Zdjęcie: Pexels.com
05-11-2024 09:30
"Plebiscyt odbyć się musiał. (...) Wola ludu w plebiscycie głównie przez sprowadzenie tzw. emigrantów została sfałszowana. Dlatego też, otrzymawszy ostateczne rezultaty plebiscytu, zamknąłem się w swoim pokoju w "Lomnicu" i opierając się na nich i na Traktacie Wersalskim na własną odpowiedzialność, nawet nie porozumiewając się z nikim, wytknąłem tzw. linię Korfantego, chcąc stworzyć przedmiot dyskusji dyplomatycznej." - wspominał Wojciech Korfanty w 1931 roku.
Wspominam o słowach jednego z Ojców Niepodległości, gdyż dla świadomych historii mieszkańców Śląska, to co stało się w minioną niedzielę w Mołdawii, nie powinno stanowić zaskoczenia. Przypomnę, że 20 marca 1921 roku, ponad 180 tysięcy głosów wyborców sprowadzonych z Niemiec - co stanowiło ponad 19% głosujących - zadecydowało o polskiej przegranej w plebiscycie, stając się przyczynkiem do wybuchu III Powstania Śląskiego.
Tym razem jednak nie będę zagłębiał się szczególnie w przebieg II tury wyborów prezydenckich w Mołdawii. Należy spojrzeć na to co się stało, z drugiej strony. To nie emigranci sprowadzani samolotami przez Rosję i marionetkę z Mińska, ale emigranci z krajów zachodnich uratowali - jak to określiły media łotewskie - prezydent Maię Sandu przed przegraną. Tym samym, niestety, została podważona pierwsza zasada legitymizacji władzy w kraju jakim jest poparcie przez mieszkańców. Oczywiście należy zdawać sobie sprawę z faktu, że cżęść głosów oddanych w samej Mołdawii pochodziła z poparcia wizytujących kraj emigrantów, ale czy ktoś będzie - poza PAS - o tym wspominał? Należy się spodziewać, że może to być czynnik destabilizujący sytuację do lata przyszłego roku.
"Jestem rozczarowana, bo wygrał niewłaściwy kandydat" – oceniła Anna. "Sandu wygrała, bo głosowała na nią emigracja. Tak, jestem z tego niezadowolona, bo oni tu nie mieszkają i nie wiedzą, jakie tu jest życie. Ale ci, którzy głosowali tutaj, wybrali innego kandydata. Nie, żadnych zmian nie będzie, ponieważ przez cztery lata nic nie zrobiła i dalej też nic nie zrobi. Trzeba przestać wchodzić Ameryce w jedno miejsce i zacząć myśleć o narodzie." - czytamy wypowiedź jednej z Mołdawianek cytowaną w łotewskiej telewizji.
Chcę tutaj zwrócić uwagę także na te głosy, które niekoniecznie wynikają z próby przekupstwa czy też stricte poglądów prorosyjskich. Wynikają przede wszystkim ze zmęczenia: politykami, nasileniem propagandy i ogólną sytuacją w regionie. Czując zbliżające się niebezpieczeństwo część Mołdawian może sięgać po najprostsze i znane rozwiązania, na zasadzie "było biednie, ale spokojnie". Kiedy w 2021 roku, w artykule wprowadzającym pisałem o wskazówce dla przyszłych polityków „Pro rege saepe, pro patria semper” – Dla króla często, dla ojczyzny zawsze - to w powyższym cytacie można tę zasadę odczytać. Coraz więcej głosów obywatelskich o nich wspomina. Moim zdaniem, warto aby te dotąd wzgardzane poglądy usłyszeć, bo być może w ten wyborczy wtorek w USA, te głosy będą znaczną częścią odważnika na wadze politycznego plebiscytu. A tak czy inaczej wpłyną one na losy również naszego regionu. Własne wnioski z otoczki mołdawskich wyborów, wyciągają Litwa i Estonia.
