Zdjęcie: Marek Borawski KPRP
25-01-2022 09:50
"Wyniosła wieża, zbudowana w okresie świetności cywilizacji europejskiej, była budowlą pełną majestatu i namiętności, piękna i bogactw, ale także ciemnych lochów. W porównaniu z okresem późniejszym jej mieszkańcy bardziej polegali na sobie, mieli więcej ufności, więcej nadziei, życie ich miało więcej świetności rozrzutności i elegancji, żyli w większej beztrosce, wesołości, bardziej cieszyli sie wzajem swoim towarzystwem i rozmową; żyli też w większej niesprawiedliwości i hipokryzji, w większej biedzie i nędzy; odznaczali się większą uczuciowością, często fałszywą, mniejszą tolerancją dla przeciętności; wykazywali więcej godności w pracy, więcej zapału, bardziej rozkoszowali się przyrodą. Niezależnie od tego co ludzkość zyskała później, trzeba powiedzieć, że wiele wartości pozytywnych zginęło bezpowrotnie wraz ze Starym Światem.".
Tymi słowami kończy się, często ostatnio cytowana, książka Barbary Tuchman "Wyniosła wieża" o końcu pewnej epoki, który nastąpił latem 1914 roku. Tak naprawdę słowa te, z drobnymi zmianami, pasują zapewne do większości opisów okresów światowego przełomu. Już teraz, coraz częściej czyta się i słyszy o świecie sprzed 2014 roku, czy nawet 2008 roku. A słowo "wojna", wieńczące dotąd kres epoki, a odmieniane we wszystkich przypadkach, od miesięcy nie schodzi z łam mediów.
Nie sposób nie przypomnieć, że koniec tamtej epoki, przyniósł nam wolność, szansę na zbudowanie swojego państwa, po ponad wieku niewoli i związanych z tym powstań, mordów, zsyłek, germanizacji, rusyfikacji, najczęściej traktowania jako obywateli niższych kategorii. I ta chwila wolności, która i dzisiaj, z pewną przerwą, znów trwa, przynosi znów chmury obaw i niepewności."Największy kryzys bezpieczeństwa od czasów zimnej wojny". Tak określa premier Estonii Kaja Kallas obecną sytuację w Europie. "Musimy bezwzględnie pomyśleć o tym, żeby nie wpaść w pułapkę, w której proszą o więcej i mają małego sąsiada" - powiedziała Kallas o żądaniach Rosji.
„Obecnie na Zachodzie trwa debata na temat tego, co możemy zrobić lub jesteśmy gotowi zrobić, aby zniechęcić Rosję do agresji i tym samym aby uniknąć eskalacji sytuacji konfliktowej” - powiedziała Kristi Raik dyrektorka Estońskiego Instytutu Polityki Zagranicznej. Raik dostrzega przy tym trzy główne kwestie sporne w reakcji Zachodu wobec agresywnych działań Rosji. „Pierwszym z nich są sankcje. Chociaż przygotowano szeroko zakrojone sankcje, reakcja zwłaszcza Europejczyków na naprawdę poważne nałożenie sankcji jest niepewna. Było to właśnie częścią wypowiedzi prezydenta Bidena, którą spowodowała pojawienie się niejasności i domysłów.” – powiedziała Raik. Innym obszarem spornym jest pomoc wojskowa, której niektóre państwa udzieliły Ukrainie lub obiecały ją udzielić, ale sprzeciwiają się temu Niemcy.
"Trzecie pytanie dotyczy odstraszania na wschodniej flance NATO, które NATO w zeszłym tygodniu obiecało wzmocnić, jeśli Rosja zachowa się bardziej agresywnie. Ale znowu mamy tu do czynienia z niepewnością, co do tego, ile odstraszania NATO jest gotowe dać i na jakich warunkach. Tak więc podsumowując - to, czy Zachód będzie w stanie odstraszyć Rosję poprzez te komunikaty, jest bardzo wątpliwe. Dodajmy do tego to, co powiedział Biden, że spodziewa się, że rosyjski atak nastąpi w jakiejś formie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że atak nastąpi w jakiś nieoczekiwany sposób i w taki sposób, że Zachód nadal będzie debatował nad tym, czy sytuacja jest wystarczająco poważna, by np. wprowadzić ostre sankcje finansowe lub sankcje na sektor energetyczny" - dodała Raik.
