geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Symbole i polityka

Michał Mistewicz

06-12-2022 09:30


Rosyjska prawosławna świątynia wzniesiona na najwidoczniejszym miejscu Warszawy jest koniecznością nie tylko dla potrzeby religijnej, ale jest konieczna jako symbol rosyjskiej państwowości w tym kraju, symbol prawosławnej Rosji, której nierozłączną część stanowi Królestwo Polskie. - donosiły rosyjskie gazety omawiając plany budowy soboru św. Aleksandra Newskiego w Warszawie w 1890 roku. "Geneza symbolu jest tak zamierzchła jak cywilizacja, stąd jego wkład i znaczenie w licznych pracach na temat teorii kultury. Symbole zawierają w sobie dwie funkcje: komunikatywną i znaczeniową. Nie tylko odsyłają nas do znaczenia czegoś innego, ale reprezentują to znaczenie. Stąd należy wnioskować, że nie można projektować lub wymyślać symboli; „są one zakorzenione w praprzyczynie ludzkiego doświadczenia zbiorowego".(...) Politycy odwołują się do warstwy symbolicznej i rzeczywistości symbolicznej w wypowiedziach, programach politycznych, kampaniach i wszelkich formach komunikowania z elektoratem." - czytamy w jednym z artykułów.

Kiedy wspominałem w poprzednim komentarzu o pewnym symbolu, jakim była zmiana nazwy ukraińskiego miasta, nazwanego przez władze carskie Nowogrodem Wołyńskim, a które powróciło do nazwy sprzed III rozbioru Polski - Zwiahel - należało przytoczyć jeszcze jedną ważną wartość dla wagi tego symbolu. Otóż w mieście tym w 1871 roku urodziła się Łesia Ukrainka (wł. Łarysa Petriwna Kosacz-Kwitka) polskiego herbu Korczak - w tej chwili uznawana na Ukrainie za jedną z najsłynniejszych kobiet dawnej i współczesnej Ukrainy: poetka i dramatopisarka, a także aktywistka społeczna i działaczka ukraińskiego odrodzenia narodowego. Dlatego na granicy tego miasta wita nas napis "miasto Łesi Ukrainki". Jest to właśnie przykład symbolu wpływu historii, która łączy pokolenia różnych narodów.

Do kolejnej warstwy symbolicznej, która podnosi znaczenie wspólnej historii, należy także dodać kilka odległych od siebie wydarzeń ostatnich dni. Jutro w wileńskim ratuszu odbędzie się koncert i wernisaż wystawy „Chwała Rzeczypospolitej – Wojewódzki Mundur Szlachecki” pod wspólnym patronatem premier Litwy Ingridy Šimonytė i premiera Polski Mateusza Morawieckiego. Wystawa ukazać ma piękno sztuki i rzemiosła artystycznego budujących splendor Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Z kolei litewskie Ministerstwo Edukacji, Nauki i Sportu organizuje w grudniu cykl zdalnych lekcji historii Ukrainy dla uczniów klas licealnych.  Wykłady organizowane są we współpracy z Litewską Biblioteką Narodową im. Martynasa Mažvydasa oraz Wydziałem Historycznym Uniwersytetu Wileńskiego. Wykłady przybliżą najważniejsze etapy historii Ukrainy – od powstania Rusi Kijowskiej do współczesności.

To symbole żywe - po drugiej stronie szali wagi tego zagadnienia mamy symbole ciężkie, znane z rosyjskiej doktryny utwierdzania "ruskiego świata". Takimi symbolami na ziemiach Polski były tak sobór św. Aleksandra Newskiego, rozebrany w 1925 roku, jak i cytadela warszawska, czy z kolei szereg pomników carskich w pomniejszych miejscowościach. W nowszych czasach do takich symboli obok pomników należy także zaliczyć PKiN. Takim symbolem - ma być pomnik znów św. Aleksandra Newskiego, który z inicjatywy ambasady rosyjskiej ma zostać wzniesiony w białoruskim Mińsku. Aleksander Newski stał się od czasów carskich nie tylko symbolem zwycięstwa nad tzw. Zachodem, ale też uniwersalnym narzędziem - pieczęcią zakresu władzy Rosji nad danym terytorium. Natomiast z naszej strony mamy oblany farbą w ramach prowokacji, pomnik polskich żołnierzy poległych podczas wyzwalania Dyneburga z rąk sowieckich, we wspólnej operacji wojsk polskich i łotewskich.

Powtórzę po raz kolejny, że aktualna walka Rosji to nie tylko wojna na niwie geostrategicznej, ale w podstawie ideologicznej jest walką z symbolem wolności, którym jest duch Rzeczypospolitej. Ta część ideologiczna nie jest tu dodatkiem, ale celem wspólnym tej wojny. Wojny, która dla krajów dotkniętych nią tylko gospodarczo staje się coraz bardziej uciążliwa, o czym wspominałem jeszcze przed jej pełnoskalową odsłoną. Ten tydzień dostarczył aż nadto dowodów, jak bardzo odległa jest wizja zwycięstwa pomiędzy krajami bezpośrednio zagrożonymi jej eskalacją, a krajami, które de facto tracą na niej tylko biznesowo.

