Zdjęcie: Pixabay
12-12-2023 09:30
W minionym tygodniu narastały pytania co do jedności świata Zachodu, natomiast dzisiaj wątpliwości budzą sankcje, które podobnie jak ich przodek z czasów napoleońskich, czyli Blokada Kontynentalna są nadal dziurawe. Oczywiście nie mogą one działać, gdyż liczba państw, które do sankcji przystąpiły jest relatywnie mała. Jednak szczególnie niepokojąco wygląda kwestia ropy naftowej, gdzie państwa wspierające Ukrainę liczyły na ograniczenie wpływów do rosyjskiego budżetu, tymczasem Rosja, obchodzi narzucone pułapy sprzedażowe. Ropa też skutecznie przekierowywana jest poprzez innych państwowych adresatów, dzięki czemu wciąż dociera, jak to było dotąd, na miejsce, w tym do Niemiec.
"Sankcje na eksport rosyjskiej ropy nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, Moskwie udaje się ominąć górne limity cen ropy, a dolary za ropę w dalszym ciągu wpływają do rosyjskiego budżetu. To nie jest tak, że limit cenowy nie miał żadnego wpływu. Jak wynika z nowej analizy przygotowanej przez zespół doradców Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA), w ciągu ostatniego roku program kosztował Kreml 34 miliardy euro przychodów z eksportu, co stanowi równowartość około dwóch miesięcy tegorocznych zysków. Ale to znacznie mniej, niż oczekiwali twórcy zasad; co więcej, wpływ ten był najbardziej odczuwalny w pierwszej połowie 2023 r., zanim zaczął zanikać. Rosyjska ropa jest obecnie niezmiennie sprzedawana po cenie przekraczającej limit 60 dolarów." - czytamy w "Politico".
Słabość, którą widzimy w rozumowaniu krajów niegraniczących z Rosją jest widoczna w wielu ostatnich analizach, które dotyczą sankcji. Według tych teorii zachodnich, dotkliwość sankcji ma automatycznie wywołać "nieuchronny" bunt w Rosji. "Bardziej rygorystyczne egzekwowanie sankcji, w tym związanych z nielegalnym praniem pieniędzy, może w znacznym stopniu przyczynić się do zmniejszenia zdolności Putina do prowadzenia wojny. Takie działania podniosłyby następnie pytanie, jak długo naród rosyjski może tolerować słabe rosyjskie świadczenia publiczne, dostępność wysokiej jakości towarów konsumpcyjnych i usług medycznych oraz poświęcanie rosyjskiej młodzieży w celu wsparcia wojny. Spowodowałyby one również dalsze osłabienie i tak już słabej gospodarki. Bilans tych czynników w zestawieniu z niezłomną wolą narodu ukraińskiego przy wsparciu Zachodu wcale nie jest na korzyść Putina." - napisał Thomas J. Duesterberg, analityk Hudson Institute.
Ślepa wiara Zachodu w tak jednoznaczny wpływ sankcji, wraz z istotnym zmniejszeniem wsparcia dla walczącej Ukrainy przynosi łącznie opłakane skutki, gdyż powoduje coraz częstsze pytania o sens dalszej wojny. "W ciągu ostatnich dwóch lat, od rozpoczęcia wojny na Ukrainie, Europa i inni darczyńcy obiecali "wspierać Ukrainę tak bardzo, jak to konieczne". "Wydaje się, że dochodzimy do punktu, w którym widzimy granice tego "tyle, ile trzeba", że jest to "tyle, ile możemy uzgodnić". A jeśli w tym tygodniu nie uda się osiągnąć porozumienia w praktycznie wszystkich najważniejszych kwestiach, od sankcji, przez rozszerzenie, pomoc finansową, po pomoc wojskową, wydaje się, że będzie to sygnał dla Ukraińców, że niestety strategia, którą wybraliśmy, nie zadziałała" - powiedział minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis" - czytamy wczorajszą wypowiedź ministra. "Chcę wierzyć, że nadal istnieje wystarczająca siła, aby ocenić okoliczności i konsekwencje tego niepowodzenia w osiągnięciu porozumienia, które z pewnością wpłynęłoby nie tylko na Ukrainę, ale także na region, wpłynęłoby również na nas, a nawet, powiedziałbym, miałoby konsekwencje globalne" - dodał szef litewskiej dyplomacji.
