geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Kręta ścieżka

Michał Mistewicz

26-09-2023 09:30


"W pierwszej fazie strona polska świadomie nie podjęła aktywnych działań wobec części republik.  Z jednej strony obawiano się reakcji władz w ZSRR i w efekcie pogorszenia polskich starań i zabiegów w zachodnich republikach. Z drugiej strony nawet po ogłoszeniu niepodległości przez Ukrainę i Białoruś przez pewien czas nie do końca wierzono w trwałość ich polityczno-terytorialnej konstrukcji i stopień suwerenności w kontekście relacji z Rosją. Kwestią problematyczną, i dość istotną w perspektywie oceny dwudziestu lat polskiej polityki wschodniej, okazały się uwarunkowania historyczne. Stereotypy z czasów PRL, historyczne konflikty i dramatyczne wydarzenia, sentymentalny obraz Kresów Wschodnich, obecny w części polskiego społeczeństwa, także w sposób niekorzystny wpływały na możliwość osiągnięcia społecznego konsensusu i wypracowania jednej akceptowanej przez większość koncepcji stosunków politycznych z nowymi wschodnimi sąsiadami.(...) Nie zdecydowano się na szybkie wypracowanie nowej koncepcji stosunków ze wschodnimi partnerami, co częściowo przyczyniło się do osłabienia dynamiki polskiej dyplomacji na Wschodzie w latach 1993–1995. " - o dwutorowości polskiej polityki wschodniej w latach 90 ubiegłego wieku napisał dr Krzysztof Fedorowicz. Warto zauważyć, że ten efekt działalności ośrodka w Maisons-Laffitte o ile sprawdzał się w tamtym początkowym okresie wolności, to z biegiem lat stał się niereformowanym środkiem, który doprowadził do "uśpienia" polskiej polityki wschodniej, także w odczuciu społecznym.

Wspominam o tym historycznym tle nie bez powodu. Wciąż znajdujemy się w okresie napiętych stosunków z Ukrainą, które jak wiele wydarzeń nie można wytłumaczyć jedną prostą przyczyną, a są splotem szeregu okoliczności i działań tak jawnych, jak i tych z kuluarów porozumień  dyplomatycznych czy gospodarczych. Miniony tydzień dostarczył nam "bijących w oczy" dowodów błędów dyplomatycznych, mogących mieć szereg nieprzyjemnych efektów długoterminowych. Wciąż zatem stawiamy na efekty krótkoterminowe, nie skupiając się na ich znaczeniu w dalszym planowaniu - i dotyczy to zwłaszcza strony ukraińskiej, co oczywiście można tłumaczyć ciężką sytuacją wojenną.

Nie tylko moje rozbawienie, wywoływał wysyp treści w mediach społecznościowych, zasadzających się na twierdzeniu "A nie mówiłem". Nietrudno wszak było przewidzieć, że kiedyś, tak jednej, jak i drugiej stronie, w końcu "noga się powinie", zwłaszcza biorąc pod uwagę nierozwiązane wciąż problemy dwustronne. Wielokrotnie wspominałem tak o tym, jak i o zagrożeniu około wyborczym, a także o możliwości wpływu krajów trzecich i niekoniecznie chodziło tylko o Rosję.

Polski błąd czyli wyrwane z kontekstu słowa premiera Morawieckiego czy porównanie Ukrainy do tonącego, wygłoszone przez prezydenta Dudę - podkreślę tutaj: zrozumiałe dla mieszkańców naszego kraju - zostały w oczywisty sposób wykorzystane nie tylko przez rosyjskie ośrodki dezinformacyjne, ale idące im na rękę, a jednocześnie wykonujące praktykę realizacji swoich celów, media zachodnie. Pod koniec minionego tygodnia właśnie naświetlając ten problem opublikowaliśmy skrót do analizy sporu polsko-ukraińskiego, dokonanej przez włoski think-tank ISPI, w którym można było przeczytać komentarz Matteo Villi.

"Ciągły zwrot oświadczeń i stanowisk Warszawy pokazuje, jak pozbawione skrupułów może być podejście do ważnych decyzji. Kraj, który kiedyś był największym i najsolidniejszym sojusznikiem Kijowa, nawet bardziej radykalnym niż wiele innych krajów ("uzbrójmy Ukrainę tak bardzo, jak to możliwe" i "nie przyjmiemy gazu od Moskwy, nawet jeśli będzie chciała nam go sprzedać" - taka była zeszłoroczna retoryka), teraz nie tylko się waha, ale nawet atakuje rząd Zełenskiego. Patrząc z Kijowa, wydaje się to wskazówką, że czas europejskiej jedności we wspieraniu napadniętej Ukrainy minął i że moment "uwolnienia wszystkiego" (tj. przejścia do Realpolitik - red.) nie jest już tak odległy." - napisał Villa.