"Prezydent Francji Emmanuel Macron uważa, że ​​Zachód powinien zastanowić się, jak zaspokoić potrzebę gwarancji bezpieczeństwa Rosji, jeśli prezydent Władimir Putin zgodzi się negocjować zakończenie wojny na Ukrainie. "Oznacza to, że jedną z ważnych kwestii, którymi musimy się zająć – jak zawsze powtarzał prezydent Putin – jest obawa, że ​​NATO zapuka do jego drzwi i rozmieszczenie broni, która może zagrozić Rosji. Ten temat będzie częścią tematu pokoju, więc musimy przygotować to, co jesteśmy gotowi zrobić, jak chronić naszych sojuszników i państwa członkowskie oraz jak dać gwarancje Rosji w dniu, w którym wróci do stołu negocjacyjnego" — powiedział Macron.

"Dopóki Ukraina nie będzie całkowicie wolna, a rosyjscy zbrodniarze wojenni nie zostaną osądzeni przez międzynarodowy trybunał, nie można planować wspólnej przyszłości z Rosją, powiedział estoński poseł do Parlamentu Europejskiego Urmas Paet.(...) Łotewski minister obrony Artis Pabriks powiedział FT, że pomysł, że inwazja Rosji na Ukrainę może zostać zakończona przez Zachód dający Rosji gwarancje bezpieczeństwa, wpada w pułapkę narracji Putina, że ​​Zachód i Ukraina są odpowiedzialne za wojnę, a Rosja jest niewinną ofiarą." - czytamy o reakcjach polityków naszego regionu.

Z kolei wypowiedź francuskiego prezydenta, nie wywołała takiego oburzenia w Berlinie, bo dominującym tam uczuciem wśród polityków jest "zdziwienie". ""Słowa Macrona są zdumiewające. NATO nigdy nie groziło Rosji, wręcz przeciwnie, stworzyło wspólne ramy dla rozwiązywania kwestii bezpieczeństwa, przyjmując Akt Założycielski NATO-Rosja - powiedział w niedzielę Die Welt Nils Schmid, ekspert ds. polityki zagranicznej w niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej (SPD). W tej chwili - jak mówił - chodzi o zagwarantowanie bezpieczeństwa Europy przed Rosją i wzmocnienie bezpieczeństwa w Europie na wypadek rosyjskiej agresji. "Tak długo, jak Rosja prowadzi imperialistyczną politykę zagraniczną, paneuropejski ład pokojowy obejmujący Federację Rosyjską nie jest możliwy" - przekonuje niemiecki socjaldemokrata." - czytamy w relacji DW. Jednak dalej już nie jest tak różowo.

"Prezes opozycyjnej prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD) Tino Chrupalla pozytywnie ocenił wypowiedź Macrona. Fakt, że ta „od dawna spóźniona inicjatywa” nie pochodzi z Berlina, ale z Paryża, zdaniem Chruppalli, jest „przyznaniem się do porażki” rządzącej koalicji rządowej RFN. Macron słusznie zauważył, że „należy wziąć pod uwagę uzasadnione interesy bezpieczeństwa Rosji” – dodał lider AfD. Poseł Bundestagu z Partii Lewicy (Die Linke) Jan Korte również uważa, że ​​propozycja prezydenta Francji wymaga dokładnego przestudiowania. A lider niemieckiej lewicy, Martin Schirdewan, w wywiadzie dla Rheinische Post z zadowoleniem przyjął oświadczenie Macrona: „Pilnie potrzebujemy rozmów pokojowych, aby zakończyć tę niefortunną wojnę. Dlatego inicjatywa Macrona jest słuszna”.".

"Niefortunna wojna" - nie jest to zaskoczeniem dla wielu znających zasadnicze wartości, którym kierują się Niemcy w swojej polityce zagranicznej, co zostało ugruntowane od czasów Bismarcka, a w sposób dobitny jasno określone za czasów kanclerza Capriviego. Te dwa słowa wypowiedziane przez polityka Die Linke są właśnie symbolem polityki, która biorąc pod uwagę rosnące koszty gospodarczo-społeczne dla Niemców, już za kilka miesięcy mogą odwrócić kartę zmian nieoficjalnego, a więc kuluarowego, kursu politycznego Berlina.

"Ja myślę, że nie zależy im na tym. Niemcy przynajmniej ci, których ja znam, z którymi ja rozmawiam, o których ja piszę, oni by chcieli ten konflikt zakończyć, zamrozić. To jest teraz to nowe słowo. Stoją po stronie Ukrainy, to jest fakt, ale rząd nie chce wszystkich relacji z Rosją zakończyć i też nie chce stracić reputacji, bo oni tyle błędów robili. Schroeder praktycznie związał Niemcy z Rosją. Całą gospodarkę uzależnił od Rosji. Schroeder i jego koledzy, którzy wtedy byli w rządzie, nie mogą teraz wstać i powiedzieć: moja wina. Ja myślę też, że tam się straszne rzeczy działy. Schroeder rezygnował jako kanclerz i dwa miesiące później pracował już dla Putina." - powiedział w wywiadzie radiowym Henryk Broder - niemiecki dziennikarz, pisarz, stały felietonista Die Welt.

