geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Wikipedia

Rachunki wojenne

Michał Mistewicz

29-11-2022 09:30


Kończąc wątek z ubiegłotygodniowego komentarza, chcę wspomnieć o pewnym symbolu, który został słabo dostrzeżony nad Wisłą. A w pewnym sensie ta symboliczna kwestia jest jednym z dowodów na to, że historia I Rzeczpospolitej żyje nadal, a jednocześnie jest historycznym przejawem sprawiedliwości po wiekach.

Rada Najwyższa Ukrainy na wniosek Żytomierskiej Rady Obwodowej przywróciła miastu Nowogród Wołyński w obwodzie żytomierskim historyczną nazwę „Zwiahel”. Obwód Nowogród Wołyński również został przemianowany na Zwiahelski. Za rządów Aleksandra Jagiellończyka miastem władał książę Andrzej Zwiahelski. W 1507 król Zygmunt I Stary nadał Zwiahel Konstantemu Ostrogskiemu, który wzniósł tu zamek. Miasto zostało zajęte przez Imperium Rosyjskie w 1793 w II rozbiorze Polski. Pod panowaniem rosyjskim w 1795 roku Zwiahel został przemianowany na Nowogród Wołyński i był siedzibą powiatu nowogródzkiego w guberni wołyńskiej. Tak to rosyjska agresja kolejny raz przyczynia się do odkrywania fundamentów relacji regionalnych.

Tymczasem zbliżamy się do bardzo niebezpiecznego czasu, kiedy to za typowo anglosaską modą, Europa Zachodnia dokonuje przeglądu rocznych rachunków, a dotyczy to także kwestii nie tylko gospodarczych, ale też relacji geopolitycznych. Przejawem tych prób podsumowań jest ostatnio zwiększona liczba artykułów na temat toczącej się wojnie na Ukrainie i perspektyw pokojowych. Podsumowania to nie tylko część zmęczenia wojną, głównie jej skutkami społeczno-gospodarczymi, gdyż zmęczenie to dotyczy większości krajów zaangażowanych w pomoc Ukrainie. Jest także przejawem próby dojrzenia "światełka w tunelu" przez elity polityczne różnych krajów, które stawiają na szali kwestie kryzysu gospodarczego oraz szanse zwycięstwa nad Rosją. Jednocześnie powoli rośnie zrozumienie dla kosztów ewentualności wymuszonego przez Zachód na Ukrainie pokoju z putinowską Rosją.

I tutaj należy przytoczyć wczorajszą wypowiedź ministra spraw zagranicznych Szwecji Tobiasa Billströma, który mówił o rosnącym wsparciu dla Ukrainy. "Jesteśmy gotowi robić coraz więcej - bo ostatecznie pomagamy Ukrainie, a Ukraina pomaga nam wszystkim pokonać Rosję. Tylko pokonując ją w wojnie zapewnimy sobie pokój i stabilność w przyszłości. Integralność terytorialna Ukrainy musi zostać przywrócona. A rząd ukraiński musi mieć w tym wszystkim ostatnie zdanie. Ale ostatecznie jedynym rozwiązaniem tego konfliktu jest militarne pokonanie Rosji."

Dla rachunków amerykańskich, największego donatora pomocy walczącej Ukrainie, obraz sytuacji jest już nieco inny. "Stany Zjednoczone wpompowały miliardy dolarów w broń na Ukrainę od czasu inwazji rosyjskiej w lutym, co stanowi obciążenie dla rządu i przemysłu obronnego, aby nadążyć za nagłym zapotrzebowaniem na uzbrojenie Kijowa w konflikcie, który szybko się nie zakończy. Przepływ broni na Ukrainę jest teraz sprzeczny z długoterminowymi wymaganiami amerykańskiej strategii uzbrojenia Tajwanu, aby pomóc mu bronić się przed możliwą inwazją Chin, twierdzą politycy kongresu i rządu zaznajomieni ze sprawą. Zaległości w dostawach, które w grudniu ubiegłego roku wynosiły ponad 14 miliardów dolarów, wzrosły do 18,7 miliardów dolarów. Do zaległości zalicza się zamówienie złożone w grudniu 2015 roku na 208 sztuk wyrzutni przeciwpancernej Javelin i osobne w tym samym czasie na 215 pocisków ziemia-powietrze Stinger. Żaden z nich nie dotarł na wyspę" - donosi Wall Street Journal.

