Zdjęcie: Szymon Shields unsplash.com
09-07-2024 09:30
Pierwszy tydzień lipca przyniósł wiele istotnych wydarzeń z gatunku tych, które mogę mieć i zapewne będą miały wpływ na sytuację w naszym regionie. Tegoroczny okres wyborczy to nie tylko maraton wyborów na Litwie, oczekiwanie na wybory prezydenckie i referendum europejskie w Mołdawii, ale także wybory w Wielkiej Brytanii czy Francji. W mojej opinii jakiekolwiek zmiany z owych wyborów wypływające, te bezpośrednie, jak zmiana polityków i tym samym linii politycznych, czy rezultaty pośrednie, jako okres zamieszania społecznego wynikłego z gorącej zwykle atmosfery przedwyborczej, jest zawsze w pewnym stopniu, na rękę krajom dyktatorskim, jakim jest obecnie nasz główny przeciwnik. Stąd przecież pojawiła się ostatnia aktywność Kremla, ale również ta przeszła, jak ujawniona przez media śledcze operacja dezinformacyjna służb rosyjskich.
Jednak dzisiaj chcę skupić się na innych, a znacznie dla nas ważniejszych, tematach. Piszę te słowa w dniu podpisania przez Polskę i Ukrainę, umowy bezpieczeństwa. Na gorąco, czytając opublikowane niektóre ustalenia tej umowy, rzeczywiście widać pewny postęp, a jednocześnie różnicę miedzy podpisywanymi wcześniej dwudziestoma podobnymi, dwustronnymi porozumieniami przez Ukrainę. Jak zaznaczyłem we wcześniejszych komentarzach, scenariusz porozumienia kopiującego te poprzednie uważałbym za klęskę obu stron. Jak oceniam to porozumienie? Jako mały krok naprzód. Podane trzy punkty porozumienia: sferę współpracy gospodarczej i militarnej oraz odbudowy, częściowo odzwierciedlają już istniejący stan rzeczy. Nie chcę teraz rozważać tła, w którym toczyły się negocjacje, ale niewątpliwie musiało być gorąco, o czym wspominałem tydzień temu.
Pierwsza rzecz o której muszę wspomnieć. Zeszłotygodniowe badanie, na temat podejścia samych Ukraińców do tych umów bezpieczeństwa dowodzi pewnej ostrożności i powolnego zrozumienia aktualnej sytuacji. Jak zawsze, tego typu sondaże uważam tylko za wskazówkę, a nie jedyny i miarodajny ogląd opinii całej społeczności. Tym niemniej warto zwrócić uwagę, że opublikowane zapisy powinny przyczynić się do zwiększenia współpracy wojskowej i gospodarczej obu naszych krajów.
Opinia społeczna, która może się szybko zmieniać, jak to wynika z badania ECFR, w którym Polska jest wspominana przez Ukraińców na dalszych miejscach niezawodności sojuszniczej. Czy powinniśmy się obrażać z tego powodu? Absolutnie nie. Owszem, Ukraińcy w takich momentach będą nam wypominać w kolejności ostatnie protesty rolnicze na granicy (bez głębszego zrozumienia problemu), a następnie niektórzy przejdą do historycznych słów marszałka Piłsudskiego w obozie internowanych żołnierzy Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej w Kaliszu po podpisanym pokoju ryskim: "Ja was przepraszam Panowie, ja was bardzo przepraszam, tak nie miało być". No właśnie.
Tutaj pojawia się druga kwestia. Czym to porozumienie jest, a czym ono nie jest. Wspominałem już, iż wśród umów międzynarodowych, pojawiła się kilka lat temu charakterystyczna tendencja dla czasu przełomu: stabilne umowy dwustronne lub wielostronne zastępowane są "porozumieniami", "memorandami", w dużej części o charakterze nie wiążącym, a deklaratywnym. Innymi słowy, część jest wypełniana, ale do jakiegoś czasu. Jest to wygodna opcja w momencie, gdyby "trzeba było zmienić stronę". W tym czasie pojawia się nasze porozumienie, które rzeczywiście skupia się na kwestiach związanych z szeroko pojętym bezpieczeństwem wojskowym i gospodarczym. Jak tego dowiodły ostatnie ponad dwa lata próby, zasadnicze zręby tego porozumienia działają bez zarzutu. Wspieramy Ukrainę cały czas, oczywiście o wielu aspektach polskiej pomocy dla Ukrainy dowiemy się później.
