geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Bumerang na huśtawce

Michał Mistewicz

03-09-2024 09:30


"Homo sovieticus to podstępny, przebiegły niewolnik, oszukujący łaskawego pana i rozumiejący, że żądać mu nie wolno niczego - musi się zadowolić tym, co mu dadzą." - pisał w swoim czasie Michaił Heller, rosyjski publicysta, który przez trzy dekady pod pseudonimem Adam Kruczek publikował swoje felietony w "Kulturze". Dlaczego użyłem takiego cytatu, spróbuje wyjaśnić na końcu tego komentarza.

Westchnąłem teraz ciężko, gdyż, rolą współczesnych Syzyfów słowa, jest wracanie do wątków, które są znane nie tylko ekspertom, ale i szerzej społeczeństwu, oklepanych treści, do kotletów polityczno-historycznych odgrzewanych niemiłosierną liczbę razy. Na szczęście nie mam zamiaru się nagardłować - jak słusznie zauważyła dr Beata Górka-Winter - bo prawda jest taka, że na tę chwilę, już nic nie da się zrobić w rzeczonym temacie. Jedyne co chcę, to zwrócić Państwa uwagę na niuanse, ale również finezję fałszu, jeśli za jeden z jego odcieni, uznamy dyplomację. Myślę, że Talleyrand by się nie obraził.

Tym razem może Państwa trochę zaskoczę, bo zamiast przejść bezpośrednio do omawiania faktów, przejdę do opisu pracy naszej redakcji w dniu 23 sierpnia. Tak, pamiętnej dla krajów byłej I Rzeczpospolitej, rocznicowej daty. Tego dnia pojawił się w mediach ukraińskich artykuł Jurija Panczenki, w zasadzie zapis wywiadu z Wołodymyrem Wiatrowyczem, postacią, której chyba nie muszę przedstawiać.

"Ukraina nie stanie się członkiem UE, dopóki nie rozwiąże historycznych sporów z Polską, a przede wszystkim nie zniesie zakazu ekshumacji ciał Polaków poległych podczas „rzezi wołyńskiej” w 1943 r." - brzmi wstęp. Dalej jest przewidywalnie.
"Po pierwsze, mimo wypowiedzi strony polskiej, które lubią dramatyzować tę sprawę, nie ma mowy o moratorium na prace ekshumacyjne. Przecież to oznaczałoby, że odkryto już masowe pochówki, a „źli” Ukraińcy nie dają możliwości ponownego pochówku tych ludzi po chrześcijańsku. Chodzi tylko o ograniczenie zezwoleń na prace poszukiwawcze. A teraz historia tej sprawy. W latach 2016-2017 w Polsce doszło do kilkunastu aktów wandalizmu wobec ukraińskich grobów i pomników. Niektóre z tych zniszczeń zostały dokonane na żywo przy pomocy polskich władz, Ministerstwa Kultury lub polskiego Instytutu Pamięci Narodowej. To właśnie te wydarzenia skłoniły ukraińskie kierownictwo, w szczególności Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej, do wydania oświadczenia, że nie będziemy kontynuować wydawania zezwoleń na prace wykopaliskowe, dopóki strona polska nie podejmie działań w celu ochrony ukraińskich zabytków. Nadal uważam tę decyzję za uzasadnioną, choćby dlatego, że powstrzymała ona dalsze niszczenie. Nie doprowadziła ona jednak do żadnego resetu, ponieważ nie widzieliśmy po stronie polskiej chęci rozwiązania tego problemu." - czytałem w streszczeniu wywiadu, z którym warto się zapoznać.

Nie chodzi już o powtarzanie stanowiska oficjalnego Kijowa, gdyż jak wspominałem, te bardziej niż absurdalne tłumaczenia, znane są od lat. Chodzi o ni mniej ni więcej, ale o sam fakt publikacji tego wywiadu i to, że musiało to być zapowiedzią czegoś większego. Stąd, gdy kilka dni później, pojawiła się zapowiedź wizyty ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułeby w Polsce, oczekiwaliśmy co usłyszymy. Skąd ta pewność?

Pojawiło się nowe zjawisko w Polsce jątrzące nasze społeczeństwo - a jakże - znane ogólnie pod pojęciem "Campus Polska Przyszłości". Impreza quasi partyjna, dotowana za niemieckie pieniądze, z czym podobno nikt się nie kryje, realizująca więc doskonale swoje założenia: sponsorów rzecz jasna. Jak upiec kilka pieczeni przy polskim ognisku? Co zrobić, aby w przeddzień rocznicy rozpoczęcia przez Niemcy, zbrodniczej napaści na Polskę, spowodować, aby Polaków znów zająć tematem Wołynia, przy tej okazji skakaniem sobie do oczu z Ukraińcami, przykrywając nie tylko historię, ale i niedawne niemieckie awantury wokół Nord Stream, czy podrzucania migrantów? To tylko jeden ze scenariuszy możliwości wykorzystania takiej okazji.

