geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Kwestia ukraińska

Michał Mistewicz

22-11-2022 09:30


"W gmachu państwa polskiego, poczynając od XIV-XV stulecia, zagadnienie Litwy, Rusi i Ukrainy było zawsze zwornikiem  głównego i najwyższego sklepienia. Jedna jego ściana wyrastała z podglebia polityki ruskiej Kazimierza Wielkiego i szła w górę, ku szczytom unii horodelskiej i lubelskiej. Druga ściana, od początku XVI wieku schodziła powoli w dół i w linii nieomal prostopadłej spadała gwałtownie od Chmielnickiego i pierwszej próby podziału Polski za potopu szwedzkiego. Zwycięska walka z niemczyzną opierała się o to sklepienie. Grunwald, który w swych skutkach stabilizował od połowy XV stulecia, na trzy i pół wieki naszą granicę zachodnią i stwarzał mocny punkt oparcia dla państwa na Zachodzie, tylko w części był dziełem Polaków. Walkę z niebezpieczeństwem Zakonu podjęło nie jedynie małe i odosobnione państwo polskie, lecz połączone państwa, Polska i Litwa." - tak pisał w 1952 roku na łamach paryskiej "Kultury" Włodzimierz Bączkowski, zasłużony sowietolog, którego postać przypomni wkrótce inicjatywa Ośrodka Myśli Politycznej oraz Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, które to instytucje  przedstawią trzytomową edycję pism tego autora. Prace Bączkowskiego uznawane są wciąż za cenny wkład w problematykę stosunków polsko-ukraińskich. Jeszcze do tego wątku wrócę.

Otóż miniony tydzień przyniósł nam tragedię śmierci dwóch naszych obywateli, którzy jak co rano przyszli do pracy. I wtedy nadleciała rakieta. Nie wchodząc teraz w szczegóły techniczne tej tragedii, która wciąż jest wyjaśniana - dla porządku odsyłam do ciekawej analizy kmdra por. rez. Maksymiliana Dury na łamach Defence24  - logiczny ciąg zdarzeń zapoczątkowany został przez rosyjski atak rakietowy, który tego dnia wymierzony był w ukraińską infrastrukturę energetyczną. I tutaj zapadła polityczna jednomyślność krajów Zachodu, w tym kierunku także pobiegła narracja medialna.

Oczywiście warto zauważyć, że najszybsza reakcja zagraniczna i słowa wsparcia nadeszły z krajów bałtyckich: Łotwy, Estonii i Litwy. Jednak to reakcja Ukrainy skupiła większość naszej krajowej uwagi. Z mojego punktu widzenia warto też rozróżnić reakcje krajów zachodnich, w których za pochwałami za rozważne podejście polskich władz do tego wypadku, można było niemal usłyszeć westchnienie ulgi. Bo świat zachodni de facto nie czuje się jeszcze w pełni gotowy do podejmowania tak poważnych decyzji jak realna obrona.

"Jeśli odpowiedź NATO ma być współmierna, najgorszą rzeczą, jaką można by zrobić, byłoby osładzanie, dostosowywanie wersji wydarzeń do środków, które jesteśmy lub nie jesteśmy skłonni podjąć. Mamy nadzieję, że wersje wygody nie będą dominować jedynie jako alibi dla uniknięcia konieczności podejmowania niezwykle poważnych decyzji, ponieważ podważyłoby to wiarygodność odstraszania przez Sojusz. Jeśli dobrą wiadomością jest to, że najprawdopodobniej jest to pomyłka lub wypadek, to zła wiadomość jest taka, że Moskwa tak czy inaczej będzie obserwować i notatki dotyczące zachowania Stanów Zjednoczonych i NATO w tym kryzysie." - stwierdza Federico Punzi. Włoski publicysta zauważa, jak zmieniała się narracja NATO w ciągu pierwszych godzin po upadku rakiety i proponuje, że "minimalnym działaniem USA i NATO powinno być wyłączenie ukraińskich regionów graniczących z państwami NATO dla rosyjskich ataków rakietowych i powietrznych."

Ale nastąpiła także reakcja Ukrainy gdzie doszło niestety do pewnego nieporozumienia. W mojej ocenie pierwsza reakcja prezydenta Zełenskiego zaprzeczająca części odpowiedzialności, jest nie tyle zrozumiała z punktu widzenia przywódcy kraju toczącego wojnę obronną, której nadal wynik, mimo osiągniętych sukcesów, nie jest ostateczny. Teoretyczna próba wciągania krajów NATO do wojny brzmi tendencyjnie i mało poważnie. Jednak wypowiedź prezydenta Ukrainy zmusza nas do podjęcia próby szerszej odpowiedzi na pytanie: co dalej w naszych relacjach?

