Zdjęcie: Szymon Shields unsplash.com
30-01-2024 09:30
„Literatura i publicystyka polska nie dostarczyły jednak dotąd żadnej szczęśliwej formuły słownej, wyrażającej uczucia Polaków żegnających się z Ukrainą. Nie wiem też, czy Ukraińcy posiadają jakąś formę pożegnania z Polakami”. Mniejszość ukraińska należy do najstarszych mniejszości narodowych w Polsce, jak zaznacza Stempowski. Łączą Ukraińców z Polakami „długie wieki wspólnego losu i wspólnej kultury”. Czterysta lat prawobrzeżna Ukraina była pod polskim panowaniem, a potem dzieliła jej losy pod austriacką i rosyjską okupacją. „Wynikiem tak długiej wspólnoty losu było silne wzajemne przenikanie się kulturalne obu narodów i brak między nimi określonej granicy etnograficznej”. Zwłaszcza na terenach przygranicznych, gdzie część Ukraińców miała polskie pochodzenie, a część Polaków – ukraińskie." - czytamy w pracy Olhy Wozniuk dotyczącej książki "W dolinie Dniestru i inne eseje ukraińskie. Listy o Ukrainie" Jerzego Stempowskiego, polskiego eseisty, którego pewną trafną uwagę niedawno przytaczałem.
Odchodzący niedługo na żołnierską emeryturę dowódca Estońskich Sił Obronnych generał Martin Herem, udzielił w minionym tygodniu wywiadu, którego zasadnicza część sprowadza się do przedstawienia spójnego obrazu dyskusji o obronie Zachodu. Najpierw jednak warto zauważyć konkretne tło dla tej i wielu innych wypowiedzi, które zdominowały pierwszy miesiąc tego roku. Przebyliśmy przecież bardzo długą drogę, w ciągu tych już niemal dwóch lat wojny. Od chęci bezwarunkowej pomocy Ukraińcom i satysfakcji z pokrzyżowania przez nich trzydniowego planu Putina, przez uskrzydlenie nadziejami odepchnięcia nawały Moskali, po obecną od pewnego czasu niechęć, zniecierpliwienie, czy nawet zwątpienie. I to czego doświadczamy, było już przecież widziane na tych ziemiach nie raz. Pytanie dotyczy tego, czy 70 lat życia w pokoju, nie pozbawiło nas świadomości w czym tkwi sedno tej chęci obrony.
"Myślę, że wielu zachodnich sojuszników, jeśli wcześniej sądzili, że może do tego dojść, teraz postrzegają to jako bardziej prawdopodobne, ponieważ Rosja nie wycofuje się na Ukrainie. W rzeczywistości w ciągu ostatniego roku - powiedzmy od maja do grudnia - zdołała zwiększyć liczbę żołnierzy w wojnie na Ukrainie. Udało jej się uruchomić swój przemysł wojenny. Jeśli w zeszłym roku mówiliśmy, że produkuje około miliona pocisków rocznie, to myślę, że w tym roku liczba ta jest kilkakrotnie wyższa. To sprawia, że wszyscy mówimy o tym zagrożeniu uczciwie i nie ma tu paniki." - mówi generał Herem o ostatniej zmianie postrzegania zagrożenia rosyjskiego na Zachodzie. Przy czym powtarza cztery okoliczności, które mogą uwiarygadniać takie scenariusze: wycofanie 300 tysięcy żołnierzy z Ukrainy, co najmniej roczny okres odbudowy sił, możliwość wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie oraz wreszcie rzecz najważniejsza: stopień gotowości sił NATO do obrony.
Jakkolwiek warto zauważyć, że generał Herem nie wspomina w tym czwartym punkcie o pewnym wyzwaniu, z którą tylko bardzo lekką próbką, mamy do czynienia na granicy fińsko-rosyjskiej, a wcześniej widzieliśmy na granicy Polski, Litwy i Łotwy. Jeżeli dodamy do kwestii migrantów, wysłanie pewnej skromnej liczby "zielonych ludzików", to już mamy element wprowadzenia destabilizacji. Łączy się z tym ewentualność drugiej fali mobilizacji w Rosji, po marcowych "wyborach" prezydenckich.
