Zdjęcie: Pixabay
18-11-2025 09:30
Nie zmniejsza się nacisk Moskala na naszą przestrzeń wolności - zwrot ten powtarza się w tym, czy w innym podobnym brzmieniu - od dłuższego czasu. Nietrudno też zauważyć, że utrzymywanie uwagi na swoich działaniach, również czemuś służy. "Nie ważne jak, byle mówili" brzmi przecież stara metoda profesjonalnego PR. A od tysiącleci wiadomo, że "ludzie gadają". Nieważne jak ograniczalibyśmy tę naszą ludzką cechę, czy to przez czekanie na oficjalne komunikaty, czy też przez chwilowe milczenie, to wywołany efekt ma przekazać swoje znaczenie. Jaki?
„Powszechnie przypisywane Włodzimierzowi Leninowi powiedzenie głosiło, że aby poszerzać swoje wpływy, Moskwa powinna *badać bagnetem; gdy napotka papkę - naciskać dalej; jeśli trafi na stal - wycofać się*. Przeciwnicy Rosji niekiedy jasno dostrzegali tę metodę działania: w połowie XIX wieku brytyjski premier lord Palmerston zauważył: *Polityka i praktyka rosyjskiego rządu zawsze polegały na posuwaniu naprzód swoich zakusów tak szybko i tak daleko, jak pozwalała na to obojętność i brak stanowczości innych rządów, lecz zawsze na zatrzymaniu się i cofnięciu, gdy napotykał zdecydowany opór»." - napisał jeszcze w 2021 roku Keir Giles, analityk brytyjskiego think tanku Chatham House, którego artykuł wówczas polecaliśmy.
Przecież w naszym regionie narodów byłej I Rzeczpospolitej, znamy doskonale tę zasadę . Dostarczyły ją wieki, a nie dekady czy lata wojen z Rosją, z ich światem, którego ideologia i założenia są tak wrogie wobec nas. Giles wskazywał wtedy - z czym również zgadzam się od wielu lat - że Rosja jest na kursie permanentnego konfliktu z Zachodem, co wywołuje określone skutki. To co istotne to fakt, że te apokryficzne zwroty wskazujące na niezmienne metody Kremla, jednego z ideologów "ruskiego świata", pojawiły się znów, w rozmowie amerykańskiego analityka Marshalla Billingslea z Instytutu Hudsona z litewskim ministrem spraw zagranicznych Kęstutisem Budrysem. Minister, który zresztą odwoływał się do historii Kościuszki, zwraca uwagę, że musimy stanowczo reagować na takie działania.
"I to jest efekt propagandy płynącej z Rosji, według której jedyną rzeczą, której nie powinno się robić wobec Rosji, jest eskalacja. Kto to stworzył? Nie należy obawiać się eskalacji. To właśnie działa. I to właśnie zadziałało na Morzu Bałtyckim, jeśli chodzi o infrastrukturę podmorską. Mieszali tam, używając statków tzw. floty cieni. Niektóre z nich były w tragicznym stanie. I w ten sposób doszło do incydentów z naszą infrastrukturą podmorską - przecinano kable energetyczne, danych, uszkodzono także gazociąg. Kiedy my trochę „podkręciliśmy śrubę” i zaczęliśmy bardziej pilnować sytuacji na Bałtyku, to się skończyło. Więcej okrętów NATO oznacza, że Rosja się bardziej pilnuje. To samo jest z dronami." - zauważył minister Budrys.
Wspomnienie o litewskim ministrze jest o tyle istotne, że z naszych oczu może zejść inny istotny fakt, a więc działania łukaszenkowskiej przybudówki Rosji na Białorusi. Zaczęło się od teoretycznie banalnych balonów, które wywołały zamierzony efekt. Zamknięcie granicy przez Litwę, spowodowało z góry przewidzianą odpowiedź: litewscy przewoźnicy stali się faktycznymi zakładnikami reżimu. W tej sytuacji trudno spekulować, czy polska decyzja o otwarciu dwóch przejść granicznych z Białorusią jest wynikiem li tylko działania naszej dyplomacji, czy też bardziej rezultatem nacisków - wyników ugody wynegocjowanej przez wysłannika prezydenta Trumpa na Białoruś, Johna Cole'a. Jeżeli wizyta ministra Budrysa w Warszawie miała na celu dalsze opóźnienie naszej decyzji, to się to niestety nie udało.
