Zdjęcie: Pixabay
03-10-2023 09:30
Mazepa: Mości rotmistrzu, jestem syn kozaczy, Bić się umiem, lecz wcale nie czuję ochoty Tłuc ojca turkusówką w syna pancerz złoty; (...) Zbigniewie! Proszę teraz drugi raz waszmości O braterstwo i przyjaźń. Daj zemście spoczynek. Użyłem słów wabiących gniew i pojedynek, Abym poznał, czy wasze jest jednym z tych ludzi, Który się w domu ojca szpiegowaniem trudzi, I odejmuje pokój starca włosom siwym; Czy waść jesteś szlachetnym, ale nieszczęśliwym. O! tak, szczerze waszmości chcę być teraz bratem… "- wspominam te słowa naszego wieszcza, gdyż postać Mazepy, ujęta tutaj w romantyczne karby dramatu, nie odzwierciedla tragizmu późniejszego hetmana kozackiego, do którego postaci chcę kiedyś wrócić. Natomiast słowa te przypominają o czasie, kiedy wracając do współczesności, obecna awantura minie.
Owszem, na razie będziemy żyć ukraińskim zaproszeniem lub jego brakiem dla PGZ ma konferencję międzynarodową w sprawie uzbrojenia, wolumenami eksportu i importu podanymi przez źródła ukraińskie, czy czymś co jeszcze pojawi się na tej ścieżce. Dlatego, z mojego punktu widzenia, cieszą takie deklaracje, jak piątkowe oświadczenie ukraińskiego przemysłu mleczarskiego.
"Jesteśmy za nieskrępowanym wolnym handlem i konkurencją z Polakami. Mam nadzieję, że będzie to sygnał dla rządów i przedsiębiorstw wszystkich krajów UE, że branża mleczarska nie jest zainteresowana konfrontacjami, a już na pewno nie podsycaniem sytuacji politycznej pomiędzy naszymi krajami” – powiedział dyrektor Związku Przedsiębiorstw Mleczarskich Ukrainy (SMPU) Arsen Dydura. Polskie stowarzyszenia mleczarskie bardzo aktywnie promują produkty na nowych rynkach, a polscy przetwórcy zajmują czołowe miejsca w Europie. Dlatego musimy przyjmować Polaków jak partnerów, jak przyjaciół. I razem z nimi rozwijać naszą branżę. Oni też są tym zainteresowani - twierdzi Walentyn Zaporoszczuk, przewodniczący rady nadzorczej zakładów mleczarskich i konserwowych Ichnian. Przypomnijmy, że podczas Międzynarodowego Forum Spółdzielczości Mleczarskiej w Białymstoku, które odbyło się w dniach 20-21 września br., SMPU i polskie stowarzyszenia mleczarskie wezwały rządy Ukrainy i Polski do podjęcia konstruktywnego dialogu na rzecz dobra obu krajów." - czytamy w relacji, której fragment opublikowaliśmy na prowadzonym przez nas tagu #ciekawostkizewschodu ma portalu wykop.pl.
Słowa literackiej postaci Mazepy przypominają, że ktoś kiedyś będzie musiał wyciągnąć rękę do zgody - takie są otaczające nas realia. Oczywiście pozostaje kwestia współpracy Ukrainy z Niemcami. I powiem naszym ukraińskim przyjaciołom, pewną rzecz, którą nad Wisłą znamy od wieków: na tym koniu ujedziecie bardzo niedaleko, a ewentualny upadek będzie bolesny. Chcę teraz nawiązać do niedawnych słów ministra Zbigniewa Raua, wypowiedzi wprawdzie w duchu kampanii wyborczej, ale która w pewnym sensie dopisała historyczną puentę do cytowanych przeze mnie w poprzednim komentarzu słów ukraińskiej publicystki Oleny Babakowej, która napisała, że obecnie elity polskie zachowują się wobec Ukraińców tak samo, jak elity niemieckie wobec Polski. Przypomnijmy więc może jak było.
"Należy pamiętać, że Niemcy najintensywniej zabiegali o wprowadzenie swoich porządków na ziemiach polskich w czasach zaborów i okupacji III Rzeszy. W pierwszym przypadku zakładali, że jesteśmy Irokezami, czy wręcz dzikusami, jak to ujmował Fryderyk II, a w drugim po prostu untermenschami. W obu przypadkach istota tych porządków miała się sprowadzać do przekonania – zarówno Niemców, jak i Polaków – że między naszymi nacjami nie ma miejsca na żadną postać równości, ani moralnej, ani intelektualnej, ani cywilizacyjnej." - napisał minister spraw zagranicznych. Tak, to dotyczyło historii.
