Zdjęcie: Pixabay
14-05-2024 09:30
Ostatni tydzień przyniósł interesujące wydarzenia z zakresu "walki o pamięć", jak to określiły niektóre media litewskie. Złożyły się na to obchody rosyjskiego Dnia Zwycięstwa oraz ich baczna obserwacja w państwach bałtyckich, a także na południu naszego regionu, gdzie specjalnym przypadkiem pozostaje Mołdawia. Kraj ten aspirujący do wejścia do Unii Europejskiej, poprzez działania swoich władz stara się wpływać na zmianę ideologicznego postrzegania tego święta w swoim kraju.
Prezydent Sandu, która udzieliła niedawno obszernego wywiadu, oraz rząd obchodzili 9 maja jako Dzień Europy. Jednak widać, że władze są dopiero na początku długiej drogi wywierania wpływu na społeczeństwo w celu porzucenia ideologii sowieckiej, która w tej części naszego regionu ma wciąż głębokie korzenie. Tak więc prezydent Sandu wraz z delegacją przedstawicieli UE zaczęła ten dzień od złożenia kwiatów pod pomnikiem poległych podczas II wojny światowej. „Dziś czcimy pamięć naszych rodaków, którzy walczyli o pokój. Świętujemy pokój, gdyż 9 maja 1945 roku był pierwszym dniem pokoju na naszym kontynencie. Dziś świętujemy także Dzień Europy, który jest najbardziej zrównoważonym i udanym projektem pokojowym” – powiedziała Maia Sandu. Następnie świętowano w specjalnie powstałej Wiosce Europejskiej w centrum stolicy. Natomiast wieczorem w Kiszyniowie odbył się proeuropejski koncert muzyczny. Można zauważyć, że nawet nie próbowano robić podobnych imprez w autonomii Gagauzji, biorąc pod uwagę między innymi, niedawne napięcia.
Natomiast po drugiej stronie Dniestru, gdzie nadal 9 maja ma wydźwięk po stalinowsku "wojnoojczyźniany", szef Naddniestrza Wadim Krasnosielski wytaczał swoje wizje polityczne. W przemówieniu stwierdził, że chociaż oba brzegi Dniestru mają „różne wizje historii”, Naddniestrze nie chce wojny z Kiszyniowem: „Widzę, że dzisiejsze kierownictwo Mołdawii nie chce eskalacji w Naddniestrzu, zaś kierownictwo Naddniestrza nie chce eskalacji w Mołdawii”, a to grożenie palcem podkreślił dzień później podpisując dekret przedłużający stan zagrożenia terrorystycznego o kolejne dwa miesiące.
Przejdźmy na północ, gdzie osią sporu walki o idee, stała się ponownie przygraniczna, estońska Narwa. Znamy ten widok z zeszłego roku: po rosyjskiej stronie rzeki wystawiony wielki telebim z wyświetlanymi uroczystościami w Moskwie, w kierunku brzegu estońskiego z rzekomym przekazem do rosyjskiej większości w tym estońskim mieście. Jednak, jak podawały media estońskie, transmisję nad rzeką oglądało niewielu mieszkańców Narwy. Więcej osób z estońskiego brzegu obserwowało natomiast późniejszy koncert, który odbywał się po transmisji, przy czym dużą część stanowili turyści, którzy potem wieczorem uczestniczyli wraz z mieszkańcami z koncercie na placu przy ratuszu, z okazji 20 rocznicy przystąpienia Estonii do UE. Skojarzenie z wymową walorów obiektów w Panmundżonie na granicy między obu państwami koreańskimi są dość oczywiste. Zderzenie dwóch nie tylko ideologii, ale dwóch światów: życia w duchu łacińskim i rosyjskiego świata śmierci.
Medialna odpowiedź estońska była nieco skromniejsza: na murze twierdzy po estońskiej stronie Narwy wisiał plakat z napisem „Putin - zbrodniarz wojenny”. Lecz nastąpiła drobna zmiana: o ile rok temu, plakat ten wisiał przez tydzień "budząc kontrowersje", to tym razem plakat ściągnięto już następnego dnia. Nie podano przyczyn takiej decyzji, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację w regionie, łatwo się domyśleć. I niestety jest to spostrzeżenie należące do kategorii "okazjonalnej słabości" dla naszego przeciwnika. Nie zmieni tego fakt, że kilka dni przed rosyjskim świętem, policja w Narwie wprowadziła zakaz zorganizowanych zgromadzeń i noszenia symboli sowieckiej.