Szerokim echem odbił się wywiad doradcy Kancelarii Prezydenta Ukrainy, Ołeksija Arestowycza, który udzielił go rosyjskiej dziennikarce na emigracji, Julii Łatyninie. I tutaj Arestowycz dziękuje Polsce za okazane wsparcie czego dobitnym dowodem są jego słowa, że "gdyby nie Polska, nas by nie było". Natomiast dalsze słowa przywołuje za Witoldem Juraszem: "Wybiegając w przyszłość Arestowycz stwierdza, że problemem w relacjach polsko-ukraińskich może być to, który kraj - Polska czy Ukraina - ma być liderem w Europie Wschodniej, przy czym z całej wypowiedzi wynika, że dla Arestowycza oczywiste jest, że to Kijów zajmie pierwsze miejsce jako lider regionu. Doradca Kancelarii Prezydenta Zełenskiego odnosi się również do kwestii Rzezi Wołyńskiej. Mówiąc o niej, stwierdza, że władze Polski wykazały się dalekowzrocznością. Polska, według relacji Arestowycza, miała "zgodzić się zapomnieć o tak zwanej rzezi Wołyńskiej" i uznać, że jest to "zamknięta karta" w relacjach dwustronnych i że o sprawie "nie będziemy rozmawiać"."

Rozbijmy tę wypowiedź na kilka kwestii. Pierwsza sprawa to pojęcie lidera regionu. I rzeczywiście, zakładając wygraną w wojnie z Rosją, naturalną koleją rzeczy jest, że niesionym na fali zwycięstwa można wyciągać takie wnioski. Jednak trzeba także dostrzec to z czym Ukraina będzie się mierzyć przez najbliższą dekadę i później: 1/3 kraju jest zaminowana, infrastruktura obecnie naprawiana doraźnie będzie wymagała wymiany, nadal w tle będzie trwała walka z po-oligarchiczną korupcją i tak dalej. Zadłużenie wojenne wobec partnerów zagranicznych trzeba będzie także kiedyś regulować - to wszystko jest właśnie pozycjami na rachunku Putina, który postanowił wystawić Ukrainie i szeroko pojętemu Zachodowi po pierwszej porażce swojego planu. Zakładając nawet, że dzięki szerszym funduszom międzynarodowym, może nawet w części bezzwrotnym, krajowi uda się relatywnie szybko wyjść ze zniszczeń wojennych, to jednak pozostaną zależności geopolityczne, które na tę chwilę są pewną zagadką. Mówi się o "kolejnej wyspie USA w Europie", a nawet głosy mówiące o większym zaangażowaniu Niemiec, aby nie dopuścić USA do realizacji takiego scenariusza. Wszystko to bez zakładania istnienia innych możliwości, które przyniosą przyszłe wydarzenia.

W mojej ocenie liderzy Ukrainy powinni rozważyć inne opcje, bez rozgrywek w łonie, można powiedzieć, rodzinnym. I tutaj się także kłania podniesiona kwestia historyczna. Kluczem do tego tematu nie jest zapominanie o jego istnieniu, ale zrozumienie, że będąc pod naciskiem dwóch totalitaryzmów, doszło do niewyobrażalnej hekatomby, w której prócz ciał polskich ofiar zostały pogrzebane na pokolenia idee współpracy, tak sprytnie wykorzystywane później i dzisiaj propagandowo, przez Rosję. Tak jak kiedyś symbolem takiego bratobójczej krótkowzroczności była rzeź polskich jeńców pod Batohem, tak i w XX wieku mamy tragedię Wołynia. I za każdym z tych momentów historii, trzecia siła Rosji osiągała sukces.

A o zderzenie dwóch ambicji i teraz jest nietrudno. Bo z pewnego punktu widzenia odpowiedzią na słowa Arestowycza można uznać artykuł Matthew Karnitschniga i Wojciecha Kościa o znamiennym tytule: "Poznaj nadchodzącą potęgę militarną Europy: Polskę", który opublikował "Politico". "„Polska stała się naszym najważniejszym partnerem w Europie kontynentalnej” – powiedział wysoki rangą oficer armii amerykańskiej w Europie, powołując się na kluczową rolę, jaką Polska odegrała we wspieraniu Ukrainy i wzmacnianiu obrony NATO w krajach bałtyckich. Podczas gdy Niemcy, tradycyjnie kluczowy sojusznik Ameryki w regionie, pozostają filarem jako centrum logistyczne, niekończące się debaty Berlina na temat tego, jak wskrzesić jego wojsko i brak kultury strategicznej utrudniają jego skuteczność jako partnera, powiedział oficer." - czytamy w artykule.