Głos włoskiego komentatora jest tylko jednym z wielu, echem właśnie przyjmowanych bezkrytycznie wypowiedzi, jakie doszły do uszu społeczeństw państw zachodnich. Także ceniona analityczka estońskiego ICDS Kristi Raik powiedziała, że "niestety w tym tygodniu największą uwagę przykuł wzrost napięć między Polską a Ukrainą”, jednak zwróciła przy tym uwagę na niuanse całych wypowiedzi polskich polityków. "Zachodnie media pospieszyły się również z przedstawieniem przemówienia polskiego premiera na temat pomocy dla Ukrainy jako wyraźnego sygnału, że Polska przestanie teraz udzielać Ukrainie pomocy w zakresie broni, co w rzeczywistości nie ma miejsca. Ale to, co jest jasne, to przypomnienie, że polityka wewnętrzna w różnych krajach zachodnich może mieć wpływ na wsparcie udzielane Ukrainie" - dodała Raik.

"Wydaje mi się również, że przywódcy większości krajów zachodnich rozumieją, że Ukraina potrzebuje długoterminowego wsparcia, że ta wojna nie zakończy się szybko i że podejmowane są wysiłki w celu podjęcia decyzji politycznych zarówno w UE, jak i USA, które zapewniłyby kontynuację tego wsparcia w kolejnych latach, niezależnie od tego, jakie wewnętrzne zmiany polityczne mogą nastąpić w tych krajach w tym czasie" - powiedziała Raik. Zdaniem Kristi Raik, działania polityków zachodnich są pochodną spadającego poparcia zmęczonych społeczeństw państw zachodnich dla dalszej i większej pomocy Ukrainie, a także istnieją obawy - które nawiasem mówiąc powtarzały się we wszystkich relacjach państw bałtyckich - że przykład Polski może podziałać jako wymówka dla krajów zachodnich dla dalszego wsparcia walczącej przecież Ukrainy.

I z mojego, społecznego punktu widzenia, działania prezydenta Zełenskiego w ostatnim tygodniu, a więc jednoznaczny widoczny kurs na wsparcie Berlina, dowodzi kilku opcji. Z jednej strony, być może są to, jak donosiła Dominika Cosic, niepotwierdzone obietnice tandemu Berlin-Paryż - ale tutaj wbrew niegdysiejszym życzeniom gen. de Gaulle'a, lejce tego konnego układu trzyma kanclerz. Z drugiej strony, może to być, początek trwałego trendu ukraińskiej polityki, o którego zaistnieniu wspominałem tak pół roku temu, jak i w minionym roku kiedy to wskazywałem na  niemieckie obawy dotyczące odciągnięcia Ukrainy ze swojej strefy wpływów. Owszem, może to także być przewrotny rodzaj wsparcia dla polskich wyborów. Polityka potrafi płatać różne figle.

Jednak nie ma na razie podstaw do malowania tego obrazu tylko w ciemnych barwach. Zauważmy więc pozytywy obecnego przesilenia. Po pierwsze jest to uwydatnienie wagi istniejących i nierozwiązanych problemów dwustronnych. Analitycy obu państw wiedzą, że tak kwestie gospodarcze, jak i historyczne są głównymi hamulcami rozwoju naszych stosunków. Czy są nierozwiązywalne? Oczywiście, że można je rozwiązać z pożytkiem dla obu państw, wymaga to jednak, co oczywiste, woli politycznej. Dodałbym tu jeszcze odwagę i odpowiedzialność dziejową. Czy istnieją takowe po obu stronach, to wykaże czas, jednak z dotychczasowej praktyki, należy zauważyć, że obecne elity Ukrainy muszą dojrzeć do czegoś więcej niż tłumienie - podkreślę - niepotrzebnie wszczynanych awantur. Z naszego punktu widzenia, obecne problemy wykazały również, także z perspektywy wspominanego na początku uśpienia polskiej polityki wschodniej, jak wiele pracy przed nami. O ile olbrzymim wysiłkiem dotarliśmy do serc, to najtrudniej przecież dotrzeć do rozumu.