"Pokój. Kto nie tęskni za pokojem? W ciągu prawie trzech lat brutalnej agresji Rosji na Ukrainę, apele o pokój stały się coraz częstsze. Gdybyśmy tylko mogli już to spakować. Ruszyć dalej ze swoim życiem. Niech „wszystkie te problemy się skończą”, jak niedawno zawołał ze sceny koncertowej gwiazda popu Jared Leto. To niebezpieczny trend wskazujący na chwiejność zaufania Zachodu. Jednak nasze wątpliwości i najmniejsze oznaki ustępstw będą jedynie inspirować Rosję do kontynuowania agresywnego kursu." - napisał Margus Tsakhna, minister spraw zagranicznych Estonii, który dodaje: "Zadaniem Zachodu jest utrzymanie kursu. Oznacza to zaostrzenie sankcji i poprawę wdrażania istniejących sankcji, znalezienie sposobów na zakręcenie kurka zysków naftowych Rosji i oczywiście – zapewnienie Ukrainie wszystkiego, czego potrzebuje do walki z agresorem na polu bitwy."
I tutaj kłania się kolejna rzecz, o której w minionym tygodniu pisali polscy eksperci od spraw Kaukazu. Jak się okazało cytowane w minionym komentarzu słowa prezydent Gruzji o fałszowaniu głosów, niekoniecznie mogły dotyczyć rzeczywistości. Marek Reszuta, były dyplomata w Gruzji, Erywaniu, zwraca uwagę na rolę kwestii światopoglądowych. "Bo południe Gruzji to muzułmanie (Adżaria, Dolna Kartlia), tradycjonalistyczni Ormianie (Samcche-Dżawachetia), zaś północ to twardzi górale (Swanetia, Racza, ale też Chewsuretia, Tuszetia). Wszystkie te grupy są konserwatywne ideologicznie i w dużej mierze niechętne ideologiom przychodzącym z Zachodu. Chodzi oczywiście o rewolucję, której żąda uparcie UE - akceptacji LGBT, związków homoseksualnych, akceptacji zmiany płci itd. Stąd też "Gruzińskie Marzenie" tuż przed wyborami zaproponowało ustawę o zakazie propagandy LGBT, wskazując, że to jest obca gruzińskiej tradycji ideologia, która Unia Europejska i Zachód chce narzucić ją Gruzji." - napisał ekspert Instytutu Prawa Wschodniego im. Gabriela Szerszeniewicza.
"Czy za nadużycia w trakcie gruzińskich wyborów odpowiada Rosja? Moim zdaniem nie. W pewnym sensie Gruzini to zrobili Gruzinom, tzn. Gruzińskie Marzenie swoim obywatelom. Natomiast rządzący czerpią z autorytarnych, rosyjskich rozwiązań" - napisał z kolei Maciej Musiał, współpracownik Centrum Badań nad Państwowością Rosyjską.
No właśnie, co sprawia, że robimy sami sobie (swoim krajom) to, z czego później korzysta Rosja? Te same pytania zadawali sobie Polacy w 1795 roku. To jest oczywiście element szerszej dyskusji, jednak o rosnącej wadze spraw światopoglądowych, wspominałem niemal dwa lata temu opisując filary suwerenności. Błędy władzy, dają pole do popisu działaniom Moskwy. Wyciągnijmy z tego nasz wniosek: w czasach tak trudnych jak obecnie, warto kierować się pojęciem dobra wspólnego, jakim również jest podnoszona stale przeze mnie, niwa pogłębionej współpracy między wolnymi krajami byłej I Rzeczpospolitej.
Zwłaszcza, że bojąc się wyniku wtorkowego starcia politycznego w USA, nie zwracamy uwagi na inne symptomy niebezpieczeństwa. Rosja pod koniec października na szczycie BRICS kolejny raz podważyła sens obecnej postaci ONZ.