Jednocześnie, jeśli to ma być lekcja pokory dla ugodowego- z naszego punktu widzenia - podejścia Trumpa dla Łukaszenki, to może to być ruch przydatny. Czy naszą nagrodą będzie uwolnienie polskich więźniów z Andrzejem Poczobutem na czele? Najprawdopodobniej tak rzeczywiście się stanie, tym niemniej warto zauważyć, że wczoraj Łukaszenka kilka razy podkreślał w rozmowach z rosyjskimi suwerenami, że nigdy Moskwy nie opuści. A co więcej, Łukaszenka ma nadzieję na prorosyjskie zmiany polityczne w krajach naszego regionu wolności.
„Litwini teraz piszczą, wrzeszczą: *otwórzcie granicę*. My jej nie zamykaliśmy. I nigdy ani do Polaków, ani do Litwinów, ani do Łotyszy nie mieliśmy złego stosunku. To nasi sąsiedzi, co tu dużo mówić. Tak, dziś są sterowani z zewnątrz. Wiecie, życie zmusi… Przyjdą do władzy inni ludzie, którzy będą widzieć swoje interesy w Białorusi i Rosji, tak jak to było wcześniej. Po co tracić te rynki i tak dobre relacje?” - powiedział dyktator w swoim stylu. Może sięgnijmy jeszcze przy tym po symbolikę.
"Z miejscowości Słabodka w rejonie ostrowieckim, niedaleko przejścia granicznego „Kotłowka-Ławaryszki” na granicy białorusko-litewskiej zniknął pomnik upamiętniający powstańców z 1863 roku, mający kształt ogromnego miecza. Na ostrzu wygrawerowano hasło kosynierów: „Kogo kochasz? - Białoruś! - Z wzajemnością…”(...) Pomnik stał jeszcze dwanaście lat, po czym zniknął niezauważony i bez wyjaśnienia, o ile nam wiadomo, kilka miesięcy temu. Choć zburzenie pomnika idealnie wpisuje się w ogólny nurt ideologiczny wymazywania pamięci o powstaniu wyzwoleńczym z 1863 roku, nie wiadomo na pewno, czy była to decyzja władz, czy inicjatywa właścicieli terenu." - informuje "Nasza Niwa". Wiemy, że od lat tego typu posunięcia nie pojawiają się bez przyczyny. Wymazywanie historii Białorusi bez ruskiego buta na gardle jest przecież cały czas realizowane.
Rosyjska propaganda również cały czas dba o to, aby wykorzystywać różnice między nami przy każdej możliwej okazji. Znów banalna kwestia dwujęzycznych tablic na Podlasiu, wywołała zamierzony tumult. Odpowiednio sterowana "dyskusja" w internecie nie zauważa, że obszary przenikających się kultur i narodów byłej I Rzeczpospolitej to faktycznie nierozerwalna przestrzeń.
Tak samo, jak Kościuszko, Kalinowski, Moniuszko, Syrokomla i wielu innych byli solą tej wspólnej ziemi, częścią tej wspólnej kultury wolności, tak i język stanowi jego niezbędny element. Tego nie zmienimy. Jednocześnie powstaje oczywisty dylemat: równowaga między wspólną wolnością a postrzeganiem suwerenności terytorialnej. Podobny dylemat - z nieco innego powodu - mają Litwini z tablicami w naszym języku. I podkreślę: mowa jest o kulturze wolnych narodów - nie tych kierujących się napastniczą ideologią, czy tą ze wschodu, czy z zachodu.
