geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Wikipedia

Si Deus nobiscum, quis contra nos?

Michał Mistewicz

03-05-2022 09:30


Tytuł to jedna z pierwszych dewiz I Rzeczpospolitej, fragment Listu św. Pawła do Rzymian (8,31): Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Jednak ta dewiza, którą możemy odczytać na bramie wjazdowej na dziedziniec Zamku Królewskiego na Wawelu, dość buńczuczna w dzisiejszej interpretacji, po lekcjach pokory klęsk wojen XVII wieku, została zastąpiona już bardziej dojrzałą, nową dewizą: „Pro fide, Lege et Rege”. Słowa te: za wiarę, Prawo i Króla, dotyczą już wartości, dla których  można poświęcić dobro osobiste. Dewiza, już bardziej zgodna z duchem czasu, znajdowała się na ówczesnych monetach, broni, wyposażeniu żołnierskim, a także biżuterii.

Zachodzące słońce I Rzeczpospolitej na polach bitew Insurekcji Kościuszkowskiej zaowocowało ostatnią dewizą, którą nosili posiadacze obrączek, które nadawał Naczelnik Kościuszko - "Ojczyzna obrońcy swemu". To największy dowód oddania Rzeczpospolitej swojemu Narodowi, ale jak się wydaje, historia dopowiedziała jeszcze jeden sens temu zwrotowi. W ten sposób popadający w niewolę kraj, oddawał swoje znaczenie i wartości, temu co okazało się najcenniejsze, bo zaowocowało kilka pokoleń później: pamięci poszczególnych jej obywateli.

Te wszystkie słowa, mają w takich czasach, jak obecne, ważne znaczenie. Wtedy nasi przodkowie odkrywali, że należy działać, aby skorzystać "z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła", jak czytamy w preambule do Konstytucji 3 maja. Zapewne podobne obawy o wspólny los swoich państw, z różnych zresztą powodów, podzielali ci, którzy w 1385 i 1569 roku, powoływali wspólnotę, która stawała się opoką dla mieszkańców tych ziem, jak to dzisiaj mówimy: pomostu bałtycko-czarnomorskiego.

Znajdujemy się właśnie w takiej chwili, w której bezpieczeństwo tak narodów państw regionu, jak i bezpieczeństwo Europy jest realnie zagrożone. I co w tym jest najgorszą informacją, to postępuje widoczna już od lat erozja bezpieczeństwa międzynarodowego na forum ONZ. Grzech pierworodny, który został popełniony podczas powstawania Organizacji Narodów Zjednoczonych, a więc obecność stałych członków Rady Bezpieczeństwa z prawem weta, odbija się teraz przykrymi konsekwencjami dla przebiegu wojny na Ukrainie. Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres przyznał, że Rada Bezpieczeństwa nie jest w stanie zapobiec i zatrzymać wojny. Podczas czwartkowej wizyty w Kijowie Guterres powiedział, że było to dla niego „źródłem wielkiej frustracji, irytacji i złości”.„Pozwól mi powiedzieć bardzo jasno: Rada Bezpieczeństwa nie zrobiła wszystkiego, co w jej mocy, aby zapobiec i zatrzymać tę wojnę”.

Przypieczętowaniem tego stwierdzenia był atak rakietowy na Kijów podczas wizyty w nim Sekretarza Generalnego ONZ.
"Czy atak wymierzony był w cele wojskowe? Nie. Czy tak miał znacznie dla rozwoju sytuacji na froncie? Nie. Czy atak miał wpływ na morale ludności Kijowa? Nie. Czy atak mógł mieć wpływ na zmianę decyzji władz Ukrainy odnośnie sposobu prowadzenia wojny? Nie. Zatem czemu atak służył? Otóż atak był niczym innym jak demonstracją polityczną Moskwy która miała pokazać, iż po pierwsze Rosja ma za nic ONZ, a po drugie ma za nic osobę Sekretarza Generalnego ONZ który podkreślmy przybył do Kijowa po wizycie w Moskwie. Moskwa zakomunikowała atakiem, iż dąży do zmiany porządku regionalnego w stosunkach międzynarodowych, a ponieważ robi to z pogwałceniem prawa międzynarodowego, to w tej logice ONZ stawia poza nawiasem swojego postępowania. Uważam zatem, że atak rakietowy na Kijów podczas obecności w nim Sekretarza Generalnego ONZ zamyka nadzieje (ja ich nie miałem), iż ONZ może w  wojnie ukraińsko-rosyjskiej być traktowanym przez Kreml jako neutralny rozjemca w tym organizator pomocy humanitarnej dla Mariupola" - napisał dr Artur Jagnieża.

Dalsze realne osłabianie porządku międzynarodowego jest jednym z celów Rosji, aby podkreślić swoją wizję "świata wielobiegunowego". Można zauważyć, że w ostatnich tygodniach to pojęcie jest częściej niż dotąd prezentowane przez rosyjską propagandę, w tym także przez kremlowskich oficjeli. W tej chwili nie można wykluczyć, że kurs ten po jakimś czasie doprowadzi do opuszczenia ONZ przez Rosję. I sądzę, że taki scenariusz jest prawdopodobny, a nawet przez Kreml był rozważany już od dawna. Można tutaj przypomnieć historię poprzedniczki ONZ czyli Ligę Narodów, do której przyjęto ZSRR we wrześniu 1934 roku, jednak w wyniku agresji na Finlandię, w grudniu 1939 roku ZSRR zostało z Ligi Narodów usunięte.

