Zdjęcie: Flickr
10-01-2023 09:30
"Postawa zachodnia jest czysto defensywna. Kontakt z komunistami wywołuje popłoch i przerażenie. Stawiając tak sprawę, niejako z góry przyznajemy, że jeżeli demokrata zetknie się z komunistą istnieje większe prawdopodobieństwo skomunizowania demokraty niż zdemokratyzowania komunisty. Być może druga wojna światowa była ostatnią wojną światową w dziejach ludzkości. Ale nawet gdybyśmy mieli podstawy żywić tak optymistyczną nadzieję - nie wolno nam zapominać, że walka ideologiczna z komunizmem musi być rozegrana i nikt tego za nas nie zrobi. (...) Tak Niemcy jak i my powinniśmy wreszcie zrozumieć, że nie można celów wojennych realizować polityką pokojową. Trzeba albo zrezygnować z celów, które są do osiągnięcia tylko w wyniku zwycięskiej wojny albo trzeba zrezygnować z pokoju." - pisał w 1956 roku Juliusz Mieroszewski w omówieniu ówczesnych możliwości zjednoczenia RFN z NRD, już wtedy przewidując, że ówczesna Rosja pod szyldem ZSRR, zgodzi się na taki manewr tylko w przypadku ustanowienia wraz z NATO "pasa neutralnego" z Niemcami i wszystkimi krajami satelickimi Europy Wschodniej.
Tymczasem w naszych czasach mamy już do czynienia z następnym etapem historii, w obliczu rosyjskich zapędów rekonkwisty utraconych po 1990 roku terytoriach i wpływach w Europie, zbudowanych na tylko w ułamku sprawdzonych założeń geopolitycznych. Na początek jednak wspomnę o pewnych podobieństwach do nieco odległej przeszłości, a które zostały dostrzeżone w tych dniach także na Zachodzie, a o których pisałem w kwietniu i maju ubiegłego roku.
"Prezydent Rosji Władimir Putin lubi zagłębiać się w historię swojego kraju, przywłaszczając sobie zmarłych carów i inne znaczące postacie do swojej ulubionej narracji narodowej – a jego typy mogą być dość wymowne. (...) Jednak, co dziwne, rosyjski przywódca nigdy nie powołuje się na Mikołaja I, który panował w latach 1825-1855 – cara, którego prawdopodobnie najbardziej przypomina." - napisał na łamach Politico, brytyjski dziennikarz i publicysta Jamie Dettmer.
"Mikołaj przyjął ideę ponadnarodowej cywilizacji rosyjskiej, podobnie jak dziś czyni to Putin. Cywilizacji jednoczącej etnicznych Rosjan i ludzi rosyjskojęzycznych, składającej się z rdzennej kultury, tradycji i prawosławia - mistycznej wizji georeligijnej w równym stopniu, co geopolitycznej. I zarówno Święta Ruś carów, jak i Russkij Mir Putina - czyli Rosyjski Świat - łączą religię, nacjonalizm i obronę konserwatywnych wartości w toksycznym, mętnym napoju." - napisał Dettmer, następnie opisując znów chybione rosyjskie założenia o inwazji wojsk carskich na Turcję, a następnie wywołaną tym wojnę krymską, która doprowadziła do klęski Rosji, poniekąd śmierci samego cara, jak i okazała się lekcją dla władz carskich na temat korupcji, niekompetencji, zacofania technologicznego oraz niedostosowania gospodarki do utrzymania stanu wojny z ówczesnymi potęgami przemysłowymi.