Wracając do głównego wątku, przypomnę, że miniony tydzień to nie tylko dywersja na polskiej czy słoweńskiej kolei, ale także cyberatak wobec sieci placówek edukacyjnych w Estonii, a na Łotwie rośnie zagrożenie atakami podobnymi do tych w Polsce. Z kolei estońskie media przywołują słowa generała broni Macieja Klisza, dowódcy operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych o rzeczywistym znaczeniu wlotu rosyjskich dronów z 10 września. "Według Klisza, 9 września nad Ukrainą w kierunku Polski leciało kilkaset rosyjskich dronów. Liczba ta jest tak wysoka, ponieważ Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych RP uznaje wszystkie samoloty lecące na zachód nad Ukrainą za potencjalne zagrożenie dla polskiej przestrzeni powietrznej." - czytamy streszczenie artykułu z polskich mediów.
"Kraje europejskie nie mogą już dłużej unikać „kwestii rosyjskiej”, ponieważ Rosja wybrała wojnę. Dysponują niezbędnym potencjałem – to znaczy środkami gospodarczymi, potencjałem militarnym i wiedzą technologiczną – aby stawić czoła Rosji do 2030 roku, pod warunkiem, że wykażą ku temu wolę polityczną." - wynika z raportu opracowanego przez Francuski Instytut Stosunków Międzynarodowych (IFRI), który zawiera szeroką ocenę zmieniającej się równowagi sił między Europą a Rosją w listopadzie 2025 roku.
Jak czytamy w podsumowaniu, Rosja, choć utrzymała stabilność makroekonomiczną, dryfuje w stronę stagflacji, inwestując niemal wyłącznie w wojnę, która najbardziej dotyka głównie najbiedniejsze regiony kraju - co widać szczególnie w eksklawie królewieckiej - i opiera się na konfrontacyjnej strategii konfrontacji z silnym wpływem straszaka nuklearnego wobec Europy. Jednocześnie Moskwa korzysta ze wsparcia Iranu, Korei Północnej i politycznego poparcia Chin, podczas gdy sankcje nakłada głównie Zachód. Według oceny raportu, Europa z kolei skutecznie zamortyzowała szok energetyczny, wzmacnia integrację gospodarczą, utrzymuje przewagi w sferze powietrznej, morskiej, kosmicznej i cybernetycznej oraz zachowuje szerokie poparcie społeczne dla Ukrainy. Wojna dodatkowo wzmocniła więzi UE z NATO, zwłaszcza po wejściu Szwecji i Finlandii, a perspektywa dalszego rozszerzenia stała się kluczowym narzędziem zmian w Europie.
I to jest pozytywny wniosek, nieco na przekór kolejnemu żonglowaniu czasem, które ponownie zaprezentował minister obrony Niemiec Boris Pistorius. „Zawsze mówiliśmy, że może to nastąpić w 2029 roku. Jednak teraz są tacy, którzy twierdzą, że może to nastąpić już w 2028 roku, a niektórzy historycy wojskowości uważają nawet, że mieliśmy ostatnie spokojne lato” – powiedział niemiecki minister.
Takie słowa, jak myślę, nie robią już na nikim w naszym regionie wielkiego wrażenia. Moim zdaniem, konstatacja dla nas obywateli tej samej nierozerwalnej przestrzeni musi być nieco inna. Wspominałem niedawno, że Moskal wciąż zmienia swoje narzędzia i metody działania. Niestety musimy się liczyć z tym, że któryś z tych zamachów może być dla nas bolesny. Tym bardziej podkreślę, że czujność to nie ciągłe napięcie, ale zwracanie uwagę wreszcie na fakty, a nie deklaracje. Obserwujmy, współpracujmy i działajmy w naszym wspólnym interesie, gdyż chodzi wciąż o to samo co przed wiekami: utrzymanie naszej wolności.A najnowszy przykład Gruzji, która przegrała wojnę z Rosją i własnie traci ostatki swojej niezależności, niech zabrzmi jako współczesne memento.