Zdjęcie: Wikipedia
26-08-2025 09:30
"Oceany to arterie globalnej gospodarki, a kto kontroluje te arterie, kontroluje świat. Żyjemy na planecie, na której 90% handlu odbywa się drogą morską, a mimo to, dominujące na niej mocarstwo produkuje zaledwie 0.1% statków. To brzmi jak science fiction, ale to dzisiejsza rzeczywistość.(...) Jeśli zatem Stany Zjednoczone chcą realnie rywalizować z Chinami na morzu – muszą zrobić więcej niż tylko pompować pieniądze we flotę. Muszą odbudować cały ekosystem przemysłowo-technologiczny - najlepiej z udziałem państwa. Obserwatorzy wskazują, że aktywna pomoc państwa jest najlepszym remedium na najbardziej dotkliwe problemy sektora stoczniowego wynikające z chronicznego zaniedbania i wieloletniego okresu dezinwestycji." - napisał w lipcu, Jakub Knopp, analityk Instytutu Nowej Europy. Warto pamiętać o tym w momencie aktualnego wybudzenia ze snu końca historii, zwłaszcza, że i w Polsce pojawiły się dyskusje na temat sensu posiadania floty.
Kiedy w maju tego roku wspominałem o pozorach, które wpływają na osądy wielu polityków i decydentów, napisałem również o roli powiększającej się dysproporcji między Chinami a USA, w wielkości floty nie tylko wojennej, ale przede wszystkim floty handlowej. Cały problem polega na tym, że - moim zdaniem - wciąż nie dostrzegamy istoty głównego zagrożenia. W tej optyce, statki handlowe, również są okrętami wojennymi. Dlaczego?
Marynarze flot wojennych i bardzo niewielu polityków krajów NATO już to wie: statki handlowe mogą być dzisiaj podobnymi platformami bojowymi, jak ich wojskowe odpowiedniki w szarym malowaniu. Nie dysponując zaawansowanymi systemami walki i rozpoznania, w swoim teoretycznym zastosowaniu bardziej mogą przypominać jednorazowe brandery z dawnych flot żaglowych, czy niemieckie rajdery z okresu I i II wojny światowej. Jednak zmiana technologii przyniosła ich nowe zastosowanie.
Nauczka, którą dostajemy jako państwa naszego regionu, od momentu zerwania fińsko-estońskiego gazociągu Balticconnector, przyniosła tylko częściowe rozwiązanie tego problemu w postaci natowskiej operacji "Baltic Sentry". I przyznajmy wprost: działających najczęściej post factum. Jeden z takich przypadków, czyli przerwanie kabla Estlink 2, co wpłynęło na ceny energii w państwach bałtyckich, jest właśnie rozstrzygany przez sąd w Helsinkach.
Tak więc jedną z najnowszych - a historycznie najstarszej - broni statków handlowych jest zwykła kotwica, którą w obecnej postaci znamy od czasów rzymskich. Dzisiaj służy nie tylko do zrywania połączeń podwodnych, co pośrednio przekłada się na ceny energii, a tym samym na ekonomię wielu krajów, ale również jest pewnego rodzaju bronią psychologiczną.
Jest jeszcze drugi rodzaj broni. Ten jeszcze nie ujawniony, nie sprawdzony w realnym działaniu. Ale w postaci lądowej już raz, widowiskowo pokazano jego możliwości. Myślę oczywiście o ukraińskiej operacji "Pajęczyna", gdzie drony do ataku przeciwko rosyjskim samolotom wojskowym wystartowały z naczep zaparkowanych nieopodal ciężarówek.
I podobnie może być z kontenerami, przewożonymi - na przykład - przez chińskie statki przeznaczone do przewożenia tego typu ładunku, ale nie tylko. Według danych Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD), w raporcie na temat handlu morskiego z 2023 roku, Chiny posiadały flotę handlową liczącą ponad 9200 jednostek, z czego ok. 460 to kontenerowce, 1520 drobnicowców i 1870 masowców. Liczby, które robią wrażenie nie tylko na papierze. Gdyby z oczywistą przesadą sparafrazować słynny cytat Chruszczowa, to Chiny produkują dzisiaj statki jak parówki.
