Zdjęcie: Wikipedia
22-07-2025 09:30
"Czy opieranie swych zamierzeń na pewnym stosunku sentymentalnym do dziejów jest zjawiskiem dodatnim czy ujemnym? Trudno ogólnie mówić na ten temat. Ciągłe rozpamiętywanie dziejów Chmielnickiego i Jaremy nie wydaje mi się np. zbyt pożądane z punktu widzenia naszej racji stanu. Ale z drugiej strony nie można by sobie wytłumaczyć postawy społeczeństwa polskiego w tej wojnie bez zrozumienia właśnie jego głębokiego historyzmu, jego przywiązania do pewnej postawy zewnętrznej, która politycznie może się niekiedy wydać nieuzasadniona czy beznadziejna, ale bez której zmieniłoby się coś w samej istocie pojęcia polskości, które wyrobiła historia i które jest nam drogie." - pisał w jednym z ostatnich swoich felietonów, Adolf Bocheński, postać, o której pisałem już nie raz. Kilka dni temu, minęła kolejna rocznica jego śmierci - w dniu, w którym oddziały II Korpusu Polskiego wkraczały do Ankony, por. Bocheński, zginął w czasie rozminowania.
To o czym napisał ten diament polskiej myśli politycznej, współcześnie dotyczy również fali dyskusji, która przetoczyła się przez polskie środowiska,na temat punktu, w którym polityka spotyka się z historią. A jak wygląda polityka historyczna w naszym kraju od dekad, szczególnie dostrzegalne jest na moim poziomie obywatelskim. Traktowana jest cały czas jako, przysłowiowo, "piąte koło u wozu": niby potrzebne, ale nie do końca. Przypominamy sobie o niej wtedy, kiedy odkrywamy, że na klienckie zamówienie, w wozie Drzymały, chcą nam wymienić koło, na koło od Volkswagena. Niby nowocześnie, ale wóz stoi krzywo i widać, że nic się tutaj nie klei.
Częścią tej nuty historyzmu w minionych dniach, było również spotkanie szefów dyplomacji państw Trójkąta Lubelskiego. Formatu, który dotąd odżywał tylko od czasu do czasu, a fundamenty jego dziejowego protoplasty wciąż kryją się pod pisakiem czasu . Mimo to, w redakcji jesteśmy wiernymi sekundantami tego porozumienia, które wciąż nie może wyjść z dołka aktualnych wyzwań politycznych. I o ile dzień wcześniej sam cieszyłem się z zapowiedzi owego wydarzenia, to tego samego dnia wieczorem, mój entuzjazm znów został mocno schłodzony.
Gdyż tego samego dnia, ukraińska Rada Najwyższa przyjęła prawo dotyczące deportacji w latach 1944-1951, w tym w ramach akcji "Wisła". Przyjmijmy na chwilę, że ciosy zostały wymienione - czyli przyjęto nowe prawo w odpowiedzi za uchwalenie Narodowego Dnia Pamięci o Polakach – Ofiarach Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej. Ciężar gatunkowy jakże różny, a jeżeli włączymy do tego kwestię podręczników historii, to znów pojawia się problem.
Oczywiste pytanie, które się tutaj nasuwa, dotyczy tego, czy kiedykolwiek wyjdziemy z tego klinczu? Wreszcie czym jest sama idea Trójkąta Lubelskiego? Miejscem koniunkturalnych spotkań, zdjęć, poklepywania się po plecach i "rozważań" polityków o polityce, czy czymś więcej? Podobnie jak ma to miejsce w przypadku zagadnienia Trójmorza, które wciąż nie może nabrać statecznego rozpędu, zmagamy się z takim samym kłopotem. Czym dla społeczeństw ma być Trójkąt Lubelski, nadal nie wiadomo. W tej chwili to tylko informacyjna ciekawostka, a i owszem odnotowana przez media wszystkich tych krajów, ale nic poza tym. Zapowiedzi pozostają zapowiedziami, a ja osobiście widzę bardzo namacalne możliwości dalszego rozwoju tego formatu.
Po pierwsze, wartym rozważenia byłoby włączenie szerokich struktur białoruskiej opozycji (nie tylko ZGP czy BRL, ale również polityków niezależnych) do owego porozumienia. Po drugie, może w tym układzie nabrałoby tempa rozwiązanie dwóch sporów historycznych: polsko-ukraińskiego, a także gdzieś tam tlącego się w tle, litewsko-białoruskiego.
