Zdjęcie: Pixabay
16-09-2025 09:30
"Czy zdążymy z dostosowaniem schronów i miejsc schronienia przed atakami z Rosji i Białorusi?" oraz "Rosyjskie drony nad Polską. Czy Mysłowice wiedzą, co robić?" - takie nagłówki pojawiły się w mediach lokalnych mojego rodzinnego miasta. Kiedy wczorajszego poranka dr Tomasz Teluk witał wszystkich w "pierwszy poniedziałek przedwojnia", sięgnąłem do prowizorycznych obliczeń, z których wynikło, że dla mnie był to już 242 taki bezpośredni poniedziałek przedwojnia. Przyczyny takiej oceny rzeczywistości przedstawiłem jeszcze w 2021 roku. Niemniej warto zauważyć, że to, co uderzyło wielu naszych współobywateli było zaskoczenie. Pominę może zdumienie społeczeństwa, bo jest jeszcze ono wytłumaczalne, typowym brakiem zainteresowania tym co dzieje się wokół, a wreszcie zmęczeniem tematem wojny.
Natomiast o wiele bardziej dobitna powinna być niespodzianka, którą zgotowała część naszych polityków. Owszem, nawoływanie do jedności jest ze wszech miar pozytywne, jeśli dotyczy rzeczywistych działań. Ale nie idźmy w tę stronę. Chcę teraz skupić się przez chwilę na istotnym temacie. O ile o dronach, a także nawet potencjalnych przyczynach geopolitycznych powiedziano już wszystko, a nawet temat ten omówiły media nie zajmujące się tą branżą, to najmniej, niemal półgębkiem, wspominano o najważniejszym - z punktu widzenia społeczeństwa - wniosku wypływającym z ataku dokonanego przez Rosję na nasz kraj, w dniu 10 września.
Bodaj w czerwcu bieżącego roku, także media lokalne mojego miasta informowały, że lada dzień w skrzynkach pocztowych pojawi się rządowa publikacja dotycząca bezpieczeństwa cywilnego. No tak, ale przecież były wakacje. Po co straszyć obywatela, przecież nic groźnego się nie dzieje. Musiało się więc coś zdarzyć, aby opublikować publikację w internecie. Jednak w sytuacji, w której internet może nie do końca działać, bardziej istotna jest wersja "analogowa". Tym niemniej, efekt tego mamy taki, jaki było widać po materiałach wideo ze Świdnika: gdy rozległ się dźwięk syreny, nikomu nawet nie przyszło do głowy, aby nie tylko przerwać mecz, ale również ruszyć do najbliższego... no właśnie, czego?
Nie ma sensu rozwlekać tematu, który nadal w Polsce nawet nie jest w powijakach. Żywiłem krótką nadzieję, że impet w sprawie bezpieczeństwa społeczeństwa nada przyjęcie ustawy o Obronie Cywilnej. Jak na razie jedna rodzina straciła dach nad głową i jak można przypuszczać, dalsze zainteresowanie mediów głównego nurtu tym tematem będzie podobne jak do śmierci Polaków w Przewodowie - w ten czy inny sposób wynikający z toczącej się na Ukrainie WOJNY. Przypomnę - to był 15 listopada 2022 roku.
Tymczasem na Łotwie, odbywały się kolejne już ćwiczenia obrony cywilnej, które trwają cyklicznie w tym kraju od kilku lat. Interesującą wiadomością dla polskich samorządowców, będzie informacja, iż każde nowe ćwiczenie odbywa się w innych gminach kraju. Ćwiczone jest zgrywanie wojska, służb ratunkowych, służb miejskich, samorządów, firm, organizacji pozarządowych, a nawet samych mieszkańców. W samej Rydze, w ramach manewrów wojskowych "Namejs", odbyły się niedawno ćwiczenia z udziałem ochotników. Podobnie na sąsiedniej Litwie, również uruchomiono różnego typu inicjatywy, jak kursy bezpieczeństwa dla ludności, a nawet nauki operowania dronami FPV. Dostosowano prawu, powstały komendantury wojskowe, będące ogniwem pośrednim między wojskiem a obroną cywilną i ochotnikami.W Estonii testuje się tzw. syreny kieszonkowe, działające niezależnie od sygnału sieci - to taka uwaga a propos kulawego systemu RCB.
