Zdjęcie: Wikipedia
29-10-2025 11:08
Tak, jak oceniliśmy to prawidłowo w naszej redakcji, "artykuł śledczy" dotyczący rzekomego rozlokowania rosyjskich systemów nasłuchowych na wraku promu Estonia, a który opublikowały kilka dni temu niemieckie media, okazał się zwyczajnym humbugien - innymi słowy - zwykła plotką o podłożu quasi-wrzutki wywiadowczej.
Estońskie ministerstwo obrony podkreśla w swoim komunikacie, że miejsce spoczynku promu jest jednym z najlepiej monitorowanych obszarów Bałtyku. Wprowadzono tam zakaz nurkowania i kotwiczenia, a nadzór sprawują również władze Finlandii. Dodatkowo od stycznia 2025 roku NATO zwiększyło swoją obecność w regionie w ramach operacji Baltic Sentry, mającej chronić infrastrukturę podwodną.
Ekspert ds. bezpieczeństwa morskiego, Tauri Rõõsipu, wskazuje, że instalacja urządzeń wywiadowczych na wraku byłaby niepraktyczna. Od 2021 do 2024 roku centrum, którym kieruje, sześciokrotnie badało wrak przy użyciu sonarów i robotów podwodnych z kamerami, nie znajdując żadnych podejrzanych urządzeń. Rõõsipu podkreśla, że choć ukrycie urządzenia pod wodą jest teoretycznie możliwe, wymagałoby ono regularnej wymiany zasilania i kontroli, co przy ciągłym nadzorze fińskich władz byłoby ryzykowne.
Dodatkowo wrak „Estonii” nie leży na głównym szlaku żeglugowym Bałtyku. „Ruch statków w tym rejonie jest stosunkowo niewielki, więc zbieranie danych byłoby mało efektywne” – tłumaczy ekspert. Były szef estońskiego wywiadu zagranicznego, Mikk Marran, ocenia doniesienia niemieckich mediów jako niesprawdzone plotki, zauważając, że strategiczna lokalizacja wraku niekoniecznie czyni go praktycznym celem wywiadowczym. Pod dnem Bałtyku spoczywa setki wraków, a „Estonia” pozostaje obiektem monitorowanym przede wszystkim z powodów etycznych i historycznych.