Zdjęcie: mil.gov.ua
17-10-2023 09:30
"Naród żądający niepodległości potrzeba koniecznie, aby ufał w swoje siły. Jeżeli nie ma tego czucia, jeżeli do utrzymania bytu swego nie idzie przez własne usiłowania, ale przez obce wsparcie lub łaskę, można śmiało przepowiedzieć, iż nie dojdzie ani szczęścia, ani cnoty, ani sławy .[...] Trzeba wyznać, iż Polacy nie cierpią jarzma, mają entuzjazm do wolności i cnoty, ale wadą ich jest, iż jak są żywymi w zaczęciu śmiałych czynów, tak niestałymi w dokonaniu i słabiejący w przeciwnościach." - napisał w 1800 roku Józef Pawlikowski, w znanym wielu dziele "Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość".
Dziele, który przez dekady uchodził - ze względu na pełnioną przez Pawlikowskiego funkcję sekretarza Tadeusza Kościuszki - za dzieło, które wyszło spod ręki Naczelnika Insurekcji. Możemy jednak przyjąć, że wiele zawartych tez w tym dziele, jak napisał prof. Andrzej Nowak, "od którego zaczyna się myśl polityczna polska wieku XIX", powstały w wyniku rozmów autora broszury z Kościuszką.
"Tak, Polacy mogą odzyskać niepodległość, jeśli stworzą nowoczesny naród, całkowicie odrzucą podziały stanowe i pociągną do walki wyzwolone masy chłopskie.Przygotowanie powstania ludowego, mającego kształt wojny partyzanckiej, prowadzonej przez masy uzbrojone w kosy – ta wizja zakładała zarazem pobudzenie do podobnej walki ludów-narodów we wszystkich trzech imperiach, które podzieliły Polskę. Polska miała być rozsadnikiem wolności w imperiach Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów, pobudzając walkę ludów przeciw rządom W imperium rosyjskim adresatem wolnościowej propagandy polskiej miał być w szczególności czteromilionowy „żywioł Małorosji” (czyli Ukraina), ale także sam „naród rosyjski”, który powinien podjąć walkę z carskim reżimem." - napisał prof. Nowak. Ten rozwinięty wstęp, jak zawsze niech będzie niezbędnym tłem dzisiejszego komentarza.
Jesteśmy po wyborach. Piszę te słowa jeszcze przed ogłoszeniem ostatecznych wyników, stąd wiele z komentarzy, które zwłaszcza padły w mediach społecznościowych, uważam, z wielu powodów, za przesadzone, co jednak tłumaczę na swój sposób, nakazami gorącej chwili. Jak wspominałem kilkakrotnie, staram się nie patrzeć na toczące się procesy z punktu widzenia lat, ale bardziej dekad. Owszem, nastąpiła pewna zmiana, nie mogło być inaczej, gdyż takie są prawa demokracji. Część społeczeństwa poczuła zmęczenie - a łatwo przecież zauważyć, że od marca 2020 roku jesteśmy pod nieustającym naciskiem różnych, mniej lub bardziej spodziewanych, wydarzeń zwłaszcza zewnętrznych, od pandemii zaczynając. Rządy, jak w każdym kraju demokratycznym, popełniły szereg błędów. Wyborcy wyrazili więc swoją opinię i wolę. Proszę zauważyć - wyrazili swoją wolę. Licznie, w skupieniu. Tutaj, w moim mieście na Śląsku, frekwencja wyniosła ponad 75%. W siedzibie Komisji Obwodowych, czuć było - jak nigdy przedtem - milczącą powagę chwili.
W tej frekwencji widać olbrzymią siłę, ale czy na pewno jest to tylko troska o kraj, czy tylko chęć swoistego obywatelskiego odwetu - na ten temat i wiele z tym związanych aspektów, powstanie niejedna analiza. Przyjmijmy jednak, że udział potwierdza nie tylko obowiązek, ale zainteresowanie sprawami kraju. Z mojego punktu widzenia, co znów nie będzie odkryciem, widać zauważalny wpływ ostatnich niemal dwóch lat wojny, tego co określiłem w 2018 roku jako fakt wykuwania naszej przyszłości przez wydarzenia dziejące się na Wschodzie - odczytywanym tak jako wschodnie rubieże I Rzeczpospolitej, jak też ten jakże odległy, Daleki Wschód.
W 1791 roku, twórcy Konstytucji 3 maja, przewidzieli, że toczące się procesy polityczne będą wpływać na aktualność przepisów uchwalonej Konstytucji, stąd a artykule VI zapisano "co do pomyślności publicznej porę i czas rewizyi i poprawy konstytucyi, co lat dwadzieścia pięć naznaczamy". My, współcześni Polacy, jak większość świata demokratycznego, co cztery lata możemy skorzystać z przypisanego nam prawa wolności obywatelskiej i dokonać aktualizacji sposobów rządzenia. "Rządy są tymczasowe. Narody nie." - powiedziała na Kongresie Solidarności Polsko-Ukraińskiej w Warszawie, jedna z jego prelegentek Alina Makarczuk.