To co nam umyka, a mam takie nieodparte wrażenie od początku tego pełnoskalowego konfliktu, że skupiając się na mapach przebiegu frontu i bitwach, tracimy jeden z głównych celów tej wojny. Tym celem dla Rosji jest zniszczenie gospodarcze Ukrainy, a tym samym "wystawienia rachunku dla Zachodu". To co wie część decydentów i ekspertów, to fakt, że obecna wojna polega nie tyle na przebiegu działań na froncie, ale zniszczeniu infrastruktury, śmierci obywateli, wywołaniu z tych powodów upadku państwa, o czym pisałem w marcu 2022 roku. Przypomnę, że w minionym tygodniu, po otrzymaniu piątej transzy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 2,2 miliarda dolarów, zadłużenie Ukrainy tylko wobec MFW wzrosło do 13,85 miliarda dolarów i tym samym Ukraina stała się drugim co do wielkości dłużnikiem Funduszu. Na próbę wystawiona jest także płynność finansowa czy bezpieczeństwo energetyczne.
To oczywiście wiemy w odniesieniu do Ukrainy, ale wyobraźmy sobie takiego "czarnego łabędzia" w naszym regionie - czy w przypadku pojedynczych uderzeń hybrydowych np. w obiekty infrastruktury i w rezultacie długoterminowych przerw w dopływie prądu wywołało by to skutki militarne? Na tym zasadza się jeden z głównych dylematów bezpieczeństwa naszego regionu.
Jednak to czego tam nie ma w polsko-ukraińskim porozumieniu, może być z czasem niedocenianym, a bardzo istotnym czynnikiem wpływu na nasze kraje. Chcę tu wspomnieć o niwie społecznej i kulturalnej. W minionym tygodniu opublikowaliśmy na naszych łamach wywiad z Karoliną Romanowską, który przynosi odpowiedź na zasadnicze problemy polsko-ukraińskie. "Niestety, producent ukraiński wciąż nie wyraził zgody na premierę "Sadu Dziadka" na Ukrainie. Ukraińska część mojego stowarzyszenia próbowała prowadzić rozmowy na ten temat i przekonać go do zmiany decyzji, jednak do tej pory bez sukcesu. Dużo nadziei dają mi ukraińscy członkowie stowarzyszenia, tacy jak Anna Stożhko, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie z Kijowa. Ania jest niezwykle zaangażowana i bardzo pragnie zorganizować premierę "Sadu Dziadka" w wielu miastach na Ukrainie. Wierzę, że dzięki jej zaangażowaniu i pomocy w końcu nam się to uda." - mówiła przewodnicząca Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie.
Wniosek, który można z tego wynieść "jest stary jak świat". Dopóki historia będzie wciąż wygodnym narzędziem w ręku polityków, dopóty bazując na ich "widzimisie" nie doprowadzimy do działającego porozumienia. Jedyną nadzieję cały czas widzę w oddolnych działaniach społeczeństw obu krajów - jak właśnie organizacje społeczne, ale także działania nawet pojedynczych osób. Tylko my sami poprzez działania jesteśmy w stanie wpłynąć na większą determinację polityków. Co jest o tyle istotne, że jesteśmy w okresie wspominania ofiar Rzezi Wołyńskiej.
"Obserwując wewnętrzną polską dyskusję na ten temat, można odnieść wrażenie, że stronie polskiej, a zwłaszcza rodzinom ofiar i świadkom wydarzeń, zależy przede wszystkim na kwestiach symbolicznych – ekshumacjach ofiar, godnych pochówkach i tworzeniu miejsc pamięci. Stąd w polskiej debacie na ten temat trudno dopatrzeć się zbiorowej odpowiedzialności przypisywanej Ukraińcom. Problem jest interesujący również z perspektywy ukraińskiej. Dziś, na poziomie politycznym, kult Bandery wcale nie jest antypolski, ale zdecydowanie antyrosyjski. Pomimo potrzeby odpowiedniego upamiętnienia zbrodni wołyńskich, należy również zauważyć, że wydarzenia te nie pojawiły się znikąd. Choć nie można tego traktować jako usprawiedliwienia, należy przyznać, że ludność ukraińska była często systematycznie dyskryminowana, podczas gdy polscy osadnicy otrzymywali wiele przywilejów." - napisał Michał Kujawski.
