Zdjęcie: Artem Podrez Pexels.com
22-08-2023 09:30
"Prymas i senat, i rycerstwo klęka, Oto nastaje uroczysta chwila: Jak gdyby jakaś niewidzialna ręka Wszystkie te głowy ku ziemi pochyla; Jak gdy wiatr zadmie, pochyla się zboże, Drżą polne kwiatki, jęczą leśne drzewa, - Polska, Ruś, Litwa, Mazowsze, Pomorze, "Przyjdź Duchu święty!" jednogłośnie śpiewa. Z tysiąca piersi pobożnej gromady Błagalnym hymnem rozlega się niwa; Ducha świętego mądrości i rady Rzeczpospolita na pomoc przyzywa".
Wersy z utworu "Starosta Kopanicki" poety Władysława Syrokomli (Ludwika Kondratowicza, herbu Syrokomla, 1823-1862), na Białorusi uznanego "jako swojego" pod imieniem Uładzislau Syrakomlia, a opisującego wolną elekcję królewską, nie bez przyczyny postanowiłem użyć jako wstępu tego komentarza. Jako ciekawostkę, do której kiedyś wrócę, podam, że cytuję ten wers z tomiku "Poezye Ludwika Kondratowicza" Tom III wydanego w 1908 roku przez śląską drukarnię Karola Miarki, tomiku należącego do mojej antenatki.
Skąd więc tym razem poezja zapomnianego już polsko-białoruskiego poety, jako tło dla dalszej treści? Kilka lat temu wspominałem, że jednym z celów walki Rosji z państwami naszego regionu jest walka z duchem I Rzeczpospolitej, duchem wspólnoty wolności, a który stoi na przekór "ruskiego świata" azjatyckiego poddaństwa, czego kolejne etapy, są potwierdzane realnymi czynami. Pominę teraz wątek ukraiński, choć jest to najbardziej wyrazisty tego obraz.
Miniony tydzień przyniósł informacje białoruskich mediów opozycyjnych, iż reżim Łukaszenki zaczął sięgać z cenzurą coraz głębiej i lista "materiałów ekstremistycznych" powiększyła się o niektóre wiersze Wincentego Dunin-Marcinkiewicza herbu Łabędź (1808-1884), tworzącego w tym samym okresie co Syrokomla, przez białoruskich historyków literatury uznawany za jednego z pierwszych klasyków literatury tego tak bliskiego nam kraju. Dla polskiego czytelnika, ważna jest także informacja, że Stanisław Moniuszko napisał cztery ze swoich 20 oper do libretta napisanego przez tego poetę, w tym do opery Sielanka, pierwszej opery, w której część libretta napisano po białorusku. W geście łaski Łukaszenki w 2016 roku na jednym z placów Mińska postawiono wspólny pomnik Dunin-Marcinkiewicza i Moniuszki.
"Według oświadczenia prokuratury miasta Mińska, materiały informacyjne w postaci przedmowy Jazepa Januszkiewicza do książki, a także teksty utworów „Pływają wiatry”, „Gutarka starej dzedy”, przypisywanych W. Dunin-Marcinkiewiczowi i zawartych w końcowej części zatytułowanej „DUBIA”, książek z serii „Białoruskie książki Bor” Prace wybrane / Wincenty Dunin-Marcinkiewicz, zostało uznanych za materiały ekstremistyczne” – poinformowała prokuratura w Mińsku." - czytamy w oświadczeniu. Co istotne, oba zakazane wiersze zostały napisane przez poetę w okresie Powstania Styczniowego i nawoływały do walki z caratem moskiewskim. Niestety nie można wykluczać, że jeśli ideały Powstania Styczniowego, wzbudziły lęk reżimu, to także wiersze tyczące I Rzeczpospolitej, a które z kolei występują w poezji Syrokomli staną częścią tej listy walki prorosyjskiego reżimu z myślą o wolności. Walki z góry przegranej.