„Celem sankcji jest powstrzymanie rosyjskiej agresji. Dlatego jeśli zostaną wdrożone teraz, stracisz efekt odstraszający. „Wszystko, co robimy, ma na celu wpłynięcie na kalkulacje prezydenta Putina, powstrzymanie się od agresywnych działań, nawet jeśli jednocześnie uciekamy się do środków dyplomatycznych” - wyjaśnił sekretarz stanu USA Anthony Blinken omawiając niechęć Białego Domu do nałożenia już teraz sankcji na Rosję jako środek zapobiegawczy przeciwko agresji. Podkreślił przy tym, że „Jeśli jakaś siła rosyjska wkroczy na Ukrainę w sposób agresywny, doprowadzi to do szybkiej, twardej i jednolitej reakcji z naszej strony i Europy”.
Nie należy się więc dziwić, że w związku z uważanymi za sporne kwestie, minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba oznajmił, że Ukraińcy nie zapłacą krwią za brak szybkiej reakcji Zachodu wobec Federacji Rosyjskiej w przypadku nowej inwazji na Ukrainę. Według niego błędy z 2014 roku nie mają prawa się powtórzyć. "Dlatego nie będziemy akceptować żadnych prób, jeśli w ogóle, wytłumaczenia Ukrainie, że nie trzeba nic robić, aby odstraszyć inwazję rosyjską, ponieważ inwazja nie jest wystarczająco duża lub nie ma wystarczających dowodów, że są to rosyjscy żołnierze” – powiedział Kułeba. Pozytywną informacją jest to, że w Niemczech pojawiają się już jednak głosy o zmianie podejścia prezentowanego ostatnio przez minister spraw zagranicznych Niemiec Annalenę Baerbock, która nie zgadza się na wsparcie Ukrainy poprzez wysłanie broni.
Bo w minionym tygodniu pojawiły się wypowiedzi m.in. przewodniczącej komitetu obrony Bundestagu Marii-Agnes Strack-Zimmermann z koalicyjnego FDP. „Powinniśmy pomyśleć o dostawie broni obronnej na Ukrainę. Zgodziliśmy się w naszej umowie koalicyjnej, że nie należy dostarczać broni na obszary kryzysowe, jednak w związku z obecną sytuacją i wpływem na nasz kontynent, powinniśmy ponownie rozważyć ten przypadek.” - powiedziała Strack-Zimmermann, dodając: "Prezydent Rosji żyje w przeszłości – i też chce tam wrócić. W pewnym sensie marzy o Związku Radzieckim 2.0".
"Obecnie nie ma wystarczającej liczby wojsk rosyjskich do ukończenia tworzenia grup wojsk potrzebnych do przeprowadzenia ofensywy strategicznej przeciwko Ukrainie. Według naszych szacunków, popartych wieloma poniższymi wskaźnikami, operacja ogólnowojskowa na dużą skalę nie może się odbyć przez co najmniej najbliższe dwa, trzy tygodnie. Według stanu na 23 stycznia 2022 r. nie tylko na granicy z Ukrainą, ale i na terytorium Rosji nie są spełnione wszystkie wymagania dotyczące sformowania kilkusettysięcznej armii." - napisali w analizie Andrij Zagorodniuk, Alina Frołowa, Ołeksij Pawliuczyk z Centrum Strategii Obronnych Ukrainy.