Dramat tej sytuacji polega na tym, że jak wielu, którzy mówią i piszą o tym od lat, mam nieodparte wrażenie, że bijemy - wszyscy zatroskani takim stanem rzeczy - o beton "jakoś to będzie". Przeświadczenie, że mimo to i tak dojdzie do chaosu w razie wojny, "więc po co sobie zawracać głowę", mamy mentalnie wdrukowany przez poprzedni system, który przerzucił się również na młodsze pokolenia. Kiedy jakiś czas temu przypomniałem sobie opowiadania rodzinne, w którym mój przodek, w ciągu kilku chwil omówił z rodziną kwestie zachowania w razie wojny - a było to 20 sierpnia 1939 roku - zdałem sobie kolejny raz sprawę, jak daleko jesteśmy od tamtej świadomości. Reagujemy na pożary, zamiast im zapobiegać. Innymi słowy: cały czas to nasz przeciwnik ma inicjatywę. Teraz wróg nam dał czas "na przemyślenie" tego co się stało - pod wieloma względami.
A jeśli już o pożarach mowa. Tego samego dnia, w którym w Polsce szukaliśmy wraków rosyjskich dronów, w Wilnie trwał duży pożar cystern z gazem LNG. Pożar, który trwał dwa dni, wywołał głębszy niepokój. Przecież równocześnie z wiadomościami z Wilna, litewski odbiorca otrzymywał wiadomości o ataków dronów w Polsce. Niestety w tym przypadku najprawdopodobniej doszło do koincydencji, którego efekt zapewne został dostrzeżony.
Następnego dnia, w czwartek, ogłoszono że z cel łukaszenkowskich łagrów wypuszczono 52 więźniów politycznych. Jeden z de facto deportowanych, Mikałaj Stankiewicz, w geście podobnym do wciąż uwięzionej Marii Kalesnikawej, wrócił na Białoruś, niestety znów do celi. Ceną za ten chwilowy gest "łaski" była upublicznione ściągnięcie z białoruskich linii Belavia sankcji USA oraz powrót dyplomatów tego kraju do Mińska. Jednak czy to faktycznie wszystko? Tego teraz się nie dowiemy.
"To nie oznacza, że decyzja Stanów Zjednoczonych automatycznie staje się decyzją Unii Europejskiej. Będzie to poważny test dla spójności polityki sankcyjnej Unii. Moim zdaniem trzeba go zdać i Litwa z pewnością przyczyni się do tego, aby tak się stało. (...) Stany Zjednoczone uważają, że te same słuszne cele — uwolnienie wszystkich więźniów politycznych i wprowadzenie standardów praw człowieka na Białorusi — można osiągnąć innymi metodami, na przykład poprzez środki dyplomatyczne - jednak nie zobowiązuje nas to do zmiany naszej polityki. Podkreślę również, że nie zgodzimy się na wymianę sankcji na ludzi, jak niektórzy by tego chcieli. Dziś odbyłem rozmowę z szefem delegacji, specjalnym wysłannikiem prezydenta Trumpa, Johnem Cole’em, który udał się do Mińska. Spotkaliśmy się i omówiliśmy wszystkie te kwestie. Podzielamy ten sam cel, jednak z doświadczenia wiemy, że takie środki mogą bardzo szybko stracić skuteczność." - zauważył Kęstutis Budrys, litewski szef dyplomacji.
"Odwilż pomiędzy Białorusią i Stanami Zjednoczonymi nie budzi zaniepokojenia w Rosji i nie spotkała się z reakcją Kremla. Oznacza to, że pojawiające się w przestrzeni medialnej opinie o dążeniu Łukaszenki do osłabienia uzależnienia od niej są mało wiarygodne. Dotyczy to również współpracy wojskowej. Wizyta Cole’a miała miejsce w przeddzień startu ćwiczeń Zapad-2025, których scenariusz przewiduje konflikt z NATO, a strony nie sygnalizowały, że przedmiotem rozmów była sytuacja militarna w regionie." - zauważa Piotr Żochowski (OSW) w swojej analizie.