"I tak właśnie stało się, że Sekretarz Generalny ONZ António Guterres pojechał odwiedzić Putina – posolił kawałek chleba i popił wódką, zgodnie z rosyjskim zwyczajem. Żenujące! Oczywiście każda wojna kończy się przy stole negocjacyjnym, ale udanie się do Rosji jako głowa ONZ, podczas gdy Rosjanie nadal codziennie atakują obiekty cywilne na Ukrainie, jest wysoce niestosowne i obraźliwe. Co więcej, daje to Kremlowi wyraźne zwycięstwo propagandowe, które może teraz obwieścić wszelkimi kanałami, że „Rosja znów wróciła do wielkiej gry.” Nie zajęło to zbyt dużo czasu, prawda? Całe wydarzenie można określić dwoma słowami: niewłaściwy czas i niewłaściwe miejsce. Ktoś, kto pełni funkcję Sekretarza Generalnego ONZ, powinien rozumieć konsekwencje swoich działań. Zbliżając się do Putina, Guterres dodatkowo podważa zaufanie do ONZ w naszym regionie. Nawet jeśli udał się tam jako „wysłannik pokoju”, aby omówić jakiś „plan pokojowy” z Putinem, nie brzmi to przekonująco. To po prostu wygląda źle, a przez to Guterres zaszkodził zarówno swojej reputacji, jak i wizerunkowi organizacji, którą kieruje. Dodatkowo, splunął w twarz ofierze – Ukrainie." - napisał estoński publicysta Karl Sigmund Berting.
A jakie są tego efekty? "Z logicznego punktu widzenia wszystko wydaje się jasne. Trzeci Świat zjednoczył się na rzecz nowego dwubiegunowego porządku światowego, którego celem jest pokrzyżowanie planów Zachodowi. Aby tego uniknąć, Zachód będzie musiał zademonstrować, że nadal jest zdolny do zdecydowanych działań, zwłaszcza poprzez pomoc Ukrainie, ponieważ to właśnie tam zostaną ustalone przyszłe linie sił. Podczas gdy trwa wojna między Izraelem a Hamasem, Rosja i Iran podsycają ten płomień, aby odwrócić uwagę od Ukrainy w sytuacji, w której najnowszy epizod nieustannego konfliktu na Bliskim Wschodzie prawie nie zmieni ogólnego obrazu, a jeśli tak, to w rezultacie Izrael wyjdzie z wojny jeszcze silniejszy niż wcześniej. Ale dwie równoczesne wojny stworzyły w głowach zachodnich decydentów apokaliptyczną wizję szerszej globalnej wojny, czyniąc ich szczególnie nieśmiałymi w swoich krokach, co możemy zaliczyć do kolejnego wielkiego zwycięstwa Rosji. Niestety." - konkluduje Ülo Mattheus, estoński pisarz.
"Zełenski swoim planem zwycięstwa posłał piłkę na kort Zachodu, tylko po to, by Scholz szybko ją odbił, mówiąc, że Ukraina nie wejdzie do NATO w najbliższej przyszłości. Mimo to kocioł wciąż bulgocze za kulisami. Przedstawienie przez Zełenskiego planu zwycięstwa można uznać za próbę umycia rąk od całej sprawy, jak Poncjusz Piłat, prawdopodobnie wiedząc, że odpowiedź będzie stanowczym „nie”. To powiedziawszy, Zełenski nie ma już dźwigni, którymi mógłby wywierać presję na Zachód." - dodaje Mattheus. A Scholz, no cóż, tylko próbuje wyciągać własne wnioski. Choćby z - jak zwykle - subtelnego chińskiego sygnału, kiedy to zamiast po czerwonym chodniku, niemiecka minister Annalena Baerbock musiała iść po gołym betonie pekińskiego lotniska do autokaru, gdyż nikogo nie było, aby ją przywitać.