"Przekierowanie istniejących zapasów broni i amunicji na Ukrainę oraz związane z pandemią problemy z łańcuchem dostaw pogłębiły spore zaległości w dostawie broni już zatwierdzonej do sprzedaży na Tajwan, podważając gotowość wyspy do obrony" - stwierdziła w raporcie w tym miesiącu komisja, rządowy organ kontrolny i monitorujący, upoważniony przez Kongres ponad 20 lat temu.(...) Stany Zjednoczone są zdecydowanie największym zagranicznym dostawcą broni dla Tajwanu, chociaż ogólny import broni znacznie się zmniejszył w ciągu ostatniej dekady, według Stockholm International Peace Research Institute, organizacji non-profit, która śledzi transfery broni. Instytut poinformował, że spodziewa się, iż import broni do Tajwanu znacznie wzrośnie, ponieważ broń, która została zatwierdzona do sprzedaży przez rząd USA, jest kontraktowana przez amerykańskie firmy." - konkluduje WSJ.

Rachunki dotyczą także europejskiej części NATO. "Teraz, dziewięć miesięcy po rozpoczęciu wojny, fundamentalne nieprzygotowanie Zachodu wywołało szaleńczy wyścig o dostarczenie Ukrainie tego, czego potrzebuje, przy jednoczesnym uzupełnieniu zapasów NATO. W miarę jak obie strony wypalają zapasy broni i amunicji w tempie niespotykanym od czasów II wojny światowej, rywalizacja o utrzymanie arsenałów w pełnym stanie stała się kluczowym elementem, który może okazać się decydujący dla wysiłków Ukrainy. (...) "Dzień na Ukrainie to miesiąc lub więcej w Afganistanie" - powiedział Camille Grand, ekspert ds. obrony w European Council on Foreign Relations, który do niedawna był asystentem sekretarza generalnego NATO ds. inwestycji obronnych." - napisali Steven Erlanger i Lara Jakes z New York Times.

Według autorów USA i państwa NATO szukają wszelkich możliwości dostarczenia Ukrainie broni, w tym zakładają przekazywanie tańszych alternatyw używanej broni, takie jak np: przeciwpancernych pocisków TOW, których jest pod dostatkiem, jednak nie rozwiązuje to wszystkich problemów, gdyż z kolei zapasy części amunicji artyleryjskiej są na wyczerpaniu. Kolejną kwestią jest wspominane już wielokrotnie nastawienie polityczne w Europie Zachodniej. "Planiści wojskowi twierdzą, że chociaż wojna doprowadziła do wzrostu świadomości, brak funduszy odzwierciedla większy niepokój: nastawienie polityczne Europy, które, jak powiedział Raoul Bessems, urzędnik holenderskiego rządu ds. mobilności wojskowej, pozostaje w tyle za realiami wojny totalnej na europejskiej ziemi i która nie pogodziła się z hybrydowym charakterem współczesnej wojny. „Obowiązują zasady pokojowe. I to jest cały problem” – powiedział Reuterowi." - czytamy na łamach kanadyjskiego portalu SaltWire.

