geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Jen Parente

Freedom is not free

Michał Mistewicz

13-12-2022 09:30


W waszyngtońskim parku West Potomac Park, około 250 metrów na południowy wschód od Mauzoleum Lincolna, znajduje się zespół Pomnika Weteranów Wojny Koreańskiej, poświęcony pamięci Amerykanów oraz żołnierzy Korei Południowej i ONZ walczących w tej wojnie przeciwko komunizmowi. Pomnik powstał późno - od uchwalenia decyzji przez Kongres do jego odsłonięcia w 1995 roku minęło 9 lat. Sam pomnik składa się z wielu elementów: poza posągami, oraz granitową ścianą, nad tzw. basenem pamięci znajduje się wykonana z szarego granitu ściana, na której wykonano  prosty napis: "Freedom is not free".

Polskie tłumaczenie tego amerykańskiego idiomu: "Wolność nie jest za darmo" nie odzwierciedla pełnego sensu tego zwrotu. Krótko rzecz ujmując, wyrażenie to jest używane do opisania poświęcenia w czasach kryzysu i jest szeroko stosowane w Stanach Zjednoczonych, aby wyrazić wdzięczność wojsku za obronę wolności. "Otóż jeżeli cieszymy się naszą wolnością, w Europie dzisiaj, jeżeli szczyciliśmy się naszą wolnością w roku 1638, trzeba było pamiętać, że kluczem do tej wolności, jest gotowość do obrony, do poświęcenia życia w obronie tej wolności." - zauważył prof. Andrzej Nowak.

Ten wstęp poświęcony jest opisaniu zjawiska, która początkowo wzbudził we mnie zastane obawy o powrót cieni przyczyn upadku I Rzeczpospolitej, o czym zresztą za chwilę. O ile w części można wytłumaczyć burzę medialną w kwestii planowanych powołań na ćwiczenia wojskowe, która przetoczyła się nie tylko przez polskie media, ale i znacznie szerzej przez media społecznościowe, o tyle groźniejsze są jej reperkusje w społeczeństwie. Pominę już teraz wycinkową liczbę wypowiedzi, które usłyszałem w minionym tygodniu na tzw. ulicy, a które nie tylko zawierały frazę quasi-polityczne "oni coś szykują", a dowodziły jedynie nie tyle ignorancji wypowiadających, ale także po części nastrojów ocierających się o panikę, a to ostatnie dotyczy zwłaszcza młodego pokolenia. W takim nastroju część społeczeństwa obudziła się ze słodkiego snu kilkudziesięciu lat trwającego pokoju.

Jeżeli chodzi o warstwę medialną, to okazuje się, że w obliczu trwającej już prawie 10 miesięcy wojny na Ukrainie czy poległych w niedawnej eksplozji w Przewodowie, a także wciąż trwającej operacji zabezpieczenia naszej granicy z Białorusią, nie wystarczy powtarzać, że Polska de facto znajduje się także na froncie walki, w tym także walki z podstępnymi formami rosyjskiej dezinformacji i działań propagandowych. Na tylko jednym z popularnych portali społecznościowych, szczególną popularnością cieszyły się wątki o formach oporu wobec "nakazowi pójścia w kamasze", a których źródłem były także konta już wcześniej w jakiś sposób uderzające w politykę wsparcia Ukrainy. Nie można wykluczać, że Rosjanie przygotowywali się od kilku lat do operacji dezinformacyjnych w państwach tzw. Zachodu. W latach 2016-2017 można było spotkać na  polskich portalach ogłoszeniowych, propozycje wykupu istniejących profili społecznościowych. Prosta analiza oferentów dawała czasem ciekawe wyniki - jak spółki powiązane z czołowym operatorem internetowym w FR. To tylko jeden z przykładów możliwości, które powinny tłumaczyć z jak wielką ostrożnością należy podchodzić do wypowiedzi z portali  społecznościowych.

