Zdjęcie: Pixabay
16-04-2024 09:30
"Z perspektywy Waszyngtonu, czy Pekinu, dopiero widać, że Polska w ciągu ostatnich trzydziestu pięciu lat, osiągnęła największy swój sukces gospodarczy w całej swojej tysiącletniej historii. Zwiększyliśmy nasz dochód narodowy na mieszkańca trzy i pół raza - żadna inna gospodarka w Europie i na świecie, w krajach na podobnym poziomie rozwoju, nie osiągnęła takiego sukcesu. Rozwijamy się nawet szybciej niż Koreańczycy, Singapurczycy, Tajwańczycy. (...) Nie możemy się bać być wielkim krajem, nie możemy się bać mieć marzeń, że może się nam rzeczywiście coś udać i tym liderem możemy być. Jestem przekonany, że duża część społeczeństwa chce i wie, że Polskę stać na więcej. " - mówił w zeszłotygodniowym wywiadzie prof. Marcin Piątkowski, ekonomista.
To właśnie o takim podejściu, przede wszystkim zmianie mentalnej w postrzeganiu naszej obecności w tej części Europy, wspominam bardzo często w komentarzach. Siłą rzeczy dotyczy to przede wszystkim klasy politycznej. Tej zmiany, z punktu widzenia obywatela, jak dotąd, niestety nie widzę. Jedni są skupieni tylko i wyłącznie na krajowej walce podjazdowej, inni wiszą na klamce "obcej przemocy nakazów", jeszcze inni, lawirują w tej mętnej, politycznej zupie. Rzeczywiście już tak było. Jednak jest pewna subtelna różnica między "teraz", a "wtedy". Jedna rzecz to robić coś bez jakiejkolwiek świadomości konsekwencji, a inna, to mieć tego świadomość w szerszym postrzeganiu regionalnym. Co więcej, tylko bardzo słabe, pojedyncze przejawy takich zmian obserwuje w krajach bałtyckich, na Białorusi czy Ukrainie. Bez fundamentalnych przemian w tym zakresie, będziemy wciąż spoglądać na innych, a nie na siebie, na nasz potencjał i możliwości.
Miniony tydzień zdominowały, w mojej ocenie, dwie kwestie. Pierwsza to pewne nawiązanie i rozwinięcie powyższych słów prof. Piątkowskiego, czyli Szczyt Trójmorza w Wilnie. "Wymiar biznesowy to jeden z kluczowych elementów tej współpracy. Rozbudowa infrastruktury, przyspieszenie rozwoju gospodarczego w tej części UE, przyciągnięcie nowych inwestycji to priorytet Inicjatywy Trójmorza. Aby osiągnąć te ambitne cele, potrzeba współpracy nie tylko na poziomie prezydentów i rządów, konieczne jest też zaangażowanie sektora prywatnego, biznesowego. W Wilnie przy okazji szczytu prezydentów 3SI odbywała się kolejna edycja Forum Biznesu. " - mówiła w wywiadzie dr hab. Agnieszka Orzelska-Stączek, prof. ISP PAN.
Z mojego punktu widzenia, skupienie się tylko na tym aspekcie współpracy wbiznesowej naszym regionie nie spowoduje specjalnego przełomu w relacjach między krajami 3SI. Dotyczy to zresztą każdego innego porozumienia politycznego ostatnich lat. Przełomem miała być przecież grupa V4, która obecnie jest już nic nie znaczącym spotkaniem polityków, ostatnio zresztą coraz mniej wygodnym wizerunkowo. Innymi słowy, tworzenie nowych porozumień, bez innych elementów ich wiążących, jest w mojej ocenie, działaniem co najwyżej średnioterminowym. Wszystkie te kraje mają bogatą historię i kulturę, często, jak w krajach leżących na obszarze byłej I Rzeczypospolitej, przenikającej się wzajemnie. Mają także silne w regionie ośrodki naukowe, wreszcie często rozwiniętą bazę turystyczną. W świetle powyższego, zawarcie elementu społecznego, uważam za niezbędne, w przypadku rozwijania projektu Trójkąta Lubelskiego.
