Zdjęcie: Pixabay
19-03-2024 09:30
"Wybory bez wyboru", jak to powiedziała na początku roku Swiatłana Cichanouska, odnosząc się do lutowych "wyborów" na Białorusi, miały teraz miejsce w Rosji i tyle zamierzam napisać na ten temat. Chociaż dodam jeszcze, że za każdym razem, kiedy mowa jest o ostatnich wyborach - jakichkolwiek - w Rosji, przypominają się anegdotyczne słowa Stalina, który, kiedy usłyszał o przegranej Churchilla w wyborach w lipcu 1945 roku, miał się dziwić dlaczego premier nie sfałszował wyników? Niezależnie, czy to prawda, to jednak wraz z innym słynnymi słowami Stalina na temat liczenia głosów, obrazuje w pełni stan tzw. demokracji rosyjskiej u schyłku pierwszej ćwierci XXI wieku.
Chcę jednak zwrócić Państwa uwagę na inny fakt. Oto w ciągu miesiąca, dwie główne, wrogie nam dyktatury, gładko "przeszły" nad zwykle problematycznymi pod względem reakcji społeczeństwa, kwestiami wyborów. Tak, w naszym regionie byłej I Rzeczpospolitej, wiemy, jak bardzo fasadowe są te "wybory", mimo to jednak dyktatorzy zmuszeni byli je przeprowadzić. Po tym przedstawieniu politycznym, Rosja Putina ma już wolną rękę co do kreacji rzeczywistości. I to jest kolejnym dzwonkiem ostrzegawczym dla Zachodu - w rosyjskiej ocenie, oni są już "po kłopotach".
Tymczasem kraje zachodnie stoją właśnie przed serią różnych wyborów: prezydenckimi w USA, wyborami europejskimi, wreszcie, jak w przypadku Litwy, kompletem trzech wyborów: prezydenckimi, europejskimi i parlamentarnymi. I zatrzymajmy się na chwilę u naszego litewskiego sąsiada. Niewątpliwie burza polityczna, która przeszła w ciągu weekendu przez Wilno, a związana z dymisją ministra obrony Arvydasa Anušauskasa, jest związana z toczącą się kampanią wyborczą. Jednak słowa ministra przynoszą jeszcze jeden wątek, któremu warto się przyjrzeć. Co więc poprzedziło taką, a nie inną wypowiedź ministra o "zatrzaśnięciu drzwi firmom, które oferowały łapówki"?
A poprzedziła je publikacja dwóch informacji, która łącznie dają pewne tło. Pierwsza to ogłoszenie przez Armina Pappergera, dyrektora generalnego niemieckiego holdingu Rheinmetall, decyzji o budowie fabryki amunicji na Litwie. "Przedstawiciele Rheinmetall omawiali plany inwestycyjne z litewską minister gospodarki i innowacji Aušrinė Armonaitė pod koniec stycznia oraz z premier Ingridą Šimonyte w listopadzie ubiegłego roku, ale nie komentowali wówczas publicznie swoich zamierzeń. Minister Armonaitė poinformowała w styczniu, że z Rheinmetallem prowadzone są intensywne i „bardzo szczegółowe” rozmowy." - czytamy w relacji. Jednak co istotne, w czwartek mninister Armonaitė powiedziała, że nie podpisano jeszcze żadnych oficjalnych porozumień. „Obie strony muszą włożyć dużo pracy. Pracujemy” – powiedziała. Minister Anušauskas stwierdził, że jest zadowolony ze wspólnego zaangażowania władz litewskich w ten projekt obronny.
