Zdjęcie: James Peacock unsplash.com
02-09-2025 09:30
"W naszym nacjonalistycznym upojeniu nie zdawaliśmy sobie sprawy, że dla naszych przyszłych kandydatów do federacji idea jagiellońska ma zupełnie inny wydźwięk niż dla nas. Myśmy myśleli o historycznych świetnościach, a Ukraińcy o ... pacyfikacji. My śpiewamy "Obok Orła znak Pogoni" - ale współczesnych Litwinów ten typ tradycyjnego polskiego sentymentu napełnia wielką nieufnością. Dla profesora Kocha tysiącletnia niemiecka misja na słowiańskim wschodzie - to piękne miasta założone na prawie magdeburskim - sławni drukarze - uczeni w piśmie - cywilizatorzy świeccy i duchowni. Ale dla nas - Polaków współcześnie żyjących, - owa "misja" to Oświęcim - Generalne Gubernatorstwo i Gestapo. I tego nie odrobią żadne książki. To może odrobić tylko życie." - napisał w 1959 roku Juliusz Mieroszewski. Do tego wątku jeszcze powrócę, ale ostatnie zdanie warto zapamiętać na dłużej.
Kończąc zaczęty tydzień temu jeden z wątków morskich, statek towarowy HAV Dolphin, podejrzewany o używanie rosyjskich dronów rozpoznawczych, został 28 sierpnia skontrolowany w fińskim porcie Vaasa przez celników i straż graniczną. Wcześniej zwracał uwagę władz Niemiec i Holandii – podejrzewano go o działania szpiegowskie, choć dowodów nie znaleziono. Statek wielokrotnie zatrzymywał się na dłużej i poruszał się nietypowo, a w jego pobliżu obserwowano drony. I podobnie jak w Niemczech - jak wynika z komunikatu - również nie znaleziono nic nietypowego. Jak widać, takie zabawy mogą trwać długo. Niebezpiecznie jest też na wodach Morza Czarnego, gdzie statki wpadają na "nieznane urządzenia wybuchowe".
Na niewiele zda się wieść, że ruch niektórych przeze mnie obserwowanych statków odbiega od normy, a czym to jest rzeczywiście spowodowane, obecnie nie wiadomo. Istotny jest wniosek, że podobne działania to także element pewnej dozy niepewności co do zamiarów przeciwników. Wystarczy, że wczoraj w estońskich mediach dużym echem odbiła się ponowna awaria podmorskiego kabla energetycznego Estlink 1. I tym razem, jak zapewniają energetycy jest to zwykła awaria podstacji lądowej w Finlandii.
Z morzem związany jest również inspektor Marynarki Wojennej Niemiec, wiceadmirał Jan Christian Kaack, który w minionym tygodniu mówił o zagrożeniach, o których pisałem tydzień temu. Według niego Rosjanie używają dronów oraz podejmują „próby infiltracji, próby sabotażu”. Chodzi przede wszystkim o wielokrotne uszkodzenia kabli podmorskich na Morzu Bałtyckim, do których doszło w ostatnich miesiącach. Tezy, że były to nieporozumienia lub przypadek, admirał określił „bajkami z krainy baśni”. To, że brały w nim udział sojusznicze statki chińskie, o tym już nie było mowy.
Niemiecki oficer ostrzega również przed ryzykiem „eskalacji przez przypadek”. A na koniec tej wypowiedzi nie pominął typowej "żonglerki czasem", przy czym zamiast dotychczasowego "X lat", użyty został zwrot "nie później niż do 2029 roku". I to, że jest to nierealna - a raczej uspokajająca - ocena sytuacji, przekonują nas najbardziej narażone państwa bałtyckie. Wraz z nimi, tutaj w Polsce, zdajemy sobie sprawę, że okno Overtona dla rosyjskich działań w naszej przestrzeni wolnych narodów byłej I Rzeczpospolitej, przesunęło się znacznie do przodu. Ale o tym za chwilę.
"Rosyjska propaganda z całych sił stara się przedstawiać państwa bałtyckie, w tym Łotwę, jako państwa nieudane, które z kwitnących republik radzieckich zamieniły się w europejską prowincję. Nie brakuje oczywiście takich, którzy w mediach społecznościowych publikują obrazki ze „słonecznej radzieckiej przeszłości”, utyskują na „upadły przemysł”, puste plaże w Jurmale i utracone rosyjskie ładunki ropy. Może mają rację? Nie!" - takie słowa czytamy w łotewskich mediach.
