Zdjęcie: MON Białorusi
07-11-2023 09:30
Lord Robert Cecil markiz Salisbury, premier Wielkiej Brytanii, który pełnił trzykrotnie tę funkcję pod koniec XIX wieku, napisał kiedyś, że "jeśli jest jakaś siła, która mogłaby państwo polskie cudem przywrócić do życia, to nie ma takiej siły, która by państwo to cudem przy życiu utrzymać". Choć te gorzkie dla nas słowa padły pod koniec Powstania Styczniowego, i w innym tekście przyszły premier przyznawał, że Polska i Rosja prezentują dwie odmienne cywilizacje - wolności i demokracji przeciwko autorytarnej postawie "cara-batiuszki" - to odzwierciedlały one rzeczywiste brytyjskie postrzeganie odzyskania niepodległości przez nasz kraj już kilka dekad później. Przypomnijmy, że według brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Arthura Balfoura prezentowanego jeszcze w 1917 roku, "z egoistycznego, zachodniego punktu widzenia, Polska powinna być autonomiczną częścią Rosji". Notabene postać w ostatnim czasie dość popularną i na nowo odkrywaną.
Ten wstęp uważam za dość istotny, gdyż miniony tydzień, przyniósł aż nadto, mniej lub bardziej, widocznych dowodów na to, co dzieje się z tzw. światem Zachodu i naszej w nim roli. Zacznijmy jednak od premier Włoch, która w trakcie rozmowy telefonicznej przeprowadzanej w ramach rosyjskiej operacji wywiadowczej - bo trudno to określić inaczej, a co niektóre media lewicowe uważają za "prank" czyli "kawał" rosyjskich "komików" - przyznała, że wszyscy są zmęczeni wojną na Ukrainie.
""Prawdę mówiąc, muszę powiedzieć, że widzę duże zmęczenie. Ze wszystkich stron. Zbliżamy się do momentu, w którym wszyscy zdadzą sobie sprawę, że potrzebujemy wyjścia z tej sytuacji.(...) Problemem jest znalezienie rozwiązania, które będzie akceptowalne dla obu stron bez niszczenia prawa międzynarodowego. Mam kilka pomysłów na rozwiązanie tej sytuacji, ale czekam na odpowiedni moment, by je przedstawić" - powiedziała Meloni. Zakładając, że rzeczywiście premier Włoch nie zdawała sobie sprawy z kim rozmawia naprawdę, to słowa o Putinie, jako współgraczu - przedstawiając jako wyjaśnienie niepotrzebne, w jej opinii, pozbycie się Kaddafiego w Libii - są już niepokojące.
Warto jednak zauważyć przy tym bardzo ważny fakt, jakim jest data tej rozmowy w porównaniu do daty jej publikacji. Rozmowa została przeprowadzona 18 września na marginesie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Natomiast fragmenty rozmowy zostały opublikowane na kanadyjskiej platformie streamingowej w środę i podchwycone przez media zachodnie. W nieco zastanawiającym zbiegu okoliczności, następnego dnia pojawia się w mediach rosyjskich programowy artykuł Dmitrija Miedwiediewa na temat stosunków z Polską, który wywołał - zapewne zgodnie z założeniami - fale komentarzy w Polsce. Ale czy na pewno był skierowany tylko do Polski?
"Otóż przede wszystkim to, co rzuca się w oczy w miedwiediewowskim imaginarium, to fakt, iż jego zdaniem mamy problem z prawidłową oceną sytuacji geostrategicznej i własnych możliwości. Z tego powodu gonimy za mrzonkami lub dążymy uporczywie do celów, których z powodów obiektywnych, czyli naszej gospodarczej i demograficznej słabości, a także wewnętrznej anarchii i niedostatków naszego państwa, nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Nieważne jest to, czy chcemy odbudować I Rzeczpospolitą, stworzyć Międzymorze czy odgrywać rolę głównego państwa NATO na wschodzie, to zawsze napędza nas tęsknota za utraconą wielkością, co ogranicza naszą zdolność do odczytania realiów. Po drugie, uważamy się za lepszych, naród wybrany, przedmurze, nosiciela cywilizacji łacińskiej." - napisał Marek Budzisz.