Aby rozwiązać to równanie, mamy do dyspozycji wizytę ministra spraw zagranicznych Ukrainy, i pomyślmy jakie będzie jedno z kilku pytań, które może zadać dyplomacie polski obywatel? Pozostaje tylko, używając pojęć młodzieżowych, kupić popcorn i czekać na efekty, bo tutaj naprawdę wszystko jest już ustawione. Wiele lat temu. Ot cykl włożenia historycznego bumerangu do tej psychologicznej huśtawki.

Wypowiedzi ukraińskiego ministra była przemyślana i co istotne, według mnie była wcześniej konsultowana. Wróćmy zatem do definicji, czym jest dyplomacja? Notabene urzeka mnie, przy tej okazji, drugie znaczenie tego pojęcia: umiejętność zachowania się w trudnej sytuacji tak, aby nikogo nie urazić i osiągnąć zamierzony cel. Jednak ważniejsze jest znaczenie główne: sztuka prowadzenia negocjacji i zarządzania relacjami międzynarodowymi między państwami, organizacjami międzynarodowymi, rozwiązywanie konfliktów, nawiązywanie sojuszy, reprezentowanie interesów państwa za granicą.

Władze Ukrainy postawiły na Niemcy, być może licząc na wiele: bo mizerne i wlokące się wsparcie w wojnie to jedno, ale może przepchną Ukrainę do UE? A jak jest? Bodaj pod koniec marca 2022 roku zapamiętałem jedno cytowane zdanie pewnego niemieckiego dyplomaty: "przecież Rosjanie jeszcze nawet na serio nie zaczęli tej wojny".

"Słaba strategia uwydatniła sprzeczności w geopolitycznej pozycji Berlina. Niemcy zerwały swoją zależność energetyczną od Rosji, ale niechętnie konfrontują się z Moskwą i nadal polegają na Stanach Zjednoczonych w kwestiach bezpieczeństwa. To ostatnie dotyczy wielu europejskich sojuszników, ale niewielu z nich uważa, że są tak ekonomicznie uzależnieni od Chin, jak Niemcy. W obliczu narastającej konkurencji geopolitycznej brak wiarygodnej wizji Berlina, którą podzielaliby europejscy sojusznicy, osłabił wpływy Niemiec w kluczowych instytucjach międzynarodowych – UE i NATO – oraz zmniejszył skuteczność ich współpracy z kluczowymi partnerami. (...) Podczas gdy niektórzy w Berlinie próbowali, z mieszanym sukcesem, odeprzeć krytykę ze strony poprzedniego rządu Polski jako niesprawiedliwy atak na Niemcy, takie oskarżenia nie są wiarygodne teraz, gdy germanofil Donald Tusk przejął stery w Polsce. Uderzające było więc to, że Tusk upublicznił swoją niedawną zamkniętą krytykę podejścia Scholza zarówno do obrony europejskiej, jak i niemieckiej - a następnie publicznie zganił kanclerza podczas dwustronnego spotkania." - czytamy w analizie niemieckiego think-tanku DGAP pod wiele mówiącym tytułem "Koniec Zeitenwende". A przecież już pierwszy miesiąc tejże słownej hucpy kanclerza Scholza dostarczyły aż nadto dowodów, ile było to warte. A pewną puentę dostarczył dzień wczorajszy: ot, cztery niemieckie marki odzieżowe wracają na rynek rosyjski.

Po stronie ukraińskiej, komentarz w sprawie wypowiedzi ministra Kułeby napisał znów Jurij Panczenko. "Wygląda na to, że teza o „niewdzięczności Ukrainy” staje się coraz bardziej popularna wśród polskich polityków - i musimy być na to przygotowani. Dlatego nie mamy już prawa do nieostrożnych wypowiedzi i używania sformułowań, które mogą zostać wyrwane z kontekstu.  Oznacza to, że ukraińscy urzędnicy muszą jasno wyartykułować, dlaczego stanowisko Polski jest niekonstruktywne w sytuacji zakazu ekshumacji. I że Ukraina jest gotowa wydać nowe zezwolenia.  A także reagować na otwarcie antyukraińskie działania polskich władz, tak jak miało to miejsce w przypadku zamknięcia sprawy operacji „Wisła”. Ważne jest, aby zrozumieć, że nie można dłużej milczeć. Teraz nasze milczenie nie „ukryje” problemu, a jedynie umocni polskie społeczeństwo w przekonaniu, że nie mamy racji i nie chcemy dziękować Warszawie za pomoc. Idealnie byłoby, gdyby takie stanowisko stało się konsensusem wśród ukraińskich polityków." - napisał ukraiński publicysta.