"Dlaczego Rosja tak bardzo forsuje narrację o „nieudanych” państwach bałtyckich? Po pierwsze, ta narracja jest potrzebna na użytek krajowy, aby usprawiedliwiać własny reżim i umacniać władzę. Rosjanom wmawia się, że państwa, które odłączyły się od Rosji, poniosły porażkę, a poziom życia ich mieszkańców się pogorszył. W ten sposób tłumi się pragnienia wolności i demokracji w samej Rosji. Po drugie, to narzędzie do dyskredytowania rozszerzenia NATO i Unii Europejskiej. Rosyjska propaganda próbuje pokazać, że sojusze, które udzieliły państwom bałtyckim wsparcia politycznego, militarnego i finansowego, nie potrafiły ich „wyciągnąć z kryzysu”. Po trzecie, Rosja stara się siać podziały w społeczeństwach bałtyckich. Szczególnie kieruje przekaz do rosyjskojęzycznej części mieszkańców, propagując tezę, że zostali oni porzuceni i ucierpieli ekonomicznie na skutek odłączenia od Moskwy. Tymczasem dane i fakty dowodzą, że większość społeczeństwa skorzystała na reformach i integracji z Zachodem. To narracja stworzona po to, by podsycać nieufność między grupami i osłabiać jedność państwa. I najważniejsze - atak Rosji na państwa bałtyckie nie jest wykluczony. Być może gdybyśmy nie byli członkami NATO, już by do niego doszło. Dlatego Rosji tak zależy na szerzeniu wątpliwości i podziałów w naszych społeczeństwach - to główny cel jej propagandy." - wnioski z tej opinii są jednoznaczne i wspólne dla wszystkich naszych krajów.
Estończycy z kolei dostrzegają te same spostrzeżenia jeszcze inaczej. Jak zauważa zauważa estoński publicysta Andriej Kuziczkin, praktycznie nikt w rosyjskojęzycznych mediach społecznościowych nie poparł przemówienia prezydenta Alara Karisa z okazji Dnia Odzyskania Niepodległości. "Praktycznie nikt nie poparł przemówienia prezydenta w języku rosyjskim. Cytatów mogłoby być więcej, ale ogólny sceptycyzm jest oczywisty: z jednej strony rosyjskojęzyczna publiczność nie uważa Dnia Odzyskania Niepodległości Estonii za swoje święto. Z drugiej – całkowicie neguje istnienie prawdziwej wolności w nowoczesnym państwie estońskim. Oczywiście, w sieci działa wielu kremlowskich botów, których zadaniem jest oczernianie Estonii i naszej polityki." - napisał Kuziczkin, który podaje wybrane cytaty z mediów społecznościowych, z których zdanie "Estońska historia to historia głupoty, chciwości, korupcji i nazizmu!!!”" - jest jednym z najlżejszych.
Autor podkreśla, że słabość integracji rosyjskojęzycznej społeczności wynika nie tylko z czynników politycznych, lecz także z niskiego poziomu satysfakcji z życia i utraty dawnej pozycji społecznej. Twierdzi, że propaganda rosyjska pielęgnuje mit „estońskiego nazizmu” i wizje ponownego zdobycia Narwy czy Tallinna przez Rosję, co stwarza realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Widoczne jest utrwalanie traum po dekomunizacji i desowietyzacji, co w połączeniu z rosyjską dezinformacją wzmacnia poczucie wykluczenia i wzrost nastrojów prorosyjskich w niektórych regionach przy granicy z Rosją. Notabene takie działania Niemców były stosowane w Czechosłowacji czy w Polsce przed 1939 rokiem.
Na razie wciąż te nastroje są utrzymywane w ryzach, w tym przez aktywną działalność służb bezpieczeństwa, gdyż sytuacja ekonomiczna tego kraju wciąż nie należy do najlepszych. Tym niemniej znów zwracam uwagę na przyspieszenie przesuwania okna możliwości, które trwa od początku tego roku. Zresztą artykułowi publicysty towarzyszą też takie publikacje, jak metody pozyskiwania szpiegów przez rosyjskie służby, czy nawoływania do opuszczenia przez Estonię unijnego paktu migracyjnego.
Oczywiście z racji bliskości, najbardziej zwracamy uwagę na ćwiczenia "Zapad". Same w sobie, są tylko cieniem poprzednich edycji. Niemniej niosą inne znaczenie. "Stefan Hedlund, naukowiec z Uniwersytetu w Uppsali i jeden z wiodących ekspertów w sprawach Rosji, w artykule „Bezpieczeństwo Bałtyku: nie odwracaj wzroku od Kremla” podkreśla, że tradycyjne modelowanie scenariuszy wojennych nie jest już wystarczające. Twierdzi, że znacznie bardziej prawdopodobne jest „nasilanie różnych operacji hybrydowych, mających na celu sprawdzenie determinacji państw docelowych i ocenę, jak daleko można posunąć prowokacje, zanim wywołają poważną reakcję”. Zakres tych działań szybko się rozszerza – od lotów dronów po sabotaż podmorskich kabli i infrastruktury lądowej. Hedlund wyciąga surowy wniosek: „Rosja nie tylko przygotowuje się do długiej wojny z Ukrainą, lecz także opracowuje różne scenariusze ataków wywiadowczych przeciwko NATO, z głównym celem pokazania, że artykuł 5, czyli pakt o wzajemnej obronie, nie działa”. - zbiór opinii przedstawionych w łotewskich mediach, potwierdzają fakty wypływające z wniosków.