„Ta historyczna amnezja Polaków ostatecznie doprowadziła do tego, że w XXI wieku Rosja ponownie ma niebezpiecznego wroga w Europie Wschodniej. Wróg jest histeryczny, niegrzeczny, arogancki i ambitny. Wróg z maniami wielkości i kompleksem niższości. I będziemy go traktować właśnie jako wroga historycznego, wierząc, że jest on w zasadzie niezmienny. A jeśli nie ma nadziei na pojednanie z wrogiem, Rosja powinna mieć tylko jedną i bardzo twardą postawę wobec jego losu. (...)Miedwiediew w gruncie rzeczy w ostatnim akapicie określił stawkę geostrategicznego starcia w Europie Środkowej, które niechybnie nastąpi, a nawet jak nie przyjmie kształtu wojny, to będzie oznaczało wiele lat twardej, nieustępliwej rywalizacji. Gra toczy się o to, czy przetrwa Polska realizująca swe cele geostrategiczne, czy wygra Rosja, niszcząc - bo to jest warunkiem zwycięstwa - polską państwowość.” - czytamy w artykule.
Ale tutaj należy się pewne wyjaśnienie. Jak napisał Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Mieroszewskiego, faktycznym autorem tego artykułu jest być może profesor Jurij Borisionok, wykładowca historii Polski XIX i XX wieku na Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym, jak widać w interpretacji jakże odległej od naszego punktu widzenia. "Cytaty z Piłsudskiego i niektóre fragmentu artykuły sygnowanego nazwiskiem Miedwiediewa z Rossijskiej Gaziety bardzo przypominają artykuł, który ukazał się w tejże Rossijskiej Gazecie dwa lata temu i którego autorem jest tenże Borisionok. Wreszcie historyk ten pełnił w latach 2008-2014 funkcję redaktora naczelnego popularnonaukowego pisma „Rodina” wydawanego przez administrację Kremla, co też jest pewną poszlaką. Nie przesądza to oczywiście jednoznacznie o faktyczny autorstwie Borisionoka tekstu sygnowanego przez Miedwiediewa, natomiast konkluzja - że prace Borisionoka są na Kremlu czytane, a on sam ma duży „impact factor” - jest na pewno zasadna." - czytamy w komentarzu.
Niezależnie od faktycznego autorstwa tego tekstu, ważne jest w mojej ocenie to co stało się później. Wielu zajętych głównym tekstem Miedwiediewa nie zauważyło wypowiedzi samego Putina, która pojawiła się dzień później. Otóż Putin sugeruje na swój sposób, jaki jest najlepszy sposób na rozwiązanie problemów. "Jedność narodu była kluczowym elementem wyjścia Rosji na nowe granice. Zawsze tak było. Przypomnijmy sobie, co działo się w czasach, powiedzmy, Aleksandra Newskiego. Przecież on poszedł do Ordy, pokłonił się chanom Ordy, otrzymał jarłyk na panowanie, przede wszystkim po to, by skutecznie przeciwstawić się inwazji Zachodu. Dlatego tak bardzo czcimy Aleksandra Newskiego jako świętego. Dokładnie za ten wybór. Myślał o zachowaniu narodu rosyjskiego. A potem wszystkich narodów, które żyją na terytorium naszego kraju" - powiedział Putin.
Tak więc wypowiedź tę - w odniesieniu do słów artykułu Miedwiediewa, który wspominał, że okres PRL był najlepszym okresem w relacjach polsko-rosyjskich, kiedy to Warszawa musiała mieć zgodę Moskwy na swoje decyzje - należy wpisać także w tę swoistą kampanię propagandową nie tylko wobec Polski. Bo Rosja, co oczywiste i o czym piszę od dawna, wskazuje Polskę za główny problem, a w obecnych okolicznościach, na głównego "hamulcowego" pokoju w Europie. Jest to klasyczny zabieg, który ma wywołać zamierzony efekt na Zachodzie.
"Po ewentualnym wykrwawieniu się Ukrainy, wyczerpaniu UE i zniechęceniu USA, Putin nie usiądzie do stołu rokowań z Zełenskim, ale będzie chciał podyktować warunki Zachodowi - zarówno dotyczące Ukrainy, jak i bezpieczeństwa europejskiego." - napisał Adam Eberhardt dyrektor CSS WEI przypominając słynne ultimatum Moskwy wobec Zachodu z grudnia 2021 roku.
Kolejna rzecz - tej rosyjskiej operacji dezinformacyjnej nie można odrywać od wtorkowego wywiadu dla "The Economist" udzielonego przez gen. Walerego Załużnego, w którym, jak czytamy, "konflikt z Rosją znalazł się w impasie, którego trudno będzie przełamać. Pomimo pięciomiesięcznej kontrofensywy Ukrainy, linia frontu przesunęła się jedynie o 17 km, co podważyło nadzieje na skuteczne wyparcie Rosjan z okupowanych terytoriów i zmuszenie Władimira Putina do negocjacji.".