"Pomimo ciągłych prób sił prorosyjskich, by wymazać okres Wielkiego Księstwa Litewskiego z narracji białoruskiej, to właśnie ten okres największa część Białorusinów uważa za początek białoruskiej państwowości. Im młodsze pokolenie, tym częściej się to zdarza. Prawie nikt nie uważa okresu Imperium Rosyjskiego za początek białoruskiej państwowości. (...) Po Wielkim Księstwie Litewskim i księstwach wczesnośredniowiecznych na liście znalazły się: BSRR - 12,9%, Republika Białorusi - 12,3%, Białoruska Republika Ludowa – 7,4% i Rzeczpospolita Obojga Narodów - 5,9%. Zestawienie zamyka okres Imperium Rosyjskiego, z którym najmniejszy odsetek respondentów utożsamia początek państwowości białoruskiej - zaledwie 3,1%." - czytamy wyniki oficjalnych, a więc tym bardziej ciekawych - wyników badania, na łamach "Naszej Niwy". Jeżeli udałoby się rozpocząć te procesy pojednania, to można sięgnąć po oczywisty pomysł na uruchomienie wspólnych projektów społeczno-gospodarczych.
Te pytania o przyszłość w naszym regionie nie pojawiają się bez przyczyny. W mediach zagranicznych znów pojawiły się różne głosy na temat powstających sojuszy dwustronnych i tego czy są one prekursorem większego trendu?
"Wielka Brytania podpisała w zeszłym tygodniu dwa porozumienia obronne z Francją i Niemcami, tworząc trójstronne zobowiązanie, w którym sama odgrywa główną rolę. Rządy Wielkiej Brytanii i Niemiec podpisały nowy traktat o współpracy i obronie. Nazwano go Traktatem Kensington od miejsca podpisania – Victoria and Albert Museum, położonego w londyńskiej dzielnicy South Kensington.(...) Jest jednak oczywiste, że Wielka Brytania w istocie tworzy dodatkowe trójstronne porozumienie obronne, w którym sama znajduje się w centrum. I to pomimo faktu, że wszystkie trzy państwa powinny już być związane podobnymi zobowiązaniami w ramach NATO. Konieczność potwierdzenia wzajemnych zobowiązań obronnych oznacza co najmniej konieczność „odświeżenia” umowy. A także sprecyzowania realnych, praktycznych kroków w pogłębianiu współpracy obronnej." - donosi ukraiński "Defence Express".
"Rządy mają trzy możliwości realizacji nowego celu wydatkowego - cięcia innych wydatków, podniesienie podatków lub zaciągnięcie większych pożyczek - ale analitycy powiedzieli CNN, że każda z tych opcji jest politycznie nie do przyjęcia lub niewykonalna w dłuższej perspektywie dla mocno zadłużonych europejskich państw NATO. „Wiele krajów UE boryka się z poważnymi ograniczeniami fiskalnymi” – napisał w tym miesiącu brukselski think tank Bruegel. „Nierealistyczne jest oczekiwanie, że kraje, które od dziesięcioleci borykają się z osiągnięciem celu 2% wydatków na obronę, zaakceptują nieuzasadnione, znacznie wyższe ambicje” - wciąż wraca kwestia ustalonych celów wydatków obronnych NATO.
"Najgorsze w tej sytuacji nie jest nawet to, że Zachód nie docenił zagrożeń. Problem leży gdzie indziej: sam kształtował regionalną architekturę bez zdolności do przeciwdziałania konfliktowi na dużą skalę. Powstała geopolityczna iluzja, w której demokracja sama w sobie miała być tarczą. Ale demokracja nie jest bronią. To sposób organizacji społeczeństwa, który wymaga wsparcia zbrojnego, jeśli ma przetrwać w świecie pełnym konfliktów. I kiedy ta iluzja zaczęła się rozpadać, żadna ze struktur - ani NATO, ani UE - nie miała gotowego modelu reakcji na pełnoskalową wojnę we wschodniej części kontynentu." - napisał płk Denis Prokopienko, dowódca 1 Korpusu Gwardii Narodowej „Azow”. Oficer dodaje, że Ukraina powinna stać się donatorem architektury bezpieczeństwa, czego przykładem ma być jego formacja "Azow", która - w jego opinii - jest prototypem armii nowej epoki.