"Mikołaj zmarł podczas tej wojny, podobno skruszony. Jego następca został zmuszony do podpisania upokarzającego traktatu, a Rosja opłakiwała ćwierć miliona zabitych, a jeden z urzędników Mikołaja pytał: „Po co to wszystko?” Można się zastanawiać, czy są dziś jacyś kremlowscy urzędnicy zadający podobne pytanie Putinowi." - konkluduje brytyjski dziennikarz. "Wojna rozpoczęta przez Władimira Putina nie ma celów, które można osiągnąć. Nie chodzi o to, by uniemożliwić Ukrainie przystąpienie do NATO – tego nie można rozwiązać za pomocą działań wojennych. Nie chodzi o to, żeby ludzie w Donbasie mówili po rosyjsku – i tak mogliby to zrobić. Z pewnością nie chodzi o zniszczenie amerykańskich laboratoriów produkujących wirusy niepłodności atakujące rosyjskie kobiety: takie po prostu nie istnieją. W tej wojnie chodzi wyłącznie o zniszczenie Ukrainy: jako państwa, kultury, narodu. Putin nie lubi Ukrainy: to takie proste. Nigdy też nie próbował ukrywać swoich celów: Putin wielokrotnie powtarzał, że Rosjanie i Ukraińcy to jedno, mówią tym samym językiem, a Ukraina to wynalazek Lenina. " - z kolei czytamy w artykule Leonida Gozmana, rosyjskiego polityka opozycyjnego, który rozważa kapitulację Rosji w obecnej wojnie.
"Po tej wojnie może nastąpić pokój tylko wtedy, gdy zakończy się ona całkowitą militarną i polityczną klęską putinowskiej Rosji i demontażem obecnego reżimu. Państwo Putina musi przestać istnieć: nie Rosja, ale państwo obecne, wrogie całemu światu, w tym samemu sobie. Każdy inny wynik skutkowałby jedynie tymczasowym zawieszeniem broni, ponieważ kiedyś reżim Putina po prostu przeprowadzi kolejny atak, gdy tylko uzupełni swoje siły." - napisał Gozman.
Zatrzymajmy się tutaj na chwilę. To co przewija się wciąż niemal od początku trwającej wojny to kolejne zauważalne fale na morzu zachodnich interpretacji wojny: od chęci pomocy po rosnące wątpliwości przed pośrednimi skutkami wojny, od lęku przed rozszerzeniem konfliktu po rosnące wsparcie Zachodu dla walczącej Ukrainy. Jednak jest pewna strefa nienazwanej wojny, gdzie obawy, mimo rozważanych coraz częściej w krajach zachodnich opcji pokojowych, są niezmienne, ale też wsparte są powiększającą się coraz bardziej determinacją w postrzeganiu obrony swoich wartości. Mam oczywiście na myśli omawiany na naszym portalu region byłej I Rzeczpospolitej, duch świata, który jest de facto głównym celem tak przeszłej, jak i obecnej Rosji. W minionym tygodniu fale komentarzy w państwach bałtyckich spowodowała wypowiedź dowódcy Estońskich Sił Obronnych gen. por. Martina Herema, o trwałym rosyjskim zagrożeniu dla Estonii i całego regionu.
"Teraz oczywiście musimy skupić się na zwycięstwie Ukrainy, bo to pierwszy i nieunikniony cel na drodze do zapewnienia sobie lepszej przyszłości. Ale tylko pierwszy. Po drugie, musimy być gotowi na kolejną agresję Rosji przeciwko nam, naszym sojusznikom i naszym wartościom" - napisał Herem. Estoński generał zauważa, że ze względu m.in. na decyzję o przyłączeniu części Ukrainy do Rosji, zmieniające się w czasie uzasadnienia dla wywołania przez Putina tej ponownej inwazji oraz zmieniony stosunek do Ukraińców jako narodu, który z ciepłego zmienił się w medialne wyśmiewanie jego cierpień, zapewnia podtrzymywanie warunków dla trwałości rosyjskiej agresji. Czwartym powodem, jest powiększająca się liczba rosyjskich ofiar tej wojny gdyż to nie tylko są groby, ale i widok rannych żołnierzy, często inwalidów, którzy będą ulicznym, niemal codziennym wspomnieniem tej wojny.