Między innymi dlatego, wielokrotnie wspominałem o wadze symboli, które współcześnie wpływają na relacje międzynarodowe. Z powyższego punktu widzenia, warto odnotować słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który w czasie przemówienia w trakcie defilady z okazji Święta Wojska Polskiego, wspomniał o wolnej Białorusi. Słowa te zostały wychwycone przez opozycję demokratyczną - Swiatłana Cichanouska wyraziła podziękowanie z te kilka słów, które dla Białorusinów na emigracji mają istotną wartość. "Jestem wdzięczna Prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie za wsparcie narodu białoruskiego i naszej niepodległości podczas obchodów Święta Wojska Polskiego, poświęconego zwycięstwu w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku. Wolna i demokratyczna Białoruś jest niezbędna dla pokoju i bezpieczeństwa w regionie.” – napisała opozycjonistka.
I mając to na uwadze, należy w tym miejscu wspomnieć o nieco lustrzanym odbiciu problemów polsko-ukraińskich, a które nastąpiło w relacjach litewsko-białoruskich - a ściślej między władzami w Wilnie a środowiskiem białoruskiej opozycji. I choć tutaj, nie mają aż takiego wymiaru gospodarczego (choć część emigrantów rozważa wyjazd m.in. do Polski) to głównie dotyczą kwestii bezpieczeństwa, z pewną rolą historii w tle.
Zacząć może należy od dość konsekwentnej linii, którą przyjął prezydent Litwy Gitanas Nausėda wobec Białorusi. Dość przypomnieć jego wypowiedź na temat Białorusi, jako "rosyjskiej guberni", a którą wygłosił w czasie szczytu NATO w Wilnie. Z tą myślą prezydent w następnych tygodniach wystąpił w propozycją ponownego - już raz odrzuconego w tym roku przez Seimas - zrównania w obostrzeniach m.in. wizowych Białorusinów i Rosjan. Co ciekawe otrzymał on pewne wsparcie ze strony tak premier Ingridy Šimonytė, jak i niektórych ministrów jej rządu. Wprawdzie już nie wprost mówiąc o samej inicjatywie, to jednak minister obrony Arvydas Anušauskas wskazywał, że obecność Grupy Wagnera na Białorusi jest realnym zagrożeniem.Należy także brać pod uwagę wielkość terytorium Litwy, a także to, że Wilno jest położone niedaleko granicy.
I właśnie to zagrożenie, było iskrą zapalną obecnego zaostrzenia stosunków Litwy z białoruską opozycją. Ale na tym się nie skończyło. W minionych tygodniach doszło do spotkania prezydenta Nausėdy z Laurynasem Kasčiūnasem przewodniczącym sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (NSGK), a dotyczącego m.in. kwestii powrotu do prezydenckiego projektu zaostrzenia sankcji wobec Białorusinów. Przewodniczący poparł projekt, a w ostatnich dniach zaczął wygłaszać dość odbiegające od głównego tematu uwagi na tematy historyczne związane z Białorusią.
"Polityk jest przekonany, że jeśli chodzi o wspólne dziedzictwo historyczne narodów litewskiego i białoruskiego, konieczne jest wytyczenie wyraźnych granic. Jego zdaniem Litwa nie może tolerować ideologii, która zaprzecza narodowej tożsamości i pamięci. "Musimy jasno nakreślić pewne czerwone linie. Nie mówię, że to (litwinizm) jest jakimś programem politycznym skierowanym przeciwko nam. Nie - słyszymy również przedstawicieli opozycji, którzy się od niego dystansują. Ale mimo to jest coraz więcej osób, które o tym mówią" - powiedział w piątek Kasciunas. "Jeśli historia jest do pewnego stopnia wspólna, to w porządku. Ale przywłaszczanie sobie historii Litwy nie jest dobre" - podkreślił." - czytamy w artykule.
