Zdjęcie: Pixabay
17-06-2025 09:30
Kiedy zaczynaliśmy rozwijać projekt Czasu Wschodniego - a był to rok 2018 - informacje z zakresu naszego regionu byłej I Rzeczpospolitej, były co najwyżej ciekawostkami medialnymi. Jako społeczeństwo, na Ukrainę spoglądaliśmy przez trzy pryzmaty: migrantów, historycznie Rzezi Wołyńskiej i zasłoniętych lwów na Cmentarzu Orląt, oraz gdzieś tam przebijały się informacje o "znów jakiejś strzelaninie w Donbasie". W kontekście Litwy wspominano Wilno oraz problemy polskiej mniejszości. Dawne Inflanty, czyli Łotwa i Estonia, "były gdzieś tam koło Finlandii, ale też koło Ruskich" - to cytat z pewnej śląskiej rozmowy. Białoruś to oczywiście "baćka, kartoflany król - coś tam posmęci, ale można handlować". Społecznie o Mołdawii nawet nie ma co wspominać, bo najczęściej była kojarzona i czasem nawet mylona, z Naddniestrzem. A nad tym wszystkim wisiała, w tej czy innej formie, Rosja. I to jest problem.
Mentalnie, większość naszego społeczeństwa uznawała tę część I Rzeczpospolitej, jako nieco bliższy nam fragment "ruskich" - "tym na północy się udało, i są z nami w NATO i UE, Ukraińcy się dobijają, ale o zaproszeniu to sobie mogą pomarzyć, a Białoruś to Łukaszenka i będą tam mieli wieczny kołchoz". Tak, to wszystko stereotypowe, uliczne uwagi, z lat, kiedy to rodziła się powoli świadomość odzyskania naszej, wspólnej przestrzeni. I pisząc z perspektywy tych siedmiu lat, widać, w jakim ekspresowym tempie przeszliśmy społecznie tę przemianę poznawczą.
W lutym 2022 roku, mimo całego odium historycznego z niechęcią w tle, nie było pytań: kto, po co, dlaczego. Przyjmowaliśmy ukraińskie rodziny pod nasze dachy, a był to odruch na miarę zapisanego w DNA organizmu, który podobno umarł w 1795 roku. Iwan wciąż ten sam, a my, już trochę inni, poróżnieni kuzyni, ale wciąż z tej samej rodziny. I wracamy z długiej podróży do domu. Ta chwilowa mentalna amnezja historyczna, choć wciąż gdzieś tam się pojawia, to już nie ma prawa wrócić. To nasza przestrzeń wolności. Myślę, że jak dojrzejemy, ro kiedyś nadejdzie czas na następny rozdział tej opowieści.
O Białorusi ostatnio pisałem nieco mniej, choć w naszej współczesnej historii, jest ona przecież najważniejsza. To stamtąd może nadejść główne zagrożenie, z którego odłamkiem hybrydowym już się zmagamy, jako trzej kuzyni, od lata 2021 roku. Jak już wiadomo od początku roku, Łukaszenka jest co najwyżej bankrutem ziemniaczanym, z racji braku tego i innych warzyw w kraju, który został wydrenowany przez Rosję. Mimo to nie stracił swojego rezonu i dalej grozi sąsiadom. Nie zauważa przy tym, że powtarzane przez siebie frazesy o Polakach stojącymi z biczem nad Białorusinem w polu, zastąpił faktycznie Moskal z pałką.
„Schodzimy niżej – państwa bałtyckie, Polska. No i tym trzem – czego im brakowało? Widziałem, jak to wyglądało. Wszystko tam dobrze szło, jak to u nas mówią, "wszystko szło jak po maśle". Chodziło o to, żeby pokazać, że peryferie Związku Radzieckiego się rozwijają i tak dalej. To były wysoko rozwinięte technologicznie republiki. Porty – żyć, nie umierać. Handel, ogromne ilości zasobów. Czego im brakowało? No dobrze, chcecie być niezależni. My też chcemy żyć niezależnie. Ale po co plujecie w naszą stronę? Schodzimy dalej. O Polsce nie chcę mówić – sami wiecie. Jeszcze niżej – wojna, Ukraina. Jeszcze niżej – Kaukaz, tam wojna się jeszcze nie skończyła” – mówił Łukaszenka w swoim wykładzie dla filmowców.
Tymczasem czego dyktator by nie powiedział, to ostateczną decyzję jaką podjął w 2020 roku, tłumiąc zdrowy odruch społeczny, jakim był protest przeciw jego rządom, przypieczętował oddanie swojego kraju w rosyjskie ręce. Kolejnym już, symbolicznym podsumowaniem tej decyzji, było "podarowanie" przez Rosję twierdzy w Brześciu, pomnika sowieckich strażników granicznych. "Rzeźba symbolizuje przywrócenie granicy państwowej ZSRR w 1944 roku." - czytamy w opisie, a jej odsłonięcie ma nastąpić 21 czerwca.