"Nienawiść zasiana przez Władimira Putina znalazła żyzną glebę. Miejmy nadzieję, że tak nie jest, ale na chwilę obecną wiele na to wskazuje." - napisał Herem. Generał przestrzega przed niedocenianiem możliwości Rosji. "W świetle powyższego nie mamy prawa lekceważyć stopnia agresji Rosji w przyszłości i nie ma podstaw, by sądzić, że klęska Rosjan na Ukrainie będzie końcem zagrożenia, przed którym stoimy. To tylko jeden ważny krok. Nie ma jednej srebrnej kuli przeciwko takiemu zagrożeniu. Ale można go pokonać. I według wszelkiego prawdopodobieństwa, przygotowując się do niej, można jej zapobiec. W każdym razie Siły Obronne zrobią wszystko, co w ich mocy." - wnioskuje generał Herem.
W nieco podobnym duchu zabrał głos dowódca łotewskiej Gwardii Narodowej, generał brygady Egils Leščinski. "Zapoczątkowana w ubiegłym roku agresja Rosji przeciwko Ukrainie postawiła brakujące kropki nad "i" w świadomości wielu obywateli Łotwy. Wielu zdawało sobie sprawę, że Rosja jest i pozostaje stałym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Łotwy. Brutalne zbrodnie wojenne jej armii na Ukrainie udowodniły, że oczekiwanie litości od agresora jest nie tylko błędne, ale i głupie. Pomimo członkostwa Łotwy w NATO, będziemy musieli przede wszystkim chronić nasz własny kraj. Aby nauczyć się, jak to robić w sposób jakościowy i zorganizowany, najbardziej odpowiedzialni obywatele wstąpili do Gwardii Narodowej." - mówił generał, który zauważa, że w minionych miesiącach napływ ochotników do Gwardii Narodowej zwiększył się trzykrotnie.
Jednak obok głosów żołnierzy, ważny jest także głos polityków. "Mimo oczywistego osłabienia Rosji w wyniku wojny na Ukrainie, nie można powiedzieć, że zagrożenie ze strony tego państwa zostało znacząco odsunięte w czasie a fundamentalne czynniki otaczające Litwę nie uległy zmianie – Białoruś integruje się z Rosją, zdolności militarne Obwodu Kaliningradzkiego można szybko odbudować" - zauważa przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony litewskiego Seimasu, Laurynas Kasčiūnas. Litewski polityk podkreśla, że w ciągu kilka lat Litwa musi zrobić wszystko, by jeszcze bardziej wzmocnić obronność kraju. Tutaj znów pojawia się temat sporu wokół obecności niemieckiej brygady na Litwie i jest on określony jako jeden z filarów obrony Litwy. "To będzie bardzo trudny rok i niestety stopień, w jakim może się pogorszyć, jest czymś, czego prawdopodobnie nie chcemy zrozumieć" powiedział z kolei Jonas Ohmanas, założyciel litewskiej organizacji pomocowej dla Ukrainy „Niebiesko-Żółty”. Według niego, Putin dąży do maksymalnego rozszerzenia konfliktu zbrojnego, być może nawet o Chiny i Tajwan.
Ale tak jak na Litwie i w dawnych Inflantach, tak i na południu spotykamy się z podobnym postrzeganiem chwili, jednak obok zagrożenia militarnego na plan pierwszy wysuwa się tam zagrożenie hybrydowe związane z kryzysem energetycznym czy dezinformacją. "Z całą pewnością Mołdawia była celem wielu różnych zagrożeń hybrydowych, z których wiele nawet się nie zaczęło w ostatnich miesiącach, a nawet latach. Jeśli choćby spojrzeć na dezinformację, Mołdawia była jej przedmiotem jeszcze przed uzyskaniem przez nas niepodległości. Podobnie jak Łotwa - posłuchajcie, co mówiono w rosyjskiej telewizji w 1990 lub 1991 roku o naszych ruchach niepodległościowych. Nie ma szczególnie dużej różnicy w stosunku do współczesnej propagandy. Tak wiele z tych zagrożeń hybrydowych nie jest dla nas nowością. Społeczeństwo mołdawskie skutecznie oparło się wielu z tych ataków, takich jak próby zniszczenia naszego pragnienia zbliżenia się do Europy czy wysiłki na rzecz wzmocnienia demokracji."- powiedział w wywiadzie radiowym przebywający z wizytą na Łotwie mołdawski minister spraw zagranicznych Nicu Popescu, który przyznał, że konflikt z Naddniestrzem jest jednym z głównych problemów dla Mołdawii, jednak tamtejsza obecność wojsk rosyjskich niedoposażanych od 2014 roku nie stanowi takiego zagrożenia dla kraju, jak to ma miejsce na Ukrainie. Na tyle słaba to obecność, że ukraińscy publicyści postulują likwidację Naddniestrza.