Z relacji z tego wydarzenia autorstwa naszego współpracownika Damiana Kujawy, chcę wymienić, trzy znaczące w mojej opinii, zagadnienia tego wydarzenia. Pierwsza kwestia to poruszony szeroko obraz wsparcia polskiego społeczeństwa dla ukraińskich uchodźców. Ukraińscy uczestnicy wydarzenia wyrażali prócz wdzięczności także własne spostrzeżenia. "Kultura i nauka paradoksalnie wzbogaciły się w tej sytuacji. Przestaliśmy bazować na stereotypach. Jest żywe zainteresowanie kulturą ukraińską i nie jest to powierzchowne. Coraz więcej rzeczy się tłumaczy.(...) Lublin nazwał Ukraińców nie uchodźcami, ale nowymi mieszkańcami. Cała ta praca na różnych polach doprowadziła do tego, że na początku wojny emocje między Polakami a Ukraińcami były tak dobre." - mówiła Aleksandra Zińczuk.
Jednak tutaj, jak wynika z innych wypowiedzi, wciąż ścierają się wzajemne obawy. Obawa ukraińska: "Powinniśmy się uczyć siebie, nie patrzeć na siebie z góry." - jak powiedziała Myrosława Keryk, a więc lęki przed tym, co opisywał były premier Jan Krzysztof Bielecki. Jednak z drugiej strony, widać także jak niespójny obraz polskich oczekiwań wobec Ukrainy istnieje w części jej społeczeństwa. Bo o ile wspominana wyżej Alina Makarczuk zauważa, że "groby należy czcić -nie warto z nich robić drogowskazów.", to od siebie dodam, że najpierw te groby trzeba mieć. Musicie więc, nasi ukraińscy przyjaciele, dopuścić nas do tego, abyśmy mogli te groby wreszcie naszym Rodakom postawić. Dopóki, tego jednego z najprostszych rozwiązań naszych wzajemnych relacji, w postaci decyzji de facto administracyjnej, nie będzie, będzie to niestety wyraźna granica nieufności między naszymi Narodami, wykorzystywana nie tylko przez tych wrogów, których obecnie zauważamy. Druga kwestia to problem zbożowy, przy czym zgadzam się oczywiście z opinią, że "żołnierz który siedzi w okopie nie myśli o cenie jabłek i zboża. Wie że ma polski karabin i ubrania charytatywne dzięki którym przetrwa zimę.".
Niemniej jednak, wystarczy zrozumieć, że to właśnie zasadza się w innym zdaniu ukraińskiej dziennikarki: "Ukraina potrzebuje bezpiecznego zaplecza, tym zapleczem jest Polska.". O tym zresztą wspominał ostatnio w wywiadzie w Kyiv Post Marcin Chruściel, dyrektor Biura Obsługi Pełnomocnika Rządu do spraw polsko-ukraińskiej współpracy rozwojowej, który wskazywał na rolę Polski jako największego partnera handlowego Ukrainy.
"W 2021 r. po raz pierwszy wymiana handlowa między obydwoma narodami przekroczyła 10 miliardów euro. W przypadku roku 2022 wstępne dane wskazują, że było to około 15,8 mld euro. Polska zasadniczo wyprzedziła Chiny i stała się największym partnerem handlowym Ukrainy na świecie. Oczekuje się, że handel wzrośnie jeszcze bardziej. Jednym z powodów są nowe przepisy dotyczące ubezpieczeń handlowych i inwestycyjnych oferowanych przez polską agencję kredytów eksportowych – KUKE. Krótko mówiąc, KUKE opiera się na trzech filarach: 1) Bezpieczny handel z Ukrainą; 2) wsparcie inwestycji oraz 3) wsparcie rozwoju Ukrainy." - mówił Marcin Chruściel. Z tego wywiadu warto więc wyciągnąć wnioski, które uważam za oczywiste, a dotyczące udziału Polski w odbudowie Ukrainy, o której także dużo dyskutowano na Kongresie.
Trzecim zagadnieniem są inne obawy Ukraińców, dotyczące zmęczenia nie tylko Polaków, ale także szeroko pojętego Zachodu. "Zmęczenie wojną, w której nawet nie walczymy. Kłamstwa leżące u podstaw poczucia winy wobec Rosji oraz braku broni i amunicji. Na Zachodzie widać wyraźne oznaki „zmęczenia” wsparciem dla Ukrainy. Świadczą o tym dwa niemal jednoczesne wydarzenia: odrzucenie nowego pakietu pomocowego dla Ukrainy w Izbie Reprezentantów Kongresu USA oraz wybór na Słowacji lewicowej, socjaldemokratycznej koalicji pod przewodnictwem prorosyjskiego Roberta Fico." - napisał, ceniony włoski publicysta Stefano Magni, dla think-tanku Atlantico.