Zapewne zjawisko to zostanie poddane analizom przez odpowiednie instytucje, jednak już teraz warto zauważyć, że przyczyn jest o wiele więcej i nie ma tutaj jednego prostego wytłumaczenia. Bo oto kłania się nie tylko okres odbijania się od gospodarczego dna przez nasze społeczeństwo, kiedy tak szkoła, jak i rodzina nie mogły zapewnić odpowiedniego wychowania, ale także w części dowodzi długoletnich błędów polityki społecznej państwa, braku posiadania w tamtym okresie jasnej polityki historycznej, bezpieczeństwa, etc. To co można podpowiedzieć, jako tylko mały element leku na te ostatnie objawy, to konieczne jest uruchomienie szerszej kampanii społecznej, a także edukacyjnej w szkołach, na temat rozpoznawania metod dezinformacji.

To co także wiadomo, to fakt, że ta polska dyskusja medialna, która dotyczyła kwestii podstawowych obowiązków obywatelskich i wpływ działań dezinformacyjnych, została odpowiednio oceniona w Moskwie i należy się niestety liczyć z jej powtórką. Wszystko to wpisuje się przecież w czwarty etap tzw. koncepcji Gierasimowa, o której pisałem w sierpniu 2021 roku. To co także należy pamiętać, to świadomość, że ten stan zagrożenia nie minie szybko.

Zresztą nie tylko w Polsce doszło do akcji, które po części można tłumaczyć działaniami służb specjalnych. Na Łotwie szerokim echem odbiła się sprawa zakazu emisji programu opozycyjnej wobec Putina rosyjskiej TV Dożd. Już po pewnym uspokojeniu dyskusji, ciekawy głos zabrał w tej sprawie dyrektor Centrum Doskonalenia Komunikacji Strategicznej NATO w Rydze, Jānis Sārts. "Sytuacja, która rozwinęła się w związku z „Dożd”, to „zakończona sukcesem operacja kontroli refleksyjnej” Rosji. Sārts wyjaśnił, że zarządzanie refleksyjne to metoda opracowana przez KGB w Związku Radzieckim, polegająca na wysyłaniu sygnału, poprzez zrozumienie czyichś wzorców zachowań, tak aby odbiorca sygnału zachowywał się w przewidywalny sposób, korzystny dla nadawcy sygnału. Można go wykorzystać np. do przeciwstawienia sobie grupy osób. I znów jest to jeden z przykładów podstępów, z którymi możemy spotkać się w przestrzeni medialnej.

Tę część komentarza chcę zakończyć opisem pewnego zdjęcia, który towarzyszył mi przez te dni: siedzący na łóżku operacyjnym ranny ukraiński żołnierz w pełnym oporządzeniu, z zakrwawionym bandażem zakrywającym niemal całą twarz - a także słowa z więziennego przesłania białoruskiego działacza praw człowieka  Alesia Bialackiego, który otrzymał w sobotę pokojową Nagrodę Nobla: "Musimy walczyć z Międzynarodówką dyktatorów. Dobro i prawda powinny umieć się obronić. (...) A 10 grudnia chcę powtórzyć wszystkim: „Nie bójcie się!” To słowa wypowiedziane przez papieża Jana Pawła II w latach 80., kiedy przybył do komunistycznej Polski.”. Zdecydowanie "Freedom is not free" - dopóki nie będziemy w stanie tego jasno zrozumieć, wciąż nasza przyszłość będzie jawić się w ciemnych barwach.