Na tę chwilę nieco ucichły głosy medialne związane ze zbliżającymi się ćwiczeniami "Zapad", choć nie znikły całkowicie. Mówił o nich i prezydent Zełenski, który nieco zmiękczył ostatnie oceny, z kolei Andrij Demczenko, szef straży granicznej tego kraju, nie wyklucza prowokacji granicznych w czasie tych manewrów. Natomiast nie zmniejsza się ocena zagrożenia w państwach bałtyckich. Ale tutaj potrzebny jest pewien kontekst. Otóż Łukaszenka w opublikowanym liście wysłanym do Putina,określił Rosję "liderem ruchu na rzecz nowego porządku świata". Jakiego świata, o tym już było.
"Wojna Rosji przeciwko Ukrainie jest częścią szerszych działań destabilizacyjnych – ostrzegła [litewska minister obrony Dovile] Šakalienė. „Nowa oś: Rosja, Chiny, Korea Północna i Iran bardzo sprawnie współpracują w realizacji swojego planu zakończenia obecnego porządku światowego” – powiedziała, apelując, by zapowiadana jednostronicowa deklaracja przywódców NATO z Hagi odzwierciedlała powagę chwili. „Stany Zjednoczone wraz ze swoimi sojusznikami i partnerami mogą stanąć przed koniecznością odstraszania, a jeśli zajdzie taka potrzeba – jednoczesnego pokonania zarówno Rosji, jak i Chin” – dodała." - czytamy na łamach "Politico". Ujęte w nieco mocniejsze frazy wnioski, które można było dostrzec lata temu. Zresztą na tym samym portalu możemy przeczytać alarmistyczny artykuł o przedwojennych przygotowaniach szpitali w krajach wschodniej flanki NATO. Jednak jest czas krzyku, jest też czas ciszy oraz oceny faktów.
W świetle "Zapadu", który nie jest już głównym elementem układanki bezpieczeństwa, warto - w mojej ocenie - zwrócić uwagę na inne sygnały. "Według informacji ze źródeł Białoruskiej Społeczności Kolejarzy oraz analizy działalności Białoruskich Kolei, w okresie od 14 do 30 czerwca 2025 r. na Białoruś koleją zostaną dostarczone ładunki należące do pierwszej klasy zagrożenia — materiały wybuchowe, a mianowicie broń lotnicza: bomby lotnicze i rakiety różnych typów. Aby zwiększyć bezpieczeństwo, na niektórych odcinkach kolei (Baranowicze i Witebsk) wprowadzono surowe wymagania: pracownikom polecono zachować szczególną czujność w stosunku do nieznajomych i podejrzanych przedmiotów. Miejscem przeznaczenia ładunków będą stacje Lida i Prudok w rejonie Gródka, położone w pobliżu lotnisk wojskowych i arsenałów amunicji lotniczej." - informuje "Nasza Niwa". Wielkości tych transportów nie są znane, więc na razie można tylko odnotować tę wiadomość. Niemniej pamiętając, że wywiad lotniczy i satelitarny NATO również działa aktywnie .
Osobna kwestia to bezpieczeństwo wewnętrzne, którego postrzeganie znowu uległo zmianie, a to po przeprowadzeniu przez Ukrainę udanej operacji "Pajęczyna" wobec rosyjskich lotnisk wojskowych. "Ci, którzy śledzą rozwój technologii wojskowej, z pewnością pamiętają pierwszą demonstrację systemu kontenerowego Club-K, która miała miejsce podczas azjatyckich targów lotniczych i technologii morskiej LIMA-2009, odbywających się w dniach 19–22 kwietnia tego roku na wyspie Langkawi w Malezji. Wówczas wydarzenie to nie zwróciło uwagi światowych mediów. Jednak dziś, tamte dawne wydarzenia zasługują na szczególną uwagę, aby zrozumieć techniczne podstawy Operacji Pajęczyna, a kluczowym słowem jest tutaj: kontener." - napisał Władimir Juszkin, dyrektor Bałtyckiego Centrum Studiów Rosyjskich na łamach Postimees.