Metafora o upadku z konia, nie wzięła się znikąd. Przypomnijmy może niedawne zapytania partii Die Linke - o czym informuje red. Aleksandra Fedorska - o możliwości odbudowy Nord Stream, o wciąż ciągniętej nieprawdopodobnej bajce o jachcie i siedmiu (względnie sześciu) ukraińskich płetwonurkach w niecnej misji wysadzenia tegoż gazociągu, rosnącej pozycji w Niemczech jawnie prorosyjskiej partii AfD, czy wreszcie o fakcie najważniejszym, a umykającym wielu: Unia Europejska, do której kiedyś - być może rzeczywiście szybko - Ukraina wejdzie, nie będzie tą samą Unią, do której obecnie aspiruje. Zresztą nie tylko z tego jednego powodu. To czy Niemcy faktycznie, jak opisała to Anna Kwiatkowska (OSW) potraktują Ukrainę jako impuls dla swojego rozwoju, zastępując Rosję, w mojej opinii jest raczej bardzo dyskusyjne, wszak należałoby zmienić całkowicie mentalne podejście niemieckich polityków do Rosji.
"Długofalowo ten „ukraiński” impuls może zastąpić wielu niemieckim podmiotom ich marzenia o impulsie „rosyjskim”, czyli o mitycznym potencjale rosyjskiego rynku. W tym sensie Ukraina może stać się dla Niemiec „nową Rosją” (nie mylić z marzeniem Putina o Noworosji), z którą współpraca zapewni im przewagi, jakie dawała i miała dać rzekoma współzależność energetyczna i kooperacja z Federacją Rosyjską – a nawet więcej. Ukraina prawdopodobnie chętnie – bo z korzyścią dla siebie – podejmie się odgrywania ważnej roli we wzmacnianiu politycznego i gospodarczego znaczenia Niemiec. Nie oznacza to oczywiście, że Berlin zrezygnuje w ogóle ze współdziałania z Moskwą, zwłaszcza jeśli ta zawróci z obecnej neoimperialnej drogi „rozwoju”" - czytamy we fragmencie analizy.
Notabene w tej nowej UE, podobnie prezentowana obecna postawa władz Ukrainy wobec Polski, stanie się jej dyplomatyczną kością w gardle, wypominaną przez czas dłuższy. "Tymczasem ukraińskie zboże może nadal przepływać przez nasz kraj. Zachodnia broń w dalszym ciągu przepływa na Ukrainę przez węzeł logistyczny w Rzeszowie. Żadna z tych decyzji nie jest prezentem dla Putina. Ale pouczanie wiarygodnego i przewidującego sojusznika, pierwszego kraju, który pomógł Ukraińcom w ich najciemniejszej godzinie, z pewnością nim jest." - polską opinię na ten temat krótko i celnie przedstawił Marek Magierowski, ambasador RP w USA.
Poza tym, jeżeli jednak elity Ukrainy, rzeczywiście biorą pod uwagę - teraz nieprawdopodobną - możliwość już przyszłorocznych negocjacji z Rosją, być może za pomocą pośrednictwa Niemiec, to taki scenariusz nie może kończyć się dobrze. "Jak widzisz Rosję? Jako tymczasowe zagrożenie." - odpowiada w najnowszym wywiadzie niemiecki minister obrony Boris Pistorius.
"Wobec malejącej chęci do udzielania wsparcia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udał się tydzień temu do Waszyngtonu i zaapelował do Kongresu o kontynuację pomocy. „Jeśli pomoc przestanie nadchodzić, Ukraina przegra wojnę” – zacytował wypowiedź Ukraińca po spotkaniach, przywódca większości Demokratów w Senacie Chuck Schumer." - czytamy w Welt. "Nowych środków Ukrainie więc nie przyznano, choć rząd zwracał się o 24 mld dol., a kontrolowany przez demokratów Senat proponował zdominowanej przez republikanów Izbie Reprezentantów 6 mld. Szczęśliwie dla Kijowa rezerwa jeszcze jest. Z parlamentarnych szacunków wynika, że administracja dysponuje wciąż częścią wyasygnowanych wcześniej przez Kongres środków, które pozwolą utrzymać dotychczasowy poziom amerykańskiego wsparcia do listopada lub grudnia. Do tego czasu możemy się spodziewać ogłaszania przez Pentagon kolejnych pakietów z pociskami artyleryjskimi czy dronami. Co będzie potem? Nie ma co owijać w bawełnę – sytuacja nie przedstawia się dla Ukrainy kolorowo." - prognozuje Mateusz Obremski w DGP.
Jednak nie chcę rozwlekać tego tematu, a chcę przyjrzeć się jego źródłom. Co jest powodem aktualnego rozchwiania całego systemu międzynarodowego? Co jest powodem, że świat patrzy obojętnie nie tylko na wojnę na Ukrainie, ale i na faktyczne wypędzenie Ormian z Karabachu pod wpływem zajęcia tego terenu przez Azerbejdżan, Serbia wyciąga czołgi na granicę z Kosowem, a przez media światowe raczej nie przetacza się dyskusja o możliwej interwencji ONZ w kwestii przewrotu w Nigrze, a zamiast tego w duchu regionalizacji, chęć działania postulował afrykański sojusz ECOWAS.
