteśmy internacjonalistami. W atmosferze pokoju, nie taimy naszych osiągnięć. Na przykład nasza baza na Księżycu, Luna-3. Nie stworzyliśmy tam żadnej militarnej bazy." - mówi - z groźną miną - aktor w filmie "Milcząca gwiazda" z 1959 roku, na podstawie "Astronautów" Stanisława Lema. Ten wytwór komunistycznej propagandy przypomniał mi się, gdy przeczytałem o nagłośnionym we wszelkich rosyjskich mediach, konkursie piosenki "Interwizja", który odbył się w Petersburgu. Konkursu piosenki współczesnych państw zaprzyjaźnionych z Rosją, nawiązujący swoją nazwą do swojego odpowiednika z czasów zimnej wojny.
"Proszę jurorów, aby nie oceniali mojego występu. Bo reprezentuję Rosję, a Rosja już wygrała - mówi gwiazdor putinowskiej estrady Shaman i intonuje pieśń "Ja russkij" - zauważa Anna Łabuszewska. To poczucie wyższości, tak charakterystyczne dla rosyjskiej mentalności imperialnej, wypływa nie tylko z samego przekazu mediów naszego przeciwnika. Wpisując się w ten sowiecki trend internacjonalizmu, zgodnie z ówczesnym duchem epoki, jest aktualnie wprowadzany w życie w krajach naszego regionu. I tak, to była smutna ironia.
Na tę chwilę widać wyraźnie, że Kreml nie szczędzi narodom naszego regionu dramatycznych zwrotów akcji. Po dronach przyszedł czas na skracanie sobie drogi do Królewca przez myśliwce - na wszelki wypadek w kluczu - aby nikomu na Zachodzie nie przyszły do głowy "jakieś głupstwa". Pieskow tradycyjnie twierdzi, że nic się nie stało, "bo to była strefa międzynarodowa", a wszystkie oskarżenia to bujda na resorach.
"Oczywiście, to już nie jest normalny tryb działania. Kontekst naruszenia zmienił się z Rosji, która demonstrowała swój zwyczajowy arogancki brak szacunku dla prawa międzynarodowego i granic państw sąsiednich, na coraz bardziej otwarte testowanie spójności, skuteczności i wytrzymałości Sojuszu w konfrontacji z takimi działaniami. Dzieje się to w czasie, gdy główny sojusznik i wiodąca potęga, Stany Zjednoczone, tracą zainteresowanie i stają się coraz mniej wiarygodne. Tymczasem Rosja znacząco zintensyfikowała kampanię bombardowań rakietowych i dronów w ramach agresywnej wojny przeciwko Ukrainie.(...) Po pierwsze, BAP jest misją pokojową : użycie śmiercionośnej siły jest ostatecznością w przypadku najbardziej groźnego rodzaju zachowania ze strony intruzów i po wyczerpaniu wszystkich innych środków. Rosjanie o tym wiedzą i podnoszą temperaturę, aby utrzymać przysłowiową żabę w stanie wrzenia, podczas gdy ona nadal uważa, że znajduje się w napiętej, ale wciąż pokojowej atmosferze. W którym momencie stanie się to całkowicie nie do przyjęcia? Lub, jak zapytałaby postać z „Tak, panie premierze” : „Kiedy nacisnąłbyś przycisk?” Dopiero gdy rosyjskie myśliwce zabrzęczą nad wzgórzem Toompea, siedzibą parlamentu i rządu Estonii?" - napisał Tomas Jermalavičius na łamach ICDS. On sam twierdzi, że jedną z formą nacisku, byłoby rosnące wsparcie dla walczącej Ukrainy.
Bo co wysyłamy przeciwko? Tradycyjne noty dyplomatyczne? „Oni potępią, a my przeżyjemy” - powiedział na naradzie izraelskiego rządu minister pracy Jigal Allon, tuż przed atakiem na sprzymierzone państwa arabskie w czerwcu 1967 roku. Wciąż będąc w defensywie, oddając inicjatywę przeciwnikowi, świadomość odstraszania sprzedajemy tylko na użytek wewnętrzny, bo na Kremlu to nie robi żadnego wrażenia. Wczoraj Gabrielius Landsbergis z żalem napisał, że nasza Koalicja Chętnych wciąż nie jest gotowa ani zdolna do działania. Nasze „szybkie i zdecydowane” reakcje muszą być szybsze i bardziej zdecydowane - podkreślił były szef litewskiej dyplomacji, oczywisty wniosek, który dla naszej przestrzeni jest koniecznością, natomiast dla dalszych sojuszników, nadal jest "prawdą objawioną". Landsbergis słusznie wytyka tutaj kunktatorstwo Berlina związane z rakietami Taurus, których epopeja trwa przecież od początku "Zeitenwende".