Takie jak rozpoczęte przez Szwecję prace nad dużymi dronami podwodnymi, mającymi ochraniać infrastrukturę. Tak naprawdę mamy więc do czynienia z balansowaniem po bardzo cienkiej linie - o czym wspominam od lat - z jednej strony chcemy rzetelnej oceny sytuacji, a z drugiej, czeka nas popadanie w zbędną przesadę. Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kirył Budanow ostrzegł, że podczas ćwiczeń „Zapad 2025” przeciwko Ukrainie i krajom europejskim będzie prowadzona szeroko zakrojona presja dezinformacyjna. „Po wydarzeniach na Ukrainie w 2022 roku te ćwiczenia nie mogą być już postrzegane jedynie jako treningi, lecz jako coś więcej. To jest problem. Już teraz panuje fala napięcia, a wraz z rozpoczęciem fazy aktywnej 12 września zobaczymy ogromną falę eskalacji informacyjnej” – powiedział Budanow dodając, że dezinformacja będzie pochodzić z różnych źródeł. Około 90% z Rosji, a reszta z innych kierunków, „wywołując histerię”.
"Jak każde przełomowe wstrząsy historyczne, wielka wojna na ziemi ukraińskiej przyspieszyła transformację „okna Overtona”. To, co przed 24 lutego 2022 r. uważano za zbyt radykalne lub wręcz nie do pomyślenia, stało się rozsądne, popularne i normalne na naszych oczach. Granice dopuszczalnej dyskusji wojennej zmieniały się co roku, a latem 2025 r. proces ten przyspieszył – zarówno w samej Ukrainie, jak i poza jej granicami. " - napisał Mychajło Dubyniański.
Według ukraińskiego publicysty, po szczycie w Alasce wizerunek Putina zaczął przesuwać się od całkowitego wyrzutka w stronę „akceptowalnego” i „rozsądnego”, a wcześniejsze scenariusze, "nie do pomyślenie", takie jak wymiana terytoriów w Ukrainie, zaczęły być poważnie dyskutowane w Białym Domu i zachodnich mediach. Choć nie wprowadzono ich jeszcze w życie, samo włączenie tych pomysłów do międzynarodowego dyskursu osłabia opór Ukrainy i stopniowo normalizuje atak wobec państwa sąsiedniego, wpływając na decyzje innych, lokalnych "Putinów".
Z mojego punktu widzenia, dodam, że o ile rosyjskie okno możliwości przesuwa się w jedną stronę, to stosunki polsko-ukraińskie zmierzają w dokładnie odwrotnym kierunku. Dla przykładu Michał Kujawski z "Kyiv Post", jak i dziennikarz Jakub Maciejewski nieco inaczej widzą tego przyczyny. Kujawski wskazuje, że te napięcia są wynikiem braku zaufania i wzajemnych oczekiwań, które nie zostały spełnione. Podkreśla również, że te problemy mają wpływ na stosunki między krajami i mogą utrudniać dalszą współpracę.
Z kolei Maciejewski argumentuje, że Polska zmarnowała wyjątkową szansę na asymilację ukraińskich uchodźców i budowanie z nimi trwałych więzi politycznych oraz gospodarczych. Zamiast tworzyć instytucje wspierające integrację i współpracę, część polskiej prawicy koncentrowała się na demonizacji Ukraińców, podkreślając postaci jak Bandera, co pogłębiało antagonizmy i osłabiało szansę na wykorzystanie ich propolskiego nastawienia. Maciejewski podkreśla, że Ukraińcy przybywający do Polski byli często najbardziej otwartą częścią społeczeństwa, której Polska mogła nadać wpływ i zależność – tymczasem inicjatywy asymilacyjne zostały zaniedbane, a sprawę przejęły Niemcy i lewica.
Tutaj warto przypomnieć, że sytuacja zaczęła się pogarszać już po roku trwania wojny. Blokady graniczne, ślimacze tempo rozwiązywania kwestii historycznych, obecny "foch" mediów ukraińskich, jako forma wymiany ciosów, to tragiczne akty tego samego dramatu, który współcześnie dzieli nas od wieku. Nikt z nas tego nie naprawi od tak, można tylko robić mozolne kroki naprzód. Jak napisał Mieroszewski, to może naprawić tylko życie. I tak, możemy wrócić do starego porządku: wymieniamy tylko dolary, zapewne kosztem pamięci. Warto jednak sobie odpowiedzieć już teraz na dwa pytania. Ilu - bo jest ich wielu - będzie rzeczywistych beneficjentów tego stanu rzeczy. I wreszcie, kto w tej atmosferze, będzie na Ukrainie "pierwszym chłopcem do bicia", w coraz bardziej usprawiedliwianym społecznie scenariuszu "pokoju za wszelką cenę"?