Niezdolność ONZ do realnego przeciwstawienia się działaniom stałego członka Rady Bezpieczeństwa to szczególnie zła wiadomość dla państw naszego regionu. I dostrzegany jest ten fakt przez większość polityków.
"Rada, która w momencie swojego powstania powinna była zagwarantować, że pomoże zapobiec przyszłym wojnom, nie przewidziała jednej zasadniczej rzeczy: że stały członek Rady Bezpieczeństwa sam może być inicjatorem wojny i obecnie znajdujemy się w sytuacji, w której każde działanie - zainicjowanie korytarza humanitarnego, zagwarantowanie strefy zakazu lotów lub jakiekolwiek inne działanie, które ma być zatwierdzone przez ONZ - wymaga decyzji Rady Bezpieczeństwa i jest cały czas wetowane przez Rosję" - powiedział minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis w Seimasie. Powiedział też, że państwa mogą zacząć szukać alternatywnych rozwiązań ze względu na nieskuteczność Rady Bezpieczeństwa ONZ, dodając jednakże, że ONZ musi się zreformować, aby zapewnić sobie wiarygodność w przyszłości.

Wiemy jednak, że dyplomatyczne zakończenie tej wypowiedzi podkreśla główny problem: jakakolwiek reforma ONZ będzie blokowana i już nawet nie chodzi tu o Rosję, ale zmierzające podobną drogą Chiny. Zresztą ministrowi Landsbergisowi wtóruje także szef Kancelarii Prezydenta Ukrainy Andrij Jermak, który napisał artykuł na łamach Time.

"Niektórzy, jak władze węgierskie, nadal są skłonni robić interesy z Rosją na warunkach Kremla. Wiemy, jak europejskie elity konsekwentnie podważają europejskie wartości w zamian za rosyjskie pieniądze i energię. Pamiętamy, jak Angela Merkel i Nicolas Sarkozy lekceważyli interesy całej Europy, by wzmocnić pozycję Niemiec i Francji. W 2008 roku przekształcili szczyt NATO w Bukareszcie w podobny do kongresu wiedeńskiego.  Odmowa członkostwa w NATO dla Ukrainy i Gruzji była de facto przyzwoleniem na rosyjską agresję wobec obu krajów. Rozpoczęła się era hybrydowości we współczesnych stosunkach międzynarodowych. ONZ nie jest w stanie działać efektywnie. Rada Bezpieczeństwa potrzebuje reform – kraj uciekający się do aneksji, agresywnych wojen i ludobójstwa zdecydowanie nie powinien być jej stałym członkiem. NATO nadal pozwala Rosji interweniować w sprawie rozszerzenia, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez ostrożnych i dotkniętych amnezją polityków. Jak pokazują bieżące wydarzenia, NATO nadal prowadzi politykę podwójnych standardów. Gotowość do przyjęcia Finlandii i Szwecji wbrew niepewnym sygnałom i ciągłym opóźnieniom w sprawie Ukrainy." - czytamy w artykule.

"Na tle bezradnego Memorandum Budapesztańskiego przesłanie jest jasne: w przypadku inwazji państwa nieposiadające broni masowego rażenia i nieobjęte parasolem bezpieczeństwa zbiorowego mogą spodziewać się bezgranicznego niepokoju. Prawdopodobna jest również pomoc humanitarna i otwarcie granic dla uchodźców. Jednak perspektywa ukarania agresora przez te kraje staje się niepewna. Tak było w 2014 r., kiedy Rosja zajęła ukraińskie Krym i Donbas. Wiele osób w Europie chciałoby utrzymać status quo nawet teraz." - gorzko zauważa Andrij Jermak.

Receptą według Jermaka ma być powstanie nowej platformy bezpieczeństwa nazwanej U-24. "W przyszłości ukraińska platforma bezpieczeństwa powinna stać się podstawą wielostronnego formatu U-24 (Zjednoczeni dla Pokoju). Byłaby to swego rodzaju służba ratownicza, którą odpowiedzialne państwa zapewniałyby krajom będącym w potrzebie. Służba, która mimo paraliżu ONZ i niepokonanego veto będzie w stanie w ciągu 24 godzin udzielić pomocy - humanitarnej, finansowej, materialnej i wojskowo-technicznej - państwu, które doznało agresji. Służby, które w ciągu 24 godzin ukarzą agresora, nakładając na niego sankcje." - stwierdza Jermak.