I właśnie w piątek nadeszła informacja o decyzji Komisji Europejskiej o przekazaniu koncernom zbrojeniowym 500 mln euro na zwiększenie zdolności produkcyjnych amunicji artyleryjskiej. W naszym kraju oczywiście wylała się z tej okazji, kolejna fala żali na wszystkich przed, po, i przodków poprzedników, następców i jeszcze wielu potomków. A jakie są fakty? Maluje się niestety taki obraz, iż krajowy przemysł amunicyjny to rodzaj manufaktury z pociętą siatką logistyczną. "Polska zbrojeniówka ma tu mocno ograniczone zdolności - nie produkuje np. nitrocelulozy, brakuje też zdolności produkcji prochów wielobazowych. Oznacza to, że trudno było się ubiegać o przyspieszenie rozbudowy zdolności, jeśli tej zdolności nie było. Ponadto, o ile w marcu 2023 roku ogłoszono rządowy program Narodowa Rezerwa Amunicyjna, na kwotę 14 mld zł (12 mld na zakupy amunicji i 2 mld na dofinansowanie zdolności), to ze względu na opóźnienia na razie nie rozdysponowano środków z NRA." - czytamy na łamach Defence24.
A jak jest na niwie europejskiej? Cieszy się Łotwa, która wystartowała z Norwegami. Natomiast ogólny program obronny KE jest oceniany krytycznie m.in przez amerykański think-tank IISS. "Wzniosłe cele nakreślono na 32 stronach, ale przy ograniczonej sile nabywczej, pomimo zawartego w strategii zobowiązania dotyczącego „odważnego zwiększenia finansowania”. Komisja przeznaczyła budżet początkowy w wysokości zaledwie 1,5 miliarda euro (1,64 miliarda dolarów) na lata 2025–2027, z czego prawie 60% całkowitej kwoty planowanej ma zostać wydane w 2027 r. Komisja stwierdziła, że budżet początkowy stanowi jedynie pomost do osiągnięcia celu Kolejne wieloletnie ramy finansowe UE na lata 2028–2034. Nawet ograniczone finansowanie pomostowe nie zwiększa w rzeczywistości możliwości UE w zakresie wydatków na obronę, ponieważ pieniądze są przekierowane z Europejskiego Funduszu Obronnego, który obecnie dysponuje kwotą 9,5 miliarda euro (10,4 miliarda dolarów) na wspólne wysiłki w zakresie badań i rozwoju w dziedzinie obronności w latach 2021–2027." - napisała Ester Sabatino.
"Financial Times" przyniósł wieści, że nie lepiej jest w samej europejskiej części NATO. Niemcy, Włochy, Hiszpania i Belgia składają się razem na dziurę 56 miliardów euro na osiągnięcie celu 2% PKB na obronę. "W ubiegłym roku dwie trzecie z łącznej kwoty 1,2 bln euro wydatków na obronność przypadło na Stany Zjednoczone, co stanowi ponad dwukrotność 361 mld euro wydanych łącznie przez członków UE, Wielką Brytanię i Norwegię, łącznie."
Powróćmy jednak na Litwę i sprawy dymisji litewskiego ministra obrony. To, czy słowa ministra Anušauskasa, dotyczyły także tych zagadnień, trudno oceniać. Jednak opozycja już podchwyciła temat i złożyła wnioski do prokuratury o zbadanie wypowiedzi ministra. "Algirdas Stončaitis, członek partii Demokratów i przewodniczący Sejmowej Komisji Antykorupcyjnej, zauważa, że oświadczenie Anušauskasa dla mediów jest zasadniczo oświadczeniem o popełnieniu przestępstw i korupcji politycznej. "To nigdy wcześniej nie zdarzyło się na Litwie. I to w czasie, gdy wszyscy wzywają do podniesienia podatków, dobrowolnych składek na wsparcie obrony, a tym samym znalezienia dodatkowych możliwości finansowania obrony narodowej, co naprawdę należy zrobić. Dlatego też, jako przewodniczący Komisji Antykorupcyjnej, zwróciłem się dziś do Komisji z propozycją zorganizowania w środę nadzwyczajnej sesji zamkniętej w celu zbadania sytuacji" - powiedział Stončaitis." - czytamy na łamach "Delfi".