Moim zdaniem warto zauważyć, że w momencie toczących się w Mińsku negocjacji z USA, trwały ataki rosyjskich dronów, stąd informowanie Polski przez białoruskie wojsko o lotach dronów były w tamtym momencie na rękę reżimu. Sęk w tym, że te i podobne zagrania Łukaszenki od dekad utwierdzają wielu zachodnich - w tym polskich - polityków, że Łukaszenka ma "jakieś pole manewru" na Kremlu. Nie ma i nigdy nie miał, ale ułuda trwała latami, bo było to w interesie gospodarczym wielu zainteresowanych.
Warto też, w mojej ocenie, dostrzec inne opinie. Siłą rzeczy atak przeciwko Polsce odbił się najbardziej echem medialnym w państwach bałtyckich. Każda następna wieść z naszego kraju była odnotowywana z uwagą. Wzmacnia to konkluzje, o których pisałem tydzień temu.
"Jeśli można doszukać się jakiejś pozytywnej strony w tym, że rosyjskie drony naruszają polską przestrzeń powietrzną, to być może jest nią przyspieszenie dążeń Polski do stania się czołową potęgą gospodarczą i militarną Europy Wschodniej. "Jeśli napijesz się z Rosjaninem, po drugim kieliszku niemal na pewno zapyta: „Szanujesz mnie?” (Ty mienia uważajesz?). W tym pytaniu kryje się pewien kompleks niższości. Z jakiegoś powodu stale potrzebuje on potwierdzenia, że jest traktowany na równi. Niestety, ten kompleks niższości w dużej mierze kształtuje również rosyjską politykę zagraniczną. Moskwa nigdy nie zapomina państw ani narodów, które uważa za winne jej jakiegoś afrontu. Obecnie dotyczy to przede wszystkim Ukrainy, która odmówiła podporządkowania się Moskwie, rozpoczynając rewolucję na Majdanie i obalając rosyjskiego namiestnika, Wiktora Janukowycza. Rosja od dawna żywi też szczególną urazę wobec Polski, a w ostatnim czasie także wobec Finlandii." - napisał Peeter Kaldre, estoński publicysta, który pozytywnie odbiera polskie dążenia do odzyskania świadomej suwerenności i pozycji w naszym regionie byłej I Rzeczpospolitej.
Przyznam, że z satysfakcją odnotowuję takie sygnały, które legły u podstaw działania również naszego portalu. Jest nią świadomość wolności, którą zapewniał wciąż istniejący fundament duchowy poprzedniego konstruktu. Ten sam fundament, można odczytać w oświadczeniu, na razie działającego tylko na niwie dyplomatycznej, Trójkąta Lubelskiego, czy również inicjatywie samorządowców Wilna. W przestrzeni kultury, to również publikacja "Dziadów" w formie audiobooka, w języku białoruskim.
Na zakończenie przytoczę słowa, które powinny być puentą dla wstępu tego komentarza. "Polska już uczy się od Ukrainy. Jesteśmy świadkami wojny, która bardzo różni się od tych, jakie znaliśmy – różni się długością, skalą i intensywnością. To nie jest konflikt podobny do wojen w Afganistanie czy Iraku, w których sam brałem udział. Musimy też dostrzec lekcje wykraczające poza sferę militarną – a mianowicie odporność społeczną. Ukraińskie społeczeństwo, poddane brutalnej agresji – nie od 2022 roku, lecz od 2014 – radzi sobie niezwykle dobrze w obliczu ogromnego obciążenia. Kluczową rolę odgrywają organizacje społeczne, weterani oraz armia jako część życia społecznego. Dobrym przykładem jest inicjatywa „Ukraińska Straż Kobiet” z Borodzianki, działająca w całym kraju i ucząca kobiety, jak radzić sobie – mówiąc wprost – bez swoich mężów. Publikują poradniki i instrukcje, jak przetrwać ten trudny czas wojny. Widzimy państwo, które działa zdecydowanie. Ukraina zawsze była krajem zdecentralizowanym, ale wojna doprowadziła do większej centralizacji. Często słyszymy, że Ukraina otrzymuje pomoc i pojawiają się pytania o jej wdzięczność. Ja doświadczam tej wdzięczności każdego dnia. Ale chcę też podkreślić: Ukraina jest źródłem wiedzy." - mówił Piotr Łukasiewicz, chargé d'affaires RP na Ukrainie. Czy wyciągniemy wreszcie z tego właściwe wnioski?