"Scenariuszem bazowym, który jest już realizowany i będzie głównym dla każdej z możliwych opcji, jest inwazja hybrydowa. Jego składnikami są cyberataki, które już mają miejsce, a prognozuje się, że będą się jeszcze bardziej nasilać. To także operacje psychologiczne, takie jak aktywna dezinformacja, czy masowe wysyłanie fałszywych powiadomień o podłożonych bombach w szkołach, metrze, urzędach i innych obiektach, powielanie fałszywych informacji o sytuacji i tak dalej. Niestety taka eskalacja będzie się utrzymywać z bardzo dużym prawdopodobieństwem." - piszą o najbliższych zagrożeniach analitycy.
"Jeśli Ukraina jest niedokończoną sprawą dla przywódcy Rosji, to bezpieczeństwo europejskie powinno być niedokończoną sprawą dla Stanów Zjednoczonych. To jest moment przełomowy. Rosja może tymczasowo ustalać porządek rozmów, ale jak dotąd nie okazała się na tyle silna, by zmusić Stany Zjednoczone i ich sojuszników w Europie do przebudowy obecnego porządku w celu dostosowania go do rosyjskich preferencji." - zauważa w swoim komentarzu Michael Kofman, dyrektor Programu Studiów nad Rosją w CNA.
"Ten kryzys ujawnia problem w amerykańskiej strategii. Bezpieczeństwo europejskie pozostaje o wiele bardziej niespokojne niż się wydaje. Najpotężniejsze militarnie państwo na kontynencie nie postrzega siebie jako udziałowca w europejskiej architekturze bezpieczeństwa. Nie ma dowodów na to, że bez Stanów Zjednoczonych europejskie potęgi mogą powstrzymać Moskwę lub wyprowadzić ją z poważnego kryzysu. Unia Europejska nie istnieje w tej rozmowie, błagając o znaczenie. Z kolei Stany Zjednoczone są ograniczone pod względem materialnym, starając się skupić na regionie Indo-Pacyfiku i poprawić pogarszającą się równowagę militarną wobec Chin. Marzenie Waszyngtonu o uczynieniu relacji z Rosją bardziej przewidywalnymi poprzez wąski program stabilności strategicznej wydaje się rozwiewać. W dającej się przewidzieć przyszłości Stany Zjednoczone będą musiały zarządzać jednocześnie Chinami i Rosją. Dla amerykańskiej strategii nigdy nie miały to być wyłącznie Chiny, ale niezwykle trudno będzie uczynić z niej głównie Chiny - nie tak długo, jak Rosja będzie miała prawo głosu." - konkluduje analityk.
Teraz chcę skupić się na naszym podwórku. Dwudniowe i wielogodzinne spotkanie prezydentów Polski i Ukrainy Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego w Wiśle, spowodowało mnóstwo domysłów ekspertów polityki regionalnej. Część z nich była zaskoczona w gruncie rzeczy lakonicznymi oświadczeniami dyplomatów i pracowników obu kancelarii prezydenckich wygłaszanych tak w trakcie, jak i po zakończeniu rozmów. Jednak "co nieco" udało się wyczytać między wierszami.
Pierwszą ważną kwestią jest uwaga, którą wtrącił Jakub Kumoch z Kancelarii Prezydenta RP, mówiąc, że "spotkanie odbywa się w różnych formatach". Kolejne "uchylenie rąbka tajemnicy" nastąpiło ze strony Andrija Sibigi z Kancelarii Prezydenta Zełenskiego, który powiedział, że prezydenci rozmawiali o pomocy wojskowej Warszawy dla Kijowa w obliczu groźby rosyjskiej agresji. „Rozmawialiśmy na ten temat. Jednak jest za wcześnie, aby mówić o tym publicznie ”- powiedział Sibiga.