W jednym z zeszłorocznych komentarzy, wskazywałem, że Rosja poprzez swoje działania na rzecz swojej wizji świata, od lat podkopuje i tak już malejący autorytet ONZ, co powoduje, że należy rozważać scenariusze obecnie "niewyobrażalne", jak wyjście Rosji - pod wpływem jakiegoś nieznanego obecnie czynnika - z tego grona, zapewne zresztą, nie samej. "Organizacja Narodów Zjednoczonych miała być klejnotem w koronie porządku opartego na zasadach, ale ostatnio siła i prestiż tego odwiecznego nieudacznika spadły do nowego niskiego poziomu. Spośród przywódców pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa tylko Joe Biden zadał sobie trud pojawienia się w zeszłym tygodniu na Zgromadzeniu Ogólnym. (...) Był czas, kiedy ludzi obchodziło, co ONZ ma do powiedzenia na temat kryzysów międzynarodowych, począwszy od serii zamachów stanu w Afryce i konfliktu azerbejdżańsko-armeńskiego po rzekomy udział Indii w zabójstwie działacza z Chalistanu w Kanadzie. Nikt dzisiaj nie uważa, że znajdująca się w impasie Rada Bezpieczeństwa lub fasadowe Zgromadzenie Ogólne mają do odegrania konstruktywną rolę w tych sprawach." - zauważa prof. Walter Russell Meade.
Ekspert Hudson Institute dostrzega też rosnącą słabość pozostałych filarów porządku międzynarodowego jak WTO i dodaje, że rozchwianie systemu porządku międzynarodowego nie było tak wielkie od końca lat 30 XX wieku. "Rosja bezwstydnie podważa wiarygodność Rady Bezpieczeństwa i autorytet ONZ. Zdecydowana większość członków ONZ głosowała za obroną sprawiedliwego pokoju i statusu Ukrainy. Jednak Rada Bezpieczeństwa pozostała całkowicie zakładniczką agresora w tej wojnie" - powiedział podczas swojego wystąpienia w ZO ONZ prezydent Estonii Alar Karis.
Wiemy jednak, że jakiekolwiek zmiany w RB ONZ wymagają braku weta. Tym samym sytuacja na tę chwilę jest patowa. Niuanse polityki mówią nam, co dzieje się zwykle z organizacjami, z których działania nic nie wynika. W tej sytuacji wydaje się, że bez powstania nowego systemu bezpieczeństwa międzynarodowego się nie obędzie. A zauważmy, że podobne działania, jak paraliż organizacyjny, Rosja, przy pomocy usłużnego reżimu Łukaszenki, wprowadza także w OBWE.
W tych ciemnych i burzliwych czasach należy więc tym bardziej, zgodnie z rzymską maksymą, dbać nie tylko o swój dom, ale i dom sąsiada. Chcę zwrócić Państwa uwagę na to co się stało w minionym tygodniu w Estonii i na Łotwie - pozornie nie związane ze sobą akcje wyklejania przez pochodzących z mniejszości rosyjskiej mieszkańców swoich samochodów literami Z i V oraz innym hasłami. Wprawdzie odpowiedzialne służby wywiadu uspokajają, że obie akcje są niepowiązane, to jednak nietrudno dopatrzeć się podobieństw z ćwiczeniami współpracy na poziomie lokalnym.
Niestety potwierdzają się tym samym tezy zawarte w przyjętej w minionym tygodniu przez Łotwę Koncepcji Bezpieczeństwa Narodowego, o działaniach rosyjskich na rzecz wpływu na liczną w tych dwóch krajach bałtyckich rosyjską mniejszość. Zresztą Łotwa także popełnia pewne błędy, jakimi są ostatnie problemy ze sprawą egzaminów językowych, czy także anonsowany w przyjętej Koncepcji zakaz publikacji w mediach państwowych treści w języku rosyjskim.
To tylko zauważalne i niepokojące przejawy możliwych ruchów wroga w naszym regionie - do takich należy cały czas utrzymujący się napływ migracyjny na granice UE z Białorusią, czy wszelkie działania wojny w cyberprzestrzeni, jakie z kolei doświadcza Mołdawia. W związku z tym reagujemy jednostkowo, przy czym wszelkie waśnie w gronie sojuszniczym, tylko pogłębiają narastające obawy co do naszej przyszłości. Przy gaszeniu pożaru najszybciej możemy liczyć na tych co są nam najbliżsi, jednak wymaga to rzeczywistej współpracy wszystkich zainteresowanych.