O ile wzbudzanie obaw społeczeństw są jednym z najstarszych metod wpływania na decyzje państwowe, o tyle już działanie samych władz w tym duchu, jest już niepokojące. Odwołam się tutaj do trzech różnych artykułów, które mówią niemal o tym samym: lękach władz państw Europy Zachodniej. "Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba, który wyraził przekonanie o dalszym wsparciu USA dla Kijowa, powiedział, że obawy o zachowanie Rosji przypomniały mu tzw. „samobójczy nacjonalizm”, wzywający Ukraińców do zachowania Związku Radzieckiego i porzucenia dążenia do niezależności od Moskwy. „Wzywam świat, aby nie bał się rozpadu Rosji. Jeśli koła historii zaczną się obracać, żaden człowiek tego nie zmieni” – powiedział Kułeba w wywiadzie dla The Wall Street Journal w Kijowie. "Zamiast myśleć o tym, jak pomóc Rosji przetrwać i stać się normalnym członkiem społeczności międzynarodowej, czas zaakceptować fakt, że ta Rosja nie może być normalnym członkiem społeczności międzynarodowej” – powiedział. „Nie sądzę, że świat się rozpadnie, jeśli rozpadnie się Rosja. Ale to naród rosyjski doprowadzi swój kraj do rozpadu, jak to się stało z Imperium Rosyjskim” w 1917 roku." - mówił ukraiński minister.

"Putin rutynowo bombarduje ukraińską ludność cywilną, ponieważ wie, że nie grozi mu za to odwet. Zachód wydaje się sparaliżowany strachem przed rosyjską eskalacją. Zamiast zapewnić Ukrainie możliwość kontrataku i zniesienia ograniczeń w atakowaniu rosyjskich celów, zachodni przywódcy odpowiadają na każde kolejne bombardowanie wyrazami solidarności i obietnicami „stania z Ukrainą tak długo, jak to będzie konieczne”. Takie nastroje są mile widziane, ale nie zastąpią dodatkowej broni, której tak desperacko potrzebuje Ukraina." - napisał obecny na miejscu w Kijowie, kanadyjski prawnik Daniel Bilak. "Aby zapobiec katastrofie humanitarnej rozwijającej się na Ukrainie i rozprzestrzeniającej się na sąsiednie kraje, zachodni przywódcy muszą wytyczyć wiarygodną czerwoną linię w sprawie bombardowań ukraińskiej infrastruktury cywilnej. Jak trafnie zauważa prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, obecna kampania rosyjskich nalotów jest równoznaczna z użyciem broni masowego rażenia i powinna mieć podobne konsekwencje.(...) Zachodni przywódcy mają obecnie wyjątkową okazję do pokonania Putina na Ukrainie bez poświęcania własnych żołnierzy. Ukraińcy udowodnili, że są odporni, odporni i zdecydowani. Są gotowi walczyć o przetrwanie swojego kraju io wolność Europy. Wszystko, czego żądają, to aby Zachód przezwyciężył swój strach przed Rosją Putina i dał Ukrainie narzędzia do dokończenia dzieła.". - napisał Bilak.

"Odpowiedź na projekcję siły przez Rosję to duże wyzwanie dla UE. Prezydent Francji Emmanuel Macron próbował wypełnić lukę po braku niemieckiego przywództwa w wojnie, ale bez większych sukcesów. Choć przywódcy Francji i Niemiec wciąż komunikują się z Putinem, żaden z nich nie jest w stanie na niego wpłynąć. Domyślnie liderem państw zachodnich, w tym europejskich, w tej wojnie pozostają Stany Zjednoczone. Bez amerykańskiego wsparcia militarnego i finansowego nie byłoby już państwa ukraińskiego. Podobnie NATO - i Stany Zjednoczone jako jego najpotężniejszy członek - jest w tej sytuacji głównym gwarantem bezpieczeństwa w Europie. Nie ma już bezpieczeństwa w Europie poza NATO." - zauważył w artykule o propozycjach przyszłych stosunków UE z Rosją, Stefan Meister, szef Programu na rzecz Porządku Międzynarodowego i Demokracji w Niemieckiej Radzie ds. Stosunków Zagranicznych (DGAP) w Berlinie. Meister zauważa, że kluczowym warunkiem wstępnym zmian politycznych w Moskwie – ale bez gwarancji – jest rosyjska klęska na Ukrainie.