Sankcje odczuwają szczególnie za to mniejsi "pomocnicy", choć z różnym tego skutkiem, ze względu na inne położenie geopolityczne. Tak więc największy pracodawca w obwodzie królewieckim, holding samochodowy Awtotor przerzuca eksport montowanych chińskich samochodów na transport morski, który i tak odpowiada według oświadczenia gubernatora Alichanowa za 40% całości transportu do i z rosyjskiej eksklawy. Choć w mojej ocenie i tę wartość można pomniejszyć, gdyż wciąż doskwiera brak większej liczby typowych promów kolejowo-samochodowych. Jakkolwiek, już teraz zmniejszona z pułapu 100 do 50 tysięcy liczba zmontowanych w regionie chińskich pojazdów może być trudna do osiągnięcia. Na szczególne uznanie, co jest warte odnotowania, zasługują litewscy celnicy, którzy od miesiąca stosują bardzo szczegółowe i dzięki temu powolne kontrole pojazdów w tranzycie do i z obwodu. Takie stosowanie sankcji, jak można przypuszczać, wpłynie na obniżenie przyszłorocznych limitów na tranzyt.
Osobnym przypadkiem jest Białoruś, którego trwająca już drugi tydzień wycieczka Łukaszenki przyniosła nie tylko odznaczenie go przez Teodoro Mbasogo Orderem Niepodległości Gwinei Równikowej, czy umowy tam podpisane, których realizacja, biorąc za wzór ubiegłoroczny przypadek Zimbabwe, może być dość kosztowna. Próby ominięcia sankcji zachodnich przez Łukaszenkę w postaci znajdowania coraz dalszych kontrahentów jest skazany na porażkę.
Handel paliwami, nawozami sztucznymi i drewnem, które były głównym źródłem wpływów spadł od 40 do 87% na skutek sankcji. Jak zauważają analitycy ośrodka BEROC, "poszukiwanie nowych partnerów handlowych w odległych i biednych krajach Afryki, Azji Południowo-Wschodniej, Ameryki Południowej jest nieefektywne, twierdzą analitycy. Ponieważ rosyjska gospodarka znajduje się pod jeszcze większą presją sankcji i będzie nadal znajdować się w stagnacji, "dalsze pogłębianie integracji z Rosją zagraża niezależności naszego kraju"" - napisali w analizie. Dodajmy do tego rosnący indeks militaryzacji (19 miejsce na świecie, dla porównania Polska na 46 miejscu), kolejne sankcje USA i pogarszające się wskaźniki zatrudnienia i przepis na pogłębienie problemów, a tym samym coraz większą zależność od Moskwy, mamy gotowy.
Choć biorąc pod uwagę wrodzony spryt Łukaszenki, cały czas próbuje się z tej sytuacji uratować - jak wskazują białoruscy publicyści, to właśnie ta przyczyna była głównym powodem szybkiego wylotu Łukaszenki do Chin. "Łukaszenka musi szukać kogoś, na kim będzie mógł polegać w nowych realiach, biorąc pod uwagę możliwą zmianę układu sił w regionie. I nie ma wielkiego wyboru – całą nadzieję pokłada w Xi, który jest w stanie uratować go przed Władimirem Putinem, Zachodem i Hagą. I gwarantuje spokojny sen. Jeśli oczywiście będzie chciał." - konkluduje Ihor Lenkiewicz. A środowisko białoruskiej opozycji na emigracji widzi już te trendy i zaczyna się integrować i aktywizować - na uwagę zasługują trzydniowe spotkania zespołu Swiatłany Cichanouskiej w Waszyngtonie, jak też konferencja środowiska białoruskiego w Kijowie.
Są więc pewne podstawy do optymizmu. A jednak na naszym, krajowym poletku, pozostają do rozwiązania dwie kwestie, które w mojej ocenie są kluczowe. Pierwsza to wciąż podnoszona przez szereg ekspertów, jak i naszą redakcję, sprawa bezpieczeństwa ludności cywilnej. I tutaj podam przykład Litwy, choć i tak oni wyprzedzają nas w tym obszarze.
„W zasadzie zaczęliśmy tworzyć wszystko od zera” – powiedziała Minister Spraw Wewnętrznych Agnė Bilotaitė, mówiąc o systemie ochrony ludności na Litwie. Zarówno opozycja, jak i prezydent są zgodni, że obszar ten od kilkudziesięciu lat jest na Litwie zapomniany. Jednak ich zdaniem przełomu nie udało się dokonać, zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku lat. "Głośno mówimy o lekcjach płynących z Ukrainy, ale sami bardzo powoli wyciągamy z nich wnioski" - oświadczyli przedstawiciele prezydenta Gitanasa Nausėdy w komentarzu"- czytamy w litewskich mediach.