Na Łotwie policja ściśle stosowała przepisy podobne do estońskich: zakaz noszenia wstążki św. Jerzego, sowieckiej i rosyjskiej symboliki związanej z toczącą się wojną na Ukrainie. I tutaj poświąteczna statystyka, która wykazała liczbę 19 zatrzymań, co należy do wyników "tradycyjnych", przełożyła się na kakofonię rosyjskiej propagandy, którą odnotowały media regionalne w Królewcu. A tamtejsze relacje mają, znanymi od wieków metodami, "mrozić krew w żyłach" mieszkańcom obwodu, szczegółowymi opisami zatrzymania łamiących prawo. I kolejny raz utwierdzać rosyjskiego czytelnika w opinii na temat stosowania rzekomo "faszystowskich metod". Klasyczne tworzenie iluzji znanych nam z innych, nieludzkich, czasów.
Jednak ta powyższa część ma istotne znaczenie, które częściowo ujawniło się w tych dniach w inny sposób. Wspominałem już kiedyś, że z biegiem czasu trwania wojny na Ukrainie i rosnącym napięciem na osi Zachód - Rosja, czy tego chcemy czy nie, będzie rosło znaczenie rosyjskich mniejszości narodowych. Mniejszości wykorzystywanej - a jakże instrumentalnie - przez rosyjski aparat państwowy od XVII wieku. Obecna apatia i tumiwisizm tych części społeczeństw państw bałtyckich jest i będzie źródłem nieustannych nacisków Kremla, celem ich aktywizacji, a przynajmniej biernego wsparcia dla swoich celów. Nie jest to temat nowy, ani szczególnie odkrywczy, jednak jest rozpatrywany przez służby. Problem w tym, kiedy problemy mniejszości różnych narodów się łączą.
Wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich, jak wspomniałem w minionym tygodniu, nie zaskoczyły, poza jednym szczegółem. Prorosyjski kandydat Eduard Vaitkus zebrał w wyborach 7,33% głosów poparcia. Głosowało na niego ok. 104 tys. osób i zdecydowanie zwyciężył w gminach powiatu sołecznickiego, gdzie mieszka wielu miejscowych Polaków oraz Wisagini przy granicy łotewskiej, gdzie dominuje mniejszość rosyjska. "Widzimy, że w przypadku mniejszości narodowych znów mamy duży problem - część społeczeństwa nie ufa państwu litewskiemu. Trzeba przyznać, że przez 30 lat niepodległości widzieliśmy tylko próby likwidowania szkół i ograniczania praw mniejszości narodowych. Natomiast nikt nie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób przeciwdziałać tej prokremlowskiej narracji" – powiedział litewski publicysta Aleksander Radczenko. Według publicysty, jednym z powodów takiego wyniku był także brak dotychczasowego kandydata Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, czyli Waldemara Tomaszewskiego. Według publicysty brak na razie ze strony władz chęci i pomysłu, jak pracować z mniejszościami na Litwie, aby ograniczyć wpływów propagandy rosyjskiej.
Z oceną Radczenki zgadza się Nerijus Maliukevičius, wykładowca Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego. "Ci, którzy odczuwają szczególną nostalgię za epoką sowiecką, wpadli do jego kieszeni jako potencjalni wyborcy. I pokazał ten wynik tam, gdzie takie sentymenty są najsilniejsze. Zgodziłbym się z moim kolegą Mažvydasem Jastramskisem i jego tezą w wieczornych audycjach wyborczych, że fenomen Vaitkusa jest raczej symptomem tego, że Tomaszewski nie uczestniczył w wyborach jako kandydat, co tradycyjnie robił, i że to Vaitkus zdobył jego głosy" - powiedział Maliukevičius.