"Należy podkreślić, że nie jest to najlepszy sposób wymieniać ministra obrony na dziewięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, przed końcem tej kadencji, zwłaszcza w tej sytuacji geopolitycznej, którą mamy obecnie, kiedy mamy wojnę na Ukrainie, kiedy mamy różne zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa narodowego. Z drugiej jednak strony jeśli okazało się, że nie ma dalszej możliwości współpracy między premier a ministrem obrony,(...) to być może ta wymiana nie jest najgorszym rozwiązaniem i rzeczywiście przyjście Laurynasa Kasčiūnasa do MON rzeczywiście przyspieszy pewne procesy i pozwoli im nadać nową energię, której być może ministrowi Anušauskasowi brakowało." - mówił doradca przewodniczącej Seimasu, Aleksander Radczenko. W podobnych słowach wypowiadała się premier Ingrida Šimonytė.
Trzeba tutaj przyznać, że obserwując scenę z polskiego punktu widzenia, trzeba zauważyć, że Laurynas Kasčiūnas, przewodniczący NSGK Seimasu, jest politykiem bardzo aktywnym i niewątpliwie ambitnym. Już od pewnego czasu, jego inicjatywy proobronne przykrywały medialnie działania ministra obrony, który od czasu upublicznienia - wcześniej niż to zakładano - decyzji o wyborze przez Litwę niemieckich czołgów, nie pojawiał się często w mediach. Można żywić nadzieję, że ta zmiana, nie przyczyni się do osłabienia politycznego Litwy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wszelkie ostatnie rosyjskie prowokacje.
Chaos polityczny, wszelkiego rodzaju podziały to objawy typowego dla zachodnich demokracji przesilenia wyborczego. Niemniej jednak, jak wspomniałem wyżej, po drugiej stronie zasieków, mamy do czynienia ze zmotywowanym autokratą. Ubiegłotygodniowy atak na rosyjskiego dysydenta w Wilnie, aż za bardzo przypominał swoim scenariuszem, morderstwa dokonywane przez rosyjskie służby w epoce Stalina. "W przeszłości operacje organizowane przez reżim Kremla na Litwie nie wiązały się z przemocą fizyczną. Teraz pewien próg został przekroczony" - powiedział Kęstutis Budrys, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. (...) Według doradcy prezydenta, takie ataki mają negatywny wpływ na wizerunek Litwy, nawet jeśli głównym celem operacji nie było zdyskredytowanie kraju." - czytamy w wywiadzie.
Patrząc na państwa bałtyckie, nie można zapominać też o Mołdawii, której władze na południu, także zmagają się z podwójnym naciskiem - z Naddniestrza oraz Gagauzji. Mołdawia stoi także przed wyborami prezydenckimi, jak i referendum w sprawie przystąpienia kraju do UE. Tak więc ostatnie wycieczki baszkan Gagauzji do Rosji, jak też prowokacyjne działania władz Naddniestrza, mają realizować jeden oczywisty cel Kremla: osłabić Mołdawię i odzyskać wpływy w tym kraju. Pamiętajmy, że słabe strony rzeczywistej demokracji zachodniej, będą, zwłaszcza w tym roku, poddawane rosyjskiej próbie zmęczenia.
I dotyczy to nie tylko Litwy, czy Mołdawii, ale też naszego kraju, w którym wciąż musimy zadbać o rzeczy podstawowe, a tym jest bezpieczeństwo społeczeństwa. "Dwa lata po wybuchu wojny w Ukrainie, w Polsce na miejsce w schronach i ukryciach może liczyć niecałe 4% mieszkańców (raport Państwowej Straży Pożarnej), obrona cywilna nie istnieje, a obywatele nie wiedzą, gdzie w razie zagrożeń mogą szukać bezpiecznego miejsca schronienia. Sześć z 32 gmin skontrolowanych przez NIK nie zapewniło takiego miejsca żadnemu ze swoich mieszkańców, a 68% poddanych oględzinom schronów i ponad połowa ukryć nie spełniały wymaganych warunków technicznych.". NIK po raz kolejny sporządziła raport, który także potwierdza moje liczne, wcześniejsze komentarze. "Wieloletni impas w tej kwestii ma przełamać przygotowywana przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) ustawa o ochronie ludności, której projekt, jak wynika z zapowiedzi resortu, powinien być gotowy do końca marca.". Oby tak było.