"3SI jest projektem, który ma wzmacniać odporność Europy Środkowej. Projekty gospodarcze dotyczące rozwoju infrastruktury energetycznej, cyfrowej, transportowej nabierają strategicznego znaczenia w kontekście bezpieczeństwa. Od rozpoczęcia agresji rosyjskiej niemal na każdym wydarzeniu związanym z 3SI pojawia się temat wzmacniania odporności regionu. W tym roku panel prezydencki na Forum Biznesu w Wilnie nosi tytuł „Budując odporność, wzrost gospodarczy i stabilne środowisko biznesowe w regionie Trójmorza”. W deklaracji 3SI przyjętej w Bukareszcie we wrześniu 2023 r. czytamy o wspieraniu naszej wspólnej strategicznej odporności w oparciu o solidne i zaufane sieci infrastrukturalne. W tym samym dokumencie wspomniano o rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 26 kwietnia 2023 r. pt. „Budowanie globalnej odporności i promowanie zrównoważonego rozwoju poprzez regionalną i międzyregionalną infrastrukturę konektywności”, która zobowiązuje wszystkie kraje do wzmocnienia połączeń infrastrukturalnych jako sposobu budowania odporności na przyszłe kryzysy oraz zachęca do kontynuacji i rozwijania współpracy regionalnej w tym zakresie. Wobec agresji Rosji kwestia bezpieczeństwa dodatkowo zyskała na znaczeniu, nie da się dziś oddzielić spraw gospodarczych od bezpieczeństwa, bo te obszary się zazębiają. " - mówiła o roli bezpieczeństwa w Trójmorzu, polska ekspertka.
Zamiast omawiania projektów infrastrukturalnych, takich jak strategicznie ważna kolej Rail Baltica, to właśnie kwestie bezpieczeństwa zdominowały szczyt Trójmorza. Innym zauważalnym trendem, był brak szerszych relacji z samego przebiegu Szczytu w głównych mediach regionalnych. Poza Litwą, zaledwie szczątkowe informacje pojawiły się w postaci mało znaczących wzmianek, głównie skupionych na pojedynczych wypowiedziach swoich głów państw.
Druga ważna kwestia tygodnia, to bezpieczeństwo w optyce samego NATO. Na Litwie głównym tematem tamtego dnia była wizyta prezydenta Ukrainy, który apelował o dostarczenie niezbędnej broni przeciwlotniczej. A przypomnijmy, że w wyniku ostatnich rosyjskich ataków rakiet i dronów, Ukraina straciła 6 GW mocy elektrowni. I tutaj chcę wskazać na dwa bliźniacze problemy. Pierwszy z nich dotyczy samych krajów członkowskich NATO. Zauważmy, że kraje bałtyckie, mimo zadeklarowania tej potrzeby na zeszłorocznym szczycie NATO w Wilnie, nadal nie mogą wymóc na pozostałych krajach członkowskich, użyczenia, na zasadzie obecności rotacyjnej, broni przeciwlotniczej. Zgodnie z umową, po pół roku Hiszpania wycofała swoją baterię plot. średniego zasięgu NASAMS z Estonii i...nie pojawił się nikt nowy. Owszem, wynika to zapewne z braków w tym rodzaju broni wśród pozostałych krajów członkowskich. Jednak jest też niepokojącą wskazówką dla Rosji.
Drugi problem, bardziej z zakresu logiki geopolitycznej, czyli bezlitosnej gry interesów, pojawił się w wyniku ostatniego strącenia przez samoloty USA i Wielkiej Brytanii irańskich rakiet i dronów lecących na Izrael. "Ukraińska Prawda" podała wypowiedź brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Camerona w tej sprawie. "Zapytany, dlaczego Królewskie Siły Powietrzne nie mogą zestrzeliwać dronów nad Ukrainą, minister spraw zagranicznych odpowiedział, że zaangażowanie sił NATO w bezpośredni konflikt z wojskami rosyjskimi doprowadziłoby do eskalacji konfliktu. "Myślę, że trudność polega na tym, że... jeśli chcesz uniknąć rozszerzenia wojny w Europie, myślę, że jedyną rzeczą, której musisz unikać, jest bezpośrednie starcie sił NATO z siłami rosyjskimi. To groziłoby eskalacją" - powiedział Cameron. Według ministra, użycie myśliwców "niekoniecznie jest najlepszym sposobem na zestrzeliwanie pocisków i dronów", ponieważ systemy obrony powietrznej "są bardziej skuteczne". Mając to na uwadze, Cameron wskazał, że Ukraina bardzo potrzebuje systemów obrony powietrznej, w tym Patriot, których Wielka Brytania nie posiada." - czytamy w artykule. Jak te słowa mogły zabrzmieć w Kijowie, można się tylko domyślać.
"Jeśli zachodni sojusznicy są gotowi zareagować tak szybko i tak zdecydowanie, aby chronić izraelską przestrzeń powietrzną, tak jak to zrobili bardzo skutecznie, odpierając ataki dronów, rakiet i pocisków manewrujących, dlaczego podobne działania nie byłyby możliwe na przykład w celu ochrony ukraińskiej przestrzeni powietrznej? Podkreślam słowo obrona. Myślę, że są to kwestie, które faktycznie powinny zostać poruszone na nadchodzących spotkaniach międzynarodowych" - powiedział Marko Mihkelson, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Riigikogu.