Należy zdawać sobie sprawę z tych głosów, gdyż mogą one kiedyś być częścią fundamentalnych decyzji politycznych - takie są koszty bezpośrednie wojny dla Zachodu. Kosztami pośrednimi są między innymi kwestie gospodarcze. "Zgodnie z jesienną prognozą gospodarczą Komisji Europejskiej w ostatnim kwartale 2022 r. strefa euro i większość krajów UE znajdzie się w recesji gospodarczej.„Sytuacja gospodarcza znacznie się pogorszyła i zbliżamy się do dwóch kwartałów recesji” – powiedział na konferencji prasowej unijny komisarz ds. gospodarki Paolo Gentiloni. Władza wykonawcza UE zrewidowała swoją prognozę inflacji z lipca, przewidując, że ceny osiągną szczyt pod koniec roku i utrzymają się na wysokim poziomie w 2023 r. Inflacja wyniesie średnio 9,3% w UE i 8,5% w strefie euro w 2022 r., podała Bruksela. „UE jest jedną z najbardziej narażonych na wysokie ceny gospodarek rozwiniętych ze względu na geograficzną bliskość do wojny i dużą zależność od importu gazu z Rosji” – napisała Komisja Europejska w oświadczeniu. „Kryzys energetyczny osłabia siłę nabywczą gospodarstw domowych i wpływa na produkcję”. Oczekuje się, że ceny spadną w 2023 r., ale przewiduje się, że inflacja nadal wyniesie 7% w UE i 6,1% w strefie euro, po czym spadnie do 3% w UE i 2,6% w strefie euro w 2024 r." - donosi Euronews.  Jednak należy dostrzec także pozytywne aspekty: rynek pracy jest najmocniejszy od dziesięcioleci.

W tej sytuacji, państwa UE odległe od samego teatru wojny, rozgrywają własne interesy. Była wizyta kanclerza Scholza w Chinach, a teraz zbliża się wizyta prezydenta Macrona w USA. "Emmanuel Macron zaapeluje do Joe Bidena, aby w swoich decyzjach politycznych w większym stopniu uwzględnił szkody wyrządzone europejskiej gospodarce przez wojnę na Ukrainie, mówiąc, że UE i USA muszą bardziej współpracować, aby zarządzać skutkami konfliktu i koordynować politykę wobec Chin.(...) Macron skrytykował pakiet ekologiczny, znany jako ustawa o obniżeniu inflacji (IRA), i wyraził irytację z powodu sprzedaży przez USA gazu ziemnego do Europy po zawyżonych cenach. Takie zachowanie "nie jest zgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu i nie jest przyjazne", powiedział Macron w tym miesiącu, obiecując, że poruszy obie kwestie podczas swojej podróży." - czytamy na łamach "Financial Times". ""Wizyta państwowa to cała pompa i okoliczności, ale sygnalizuje również, jak USA postrzegają Francję jako kluczowego partnera w Europie" - powiedział Gérard Araud, ambasador Francji w USA w latach 2014-2019. "Z Wielką Brytanią już poza UE i Niemcami bardziej skoncentrowanymi wewnętrznie, Macron jest ważnym rozmówcą dla Amerykanów, ponieważ nadal wspierają Ukrainę, jednocześnie szukając sposobów na zakończenie wojny"."

Te echa kursów politycznych, które przyjęła część krajów zachodnich to także powolna krystalizacja dalszych stanowisk wobec toczącej się wojny. Oczywiście mamy na tę chwilę z jednej strony zapewnienia o ciągłym wsparciu walczącej o niepodległość Ukrainy, jednak co trzeba odnotować, pojawiają się już głosy na temat pewnego życzeniowego horyzontu czasowego dla toczących się działań bojowych. Jako kres wojny powtarza się ostatnio lato przyszłego roku. Jednak jak wiemy, wojna toczy się swoimi prawami. Przypomnijmy tutaj pechowy rozdział naszego traktatu ryskiego z Rosją Radziecką. Traktat, który de facto był tylko przedłużonym rozejmem, a i czerwona Rosja wzmocniona chwilę potem układem w Rapallo nie zamierzała traktować tego układu inaczej.

"Dużą rolę odegrała też chęć szybkiego zawarcia pokoju, wynikająca ze świeżej jeszcze w pamięci ofenzywy bolszewików na Warszawę i braku wiary w trwałość osiągniętego powodzenia. Wyrażano też przekonanie, że Polska, operując zagadnieniami tranzytu i stosunkami handlowemi z Rosją, skłoni ją do wykonania zobowiązań finansowych, które słusznie zresztą uważano za bardzo nieznaczne, a przeto łatwo wykonalne. Ale nad wszystkim górował postulat zasadniczy pokoju bez zwycięzców i zwyciężonych, bez kontrybucji i odszkodowań - jednem słowem pokój porozumienia i wyrównania, który łatwiej uzyska aprobatę mocarstw, niżeli pokój podyktowany w wersalskim stylu” - pisał wtedy Stanisław Zalewski, członek polskiej delegacji.