Porównajmy też czas i koszty. Około półtoraroczna budowa typowego kontenerowca zaczyna się od sumy około 70 mln dolarów, a koszt trwającej nawet pięć lat budowy fregaty brytyjskiego Type31 oscyluje wokół 450 mln dolarów. Jednak na tę chwilę to zagrożenie pozostaje tylko teoretyczne, a to czy jest wykonalne na szerszą skalę, to tylko hipoteza. Bo właśnie efekt skali jest tutaj najważniejszy.
Jednym z moich ostatnich quasi-hobby jest obserwacja kilku chińskich statków pod banderą - aktualnie - Panamy. Pierwszym z nich jest wspominany niedawno Silmar Spirit, który zapowiedziany jeszcze w marcu w Królewcu, nadal do niego nie dotarł. Statek bardzo niespiesznie płynie sobie po Morzu Śródziemnym, co jakiś czas zatrzymując się na kilka dni i zmieniając port docelowy w raporcie systemu AIS. Ostatnią destynacją z Algieru, w którym statek stoi od 3 dni, miał być hiszpański port Algeciras koło Gibraltaru, przy czym ta informacja zniknęła. Jego większy kolega, bo należący do tego samego armatora, OVP Aries, tkwi od kilku dni u wejścia do portu w Stambule i być może przygotowuje się do przejścia na Morze Czarne. Jednak inną ciekawostką, jest ponowne pojawienie się w bliskiej okolicy, sprawcy przerwania gazociągu Balticonnector, czyli kontenerowca NewNew Polar Bear. Wprawdzie tylko w rosyjskim Archangielsku, ale tuż po wypłynięciu tydzień temu z tego portu, w celu udania się podobno do Szanghaju, statek wyłączył system AIS.
Na morzu jednak są również inne statki handlowe, równie zagadkowe, których obecność budzi większe zainteresowanie. "Statek towarowy HAV Dolphin, podejrzewany o działalność szpiegowską, w poniedziałkowy poranek znajdował się na Morzu Bałtyckim w pobliżu wybrzeża Niemiec. Według strony internetowej Vessel Finder jednostka jako cel podróży wskazała Vaasa, do której ma dotrzeć w czwartek rano – informują fińskie media. HAV Dolphin już wcześniej zwrócił uwagę zarówno niemieckich, jak i holenderskich służb bezpieczeństwa. Pływający pod banderą Antigui i Barbudy statek był podejrzewany o przewożenie rosyjskich dronów rozpoznawczych. Na początku maja jednostka opuściła rosyjski Królewiec i przypłynęła do niemieckiej Zatoki Kilońskiej, gdzie przez osiem dni stała na kotwicy. W tej samej zatoce stacjonuje 1. Flotylla niemieckiej marynarki wojennej. Kiedy w pobliżu bazy wojskowej zauważono drony, niemieckie władze zdecydowały się skontrolować Dolphina. Jak podają dziennikarze, policja nie znalazła dronów na statku, ale ustaliła, że cała siedmioosobowa załoga składa się z obywateli Rosji." - czytamy w estońskich mediach.
Według niemieckich władz od początku 2025 roku w pobliżu wybrzeża Szlezwiku-Holsztynu, w sąsiedztwie obiektów przemysłowych i wojskowych, odnotowano 34 podejrzane drony. Część z tych dronów była wypuszczana z pokładów statków należących do rosyjskiej „floty cieni”. A jakie tego mogą być efekty, to już kolejna dawka spekulacji: od danych wywiadowczych, przez zakłócanie lotu samolotów, aż wreszcie po akty sabotażu. Takie obrazki można mnożyć. Jednocześnie czy takie obserwacje to nadmiar ostrożności, względnie objawy postępujących obaw w myśl 4 etapu tzw. Doktryny Gierasimowa? Jakkolwiek tego nie oceniać, nasz przeciwnik wciąż działa i tym samym ma przewagę. Reagujemy wciąż za słabo i za późno.
