geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: nashaniva.com

Ceny wolności

Michał Mistewicz

24-06-2025 09:30


"Kryzys na Środkowym Wschodzie ujawnił z przerażającą plastyką polityczny upadek Europy. Na Morzu Śródziemnym liczyły się tylko floty amerykańska i sowiecka, a w Glassboro spotkał się tylko Johnson z Kosyginem. Cały Środkowy Wschód i jego problematyka jest dziełem europejskim.  Lecz to nie Europejczycy będą likwidatorami tej masy upadłościowej - ale nasi sukcesorzy tzn. Amerykanie ~ Rosjanie. (...) W chwili jednak gdy na Środkowym Wschodzie ruszyły czołgi i pokój świata zawisł na włosku - stolice europejskie znikły ze sceny politycznej jak zdmuchnięte świece." - słowa Juliusza Mieroszewskiego z gorącej, drugiej połowy 1967 roku, kiedy to w ciągu sześciu dni czerwca, po raz kolejny ważyła się kwestia światowego pokoju, brzmią dzisiaj jakże aktualnie.

Nie w tym rzecz, aby powracać do tego, czy już "lecą atomówki na Iran", jak to można było usłyszeć w mediach, ale zwrócić uwagę na fakt, że odwracanie uwagi od znacznie nam bliższego obszaru byłej I Rzeczpospolitej, może nas drogo kosztować. Gdyż toczy się tutaj znacznie więcej spraw, o wiele bardziej bezpośrednio dotyczących naszej przestrzeni wolności.

Widok niemal skrajnie wychudzonego Siarhieja Cichanouskiego w ramionach swojej żony Swiatłany - po pięciu latach jego uwięzienia w systemie karcerów więziennych  Łukaszenki - musiał budzić wzruszenie i świadomość znaczenia tej chwili. I tak, ruch przedstawiany przez reżim, jako "przemyślany i humanitarny" był w istocie rzeczywiście przemyślany, co przyznają emigracyjni, białoruscy eksperci i politolodzy.

Z mojego punktu widzenia dość znamienny jest fakt, że Łukaszenka wypuścił nie tylko Białorusinów, ale również obywateli ościennych krajów naszej przestrzeni: Polaków, Łotyszy, Estończyków. A drugi fakt, dotyczy uwagi, że nie wypuszczono innych najcenniejszych "precjozów" dyktatora - gdyż tak właśnie traktuje swoich zakładników - Andrzeja Poczobuta, grupy więźniów z organizacji praw człowieka, z noblistą Alesiem Bialackim na czele, oraz osób z grupy Babaryki: Wiktara i jego syna, Marii Kalesnikawej i Maksyma Znaka i wielu innych. Dla przypomnienia, nadal w więzieniach systemu łukaszenkowskiego, przebywa ponad 1000 więźniów politycznych.

"To jego stały schemat działania na Białorusi od początku lat 2000: najpierw fala represji, potem aresztowania przeciwników, następnie Zachód ogłasza sankcje. Po pewnym czasie kilku więźniów zostaje wypuszczonych, sankcje są łagodzone, a co najważniejsze — polityczna legitymizacja Łukaszenki zostaje wzmocniona. I cykl ten powtarza się co kilka lat, budując jego reputację jako „bramkarza”, z którym Zachód musi się układać.(...) Cieszę się, że 14 białoruskich więźniów politycznych nie jest już za kratami. Ale to nie może być pretekstem, by porzucić zdrowy rozsądek i znów dać się wciągnąć w stare gry tego dyktatora. Nie ma żadnego powodu, by przez kolejną dekadę i następną tańczyć w rytm jego powtarzającej się melodii. Europa nie może ulec cynicznym żądaniom Łukaszenki dotyczącym zniesienia sankcji, a Litwa musi twardo bronić swoich interesów bezpieczeństwa narodowego." - napisał Gabrielius Landebergis, były litewski minister spraw zagranicznych.

Nie ukrywaliśmy – jako jedyne państwo na świecie – że stoimy po stronie Rosji. Byliśmy, jesteśmy i będziemy z wami. Możecie na nas liczyć. Oczywiście działamy ostrożnie, nie dobywamy szabli jak kozacy, ale jeśli już ją wyciągniemy – będziemy walczyć razem, broniąc wspólnej Ojczyzny. Innej nie mamy i mieć nie będziemy” - mówił wiernopoddańczo Łukaszenka dzień wcześniej, w trakcie wizyty Aleksandra Bastrykina,  przewodniczący rosyjskiego Komitetu Śledczego.

Nie mnie oceniać postawę Siarhieja Cichanouskiego na konferencji prasowej, jego płacz wzruszenia za tym, czego miał więcej nie doświadczyć: widoku swoich dzieci i żony. Jak mówił, przez lata wmawiano mu, że już z więzienia nie wyjdzie. I tutaj dochodzimy do sedna obecnej sytuacji: twardej politycznej gry, która rzuca losami ludzi. Bo trzeba zauważyć, że samo uwolnienie więźniów, był na pewno rodzajem konsensusu. Zapewne w najbliższych tygodniach dowiemy się, czy chodziło tutaj o kwestie dyplomatyczne, poluzowania sankcji, czy jeszcze bardziej przyziemne, jak na przykład dostawy ziemniaków, czy sprzętu.