To pokazuje, że Rosja działa na polu dezinformacji i propagandy w sposób błyskawiczny i sprawny. Aby podsycić naszą uzasadnioną skądinąd nieufność do części Zachodu, przypomina się artykuły z maja 2022 roku o dyplomatycznej współpracy rosyjsko-niemieckiej w latach 90, co akurat nad Wisłą nie powinno być zaskoczeniem, Wspólnym mianownikiem jest także warstwa symboliczna, o której znaczeniu także wspominałem, a takim jest niedawne odsłonięcie w Królewcu pomnika hrabiego Michaiła Murawjowa - znanego z historii Polski i Litwy generała-gubernatora wileńskiego w czasie tłumienia powstania styczniowego pod przydomkiem "Wieszatiela", czy zapowiedź cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego, wyniesienia na ołtarze rzeźnika Pragi z 1794 roku, Aleksandra Suworowa.
I wreszcie "kropka nad i" tej swoistej ofensywy, jakim była udana próba wystrzelenia w niedzielę pocisku balistycznego „Buława”, a który został wystrzelony przez okręt podwodny "Aleksander III" - ulubioną ostatnio postać historyczną przez Putina. A to wszystko po miesiącu trwania operacji izraelskiej w Gazie, która nagle stała się dla sporej części świata Zachodu "problemem nr 1". Nic jak widać, nie dzieje się bez przyczyny.
Bo niestety za przykładem polityków, idą także obywatele. Przywoływane przez premier Meloni zmęczenie zaczynają także odczuwać narody naszego regionu. "Wolontariusze, którzy zbierają datki na rzecz Ukrainy, spotykają się ze zmniejszonym wsparciem. Jako powody podają zmęczenie ludzi wojną, pogarszającą się sytuację ekonomiczną i nieuczciwych fundraiserów, których działania nadszarpnęły reputację organizacjom charytatywnym." - czytamy w estońskich mediach.
Czytamy także o tym, że kraje zachodnie również oszukiwały się, myśląc, że Ukraina otrzymała ciągłą i wystarczającą pomoc wojskową. "W rzeczywistości liczby te są bardzo małe w porównaniu z tym, czego Ukraina faktycznie potrzebuje. Od dawna spodziewano się kontrofensywy, ale jednocześnie zachodnia pomoc docierała bardzo powoli. Oznaczało to, że nie można jej było wdrożyć natychmiast, podczas gdy rosyjscy okupanci byli w stanie okopać się, tworząc rozległe pola minowe. (...) Jestem przekonany, że Zachód musi podjąć wysiłek, aby wzmocnić swój własny przemysł zbrojeniowy na większą skalę. Musimy zacząć produkować więcej w ramach przemysłu zbrojeniowego, a także podnieść jakość. Jeśli tego nie zrobimy, ta wojna zostanie przegrana, natomiast krok po kroku zbliża się również III wojna światowa" - powiedział eurodeputowany Riho Terras, były dowódca Estońskich Sił Obronnych.
I na koniec dwie sprawy. Pierwsza to bezpieczeństwo. Tytułowe 80 tygodni nie dotyczy początku wojny na Ukrainie. Otóż wojska białoruskie od osiemdziesięciu tygodni - dla wielu z Państwa będzie to zaskoczenie - prowadzą nieprzerwane ćwiczenia , w tym także razem z jednostkami rosyjskimi. Mobilizacje rezerw na kilkutygodniowe ćwiczenia. I cały czas następują rotacje we wszystkich regionach Białorusi. Ćwiczenia non-stop są przedłużane. Owszem, możemy powiedzieć że ćwiczą oni, ćwiczy także NATO. A jednak warto sobie odpowiedzieć na pytanie, jak w naszym kraju podchodzi się do tego zagadnienia, biorąc pod uwagę to, że jak wiemy, wojny nadal wygrywają rezerwy.
I rzecz druga, warta odnotowania. Z przykrością obserwuję, że wielu naszych Rodaków dopiero teraz budzi się ze snu, gdyż oto odkrywają, że jednak budowa CPK i rozwijanie Wojska Polskiego są w żywotnym interesie, także egoistycznie przez nich pojmowanego, bezpieczeństwa własnego. Nikt nie lubi słyszeć złych wiadomości, ale rzeczywistość jest taka, że z mojego punktu widzenia, czekają wielu z nas, bardzo nieprzyjemne konstatacje dotyczące otoczenia naszego kraju, a przecież w tym stanie znajdujemy się od ponad dwóch lat. Co pozostawiam Państwu do oceny własnej.