Wciąż są problemy z brakiem przepisów wykonawczych do ustawy o zarządzaniu kryzysowym i ochronie ludności, są kłopoty z brakiem projektów nowych schronów, etc. Ale chcę zauważyć, że Litwini mają już ustawę, mają też działający system schronów - w przeciwieństwie do polskiej "mapki schronów", według których, dla przykładu, XIX-wieczne podpiwniczenia o glinianym klepisku w sypiących się kamienicach mojego miasta, są wiarygodnym miejscem schronienia. W naszym przypadku można dodać, że nawet nie lekcje z Ukrainy, ale hekatomba ludności cywilnej w trakcie bezpośrednich działań wojennych z lat II wojny światowej, niczego nas nie nauczyła. A może inaczej, nieco złośliwie wspomnę: odpowiednie wioski były wyciągnięte, ale w okresie PRL. Może obecny, nowy Sejm, wreszcie raczy pochylić się nad bezpieczeństwem swoich wyborców?
A polepszenie sytuacji bezpieczeństwa w zakresie ochrony ludności może przyczynić się do wzrostu zaufania. Na Litwie wskaźnik deklarowanej chęci obrony kraju przez obywateli z bronią w ręku, spadł do poziomu 30 procent, ale to też jest kolejny efekt zmęczenia wojną, a w tym przypadku przykład idzie z góry. "Ubiegły rok był rokiem wyjątkowym, dało się odczuć skutki nowości wojny, mobilizacja społeczna była bardzo duża, wyraźnie wzrosła liczba chętnych do obrony kraju. W tym roku podwyżka już spadła. W pewnym sensie wróciliśmy do poziomu przedwojennego, ale determinacja w obronie kraju jest większa w porównaniu z 2017 rokiem” – zauważyła Ainė Ramonaitė, wykładowczyni Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych (TSPMI) Uniwersytetu Wileńskiego." - czytamy w omówieniu. I nie możemy ulegać złudzeniom - jak to przypomniał Grzegorz Kuczyński - Rosja, oprócz efektu propagandowego, ma rzeczywiste plany co do naszego regionu.
I druga sprawa, która choć poboczna, to jest dotkliwa dla każdej strony. Powoli rozwiązuje się kwestia blokad na przejściach drogowych Polski z Ukrainą. "Jeśli blokada ukraińskiej granicy stanowi problem dla polskiej gospodarki, to dla Ukrainy jest to katastrofa” – napisał 1 grudnia na swojej stronie na Facebooku Władimir Popereszniuk, współzałożyciel prywatnego giganta usług pocztowych na Ukrainie, Nova Poshta. *...) Ukraińscy sprzedawcy detaliczni, z którymi rozmawiał Kyiv Independent, twierdzą, że blokada znacznie skomplikowała dostawy towarów importowanych do kraju. Zwiększenie przepustowości na innych przejściach granicznych jest prawie niemożliwe do szybkiego przeprowadzenia, co zmusza firmy do całkowitej rezygnacji z importu." - czytamy w relacji.
"Spróbujmy zasymulować, jak można rozwiązać kwestię blokady granicy z Ukrainą. Co zaskakujące, przyczyny tego kryzysu są przede wszystkim polityczne, a nie gospodarcze. Dlatego rozwiązanie będzie w sferze polityki, a nie ekonomii.(...) Postulaty strony polskiej dotyczące wydzielonej kolejki dla polskich ciężarówek i komplikacji systemu ECMT (certyfikaty Europejskiej Konferencji Ministrów Transportu) nie wymagają w ogóle dyskusji, bo są to przepisy dyskryminujące, których nie da się dotrzymać i zostanie łatwo unieważnione w sądzie. Zamiast tego Kijów może zgodzić się na dwa żądania polskich protestujących bez szczególnych problemów dla swojego biznesu. Pierwszym z nich jest wprowadzenie osobnej przepustki dla pustych samochodów dostawczych na każdym punkcie kontrolnym. Faktem jest, że Polacy w odróżnieniu od ukraińskich przewoźników często przywożą na Ukrainę jedynie towar i ciężarówki wracają puste. (...) Drugie ustępstwo jest bardziej skomplikowane. Chodzi o przywrócenie ukraińskim kierowcom polskich firm transportowych dostępu do systemu Droga, który umożliwia Ukraińcom w wieku poborowym swobodny wyjazd z Ukrainy. Priorytet tego konkretnego żądania potwierdza pismo z polskiego Ministerstwa Infrastruktury, które zostało wysłane na Ukrainę i nie wspominało o żadnych innych żądaniach protestujących." - napisał Wiktor Dovgan, doradca Delegacji UE, który zauważa także, że kolejki na granicy to efekt wzmożonego handlu między Ukrainą a UE. Tym samym za priorytet powinno się uznać otwarcie dodatkowych przejść granicznych i budowę terminali multimodalnych.
Jak wspominałem już kiedyś wielokrotnie, warto także oprócz tych krótkoterminowych "interesików", spoglądać także na ich długoterminowe skutki, bo to także będzie kiedyś cena słabości, nie tyle naszych dwóch państw wobec siebie, ale wobec krajów, które tylko czekają, aby jak w tym przypadku, powinęła nam się noga.