"Zachód ze swoim „zmęczeniem wojną” bije zatem nowy rekord: jest zmęczony wojną, w której nawet nie uczestniczy . A co zresztą dotyczy bardzo ściśle, jeśli nie bezpośrednio, naszego bezpieczeństwa narodowego i zbiorowego. Przyczyna tego zmęczenia nie jest łatwa do zidentyfikowania. Hipotetycznie można wyróżnić dwie przyczyny, jedną „moralną” i drugą materialną. Przyczyną „moralną” jest zachodnie poczucie winy , które było typowe dla lewicy alterglobalistycznej, obecnie jest to poczucie wspólne, które dotyczy zarówno prawicy, jak i lewicy. Przyczyną materialną jest natomiast chroniczny obecnie niedobór broni i amunicji , a przede wszystkim możliwości jej wyprodukowania w ilościach wystarczających do prowadzenia długotrwałej i intensywnej wojny." - wymienia przyczyny Magni.
W tej sytuacji widać także, że taka postawa zaczyna się odbijać na badaniach socjologicznych na samej Ukrainie. "Również znacznie wzrósł odsetek osób, które uważają, że Zachód jest zmęczony Ukrainą, jego poparcie słabnie, i kraje Zachodu chcą, aby Ukraina poszła na ustępstwa wobec Rosji - z 15% we wrześniu 2022 r. do 30% w październiku 2023 r. Ale i tu socjolodzy podkreślają, że obecnie większość społeczeństwa – 63% (we wrześniu 2022 r. – 73%) uważa, że Zachód w dalszym ciągu pomaga Ukrainie i chce zakończenia wojny na akceptowalnych dla Ukrainy warunkach." - czytamy w artykule.
A chcę zauważyć, że wróg cały czas naciska. Od tygodnia państwa bałtyckie są "bombardowane" rosyjskimi mailami o fałszywych podłożeniach bomb w placówkach oświatowych, przy czym od wczoraj znów Łotwa - która zamknęła dwa przejścia z Rosją - odpiera zwiększony napływ nielegalnych migrantów na swoje granice z Białorusią. Niezmiennie w tym miejscu należy wspomnieć równie trudne warunki służby polskich żołnierzy, strażników granicznych i policjantów, którzy biorą udział w zabezpieczeniu naszej granicy.
Wreszcie to co słabo zauważalne w polskiej przestrzeni medialnej. Wojsko białoruskie od ostatnich 3 miesięcy praktycznie ciągle przeprowadza jakieś ćwiczenia, a to gotowości bojowej, a to mobilizacyjnej. Oczywiście umiejętnie reżim Łukaszenki "podkręca" atmosferę informując o ćwiczeniach odpowiednio wcześniej. Jak widać, w połączeniu z pozostawionymi niemal 100 namiotami i sprzętem najemników Wagnera w obozie w Osipowiczach, podprogowe działania znane z taktyki PsyOps, nieprzyjaciel stosuje, niestety, wzorcowo.
Osobno wykonanym scenariuszem było uszkodzenie fińsko-estońskiego gazociagu Balticonnector oraz kabla energetycznego. Proszę zauważyć, jak "prostymi" narzędziami: wykorzystując prawdopodobnie kotwicę statku i sztormową wówczas pogodę, łatwo wytłumaczyć taki "wypadek".
I kolejna kwestia - zacieśnienie współpracy reżimu Łukaszenki z Iranem. Pojawić się ma dzisiaj w Mińsku wiceprezydent Iranu, który w 2022 roku negocjował w Moskwie dostawy dronów do Rosji. Zasłona dymna w postaci rzekomego przygotowania wizyty na Białorusi prezydenta Iranu, nie może zaciemniać obrazu wizyty przedstawiciela kraju, który ma w ostatnich dniach wiele do powiedzenia w obliczu izraelskiego szturmu na Strefę Gazy. Z tej perspektywy - być może umowa o dostarczeniu uzbrojenia przez Białoruś dla palestyńskich bojowników, bądź samego Iranu, względnie - znacznie groźniejsza opcja - dostarczenie przez Iran dronów dla Białorusi, musi stanowić rozważany scenariusz także dla naszych decydentów. Bo jak udowadnia raport Instytutu RUSI, trwa właśnie dostarczanie broni z Korei Płn. do Rosji. Nie brak więc sygnałów, że "oś zła" coraz szybciej zwiera szyki. A jak przekonuje Marek Krajewski, idąc wcześniejszymi śladami Marka Budzisza, "bardzo realna staje się strategiczna samotność Polski".
Zakończę słowami artykułu Stefano Magni: "Dziś Rosja, a w przyszłości prawdopodobnie także Chiny, pukają do naszych drzwi, ponieważ chcą zrealizować swoje ekspansjonistyczne plany, opierając się na naszym poczuciu winy i nastrojach rewanżystowskich." Takie są nasze dzisiejsze wyzwania i jak wskazywał Pawlikowski, mimo obaw i zmęczenia, musimy być ufni we własne siły.