Czego więc można się spodziewać? W mojej ocenie mogą to być dobre wiadomości, dla obu krajów. To, że polska pomoc wojskowa nastąpi to pierwsza wiadoma. Kolejną kwestią, którą mam na myśli najlepiej określi mało istotna z pozoru ankieta ukraińskiej opinii społecznej, której wyniki opublikowano wczoraj. Otóż w styczniu 2022 r. 61% Ukraińców popiera utworzenie sojuszu wojskowo-politycznego Polski, Ukrainy i Wielkiej Brytanii - 21% respondentów jest przeciw, 12% Ukraińców stwierdziło, że nie mają zdania, a 6% nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie. Badanie zostało przeprowadzone przez Grupę Socjologiczną „Rating” w dniach 21-23 stycznia 2022 r. wśród 2500 respondentów z całej Ukrainy, z wyjątkiem terytoriów okupowanych przez Rosję. Jak można przypuszczać, podanie takiej informacji w tym czasie nie jest przypadkowe.
Czy po wiekach nieszczęsnych waśni, uda się dostrzec to co dojrzał już hetman Żółkiewski, a chciał przeprowadzić król Władysław IV chcący rozszerzyć rejestr kozaczyzny, a wreszcie ze swoją logiką dostrzegał także marszałek Piłsudski? Wojny z Kozakami w XVII wieku były jednym z powodów upadku Rzeczpospolitej i także marzenia Chmielnickiego o własnym państwie, na korzyść "tego trzeciego" czyli Moskwy. To jest właśnie szansa i wyzwanie, przed którymi staje nasze pokolenie.
Czy my sami jesteśmy gotowi na wyjście z cienia historycznego fatum, a nasi decydenci na zmianę opinii nieskutecznej dyplomacji wschodniej na rzecz objęcia tej funkcji, która zaważy o naszym dalszym bezpieczeństwie - realnym wreszcie postrzeganiu znaczenia państwa sworzniowego w naszym regionie? Tak, są to pytania także do nas samych, z którymi związane są wielkie nadzieje. Proszę wybaczyć za tę dygresję, która, jak przypuszczam dla wielu jest zrozumiała, zwłaszcza jeżeli postrzega się aktualne wydarzenia, jako proces historyczny, których już wiele, kraje naszego regionu doświadczały. Dlatego tak ważne jest, że znając tak wielką historyczną cenę możemy po raz pierwszy nie popełnić głównego błędu naszych przodków.
Zapewne do takiego czy innego sojuszu dołączyłyby państwa bałtyckie, których zresztą głosy na ten temat omawiałem już w poprzednich komentarzach. Jako oczywiste należy przyjąć w takim sojuszu istnienie większego gracza zewnętrznego - z wymienionych wyżej powodów - czy będzie to USA, czy rzeczywiście Wielka Brytania, lub oba te kraje, to zapewne się okaże. I tak, jak w powiedzeniu "nie ma róży bez kolców", tak i tu należy być świadomym tak szans jak i niebezpieczeństw, ale to już należy do naszych decydentów i wyrażę przy tym swoją nadzieję: do grona mądrych doradców wszystkich stron. O szczegółach, o czym jestem przekonany, większego wydarzenia politycznego, przekonamy się już w najbliższych dniach.
Nieco notabene wspomnę, że do jednego z nowych zadań naszej dyplomacji, biorąc pod uwagę nasze pragmatyczne i rozwijane stosunki z Chinami, których zresztą powody są dość oczywiste, warto byłoby włączyć rolę pośrednika w rozwiązaniu problemu litewsko-chińskiego, który owszem łączy azjatyckie pojęcie "utraty twarzy" ze znacznie większym brakiem sensu toczenia takiego jałowego sporu w naszej przestrzeni. Czy tak się już dzieje - przypuszczam i mam taką nadzieję.
Kończąc już chcę zauważyć, że przed nami zapewne wielkie dni, związane z tym wielkie niebezpieczeństwa, równie wielka odpowiedzialność, ale także okno wielkich możliwości, o których już kiedyś wspominałem. Jednak obserwując wydarzenia bliskie i dalsze, nie zapominajmy także o własnym bezpieczeństwie i pamiętając o możliwych działaniach dezinformacyjnych, odpowiednim sprawdzaniu nadchodzących zewsząd informacji.