"To oznacza, że nie tylko polskojęzyczni wyborcy, nie tylko mniejszości narodowe, ale też przynajmniej część głosów została oddana gdzie indziej. I to pokazuje, że są ludzie, którzy są radykalnie rozczarowani tym, co się dzieje w państwie, którzy nie czują, że kierunek geopolityczny kraju i w ogóle kierunek rozwoju państwa coś im daje. Są powody do niepokoju, ponieważ jest oczywiste, że co najmniej 8% tych, którzy przyszli na wybory, żyje w równoległym świecie w porównaniu z resztą Litwy" - powiedział Ignas Kapokas, politolog z VMU. To, jak i czy, ten niepokojący sygnał przełoży się na działania władz - a przypomnijmy, że na Litwie wciąż trwa dyskusja wokół propozycji nowej ustawy o mniejszościach narodowych - przekonamy się zapewne po wyborach parlamentarnych.
W tej relacji między społeczeństwami, należy także wrzucić kamyk do naszego, krajowego ogródka. Pamiętajmy co było jedną z głównych słabości I Rzeczpospolitej - relacje między społeczeństwami. I teraz pojawił się raport Centrum Mieroszewskiego „Stabilność vs. Niepewność”, który ukazuje, jak młodzi ludzie w Polsce i na Ukrainie postrzegają relacje wzajemne oraz swoją przyszłość. I tutaj obraz jest znacznie bardziej niepokojący niż wynik wyborczy na Litwie. Wśród ukraińskiej młodzieży 37% postrzega Polaków jako sojuszników i przyjaciół, 13% jako braci i siostry, a po stronie przeciwnej 40% polskiej młodzieży postrzega Ukraińców jako sąsiadów, ale też 16% jako wrogów.
Owszem są to pochodne wzajemnej historii, ale też pole do przemyśleń, co można poprawić po naszej stronie, zwłaszcza w kwestiach edukacji, ale też jest niewątpliwie oczekiwaniem, na od dawna postulowane przez naszą stronę działania w kwestiach historycznych strony ukraińskiej. Trwanie w tym impasie, nie przynosi nic dobrego żadnej ze stron, a z biegiem czasu może nabrać nowego znaczenia.
Na koniec dwie uwagi. Jesteśmy niemal dwa tygodnie po pierwszych ostrzeżeniach ośrodków analitycznych i ekspertów o możliwych działaniach sabotażowych służb rosyjskich. I o ile ostatnie wypadki pożarów w Polsce mogą być zjawiskiem zwykłej koincydencji, to jednak te wypadki, które mają duże oddziaływanie lokalne, w mojej ocenie wymagają szczególnego zbadania. Kiedy w wyniku powstałej chmury z pożaru w Siemianowicach Śląskich zamykaliśmy okna w Mysłowicach, jeszcze nie wiedzieliśmy, że dzień później, od Brynicy po Przemszę i dalej popłyną skażone wody z gaszenia tego pożaru, co wpłynęło na zjawisko śnięcia ryb i skażenia środowiska. Podobnie jest z pożarem Centrum Marywilska w Warszawie, gdzie, jak wskazuje dr Beata Górka-Winter, warto zbadać wątek udziału chińskich struktur przestępczych. Osobną kwestią jest to, czy możemy wykluczyć, iż okazjonalnie, takie struktury nie będą współpracowały ze służbami rosyjskimi?
Druga uwaga dotyczy wojska, pod kątem informowania społeczeństwa, w tym lokalnych mieszkańców, o otwartych ćwiczeniach na danym terenie. Jak tego dostarczył przykład niedawnych litewskich ćwiczeń mobilizacyjnych w Wilnie i Kownie, organizatorzy poprzestali tylko na informacjach prasowych, skupiając się na internecie, jednak np: nie wysłano informacji w trybie znanym u nas jako "alarm RCB". W efekcie wywołało to niepotrzebne przejawy paniki. Biorąc pod uwagę wciąż ślimaczą drogę naszego ustawodawstwa dotyczącego obrony cywilnej i wynikłego stąd ogólnego braku wiedzy na temat zachowania się w sytuacji kryzysowej naszego społeczeństwa, takie działania mają szczególne znaczenie.