Uwolnienie więźniów politycznych nie jest wynikiem „presji” ekonomicznej ze strony Zachodu. Jest to inicjatywa polityczna Łukaszenki, który chce mieć stosunki z Zachodem, aby zwiększyć swoje pole manewru, wolne od dyktatu reżimu Putina. W tej sytuacji (i we wszystkich poprzednich) rzuca się w oczy fakt, że władze reżimu uwalniają nie uznanych białoruskich polityków, ale wyłącznie osoby rosyjskie i prorosyjskie, Białorusinów z kręgów około-politycznych oraz cudzoziemców. Nie wypuszczono ani jednego białoruskiego narodowego polityka ani białoruskiego patrioty. Tak było i tym razem przed wizytą Kelloga. I tutaj nad Łukaszenką wisi FSB, które jest zainteresowane, by w pierwszej kolejności wypuszczano ich moskiewskie kreatury i wrogów Białorusi. Gdyby było inaczej, to przede wszystkim (dla osiągnięcia odpowiedniego efektu, który zostałby doceniony) Łukaszenka mógłby wypuścić na przykład znanych białoruskich dziennikarzy i wydawców – Dzianisa Iwaszyna i Pawła Mazzejkę – oraz znanego patriotę i pisarza Pawła Siewiarynca” - zauważa Zianon Pazniak, weteran białoruskiej opozycji.

Kolejna kwestia dotyczy samego momentu uwolnienia. Łatwo przecież dostrzec, że wiosenna afera związana ze zniknięciem szefowej Białoruskiej Rady Koordynacyjnej, okazała się dużym ciosem we wciąż słabe struktury polityczne białoruskiej emigracji. Ostatnie konferencje pokazały pewien rozdźwięk w tym środowisku i narastającą frustrację.  Andriej Jahorau uważa, że kryzys polityczny się zakończył, reżim kontroluje sytuację, a opozycja stała się „marginalnym kółkiem wzajemnej adoracji”, dryfującym ku „demokraturze”, a nie realnej demokracji. Jego gorzka konstatacja: „Białorusin Białorusinowi już nie jest Białorusinem”. Próby krytyki spotykają się z obronnymi reakcjami – „Co się nas czepiacie?”, słyszy się w odpowiedzi. Strategia „tysiąca konferencji” nie zastąpi realnych działań – przestrzega.

Pojawienie się Siarhieja Cichanouskiego, którego przecież zastąpiła jego żona Swiatłana na stanowisku kandydatki na urząd prezydenta Białorusi, w sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach w 2020 roku, jest też grą na pogłębienie fermentu. Owszem, to bardzo przewidywalne, ale też jakże groźne w swej prostocie. Dlaczego? Warto przyjrzeć się, jakimi pojęciami posługiwały się białoruskie media opozycyjne w swoich relacjach.

"Cieszymy się z Siarhieja! Ale lider powinien trzymać się w ryzach, dopóki inni siedzą. Ja też czasem płaczę, ale moich łez nikt nie widzi, bo jestem silny. Na antenie można się rozpłakać, ale potem trzeba się pozbierać i prowadzić ją jak mężczyzna. Pośpieszył się z tym wystąpieniem - najpierw trzeba było ochłonąć, dojść do siebie! A płaczliwość nie dodaje mu punktów - chłopcy (Znak, Siwiaryniec, Statkiewicz, Cyganowicz) i inni wciąż są za kratami. Siarhiej Cichanouski, weź się w garść, albo jak mówimy u nas - ogarnij się!” - napisał Siarhiej Korszun, opozycjonista, którego słowa cytowały tak "Nasza Niwa", jak i "Zerkalo".

Jeżeli to było celowe podkreślenie roli Cichanouskiego, to pojawia się problem. Pięć lat uwięzienia zrobiło swoje, i na niwie dyplomacji międzynarodowej to Swiatłana Cichanouska jest uznawana za przywódczynię białoruskiego ruchu demokratycznego. Czy to się zmieni, oczywiście będzie zależne nie tylko od decyzji samego małżeństwa, ale od samych Białorusinów - w chwili obecnej tej części przebywającej na emigracji.

Dla tych, którzy kojarzą perypetie polskiego rządu emigracyjnego w latach PRL, obecna historia musi budzić pewne skojarzenia i konotacje. Gdyż wciąż używane są takie same mechanizmy rozbijania jedności. I niestety, mimo słów Cichanouskiego o poddaniu się przywództwie Swiatłany, musi być poparte następnymi działaniami to potwierdzającymi. Czy tak się stanie, trudno powiedzieć, gdyż czas geopolitycznych zmian cały czas - jak widać - przyspiesza.