"Według mnie takiej opcji nie ma. Trzeba się przygotować, że relacje rosyjsko-ukraińskie przez następne dziesięciolecia będą relacjami zimnowojennymi. Nawet nie wiem, czy dojdzie do jakiegoś formalnego podpisania zakończenia działań wojennych, a jeśli tak, to czy nastąpi podpisanie traktatu pokojowego. Mieliśmy już przykłady, gdy Rosja zamrażała konflikty nie podpisując żadnych traktatów. W tej chwili trudno w ogóle mówić o relacjach rosyjsko-ukraińskich, bo to sformułowanie zakłada, że jakieś kontakty są, a jedyne o jakich wiemy dotyczą wymiany jeńców.(...) Żadnych celów Rosjanie nie osiągnęli i nie osiągną. Cały czas tracą, a mimo to uważają, że warto walczyć. Każdy kraj w otoczeniu Federacji Rosyjskiej, który mógł zbiec na Zachód, już to zrobił. Symbolicznymi były wnioski akcesyjne Finlandii i Szwecji do NATO. Sankcje są drakońskie, ich oddziaływanie w czasie to osobny problem, ale im dłużej będzie trwać wojna, tym będą bardziej dojmujące. Gdyby ktokolwiek brał pod uwagę jakąkolwiek racjonalność, to rozumiałby, że tę wojnę trzeba zakończyć. Tyle że po stronie rosyjskiej tej racjonalności nie widzę." - powiedziała w wywiadzie dla "Kuriera Wileńskiego" Bogumiła Berdychowska, polska publicystka specjalizująca się w historii Ukrainy i stosunkach polsko-ukraińskich.
Powróćmy teraz do artykułu Leonida Gozmana. "Porażka w wojnie może być korzystna dla każdego narodu: po klęsce Rosji w wojnie krymskiej w połowie XIX wieku wkrótce nastąpiło zniesienie pańszczyzny. Dziś kapitulacja reżimu leży w interesie Rosji i jej obywateli, ponieważ państwo nie tylko niszczy Ukrainę, ale także wyrządza ogromne szkody Rosji. Jeśli obecny reżim przetrwa, Rosjanie mogą nigdy nie być w stanie wyrwać się z przerażającej teraźniejszości, w której się znajdują, a Rosja będzie skazana na biedę jako niegdysiejsza kultura, która pewnego dnia po prostu zniknęła na zawsze. Kapitulacja, po której nastąpi metodyczny demontaż reżimu, może dać Rosjanom szansę – bardzo małą szansę, którą muszą zaakceptować – niemniej jednak taką, z której powinni skorzystać." - napisał, żywiąc się jednak bardziej nadziejami niż realnymi możliwościami, rosyjski polityk.
Jak widzimy oczekiwania na trwały lub nawet jakikolwiek pokój z Rosją mają różne odcienie - o ile Zachód postrzega to w swoich kalkulacjach inwestycji geopolitycznych, o tyle będące bardziej realistami kraje naszego regionu zauważają, że trwałość takich życzeń jest tylko możliwa w jednym scenariuszu całkowitej klęski Rosji związanej z implozją wewnętrzną systemu państwowego. W każdym innym rozdaniu tych historycznych kart należy rozważać istnienie trwałego zagrożenia dla europejskich sąsiadów Rosji. I to kolejna lekcja z trwającej wojny na Ukrainie.