"Szwedzka wyspa Gotlandia była pozbawiona prądu przez kilka godzin wieczorem 23 sierpnia. Jednoczesna przerwa w dostawie prądu na całej wyspie nastąpiła w sobotę wieczorem około godziny 21:30. Według firmy energetycznej Geab przyczyną awarii było uszkodzenie linii energetycznej prowadzącej na stały ląd. Strona internetowa Geab uległa awarii z powodu przeciążenia, ponieważ wiele osób jednocześnie wyszukiwało informacje. Przerwa w dostawie prądu na Gotlandii spowodowała problemy z zaopatrzeniem w wodę. Wyspa zmaga się z niedoborami wody od połowy lipca, a przerwa w dostawie prądu jeszcze pogorszyła sytuację. Około godziny 23:30 firma ogłosiła, że zasilanie zostało przywrócone wszystkim odbiorcom na wyspie." - podawały media ukraińskie. Przyczyny niewyjaśnione, choć późniejsze krążenie samolotów zwiadowczych NATO w sąsiedztwie wyspy budziła pytania.
Równocześnie rośnie też presja na granicy Polski i Łotwy, pojawiły się też efekty wewnętrznej kontroli na granic z Litwą. Wczoraj pojawiły się wiadomości o procederze sprzedawania białoruskich wiz pracowniczych w Nigerii. Z kolei w sobotę białoruskie media podawały, iż Białoruś i Pakistan podpiszą memorandum o współpracy w dziedzinie zatrudnienia. Póki co, wizja Łukaszenki 150 tysięcy Pakistańczyków na Białorusi, głownie do pracy - gdyż gospodarka zmaga się z brakiem rąk do pracy - nie ziściła się. Jest to też jakiś potencjał pozoracji i wpływu. Z kolei dane litewskiego wywiadu uspokajająco mówią o tym, iż przysłowiowo z wielkiej chmury będzie mały deszcz. Tak więc w "Zapadzie" ma uczestniczyć w sumie 30 tysięcy żołnierzy, z czego tylko dwa tysiące Moskali. Czy więc można odgwizdać przerwę w tym meczu?
Moim zdaniem, w chwili gdy Ławrow cynicznie określa ukraińskie prawo do istnienia, a wizyty rosyjskich dronów są coraz częstszym gościem na ziemiach wolnych narodów byłej I Rzeczpospolitej, jasne jest, że to nie koniec tej historii. Ani żadnej innej.
"Ukraina przywita kolejną rocznicę niepodległości z niejasnymi perspektywami zakończenia wojny – i równie niejasnymi perspektywami cywilizacyjnymi. Trzy i pół roku temu, w przededniu pełnoskalowej inwazji, wszystko było mniej więcej jasne. Dążyliśmy do tego, by stać się organiczną częścią Europy. Krok po kroku staraliśmy się zmniejszyć dystans dzielący Ukrainę od rozwiniętych krajów Unii Europejskiej. Marzyliśmy o zamożnym, demokratycznym, legalnym państwie, spełniającym współczesne standardy europejskie. Niestety, szeroko zakrojona agresja wojskowa Rosji znacząco wpłynęła na nasze plany. Rozwój społeczno-ekonomiczny, bezpieczeństwo, prawa i wolności obywateli – we wszystkich tych aspektach Ukraina została cofnięta. Jednak po 24 lutego 2022 roku pojawiła się u nas nowy, wyraźny kierunek. Dzisiejszą Ukrainę coraz częściej postrzega się jako kraj graniczny, kraj-fortecę, kraj-tarcza, który osłania spokojną Europę." - napisał historyk Mychajło Dubyniański.
Sęk w tym, że to już kiedyś było. Przegraliśmy wtedy słabością niedoceniania nieprzyjaciela, wzajemną wrogością i podziałami. I to również jest broń przeciwnika.