O tym, jakie jest postrzeganie polityki Putina w krajach zachodnich, czytamy na łamach "Foreign Affairs". "Aby zmniejszyć potencjalne zagrożenia polityczne, Putin z całą pewnością zdecydowałby się na dalszą eskalację wojny, żegnając się z dotychczasowym politycznym balansem wewnętrznym. Mógłby zgodzić się na tymczasowe zawieszenia broni, na dyplomację czysto pokazową, a nawet udawać, że jest gotów na wynegocjowane porozumienie. Ale nie może odpuścić jednej rzeczy: w jego logice rosyjskie wojsko nie osiągnęło jeszcze wystarczająco dużo. Rosja nie kontroluje Ukrainy, a każde porozumienie, które pozostawi Ukrainę poza kontrolą Kremla – czyli taką, która może swobodnie integrować się z Europą – byłoby równoznaczne z porażką. Na razie wojna, którą Putin wywołał, by powstrzymać zachodni kurs Ukrainy, tylko ten kurs przyspieszyła. A to jest rezultat, którego Putin nigdy nie zaakceptuje." - napisali Maria Lipman i Michael Kimmage. "Pesymizm jest mądrością w ocenie przyszłości Rosji" - powiedział z kolei Sven Sakkov, ambasador Estonii w Finlandii.
Do tego należałoby dodać, nagłośniony przez media niemieckie, wywiad z gen. Alexusem Grynkewichem, Naczelnym Dowódcą Sił Sojuszniczych NATO w Europie, przestrzegającym przed zbliżającym się konfliktem, który zacząć się ma na Dalekim Wschodzie. Podsumowaniem owego ostrzeżenia, jest niemieckie pojęcie "doppelschlag", współcześnie dotyczące współpracy chińsko-rosyjskiej, a w historii jakże często przywoływane przez propagandę Goebbelsa.
I znów, jak ta teoria przekłada się na fakty? We wszystkich, najbardziej narażonych na atak państwach bałtyckich, mamy do czynienia w przygotowaniami obronnymi, a także elementami wojny hybrydowej. "Śmierć Łotyszom!" - taki napis po rosyjsku pojawił się na szyldzie dworu Mazjumpravas na przedmieściach Rygi. "Integracja" - napisał ironicznie w komentarzu jeden z lokalnych polityków, który twierdzi, że jest to przykład klęski polityki integracyjnej. W warstwie decyzyjnej, minister obrony Andris Sprūds spotkał się z ministrem zdrowia Hossamem Abu Merem, a także z przedstawicielami szpitali, aby omówić współpracę w dziedzinie medycyny cywilno-wojskowej.
Z kolei Litwa nie tylko testuje konstrukcje fortyfikacyjne, ale również pojawiają się tam inne pomysły proobronne, choć czasem nieco kuriozalne. Poseł Seimasu Karolis Neimantas ze „Świtu Niemna” złożył wniosek, by zasiłek dla bezrobotnych przysługiwał tylko osobom z wymaganym stażem ubezpieczeniowym, które zostaną członkami Związku Strzelców Litewskich i aktywnie uczestniczą w jego działalności. Zresztą przy tym warto odnotować praktyczne zaprzysiężenie litewskich Polaków - żołnierzy Związku Strzelców Litewskich z kompanii im. Tadeusza Kościuszki w Trokach. Natomiast Estonia, to nie tylko zakupy granatów ręcznych, ale również testuje kieszonkową syrenę alarmową - nowy system powiadamiania ludności.
Kończąc, tak wygląda nasz "fin de siècle", który w większości języków jest terminem znacznie szerszym niż ubogie, polskie objaśnienie dotyczące li tylko kultury Belle Époque. Nie mnie rozstrzygać, jak będzie nazywany ten nasz okres niepokoju i rozterek w świetle rosnącej łuny na wschodnim niebie. Ale jedno, o czym często myślę, a nad czym zastanawiał się Adolf Bocheński to sedno tego, co skłania narody do podejmowania na nowo dawnych, często zamierzchłych, projektów. I znalazł odpowiedź: tradycja dziejowa.