I być może dlatego, wykluczenie takiej możliwości jest de facto głównym powodem ogłoszenia ćwiczeń Steadfast Defender 2024, które trwają już od kilku dni, a mają potrwać niemal do końca wiosny. "Rosja może inicjować różne prowokacje na granicach NATO, a Litwa powinna spodziewać się agresywnej retoryki ze strony Kremla" – powiedział Darius Jauniškis, szef litewskiego wywiadu, Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (VSD). "Widzimy, że Kreml przygotowuje się do długotrwałej konfrontacji z Zachodem i dysponuje dość szeroką gamą środków i instrumentów, które niewątpliwie wykorzysta do ograniczenia zachodniego wsparcia dla Ukrainy. Oczywiście zastosowane zostaną operacje dezinformacyjne i cybernetyczne, co obecnie obserwujemy, a jednym z takich środków jest szantaż nuklearny" - czytamy w wywiadzie.
Do słów o gotowości generała Herema, należy też dodać odporność społeczeństw. Wszak martwimy się obecną beztroską części polskiego społeczeństwa, która nadal cieszy się występami quasi-teatralnymi rodzimych polityków. Warto więc tutaj przytoczyć ostatnie badania fińskiego Pulsu Obywatelskiego, społeczeństwa, które żyje w cieniu równie wielkiego zagrożenia.
"Wyraźnie więcej osób niż wcześniej, około czterech na pięć, jest zaniepokojonych eskalacją wojny na Ukrainie. Pod koniec roku analogiczny odsetek wynosił 73%. Wzrosły również obawy o możliwe rosyjskie działania wojskowe przeciwko Finlandii. 68% respondentów obawia się ich przynajmniej w pewnym stopniu, w porównaniu do 63% w grudniu. Nieco wzrosły również obawy o próby wywierania przez Rosję wpływu na fińskie społeczeństwo." - czytamy w omówieniu rządowego badania, przy czym wynika z niego, że NATO ufa 72% badanych, a wojsku 89% fińskich respondentów.
"W fińskiej polityce panuje powszechne zrozumienie, że bezpieczeństwo Ukrainy wpływa również na bezpieczeństwo Finlandii. (...) Finlandia ma silną obronę narodową, czuje się w niej pewnie, a teraz fińska obrona jest uzupełniona przez członkostwo w NATO. Finowie podkreślają również, że mają oddzielną umowę o współpracy wojskowej z USA, a współpraca z USA jest dodatkowym zabezpieczeniem. To nie jest kwestia strachu, to kwestia przygotowania, a jak zawsze, im lepiej jesteś przygotowany, tym mniej prawdopodobne jest, że będziesz musiał zastosować tę gotowość w prawdziwym życiu" - powiedział Sven Sakkov, ambasador Estonii w Helsinkach. Tak więc obawy to jedno, ale pewność polegania na pewnych rozwiązaniach to rzecz druga.
"Ta wojna toczy się blisko nas, od prawie dwóch lat. Być może nie powinniśmy być naiwni sądząc, że ta wojna będzie toczyć się tam, że celem Rosji jest jedynie prowadzenie wojny przeciwko Ukrainie. Z pewnością tak nie jest.(...) Jak tylko Rosja, jeśli jej się to uda, odwróci losy wojny na Ukrainie, bez wątpienia przystąpi do realizacji swoich średnio- i długoterminowych planów, które są bardzo ambitne i realistyczne. Podkreślam - realistyczne. To nie są deklaracje, one są w pełni wykonywalne. Wtedy, bez wątpienia, ciemne chmury się zbiorą i Rosja będzie mogła zwrócić swoją uwagę na regiony inne niż Ukraina. Tak więc, rok, dwa lata, Rosja koncentruje się na wojnie na Ukrainie, a potem skieruje się do... Nie powiedziałbym, że tylko wobec krajów bałtyckich. Twierdzę, że Rosja chce rzucić wyzwanie całemu NATO. Musimy być gotowi na ten moment." - mówił w ostatnim wywiadzie prezydent Litwy Gitanas Nausėda.
Świadomość obrony naszego modelu cywilizacji wyrasta z doświadczeń nie jednego pokolenia, ani dwóch czy trzech. Wyrasta z doświadczenia wielowiekowego wszystkich krajów, które doświadczyły rosyjskiego buta w różnych kolorach. Tutaj dla pewnego komentarza niech posłużą dość cyniczne, z naszego punktu widzenia, słowa Łukaszenki z wczorajszego spotkania z Putinem w Petersburgu. "Żaden inny kraj nie byłby w stanie traktować Białorusi tak, jak wy ją traktujecie. Znowu gdybam, ale co przeszkadzało Ukrainie, krajom bałtyckim współpracować z nami w ten sposób? To jest nasz świat, budowaliśmy go przez kilkadziesiąt lat." - mówił Łukaszenka, dyktator, którego kraj za chwilę straci ostatnią dozę, znikomej już teraz, niepodległości na rzecz Rosji.