"Istota projektu Club-K polega na zaprojektowaniu systemu tak, aby przypominał standardowy 40-stopowy kontener transportowy. Oznacza to, że Club-K staje się praktycznie niewidoczny dla jakiegokolwiek rozpoznania lotniczego lub technicznego. Dzięki takiemu kamuflażowi niemal niemożliwe jest wykrycie Club-K przed jego aktywacją. Jedno jest pewne: jeśli uda się osiągnąć zawieszenie broni na froncie ukraińskim, Putin rozpocznie prace nad kontenerowymi broniami bojowymi w celu ich tajnego rozmieszczenia w Europie (jeśli jeszcze tego nie zrobił)." - napisał ekspert.
Te oceny znów się różnią. Kolega Juszkina, estoński ekspert Erkki Koort, powtarza jeszcze zeszłoroczne oceny, że Rosja nie ma takiej możliwości ataku, pomimo zwiększania liczby wojsk (czy to na papierze, czy w rzeczywistości). "I należy zrozumieć, że za cztery, pięć, a nawet sześć lat armia rosyjska nie będzie miała takiej samej ilości uzbrojenia, jaką miała zaledwie trzy lata temu" - napisał Koort. To wszystko hipotezy, wróćmy więc znów do małych okruchów większych faktów i na Białoruś.
"Znany przestępca Dmitrij Galejew, pseudonim „Mitia Galiej”, rzeczywiście przebywa legalnie w Polsce. (...) Według BYPOL-u, celem grupy Galeja jest zdyskredytowanie białoruskiej diaspory w oczach polskich władz – poprzez wywoływanie problemów i incydentów, które mogłyby doprowadzić do odmów przedłużania zezwoleń na pobyt i deportacji do kraju pochodzenia. Aktywiści uważają to za nową formę wojny hybrydowej, jaką służby specjalne Białorusi i Rosji testują na terytorium Polski. Według różnych szacunków do Polski mogło przybyć od 40–50 do nawet 100 osób. Poruszają się luksusowymi samochodami, ostentacyjnie wydają pieniądze. Galiej – jak twierdzi BYPOL – miał otrzymać „finansowanie państwowe” na przejęcie kontroli nad światem przestępczym w Warszawie, w porozumieniu z gruzińskimi bossami mafijnymi. W białoruskich kanałach propagandowych od miesięcy pojawiają się zapowiedzi, że białoruska opozycja w Polsce wkrótce otrzyma „niespodziankę” i ruszą deportacje – na wzór działań Litwy." - czytamy ostrzeżenia medialne.
Kolejnym okruchem jest mało zauważalna wiadomość o czasowym zamknięciu z powodu rozbudowy mostu na rzece Muchawiec w Kobryniu i przeniesieniu ruchu na szybszą obwodnicę wokół miasta.
Trzeba także dostrzec nasilenie rosyjskiej propagandy wobec Polski, jak i państw bałtyckich. "Rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Maria Zacharowa, skarżyła się na „neonazistowską Łotwę”, która jej zdaniem „nieustannie dyskryminuje rosyjskojęzycznych”. W trakcie briefingu prasowego Zacharowa nazwała „hańbą i neonazizmem” nową próbę łotewskiego rządu, mającą na celu ustawowe zakazanie rosyjskojęzycznym obywatelom posługiwania się ich ojczystym językiem. Była to odpowiedź na prośbę dziennikarza o skomentowanie „kolejnej próby łotewskiej Saeimy, by ustawowo zakazać Rosjanom używania języka rosyjskiego w miejscach publicznych na Łotwie” - czytamy w relacji.
Notabene warto dodać, że Łotwa dopisała wątek do ubiegłotygodniowego komentarza dotyczącego zachowania prorosyjskiego posła w Saeimie. Choć były poseł został po zatrzymaniu zwolniony, to jest to wyraźnym sygnałem co do przestrzegania wartości państwowych.
Przy tym nadal nieznana jest rosyjska odpowiedź na sobotnią dywersję w obwodzie królewieckim, która niemniej nie należała do zbyt widowiskowych. Na tę chwilę w eksklawie straszy się ćwiczeniami BALTOPS i "przygotowaniami prowokacji przez Wielką Brytanię i Ukrainę na Morzu Bałtyckim, aby zakłócić rosyjsko-amerykański proces negocjacyjny." - wrzutki przygotowanej pod auspicjami Patruszewa.
Powracając do wstępu. Ten czas współczesnego chaosu jest oczywiście znacznie trudniejszy od tych niemal beztroskich lat ubiegłej dekady. Interesujących informacji z naszego regionu było wówczas może pięć w tygodniu. Dzisiaj w tym samym czasie notuję ich dwanaście razy więcej, z czego większość dotyczy bezpieczeństwa. W mojej ocenie jedyny sensowny wniosek, dotyczy tego, w jaki sposób będziemy ten natłok oceniać i jakie konkluzje wyciągać z ich treści.