Takich głosów, jak powyższe, a które przetoczyły się przez media szczególnie zainteresowanych państw bałtyckich, przez minione dni pojawiło się bardzo dużo. Ostatnio rzadko goszczący w mediach, Artis Pabriks, były szef łotewskiego resortu obrony, a obecnie dyrektor think-tanku Northern Europe Policy Centre, mówi wprost to o czym wszyscy myślą, a nikt z polityków nie chce powiedzieć tego głośno.
„Jeśli piloci naruszą przestrzeń powietrzną, muszą liczyć się z tym, że ich maszyny mogą zostać zmuszone do lądowania lub nawet zestrzelone. Brak odpowiedniej reakcji grozi tym, że NATO w oczach opinii publicznej zacznie przypominać ONZ. Nie twierdzę, że te samoloty należało od razu strącić, ale nie rozumiem, co w ogóle zostało w tej sytuacji zrobione” – podkreślił Pabriks. „Rosjanie muszą otrzymać jasny sygnał” – zaznaczył.
"Zapytani o to, jak na ich poczucie bezpieczeństwa wpłynęło wydarzenie z września tego roku, kiedy rosyjskie drony wleciały na terytorium Polski, jedna czwarta (27%) mieszkańców Łotwy w wieku od 18 do 65 lat wskazała, że ich poczucie bezpieczeństwa w wyniku tego zdarzenia się obniżyło. Ponad połowa (55%) stwierdziła, że ich poczucie bezpieczeństwa nie uległo zmianie, natomiast 5% badanych uznało, że wzrosło. Kolejne 5% mieszkańców przyznało, że nie wiedziało o tym wydarzeniu. 8% respondentów nie wyraziło w tej kwestii jednoznacznej opinii." - czytamy o wyniku sondażu jednego z głównych mediów nad Dźwiną.
Zresztą w mediach ojczyzny byłego ministra, jak też sąsiadów, oprócz takich opinii, szybko dostrzegane są inne przejawy rosyjskiego nacisku. "Rosyjski informator, który konsekwentnie dostarczał rzetelne informacje o tym, co dzieje się w rosyjskim dowództwie wojskowym, poinformował w niedzielę, że od początku 2025 roku do 15 września około 292 000 osób podpisało kontrakty z rosyjskim Ministerstwem Obrony – średnio około 7900 rekrutów tygodniowo, czyli 31 600 miesięcznie. Źródło twierdzi, że część z tych rekrutów dołączy do rezerwy strategicznej, którą Rosja tworzy od początku lipca 2025 roku.(...) Rosja może również zwiększyć swoje rezerwy strategiczne w ramach szerszych przygotowań Kremla do możliwego przyszłego konfliktu Rosja-NATO, szczególnie biorąc pod uwagę, że Rosja intensyfikuje swoje programy patriotyczno-wojskowe skierowane do młodzieży, mające na celu rekrutację rosyjskiej młodzieży do wojska w nadchodzących latach. " - czytamy w estońskich mediach.
Tylko, jak to jest z tymi źródłami? Ten sam ISW twierdzi, że "Putin mógł zorganizować wyciek informacji lub „pozwolił źródłom w Kremlu” na przekazanie agencji Bloomberg informacji dotyczących trwającej eskalacji działań wojennych oraz ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną i inną.". Oczywiście z jasnym przekazem, iż Moskale chcą wygrać tę wojnę na swoich warunkach.