Mając na uwadze słowa brytyjskiego ministra i byłego premiera, pojawia się wcześniejszy wywiad dla Telewizji Litewskiej prezydenta RP Andrzeja Dudy, który był obecny na szczycie Trójmorza w Wilnie. Padły tam jakże ważne słowa o wsparciu dla Litwy w chwili próby. To bardzo istotne dla naszych sojuszników. Jak wskazują na to Litwini, szybkiego dopracowania wymaga kwestia wspólnej reakcji na eskalację poniżej art. V NATO. "Jest takie powiedzenie: "Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny". Przygotować się do wojny to stać się silniejszym, rozwinąć swoją obronę, być asertywnym. W ten sposób odstrasza się agresora od potencjalnego ataku. Tego życzę Polsce. Zachęcam też naszych sojuszników z NATO, by podzielali tę ideę. Dlatego zapowiadamy zwiększenie wydatków na obronność do 3 proc. PKB zamiast dotychczasowych 2 proc. Rozumiemy, że musimy przygotować się do wojny i zwiększyć nasz potencjał militarny. Pozwoli nam to mieć większą zdolność odstraszania, abyśmy nie stali się ofiarami. To jest nasz główny cel. Naszym celem nie jest wojna, ale jej uniknięcie.". - mówił prezydent RP.
Niestety, może przez niedopatrzenie, w skrócie tego wywiadu, podano tylko to ostatnie zdanie, bez pozostałego kontekstu. Bez niego ma znaczenie niemal to samo, jak wypowiedź Camerona, a którą można było usłyszeć znacznie wcześniej, z ust jego poprzednika w fotelu premiera , na lotnisku Heston 30 września 1938 roku. Czytana jednak łącznie wypowiedź polskiego prezydenta ukazuje pewne zauważalne różnice w podejściu do obecnej sytuacji krajów naszego regionu, a państw zachodnich.
Nie sposób jednak nie zauważyć zmiany pewnej narracji. "Przegrana Ukrainy, która może nastąpić bardzo szybko, jeśli amerykańska broń nie dotrze na miejsce, zwiększy rosyjskie wysiłki na rzecz destabilizacji rządów krajów NATO i zwiększy wydatki na obronę w całym sojuszu, wśród innych katastrofalnych skutków, powiedział w piątek dziennikarzom Hanno Pevkur, minister obrony Estonii." - czytamy w artykule Defence One. Minister Pevkur zauważa, że Rosja znajduje się już na jednoznacznym kursie. "Rosjanom udało się naprawdę zwiększyć możliwości przemysłu obronnego, przystosować go do wojny. Wynika z tego dość ponury wniosek: po dokonaniu tych wszystkich zabiegów, po postawieniu gospodarki na stopie wojennej, nie ma łatwego sposobu na powrót. Więc prawdopodobnie będą zmuszeni do maksymalizacji swoich działań", powiedział minister. Estoński minister zauważa, że Rosja eskaluje swoje wysiłki destabilizacyjne w Mołdawii, ale także w Estonii. Hanno Pevkur spodziewa się zresztą w tym roku napływu migrantów na granice, podobnie jak to miało miejsce w Polsce, na Litwie i Łotwie. Ostrzega też, że Rosja zaangażowana jest we wspieranie skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych polityków w państwach zachodnich, a także cyberataki, przecieki i inne kampanie dezinformacyjne.
Przy tym trzeba wspomnieć inne słowa. "Chciałbym wyraźnie podkreślić, że celem jest nie tylko zniszczenie woli Ukraińców do obrony, ale także spowodowanie podziałów na Zachodzie, ponieważ odbudowa Ukrainy będzie wymagała wielu zasobów, w czasie gdy te zasoby są już wydawane na wojnę. Tworzenie takich dylematów zakłóca dostawy na Ukrainę i może przynieść niepowodzenie, gdy wsparcie zostanie całkowicie wstrzymane. Aktywność Zachodu została podzielona na trzy części: kraje zachodnie muszą rozwijać własną obronę, muszą upewnić się, że plany NATO działają, a także muszą wspierać Ukrainę. Wszystko to składa się na jeden poważny ból głowy. Decyzje polityczne w tej sytuacji są trudne" - powiedział gen. dyw. Enno Mõts, szef Sztabu Generalnego Estońskich Sił Obronnych.
Na koniec, chcę wskazać na wciąż powtarzający się motyw jedności krajów naszego regionu w obliczu kraju jednoznacznie wrogiego zachodniej cywilizacji. Jednak tutaj potrzeba tego czynnika, o którym wskazałem powyżej - odwagi i spoglądania nie tylko bliżej, ale i dalej. Natomiast rozwiązanie kwestii braku broni i amunicji przeciwlotniczej dla Ukrainy, powinien też być priorytetem w imię naszego własnego bezpieczeństwa.