"Niemniej jednak oba społeczeństwa powinny dążyć do osiągnięcia tego, co Francja i Niemcy zrobiły w latach 50. Ich pojednanie położyło podwaliny pod dzisiejszą Unię Europejską. Pomimo wielu sporów między tymi krajami, obecnie obserwujemy współpracę i trwały pokój. Porozumienie i dialog oparte na historii są kluczowe dla obu narodów, Polski i Ukrainy, nie tylko ze względu na rosyjską agresję, ale także dla przyjaznego współistnienia i integracji obu społeczeństw. Na poziomie indywidualnym, ludzkim, obejmuje to codzienne sprawy, takie jak edukacja ukraińskich dzieci uchodźców w polskich szkołach. Historyczne spory wiążą się z poruszaniem się ścieżką wypełnioną prawdami z obu stron. W poszukiwaniu konsensusu istotne jest poszanowanie nie tylko faktów, ale także emocji i wspomnień każdej ze stron. Tylko to otworzy drzwi do trwałej przyjaźni między narodami." - czytamy w analizie słowa, o których wspominam już od lat.
Wszytko to trwa z pozoru bardzo powoli, ale tak właśnie buduje się trwałe porozumienia. Zwłaszcza, że za białoruską miedzą Kreml już przygotowuje finalizację wchłonięcia Białorusi. W trakcie wizyty w Astanie, poza kolejną wersją "propozycji pokojowych", Putin stwierdził, że wprowadzenie wspólnej waluty i utworzenie parlamentu ZBiR jest tylko "kwestią czasu". Osobnym tematem jest również ostatnia aktywność Kremla jeśli chodzi o propozycje pokoju, która jest wielowątkowa. Najpierw była to możliwość wpłynięcia na wyniki wyborów w państwach europejskich, a następnie na przebieg obecnego szczytu NATO w Waszyngtonie, czemu z kolei służą wrzutki w stylu "apelu dziesiątek ekspertów aby politycy unikali zbliżania się do członkostwa Ukrainy na szczycie, ostrzegając, że naraziłoby to USA i sojuszników na niebezpieczeństwo oraz zniszczyłoby koalicję", a które opublikowało "Politico".
W tym samym duchu można odczytywać podróże węgierskiego premiera, a także próbę wykorzystania zmęczenia kryzysem gospodarczym w naszym regionie. Tutaj jako mały element tej gry podam przykład zeszłotygodniowego estońskiego przetargu na strefę budowy farm wiatrowych koło strategicznej wyspy Saremy, a który jeszcze rok temu budził zainteresowanie, jednak w czasie obecnego przetargu nie zgłoszono żadnej oferty.
"Narracja rozpowszechniana przez Orbána i inne kanały – że Rosja niewątpliwie wygrywa wojnę, zwycięstwo Ukrainy jest niemożliwe, a teraz jest ostatnia szansa na zawarcie pokoju, oczywiście na warunkach Rosji – może oznaczać tylko jedno: że Rosja ma trudności. W przeciwnym razie agresor nie potrzebowałby «pokoju» w wojnie, którą sam rozpoczął. Nawet prokremlowskie rosyjskie media dyskutowały ostatnio o potrzebie realistycznej oceny możliwości i siły krajów zachodnich, dodając pośpiesznie, że pomoże to skuteczniej niszczyć te same kraje w przyszłości. Jednak w świecie fantazji rosyjskiej propagandy wszelkie pozory realizmu sygnalizują gotowość do kompromisu i poszukiwania możliwości negocjacji." - napisał Mart Kuldkepp, estoński historyk.
Na koniec słowo na inny temat, który jest pośrednim wynikiem powyższych wydarzeń. Powoli wznowiono temat ustawy o obronie cywilnej. Rządzący przekonali się, ile kosztuje historia. Suma 132 mld zł, wydanych (teoretycznie) w ciąg dekady, jest gorzkim kosztem przymykania przez dekady oczu na oczywiste fakty w naszym regionie. To czym władze powinny zająć się najpóźniej w 2015 roku, kosztuje coraz więcej. Niestety już z pobieżnej analizy przepisów wynika, że ten następny projekt, znów jest niedopracowany i posiada istotne wady. Warto się zastanowić, czy w obliczu zagrożenia, stać nas na popełnianie następnych błędów w najbardziej odpowiedzialnym zadaniu jakim jest bezpieczeństwo ludności. A wreszcie, czy nasi przeciwnicy będą czekać dekadę na nasze przygotowania? Dramat tego czasu polega na tym, że każda poddawana próbie historii władza, poprzez proste omyłki daje pożywkę siłom przeciwnika. Co warto mieć na uwadze.