Wrócę teraz do wstępu, przypominając temat Ukrainy. Więc, cóż dalej? Może pozostawić, to wszystko tak jak jest, pożegnać się, przygotowując się na doroczne blokady granicy, przysłowiowe "fochy" dyplomatyczne, odwieczne sarkanie jednych na drugich? Przecież "da się z tym żyć". A i owszem, ale po co? Trzy kwestie wydają się niezbędne, aby rozwiązać doraźnie obecne problemy.
Pierwsza kwestia to rozliczenie przeszłości. Wspominałem o tym nieraz, a problem z ich realizacją blokuje de facto wszystko co dotąd udało się zbudować. Dajemy narzędzie sporu nie nam - bo jak wspominałem żyjemy z tym od dekad - ale wszystkim wokół, którym utrzymywanie takiego stanu niezgody jest wygodne. Druga kwestia to rolnictwo, przy czym zakładamy, że wypracujemy porozumienie na poziomie UE, z jego polityką rolną, dopłatami, etc.. A co byłoby, gdyby wektor UE - z nieznanych obecnie powodów - zniknął? Dlatego o takich kwestiach warto myśleć w perspektywie trzeciej kwestii.
"Na kilka miesięcy przed schyłkiem stosunków ukraińsko-polskich często mówiono o możliwości nadania naszym stosunkom nowego znaczenia – przez analogię do traktatu francusko-niemieckiego (Traktat Elizejski z 1963 r., odnowiony później w Aachen w 2019 r.) lub traktat francusko-włoski (Traktat Kwirynalski, 2021 rok). Jednak dzisiaj mamy inną okoliczność. Na marginesie lipcowego szczytu NATO w Wilnie państwa G7 podpisały deklarację zapowiadającą szereg porozumień dotyczących ich zobowiązań wobec Ukrainy, co zapoczątkowało z nią szereg negocjacji w sprawie takich porozumień, m.in. z krajami bałtyckimi, Europą Północną i Czechy. Do listy krajów, które ogłosiły takie działania, dołączyły także Bułgaria i Rumunia, kraje Beneluksu, Hiszpania i Portugalia. Obecnie dziewięć krajów rozpoczęło dwustronne negocjacje, a w styczniu do tej listy dołączyła Rumunia. Przystąpienie Polski do tej inicjatywy zapowiedział w Kijowie Donald Tusk, co prawdopodobnie zakończy się podpisaniem ukraińsko-polskiego porozumienia o bezpieczeństwie." - napisał Michał Matlak, doradca PE, którego artykuł pojawił się na łamach ukraińskiej "Europejskiej Prawdy".
"Propozycja traktatu przyjaźni, której domaga się Polska, oraz umowa o współpracy wojskowej to dwa różne rodzaje dokumentów. Jest jednak całkiem możliwe, że w przypadku Polski umowa skupiająca się na wsparciu wojskowym miałaby także długoterminowe elementy polityczne, gospodarcze i społeczne. Kluczowy powinien być sam fakt przyjęcia perspektywicznego planu współpracy Ukrainy i Polski. Nie mniej ważne jest, że w obu krajach istnieje niewątpliwa potrzeba szybkiej reakcji na nowe problemy w stosunkach dwustronnych. A najlepiej - w zapobieganiu ich pojawieniu się." - czytamy w artykule.
Jak kolejne echo pojawia się więc wciąż powtarzający motyw naszych relacji. "Razem było źle, osobno też jest źle, ale może teraz, razem byłoby nieco lepiej?". Na coś trzeba się będzie kiedyś zdecydować. Pytanie, czy zmuszą nas do tego dalsze okoliczności geopolityczne - bo wiara w tzw. wolę polityczną elit obu krajów, po ostatnich wydarzeniach, gdzieś zniknęła. Do rzeczy wielkich jest potrzebna równie wielka, pozbawiona nacisków zewnętrznych, odwaga.
Bo rozważmy sobie teraz hipotetycznie, jak wskazówka wagi geopolitycznej, obróciłaby się w przypadku rozwiązania, o którym wspomina Fabian Hoffmann, doktorant Uniwesytetu w Oslo, były współpracownik amerykańskiego IISS. W jaki sposób i w jakich okolicznościach Polska mogłaby posiadać broń jądrową. Kategoria: niewyobrażalne? W takim zakresie pojęć należy myśleć, w tak trudnej epoce wyzwań, jak obecna.