Tymczasem w cieniu słów prezydenta Macrona, swoje zdanie wyraził kanclerz Scholz. "Niemieckie środowiska biznesowe wyciągnęły własne wnioski z nowego biegu historii. Upadek żelaznej kurtyny i coraz bardziej zintegrowana gospodarka światowa otworzyły nowe możliwości i rynki, szczególnie w krajach byłego bloku wschodniego, ale także w innych krajach o gospodarkach wschodzących, zwłaszcza w Chinach. Rosja, ze swoimi ogromnymi zasobami energii i innych surowców, okazała się niezawodnym dostawcą podczas zimnej wojny i przynajmniej na początku wydawało się rozsądne, aby rozszerzyć to obiecujące partnerstwo w czasie pokoju." - tak zaczyna tłumaczenie związania z Rosją kanclerz, który w dalszej części przechodzi do tego co znamy od tak dawna: "My, Niemcy mamy moralny obowiązek...". "Nowa rola Niemiec będzie wymagała nowej kultury strategicznej, a strategia bezpieczeństwa narodowego, którą mój rząd przyjmie za kilka miesięcy, będzie to odzwierciedlać.". W artykule tym, w którym Scholz raczej podkreśla swoje osiągnięcia, nawołuje do zmian, o których mówił już kilkakrotnie m.in. w Pradze (porzucenie zasady jednomyślności w UE czy o "neutralności klimatycznej").

"I choć nie możemy cofnąć czasu, wciąż możemy cofnąć falę agresji i imperializmu. Dzisiejszy złożony, wielobiegunowy świat sprawia, że ​​zadanie to staje się większym wyzwaniem. Aby go zrealizować, Niemcy i ich partnerzy w UE, Stanach Zjednoczonych, G-7 i NATO muszą chronić nasze otwarte społeczeństwa, bronić naszych wartości demokratycznych oraz wzmacniać nasze sojusze i partnerstwa. Ale musimy też unikać pokusy ponownego dzielenia świata na bloki. Oznacza to, że należy dołożyć wszelkich starań, aby budować nowe partnerstwa, pragmatycznie i bez ideologicznych zaślepień. W dzisiejszym, gęsto połączonym świecie cel, jakim jest wspieranie pokoju, dobrobytu i wolności człowieka, wymaga innego sposobu myślenia i innych narzędzi. O to właśnie chodzi w Zeitenwende." - napisał Scholz.

Tymczasem w naszym regionie warto przytoczyć inną, dość istotną wypowiedź ministra spraw zagranicznych Litwy Gabrieliusa Landsbergisa, który w zasadzie puentuje wypowiedzi tak Macrona, jak i polityków niemieckich. "Dlaczego nie wysyłamy Ukrainie wszystkich narzędzi, których potrzebuje do zakończenia wojny? Dlaczego unikamy konkretów w debacie o członkostwie Ukrainy w NATO? Bo wciąż panuje przekonanie, że po wojnie będziemy mogli wrócić do normalnego funkcjonowania, jakby 24 lutego był tylko wpadką. Taktyka pozostawienia Rosji niepokonanej i gotowej do przyszłego partnerstwa jest błędna. Zachęca do składania propozycji wynegocjowania zakończenia wojny, a nie do zwycięstwa Ukrainy. Niektórzy oferują nawet w prezencie ustępstwa terytorialne dla najeźdźców Ukrainy" napisał litewski minister, który krytykując m.in. rolę ONZ, która nie zapobiegła wojnie, dodał: "Nie powinniśmy jednak wykluczać, że niektóre organizacje znikną, a pojawią się nowe. W poprzednich konfliktach w Europie architektura bezpieczeństwa została przemyślana na nowo, a w następstwie wojen powstały nowe struktury. Na przykład Organizacja Narodów Zjednoczonych powstała po błędach epoki Ligi Narodów.".

I ten głos jest bardzo istotny. W polskiej historii takich dat zrozumienia chwil przełomowych było kilka - był to i rok 1385, jak i 1569 czy 1791 - za każdą podejmowaną wówczas decyzją stały inne motywy, ale świadomość była ta sama: tylko we wspólnocie tak doświadczenia historycznego, wspólnoty kulturowej, jak i pojmowania szans w zakresie bezpieczeństwa zewnętrznego można budować stabilne, a nie doraźnie kupieckie tylko, relacje międzynarodowe. To co jest naszą siłą już istnieje od wieków - jest to symbol wewnętrznej wolności, którego nie zostaliśmy pozbawieni mimo wieków różnych ucisków i związanych z tym niebagatelnych ofiar. Czy i tym razem jesteśmy w takiej samej chwil i czy wymaga to wspólnych działańi, to już zostawiam Państwu do rozważenia.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024