"Polska ma już więcej czołgów i haubic niż Niemcy i jest na dobrej drodze do posiadania znacznie większej armii, której celem jest 300 000 żołnierzy do 2035 r., w porównaniu z obecnymi 170 000 w Niemczech.(...) Inną sprawą jest jednak to, czy potęga militarna Polski przełoży się na wpływy polityczne w Europie. Jak dotąd tak się nie stało, w dużej mierze dlatego, że dominujące w UE siły centrowe nie ufają polskiemu rządowi kontrolowanemu przez nacjonalistyczną partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS). Trwające przeciąganie liny między Warszawą a Brukselą w związku z tym, co UE postrzega jako lekceważenie przez rząd norm demokratycznych i rządów prawa, zaszkodziło reputacji kraju w całej Unii.   „Polska jest pod ciężarem politycznym z powodu wewnętrznych konfliktów” – powiedział Gressel, podkreślając konflikty wewnętrzne, które toczą się nawet w PiS o kierunek, w jakim zmierza kraj i jak daleko można się posunąć w kompromisie z Europą." - twierdzą autorzy.

Innym, dość kuriozalnym głosem na ten temat jest artykuł węgierskiego socjologa Árona Máthé, który został opublikowany przez "DoRzeczy", który jednak warto przeczytać ze zrozumieniem. Bo pomimo zawartych w nim znanych z rosyjskiej propagandy tez, to stawia też ciekawe pytania, takie jak "Jakiej Ukrainy chcą bronić Polacy?", które wymagają jednak zupełnie innych odpowiedzi, niż te serwowane niemal wprost z rosyjskich kanałów propagandowych.

Zacytuję tutaj tylko fragment dla przykładu: "Członkostwo Ukrainy w UE jest popierane przez wszystkich. A jednak zadajmy sobie na chwilę pytanie: jeśli ani Portugalia, ani południowe Włochy, ani Grecja nie zdołały w ciągu ostatnich czterech dekad nadrobić zaległości gospodarczych, to czego możemy się spodziewać w przypadku członkostwa Ukrainy w UE? Jeśli Bułgaria po półtorej dekady członkostwa w UE nadal walczy o utrzymanie się na powierzchni, mając za sobą wspomniane wcześniej doświadczenia śródziemnomorskie, to co stanie się z Ukrainą? Można powiedzieć: nowy plan Marshalla pomoże! Ale jeśli Ukraina odniesie totalne zwycięstwo, to dlaczego mistrzowie naszego zachodniego świata nie mieliby powiedzieć: po co plan Marshalla?" - napisał Máthé.

Tak jak wspominałem jeszcze przed 24 lutego, cokolwiek będziemy robić w tej naszej bliskiej przyszłości, nasze losy - Polski i Ukrainy - zostały, chcąc niechcąc związane i czas wyciągnąć z tego wnioski. Z polskiej strony powstaje nadal pytanie: jakich stosunków z Ukrainą chcemy?  Przywołam na koniec trafne spostrzeżenia Włodzimierza Bączkowskiego.

"W stosunkach polsko-ukraińskich zastanawia pewna powtarzalność tych samych sytuacyj. Nie sposób wytłumaczyć tego zjawiska zewnętrznymi przyczynami, takimi jak błędy administracji czy agitacje grup partyjnych. Wyczuwa się działanie czynników głębszych, silniejszych od naszych politycznych intencyj - złych czy dobrych. Co to jest i, jak to podglebie wykryć i zbadać? (...) Rozpatrywaliśmy dotychczas sprawy polsko-ukraińskie z perspektywy wydarzeń zachodzących wewnątrz granic Polski przedrozbiorowej i odrodzonej. Spójrzmy jednak na nie i od strony problemów polsko-ukraińsko-rosyjskich, rzutowanych na tło sytuacji światowej.

W tej nowej płaszczyźnie, pomimo fatalnego  doświadczenia, mimo krzywd i wzajemnych zbrodni, zabłyśnie nam światło szczerej nadziei. Oto ujrzymy niezrozumiałą w pierwszej chwili organiczną tendencję do wzajemnego wspierania się, dyktowaną przez ukryty zmysł historyczny i instynkt samozachowawczy. Te właśnie czynniki podyktowały J. Piłsudskiemu i jego otoczeniu, iż po dziesiątkach lat walki za czasów austriackich i po wojnie polsko-ukraińskiej 1918-19 roku - doszło do umowy polsko-ukraińskiej i wyprawy kijowskiej. O mały włos nie osiągnięto wówczas zasadniczego celu odbudowy niepodległej Ukrainy, przekreślającej na zawsze fatalny kompleks nierówności partnerów. (...) Tak oto dwoma torami rozwijały się nasze stosunki. Z jednej  strony otwarta i głośna walka polsko-ukraińska, z drugiej strony współpraca w podglebiu, zmierzająca ku przyszłym rozstrzygnięciom historycznym. I jeśli ten drugi czynnik skurczył się z biegiem czasu - wina w tym leży przede wszystkim w  rozwoju sytuacji międzynarodowej. "


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021