"W Rydze przekreślone zostały polskie plany dokonania geopolitycznej rewolucji na Wschodzie. Traktat podpisany w marcu 1921 r., odpowiadający w znacznej mierze nastrojom polskiego społeczeństwa, zmęczonego wojną i zadowolonego z nabytków terytorialnych, był osobistą porażką Piłsudskiego i klęską jego koncepcji. Trzeba przy tym podkreślić, iż wbrew powszechnym oczekiwaniom nie gwarantował on Polsce trwałego pokoju. Sankcjonując podział ziem ukraińskich i białoruskich, układ ryski przekreślał możliwość budowy państw buforowych, swoistej strefy bezpieczeństwa u wschodnich granic Rzeczypospolitej. Nie rozstrzygał też ostatecznie rywalizacji polsko-sowieckiej. Boleśnie zdawał sobie z tego sprawę Piłsudski." - napisał dr Jan Jacek Bruski.

Co także istotne, zapisy traktatu dawały kolosalny historyczny lewar wobec Polski dla Białorusinów, z którego korzysta do dzisiaj Łukaszenka, oraz wzbudzał nienawiść Ukraińców, których sprawa niepodległości została w traktacie de facto pominięta. Żołnierzom Petlury, którzy walczyli u naszego boku, a z którymi się spotkał po podpisaniu pokoju w Rydze marszałek Piłsudski, powiedział wprost: „Ja was Panowie przepraszam, ja was bardzo przepraszam”. Przeprosiny te oczywiście nic nie znaczyły wobec kolejnej szansy podziału, które Rosja doskonale wykorzystała.

A skoncentrowani na traktacie ryskim zapominamy jeszcze o jednej, wówczas przegranej, szansie geopolitycznej, choć z nieco innych powodów. Chcę tutaj wspomnieć o wcześniejszej konferencji w łotewskiej Jurmale - Bulduri. Ta znana już właściwie tylko historykom, Konferencja Państw Bałtyckich w Bulduri była ostatnią próbą realizacji przez Józefa Piłsudskiego koncepcji budowy bloku państw w strefie „międzymorza”. "Jej celem było zacieśnienie współpracy politycznej i wojskowej w regionie między uczestnikami, wspólna polityka wobec mocarstw rewizjonistycznych (Rosja Sowiecka i Niemcy) oraz uregulowanie wzajemnych stosunków. I rzeczywiście, na konferencji strony porozumiały się w wielu ważnych kwestiach. Jednak żaden z projektów umów nie został ratyfikowany. Powodem okazały się rozbieżne interesy sześciu uczestników: Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, Polski i Ukraińskiej Republiki Ludowej, a szczególnie stan niekontrolującej swojego terytorium Ukrainy, co znalazło jasny wyraz w czasie konferencji." - napisał Ēriks Jēkabsons.

Niestety, ówczesne animozje sąsiedzkie były nie do przezwyciężenia - Litwa wciąż była wroga wobec Polski, czego sprawa Wilna była tylko jednym z wielu problemów, Litwa walczyła także z Łotwą o powiat iłłuksztański, dochodziła do tego ostrożność Finlandii i tak dalej. Co ciekawe brak ówczesnej współpracy nie zmieniała świadomości elit o potrzebie sojuszu wojskowo-politycznego, aby zapewnić sobie niezależność od wpływów sowieckiej Rosji w przyszłości. Te przykłady są właśnie historyczną nauką co do szybkich i nieprzemyślanych ruchów w kierunku wymuszonego pokoju, o którym zresztą można już teraz powiedzieć, że będzie tylko "przerwą w meczu".


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024