Dzieje się to w momencie, kiedy wciąż przeciwnik nie rezygnuje z dotąd używanych form nacisku: a to napisy w litewskim rejonie Onikszty, a to trwający kilka dni cyberatak na dostawcę usług odprawy i wejścia na pokład, który zakłócił funkcjonowanie kilku największych europejskich lotnisk. Wczoraj kolejny incydent z dronami odnotowano w Kopenhadze. Tutaj nie ma przypadków, to są konkretne cele: od najmniejszych do największych. A przecież już w niedzielę wybory parlamentarne w Mołdawii.
Wagę tego głosowania podkreśliła w swoim wczorajszym orędziu prezydent Maia Sandu. "Kreml uważa, że wszyscy jesteśmy na sprzedaż, że jesteśmy zbyt mali i nieliczni, by stawić opór, że nie jesteśmy nawet państwem, ale terytorium. Ale Mołdawia jest państwem i naszym domem i będziemy jej bronić." I nie brak obaw, gdyż to co dzieje się w ostatnich tygodniach w tym państwie, potwierdza, jak Moskwie zależy na powstrzymaniu europejskich aspiracji państwa, który leży u południowo-zachodnich granic Ukrainy.
A Ukraina prócz tych wszystkich znanych kłopotów, zmaga się dodatkowo z podwójnym problemem wynikłym z obecnej wojny: wyjazdami młodych Ukraińców, które jednak zaczęły wpływać na lokalny rynek pracy, o demografii nie wspominając, a także z delikatnym problemem dotyczącym kadr wojskowych. Krótko rzecz biorąc, z niedawnego artykułu "Ukraińskiej Prawdy" można wysnuć wnioski o istnieniu zjawiska tzw. "idiotów McNamary".
"Przypomnieliśmy sobie tę historię w drodze powrotnej z ośrodka szkoleniowego. Pojechaliśmy tam z dowódcą plutonu, aby wybrać kandydatów do naszej kompanii. Spośród 80 rekrutów udało nam się wybrać pięciu. Zdecydowana większość pozostałych przypomina ofiary eksperymentu przeprowadzonego przez armię amerykańską 60 lat temu. To jak woda wlewająca się do ładowni okrętu – jeśli będzie jej za dużo, okręt zatonie. Do wojska dziś trafiają ci, którzy nie zdążyli kupić sobie zwolnienia ani legitymacji studenckiej. Ci, którym zabrakło pieniędzy na fałszywe orzeczenie o niepełnosprawności albo fałszywą opiekę.(...) Stany Zjednoczone mogły pozwolić sobie na eksperymentalne przeprowadzenie mobilizacji podczas wojny w Wietnamie, ponieważ przetrwanie tego kraju nie zależało od tej wojny. Można im tylko zazdrościć." - czytamy w artykule.Tak, to są wszystko wytrychy, których używa nasz przeciwnik.
Tradycyjnie zwracam uwagę na to, co dzieje się w rezultacie tej sytuacji. Takich znaków symbolicznych odnotowanych zostało w ostatnich dniach było sporo i dotyczyło więcej niż jednej dziedziny. Od jedynego dla Polski medalu lekkoatletycznych mistrzostw świata w Tokio zdobytego przez Marię Żodzik, urodzonej w Baranowiczach, poprzez dyplomatyczne podziękowania ambasadora Ukrainy w Mołdawii, czy udział wreszcie - bo wspominam o tym od lat - białoruskiej opozycji we wspólnej debacie w ramach Trójkąta Lubelskiego. Na razie tylko w debacie. Wciąż żywię cichą nadzieję, że to nie czworokąt, ale bardziej Kwadryga Lubelska, będzie tym nowym spoiwem murów narodów byłej I Rzeczpospolitej. Co więcej. Jeżeli spojrzę na wczorajsze - kolejne już spotkanie prezydentów Polski, Litwy, Łotwy i Estonii w Nowym Jorku, to jasne jest, w którą stronę rozwijają się wydarzenia.
Bo historia nieubłaganie biegnie naprzód. To co wczoraj było potrzebne, dzisiaj oznacza za mało i za wolno. Odnoszę też wrażenie, że wciąż nasza odwaga i właściwe postępowanie, powstrzymywane jest przez wewnętrzną dysharmonię, która wzmagana jest przez zewnętrzne naciski. Taktyka ostrożnych kroków nic nie da, w chwili, gdy liczą się dni, a nie miesiące czy lata. Co pozostawiam Państwu do oceny.