Jako zakończenie tej epopei, do której - proszę mi wierzyć - naprawdę nie chcę już wracać, napiszę kilka rzeczy, które uważam za fundamentalne. Jak dosadnie to ujął Grzegorz Kuczyński, Ukraina, mimo że jest traktowana tak, a nie inaczej przez Niemcy, to władze w Kijowie, wciąż bardzo się starają, żeby stracić resztki sympatii Polaków. Może liczą na jakieś zyski dyplomatyczne płynące z innych krajów, może na rodzaj lewara w relacjach z Polską, bo rzeczywiście wojna, etc. - to w tej chwili nieważne. Istotny jest, w mojej ocenie, cytowany na wstępie opis mentalności człowieka, z której elity naszego regionu, wciąż nie potrafią się wydostać. Tak po stronie Ukrainy, jak i po stronie Polski (z nielicznymi wyjątkami), wciąż nie potrafimy wybić się na Niepodległość przez duże "N", o co apelował kiedyś Józef Pawlikowski. Wciąż w tym posowieckim pokoleniu, nie ma odwagi wyciągania odpowiednich wniosków, a co ważniejsze, podejmowania kluczowych decyzji.

I teraz czym to grozi. Nie chodzi tylko o wielką politykę, ale również o zwykłe relacje międzyludzkie. Żyjemy od pewnego czasu w zbiorowości ludzkiej, która zaczyna nieco przypominać I Rzeczpospolitą. Ma to swoje plusy, jak i minusy. Ukraińscy pracownicy w przeważającej większości ciężko pracują, znosząc często również upokorzenia. Znam to nie tylko z artykułów, ale i przede wszystkim z autopsji. Działania Kijowa, niestety, ale mogą przekładać się na dalsze pogorszenie i tak w rosnącego odsetka neutralnego podejścia Polaków do swoich sąsiadów. Podkreślę: sąsiadów, którym pali się dom.

Z drugiej strony tego medalu - pisząc cynicznie, choć w duchu ministra Napoleona - gdybym siedział w okolicy Pałacu Maryjskiego w Kijowie, to nie spieszyłbym się z wygaszeniem żaru pod "polskim garem", choćby z powyższych powodów. Przecież wojna kiedyś się skończy i warto aby obywatele wrócili na Ukrainę, a kolejny powód do wyjazdu z Polski to sukces. Divide et impera.

I rzecz już słabiej dostrzeżona nad Wisłą, co tłumaczy dodatkowo dlaczego jeszcze długo możemy nie usłyszeć nic w sprawie rozwiązania kwestii ekshumacji polskich ofiar Wołynia.  Chociaż warto dodać, że polski wniosek złożony wczoraj przez Karolinę Romanowską został dostrzeżony przez główne media ukraińskie, więc można życzyć tylko postępu w tej sprawie.

W niedzielę "Europejska Prawda" podała treść przemówienia prezydenta RP Andrzeja Dudy, w tym podnosząca sprawę reparacji niemieckich. "Jak wiadomo, partia „Prawo i Sprawiedliwość” w czasie swojej władzy w Polsce często wykorzystywała ataki na Niemcy jako element swojej polityki. Władze polskie zażądały wówczas  od Niemiec między innymi powojennych reparacji na kwotę ponad biliona euro. Berlin odrzucił to żądanie, utrzymując, że kwestia ta została już uregulowana w szeregu powojennych porozumień. Nowy rząd Donalda Tuska na czele odrzucił pomysł reparacji, ale szef MSZ Radosław Sikorski  wezwał  Berlin do znalezienia alternatywnego „kreatywnego rozwiązania”. Sondaże pokazują, że większość Polaków nadal uważa, że Niemcy nadal są winne Polsce odszkodowanie za wszystkie wyrządzone szkody." - czytamy w artykule.

Całość postawy ukraińskiej, powoduje również pytania o proces integracji naszego sąsiada z UE. "Wątpię, czy Ukraina zostanie członkiem UE. Czym dalej w las, poparcie zachodnich rządów i przyzwolenie społeczeństw będzie się wyczerpywać. Proces integracji stopniowo zablokują. A w świadomości Ukraińców zostaną tylko słowa polskich polityków, że "zawetujemy akcesję, bo Wołyń"." - napisał Adam Eberhardt.

Kolejna rzecz to podziękowania: jako obywatel, dziękuję ministrowi obrony Władysławowi Kosiniakowi - Kamyszowi za jego odpowiednią reakcję na słowa ukraińskiego dyplomaty, a której zabrakło ze strony polskiego ministra spraw zagranicznych.  Dziękuję też za słowa przeprosin redaktor Anny Stozhko, dziennikarki i wiceprzewodniczącej Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie za słowa ministra Kułeby. To tylko pokazuje, że wciąż przed nami wszystkimi - myślę o społeczeństwach - ogrom wspólnej pracy. I w tym jest nasza nadzieja, w przyszłych pokoleniach, które wolne już od obciążeń poprzednich systemów, będą potrafiły wyciągać wspólnie wnioski bez lęku i ze wzajemnym zrozumieniem. Razem toczymy ten wózek byłej I Rzeczpospolitej, dzieleni po wielokroć, ku uciesze i zyskowi tych, którzy tym kierowali z oddali. Oczywiste, ale czy to coś dzisiaj dla nas znaczy?


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024