Słowa dość dziwne, które jednak wyjaśniane są nieco dalej. "W ostatnim czasie przestrzeń publiczna zaniepokoiła się rosnącą liczbą przypadków manifestacji litwinizmu, co podkreślił również Raimundas Lopata, członek NSGK. Według niego umacnianie ideologii litwinizmu i fałszowanie historii Wielkiego Księstwa Litewskiego (WKL) są związane z reżimem kremlowskim. Według przewodniczącego NSGK, niektórzy Białorusini, którzy uzyskali pozwolenie na pobyt na Litwie, dzielą się oświadczeniami, które zawierają roszczenia do historii Wilna i Litwy. Według niego jest to niedopuszczalne." - brzmią słowa litewskiego polityka.
Wyciąganie takich, nieco przesadzonych obecnie faktów, mają więc stworzyć polityczną formułę "zagrożenia", które stwarzają środowiska białoruskie i tym samym być podbudową do nieuchronnego, jak to już widać, wprowadzenia zrównania w sankcjach Białorusinów z Rosjanami. Jednak, jak wskazaliśmy, nie ma w tej kwestii jednomyślności wśród litewskich polityków. Same środowisko opozycji apeluje wprawdzie nieustannie o odróżnianie narodu białoruskiego od "pomocników dyktatury Łukaszenki" - jak to powiedział zastępca szefa ZGP Walery Kowalewski - a "Białorusini to nie Wagnerowcy". Kłopot polega na tym, że znów mamy do czynienia z niejakim osłabieniem dotychczasowego ścisłego układu sojuszniczego - Litwy z środowiskiem Wolnej Białorusi. Problem pozostaje, co w powiązaniu z niemal całkowitym zerwaniem łączności z Mińskiem, na zamknięciu dwóch przejść granicznych i "wojnie plakatowej" się nie skończy.
Zwłaszcza, że jak wynika z wywiadu z Edgarsem Rinkēvičsem, prezydentem Łotwy, który przyjechał w zeszłym tygodniu z wizytą do Warszawy, sytuacja na granicy z Białorusią wciąż jest niejasna także dla Łotyszy. "Obecność terrorystów Wagnera na Białorusi blisko naszych granic zmienia dynamikę bezpieczeństwa. Podczas środowego spotkania z prezydentem Dudą dużo czasu poświęciliśmy bliskiej koordynacji działań między naszymi krajami. Wydarzenia na granicy traktujemy poważnie. Choć zakładamy, że nie szykuje się prowokacja na wielką skalę czy wojna, ale musimy być przygotowani na wszelkie nieprzyjemne niespodzianki, które mogą się pojawić podczas tego, co nazywamy wojną hybrydową." - mówił prezydent Łotwy, który dodawał: "Niezależnie od wyniku tej wojny, będziemy musieli żyć z Rosją, która będzie poważnym zagrożeniem dla naszej niepodległości i bezpieczeństwa".
Kończąc chcę odnotować dwa wątki. Pierwszy dotyczący defilady wojskowej - niewątpliwie gest symboliczny, po części propagandowy, może i przedwyborczy, ale jakże potrzebny w obecnym czasie. Bo i mówiąc wprost społecznie serce rosło, kiedy można było zobaczyć tak polskich żołnierzy, jak i sprzęt w tym także polskiej produkcji. Z drugiej strony - może i pojawią się kiedyś na tej defiladzie żołnierze sojuszniczy z Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i kiedyś wolnej Białorusi?
Wątek drugi, to warty odnotowania głos rozsądku wicepremier Ukrainy Iryny Wereszczuk na temat ostatnich nieporozumień."Mamy sprawy do omówienia, np. dotyczące pamięci historycznej czy tematu zboża. Ale muszą mieć drugorzędne znaczenie i nie można ich stawiać w jednym szeregu z np. zagrożeniem wysadzenia zaporoskiej elektrowni jądrowej czy wagnerowcami na granicach UE. Na pierwsze miejsce powinniśmy wysuwać kwestie naszego bezpieczeństwa i zagrożenie ze strony Rosji. Nie popełniajmy naszych błędów z historii, bo razem musimy stawić opór Rosji. Resztę załatwimy później." - móiwła wicepremier - i tak, racja, przy czym teraz tylko musimy przejść z chłodną głową przez przedwyborczą sieczkę. I dotyczy to nas wszystkich.