Według Meistera UE powinna wprowadzić siedem zasad, którymi UE powinna się kierować, aby stworzyć podstawę nowej strategii UE wobec Rosji: Ukraina musi odgrywać kluczową rolę w tej systemowej rywalizacji z Rosją, należy także unowocześnić unijnej polityki sąsiedztwa, a więc skierować uwagę na region Morza Czarnego, wspierać rosyjskie społeczeństwo obywatelskie - i jest to w mojej opinii największy błąd tego wnioskowania, ponieważ odwołuje się do wciąż pokutującego w niemieckiej przestrzeni przekonania o istnieniu rzekomej silnej rosyjskiej opozycji "demokratycznej". Pozostałe zasady to nowa polityka wizowa (oczywiście ze wskazaniem na rolę powyższych emigrantów).

Najciekawsza jest propozycja piątej zasady, z małą zmianą wpisująca się w ostatnie propozycje kanclerza Scholza: "Całkowita gospodarcza i technologiczna izolacja Rosji nie jest wskazana na dłuższą metę. Pewien poziom integracji finansowej i technologicznej z Rosją leży w interesie Europy. Jeśli Rosja stanie się całkowicie zależna od chińskiej technologii i odłączy się od globalnego systemu bankowego i finansowego z powodu zachodnich sankcji, europejskie możliwości wpływu i informacji osłabną.". Szósta i siódma zasada dotyczy bezpieczeństwa energetycznego UE i gotowość do organizowania większej liczby operacji pokojowych i obserwacyjnych UE w strefach konfliktów.

Jak widać Ukraina wciąż, z małymi zmianami kosmetycznymi, staje się figurą stylistyczną dla przykrycia istniejących pragnień Berlina zakończenia "niefortunnej wojny". "Europejczycy marnują cenny czas, skupiając się przede wszystkim na przystąpieniu Ukrainy do UE, zamiast forsować debatę o tym, jak wprowadzić ten kraj do NATO, a przynajmniej jak zapewnić mu bezpieczeństwo przed pełnym członkostwem. Takie obrady są potrzebne, ponieważ przyszłość NATO zależy od tego, co wydarzy się na Ukrainie. Z nielicznymi wyjątkami państwa członkowskie w znacznym stopniu rozbroiły się od zakończenia zimnej wojny. Obecnie przywrócenie pozorów prawdziwej potęgi militarnej na całym kontynencie zajęłoby co najmniej dekadę. Ukraina ma prawdopodobnie najsilniejszą armię w Europie z żołnierzami sprawdzonymi w walce i udowodnioną zdolność do wspólnego działania przeciwko rosyjskiej armii, nawet bez całej niezbędnej broni i sprzętu." - napisał jeszcze w październiku Andrew A. Michta.

Wyzwanie przed którym stoi Ukraina, było udziałem I Rzeczpospolitej, jednak tutaj doszło do długoterminowego wystąpienia kolejnego czynnika, który został sprawnie wykorzystany przez wroga. Były to obawy szlachty o zabranie partykularnych przywilejów, które zasłoniły obraz upadającego państwa. Od katastrofalnej kapitulacji pod Ujściem, z małą gwiazdką nadziei wiktorii wiedeńskiej, poprzez "Sejm Niemy", był już to okres schyłkowy, którego potwierdzeniem był zapomniany już niemal traktat prusko-rosyjski zawarty w lutym 1720 roku w Poczdamie.  W myśl tego traktatu zawartego ponad 300 lat temu, w Rzeczpospolitej miała trwać „złota wolność” szlachecka, liberum veto, wolne elekcje i brak jakichkolwiek większych reform ustrojowych. Tym samym bezwład prowadzący do  upadku Rzeczpospolitej znalazł się w gestii sąsiednich mocarstw, które miały pilnować „praworządności” i anarchii. Traktat zapoczątkował cykl porozumień rosyjsko-niemieckich, które odtąd miały pętać Rzeczpospolitą...no właśnie, jak długo, to już pozostawiam Państwa ocenie. I niech ta myśl towarzyszy nam, jako lekcja z ostatnich dni, także w dniu innej rocznicy, którą dzisiaj obchodzimy.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024