Jednak wróćmy do naszej przestrzeni, oczekującej w napięciu na wahnięcie politycznego wahadła amerykańskiego zegara, co w sposób oczywisty dowodzi słabości Europy Zachodniej. Raczej z niewielkim zainteresowaniem spotkało się międzynarodowe śledztwo dziennikarskie w sprawie jednostki specjalnego przeznaczenia GRU z okolic Piławy w obwodzie królewieckim. A szkoda, gdyż są tam zawarte istotne ostrzeżenia, w tym dotyczące słynnego już żonglowania czasem, który Rosja ma przeznaczyć na odbudowę swoich sił.
"Ekspert polityczny, profesor Tomas Janeliūnas z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, twierdzi, że tak rozbieżne szacunki odnowy rosyjskich sił są związane z przekonaniem, że Rosja musi najpierw zakończyć wojnę na Ukrainie. „Przyjmuje się, że Rosja musi odbudować wszystko, co miała przynajmniej do początku wojny na Ukrainie. I w ten sposób można rozpocząć obliczanie czasu, kiedy potencjalnie mogłaby być gotowa do wojny z krajami NATO. Rzadziej jednak bierze się pod uwagę fakt, że obecne tempo odbudowy rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego jest znacznie wyższe niż przed rokiem 2022. Już teraz Rosja produkuje miesięcznie więcej pocisków artyleryjskich niż cała Europa, prawie wszystkie państwa europejskie należące do NATO,” – czytamy w raporcie. Raport wskazuje również, że w obwodzie, mimo, że nie ma już prawie żołnierzy, to pozostało uzbrojenie. Przerzucenie wojska, zwłaszcza że powróciły na linie wszystkie promy, które były dotąd w remoncie, to kwestia dni, a nie lat.
"Nie ma żadnych przesłanek, aby sądzić, że putinowska Rosja zrezygnowała z realizacji swoich agresywnych strategicznych celów – nie tylko wobec Ukrainy, lecz także wspólnoty zachodniej. Dlatego kluczowe znaczenie mają pozbawienie Kremla nadziei na ich osiągnięcie w dającej się przewidzieć przyszłości oraz odstraszenie go od ewentualnej eskalacji agresji przeciwko Ukrainie i państwom członkowskim NATO. (...) To, czego natomiast często brakuje, to wola polityczna, aby podjąć konieczne decyzje, zwłaszcza w odpowiednim czasie. Szczególne trudności sprawiają też uzgadnianie i koordynacja działań, w czym przeszkadzają doraźne interesy pojedynczych państw i wewnątrzpaństwowych (głównie biznesowych) lobby. Trwająca wojna w dużym stopniu zdecyduje także o przyszłości Zachodu jako wspólnoty politycznej opartej na tożsamych lub zbieżnych wartościach, interesach i instytucjach, a wreszcie – o globalnym układzie sił i zasadach porządku międzynarodowego. Od tego, czy państwa zachodnie staną na wysokości zadania i podejmą działania adekwatne do skali zagrożenia ze strony Rosji, czy skutecznie pomogą Ukraińcom odnieść zwycięstwo w sprawiedliwej wojnie obronnej oraz czy stworzą warunki sprzyjające załamaniu się reżimu putinowskiego, zależy w decydującym stopniu ich (i większości państw świata) przyszły pokój, bezpieczeństwo i dobrobyt. Istnieją ciągle podstawy, aby sądzić, że ten test możemy zdać." - napisał Marek Menkiszak w raporcie OSW "(Nadal można) wygrać wojnę z Rosją".
Oby tak było, gdyż oznak wyższości interesów prywatnych, w tym partyjnych, nad spojrzeniem propaństwowym, z punktu widzenia obywatela jest coraz więcej. Test ów, moim zdaniem można zdać, przy oczywistym założeniu, że posiadamy zaufanie do zdolności i sił własnych. To czy tak jest i co należy w tym celu zrobić, pozostawiam Państwu do oceny, w swoim własnym plebiscycie.