"Po stronie rządu Ukrainy nie ma zgody co do takiego stanowiska wobec Polski, jakie zaprezentował prezydent Wołodymyr Zełenski. Część członków rządu Ukrainy pisze mi wprost: „nie bierzemy niestety udziału w podejmowaniu decyzji przez administrację prezydenta, nie rozumiemy jego reakcji. Ludzie, którzy od początku wojny mają najbliższe relacje z członkami rządu w Polsce, którzy współpracują przy organizowaniu i przekazywaniu pomocy militarnej i humanitarnej, dziś nie rozumieją zmiany stanowiska Ukrainy. Rozumiem, że w administracji prezydenta Zełenskiego są różne frakcje, jesteśmy w stanie to ocenić po różnych wypowiedziach. Jedne widzą dyplomację długoterminowo, ale są też jastrzębie, które liczą na fajerwerki jednorazowych wystąpień. Śledzę uważnie ukraińskie media i widzę, że sprawa eksportu czy tranzytu zboża nie jest tam najważniejszym tematem. Nie jest nawet numerem dwa. Ukraiński rolnik nie wychodzi z protestami.” – mówiła Jadwiga Emilewicz minister pełnomocnik ds. współpracy z Ukrainą.

Wicedyrektor Centrum Mieroszewskiego dr Łukasz Adamski odnotował natomiast przykłady wsparcia społecznego dla Polski w Kijowie. "Moi rozmówcy ze sfer intelektualnych mówią, że o Zelenskim i jego atakach na Polskę dyskutuje się powszechnie. I nikt tak naprawdę nie rozumie, co skłoniło prezydenta Ukrainy do wywołania awantury z Polską. Sympatia do Polski jest powszechna, podobnie jak świadomość, jak wielki biznes działa na Ukrainie i jaki lobbying uprawia." - zauważa.

"Prawdziwy błąd nie jest przypadkowy, ale ma charakter systemowy: w partnerstwie polsko-ukraińskim jest zbyt wiele emocji, ale niewiele jest konstruktywnych projektów długoterminowej współpracy. Pomimo obietnic z ubiegłego roku, nadal nie ma porozumienia w sprawie strategicznego partnerstwa. Kijów milczy na temat preferencyjnych warunków dla polskich firm na odbudowę kraju, Warszawa – na temat tego, że przybycie setek tysięcy migrantów i uchodźców stanowi większy problem dla tracącej kapitał ludzki Ukrainy, niż dla Polaków. " - napisała z ukraińskiego punktu widzenia Olena Babakowa, dodając z przekąsem, że obecnie elity polskie zachowują się wobec Ukraińców tak samo, jak elity niemieckie wobec Polski, a elity ukraińskie, nie przywiązując wystarczającej wagi do partnerstwa z Polską, ryzykują więcej problemów na etapie negocjacji w sprawie członkostwa w UE.

"Problemów ukraińsko-polskich nie rozwiązuje się nie tylko na drodze trybunów międzynarodowych, ale także w drodze międzynarodowej mediacji. Zwłaszcza jeśli mediację tę narzuca tylko jedna ze stron. Tylko spotkania i rozmowy między nami, Ukraińcami i Polakami, mogą rozwiązać najtrudniejsze sprzeczności i znaleźć kompromis. Asymetryczne reagowanie na poziomie wypowiedzi i decyzji nie zawsze jest sprzeczne z interesami narodowymi ani Polski, ani Ukrainy." - napisała z kolei Aliona Hetmańczuk dyrektorka Centrum Nowej Europy i członek Komitetu Doradczego przy prezydentach Ukrainy i Polski.

Ze swojego punktu widzenia te same problemy, oczywiście ze stanowiska bezpieczeństwa bałtyckiego, dostrzega trzeci zwornik Trójkąta Lubelskiego jakim jest Litwa i jej prezydent Nauseda, którego wysiłki na rzecz uspokojenia "rodzinnej awantury" warto dostrzec. 

Podsumowując dla obu stron: wyciągnijmy wreszcie z tego wnioski i sięgnijmy do podstaw - po to te fundamenty zostały zbudowane wieki temu. Po pierwsze: graniczymy ze sobą, w związku z tym jesteśmy w stanie reagować w trybie 24/100, o co kiedyś apelował prezydent Zełenski, co zresztą zostało z powodzeniem przetestowane w praktyce. Mamy też wspólne interesy, jak i społeczeństwa obu narodów dostrzegły już pozytywy i negatywy życia obok siebie. Potrafimy się na tej podstawie mówiąc kolokwialnie "dogadać". Wspieramy się dostrzegając wroga, który wykorzystywał bezlitośnie każdą formę niezgody między nami. Cała reszta, a więc traktowanie przyjdą z czasem, z wzajemnym lepszym poznaniem i zrozumieniem. Tak, to ideał, jednak mimo to uważam, że jesteśmy cały czas na początku drogi, która obecnie jest krętą ścieżką, ale jej perspektywy widać, także z tego niskiego poziomu placu. Co znów pozostawiam Państwu do przemyślenia.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024