Tutaj przychodzą mi na myśl słowa z raportu Sumnera Wellesa, specjalnego wysłannika prezydenta USA Franklina D. Roosvelta, który w lutym 1940 roku został wysłany do Europy. Welles cytował w raporcie wypowiedź ówczesnego francuskiego premiera Paula Reynauda: "Jeżeli sprawy pozostaną w takim stanie, w jakim są, a wojna rozszerzy się, wówczas jest wątpliwe, czy obecna generacja Europejczyków doczeka świata, w którym możliwe będzie jakieś rzeczywiste bezpieczeństwo narodowe, osobiste lub ekonomiczne.". I tak w odczuciu wielu Europejczyków znaleźliśmy się w tym samym miejscu.

Poszukiwanie nowych rozwiązań w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego już trwa. Idąc od szczytu tej listy w dół, kolejnym potwierdzeniem tak słów Andrija Jermaka, jak i ogólnych odczuć, w tym realnego bezwładu Niemiec w kwestii pomocy Ukrainie, o której to pomocy nie mam żadnych złudzeń, są z kolei słowa estońskiej publicystki Reeliki Virunurm.

"Już w 2008 roku to obecny prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier sprzeciwiał się sankcjom wobec Rosji, gdy ta zaatakowała Gruzję. Patrząc wstecz, mógł to być właściwy moment, aby wysłać do Rosji mocny sygnał z Europy i NATO – coś, co kraje bałtyckie i Polska po raz kolejny od razu zrozumiały. Ogólną atmosferą w Niemczech było jednak jak najszybsze powrót do normalnych interesów i przywrócenie dobrych stosunków z Rosją, przy czym dominowała postawa, że ​​maleńka wojna nie może w żaden sposób zakłócić wszystkich pokojowych stosunków i projektów między Niemcami a Rosją." - napisała Virunurm na łamach "Estonian World".

"Brak działania i słabe wymówki ze strony Niemiec są teraz całkowicie niemoralne, kiedy jedyną słuszną rzeczą jest działanie i uzbrojenie Ukrainy, aby mogła ona walczyć o swoją wolność - i bądźmy szczerzy, miejmy nadzieję, że uda się powstrzymać eskalację przed przekroczeniem granic NATO. W Niemczech już pojawiają się sygnały, że bezczynność i słabe zachowanie Olafa Scholza będzie go kosztować stanowisko kanclerza - ale dla ofiar wojny na Ukrainie może być już za późno." - czytamy w artykule.

"Konferencja ta była rzeczywiście punktem zwrotnym, jeśli chodzi o dostawy broni. Ale wizja bez urzeczywistnienia pozostaje halucynacją. Nie mamy teraz czasu na niekończące się debaty. Jeśli jednak dojdzie do szybkiej realizacji, Ramstein przejdzie do historii" powiedział o zeszłotygodniowej konferencji NATO w kwestii pomocy Ukrainie, minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba.

Na tym tle braku poczucia bezpieczeństwa wśród naszych państw powraca temat, o którym piszę od dawna, a którą to receptę na większość bolączek naszego regionu dostrzegają także eksperci. "Polacy często powtarzają, że Wilno i Lwów są częścią ich kultury i dziedzictwa, ale należy pamiętać, że Wawel jest także częścią dziedzictwa litewskiego, ukraińskiego czy białoruskiego. To współdziałanie narodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów może stać się środkiem do zniszczenia rosyjskiego imperializmu." - zauważa w wywiadzie dla litewskich mediów Wojciech Konończuk, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.

"Chcielibyśmy, aby doszło do współpracy między narodami, które tworzyły dawną Rzeczpospolitą Obojga Narodów (RON): Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy, lub aby Trójkąt Lubelski rozszerzyć o Kwartet Lubelski. Miejmy nadzieję, że jest to tylko kwestia czasu. (...) To, że "Ukraina to nie Rosja", jak napisał w swojej słynnej książce były prezydent Leonid Kuczma, wynika również z faktu, że Ukraina odziedziczyła tradycję polityczną dawnej Rzeczpospolitej. Oczywiście z wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi aspektami. Łączy nas wiele postaci historycznych: matka króla Sobieskiego była Rosjanką, Kościuszko jest uznawany przez wiele narodów. Łączy nas o wiele więcej, mimo burzliwych kart historii XX wieku. Po zakończeniu wojny pojednanie między Ukrainą a Rosją będzie trwało dziesiątki lat. A marzenie wielu pokoleń Polaków, że jedyną drogą do obalenia rosyjskiego imperializmu jest bardzo ścisła współpraca między narodami, które niegdyś tworzyły Rzeczpospolitą Obojga Narodów, staje się na naszych oczach rzeczywistością." - powiedział Konończuk.

Przyznam, że słowa te napawają wielką nadzieją i wiarą w to, że taka idea - i tu podkreślę: w nowoczesnym wydaniu wszechstronnej współpracy niepodległych państw - może w sposób istotny wpłynąć na obraz powstrzymywania kremlowskich zapędów. To jednak, zależy teraz bardzo od odwagi polityków wszystkich tych wymienionych państw, do których oczywiście zaliczam także Łotwę, Estonię i Mołdawię. W dniu kolejnej rocznicy przyjęcia Konstytucji 3 maja, ta myśl o powrocie do nauk wyniesionych przez naszych przodków powinna być myślą przewodnią dla nas wszystkich.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021