Widać to było na Litwie, gdzie miniony tydzień media żyły dwoma zdarzeniami pokazującymi, że państwo staje się bezradne w obliczu najprostszych problemów, a pojęcie "przygotowani na każdy scenariusz", jest tylko pustym frazesem. Słodko-gorzka okazała się historia dwuletniej niedźwiedzicy wędrującej sobie przez Wilno. Na tę chwilę "miś" wrócił do swojego lasu, jednak pozostawił po sobie spory chaos w polityce. Samorząd stolicy przerzucał się odpowiedzialnością za nieskoordynowane działania, myśliwi odmawiali odstrzelenia niedźwiedzia, w wszystko puentował prezydent Gitanas Nausėda.

"Możemy śmiać się z niedźwiedzia, ale mówimy o zagrożeniu ze strony kremlowskiego niedźwiedzia i, szczerze mówiąc, twierdzimy, że jesteśmy gotowi na wszystkie nieprzewidziane sytuacje i nasze służby reagują, a tymczasem zwykły czworonóg spaceruje po Wilnie i, prawdę mówiąc, jedni wskazują palcami na drugich, nie podejmując działań, które zmniejszyłyby ryzyko dla ludzi, a nie daj Boże - dla dzieci” - mówił prezydent.

Osobną kategorią, choć podobnego znarzenia, była ucieczka Rosjanina z pociągu z Orła do Królewca tranzytem jadącego przez Litwę. Obywatel rosyjski jest przedstawiany jako człowiek, który szukał „dobrego miejsca do życia”. Sęk w tym, że swoją ucieczką z pociągu pokazał słabość służb dozorujących pociągi tranzytowe.  Do ucieczki doszło tydzień temu, i nadal Rosjanina poszukiwanego przez wszystkie służby, nie znaleziono.

I o ile jeszcze cześć lat temu nie budziło to specjalnych emocji, to obecnie musi rodzić uzasadnione pytania. "W tym przypadku może to być test lub coś takiego, ale podchodzimy do tego spokojnie. Naszym celem jest teraz znalezienie tego człowieka i upewnienie się, że to się nie powtórzy” – zapewnił Władysław Kondratowicz, litewski minister spraw wewnętrznych, zapytany, czy można to traktować jako prowokację.

Z kolei warto przyjrzeć się wynikom badania estońskiej opinii publicznej, które pokazuje, jak w toku trwającej wojny i pod wpływem działań dezinformacyjnych, zmieniają się opinie na temat polityki międzynarodowej. Przy czym należy przytoczyć opinię Bartosza Chmielewskiego, eksperta OSW, na temat widma rosyjskiego separatyzmu w Estonii i na Łotwie, gdzie de facto to euro, a nie ruble są miernikiem miłości do "ruskiego świata".

Należy też dodać, że cykliczne badania zlecane przez rząd nie są przypadkowe. Ostatnie, rozciągnięte w czasie, wprowadzenie zmian w prawie, jak zakaz głosowania przez Rosjan w wyborach samorządowych, czy prawa dotyczącego Estońskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, a nawet ogłoszenie budowy bazy wojskowej w Narwie, były elementami podgrzewającym atmosferę. W mojej ocenie, mimo teraz stabilnej sytuacji, obecne czasy pokazują, iż należy chłodno i z uwagą przyglądać się wydarzeniom, które mogą wywołać niestabilne reakcje. Czego zresztą dowodzą ostatnie działania estońskiej służby bezpieczeństwa KaPO.

Na zakończenie, tylko jednym zdaniem wspomnę, że z równą uwagą, co naszym bałtyckim kuzynom, należy przyglądać się eksklawie królewieckiej, gdyż zapowiadana w Petersburgu przez rosyjskich ministrów, recesja gospodarcza, oznacza też problemy tego "przyczółka Putina", które już są coraz bardziej widoczne. A to niemal automatycznie przełoży się na kolejną falę działań dezinformacyjnych wobec krajów naszej przestrzeni wolności.

A wracając już do przywoływanych na wstępie słów Juliusza Mieroszewskiego, to przyglądając się współczesnej odsłonie konfliktu bliskowschodniego, choć tak wiele go łączy z tamtą przeszłością, to wciąż zmusza nas do myślenia o naszym własnym miejscu na ziemi. O pogłębianiu współpracy i jedności w naszym regionie wolności, co będzie zapewne często powracającym echem dalekich pomruków czasu zmian.


opr. wł.
Wirtualna kawa za pomocą portalu suppi.pl:

Bardzo dziękujemy za kolejne wpłaty! Już tylko 710 zł brakuje do naszej opłaty rocznej za serwer. Lista darczyńców. Jednocześnie nadal szukamy potencjalnych inwestorów naszego projektu, który wykracza daleko poza branżę medialną. Zapraszamy do kontaktu.

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024