Zdjęcie: Wikipedia
09-11-2021 09:50
Zbliża się kolejna rocznica odzyskania Niepodległości, a tutaj na Śląsku, zbliża się powoli czas do obchodów setnej rocznicy Powrotu Śląska do Macierzy. I słów kilka skreślę przy tej okazji, tak jako prawnuk powstańca śląskiego, oraz jako wyszkolony i zaprzysiężony żołnierz rezerwy. I tak, wiem, że zgodnie z napoleońską zasadą, głosu zwykłych żołnierzy nie bierze się pod uwagę. A jednak głos spod sztandaru Żywią y Bronią, ma ten przywilej, że powie to czego nie powiedzą, z wielu powodów, politycy czy eksperci.
Ale najpierw załączę słowa - będące odnośnikami dla dalszej części artykułu - człowieka, którego działalność zawsze była moją pewną wskazówką życiową, oraz człowieka, którego rolę w odzyskaniu Niepodległości nie sposób pominąć. Pierwszy zapoczątkował tę drogę, drugi ją pomyślnie zakończył.
I tak 27 czerwca 1794 roku, podczas Insurekcji, Tadeusz Kościuszko tak pisał w liście do gen. Józefa Orłowskiego: "Ostrożność i roztropność potrzebne są, mój generale, ale w zdarzeniu, o którym mi donosisz, że się zebrało kilka tysięcy pospolitego ruszenia i chciało się przeprawić przez Narew dla atakowania nieprzyjaciela, proszę cię i zalecam, abyś zapału ich nie wstrzymywał; znasz naród nasz, wiesz, że prędko się zapali, ale też prędko i ostygnie; od użycia pierwszego momentu wiele zależy, bo zwłoka może ich ostudzić i znudzić i gotowi rozjechać się do domu, jak już bywały przykłady."
I drugi cytat pochodzący z książki Józefa Piłsudskiego "Rok 1920": "Wiem, że mając w założeniu bezsilność, bezsilność liczebną w stosunku do przestrzeni, zwycięstwo do sztandaru wojsk naszych przywiązałem. A czyniłem to zawsze metodą nie strategii mas, których nie miałem, nie strategii działania w związku i wiązania wszystkiego w ścisłe ramy i spoidła, nie za pomocą strategii ścieśnionej i ankadrującej wszystko taktycznie i nie za pomocą strategii okopów, których nie budowałem. Walczyłem metodą inną, którą - gdy nad nią się biedzę, by w słowo ją ubrać, nazywam ją zawsze strategią pełnego powietrza - strategią, w której jest zawsze więcej powietrza niż zaludnienia wojennego przestrzeni, strategią, gdzie wilki i cietrzewie, łosie i zające swobodnie ruszać się mogą, nie przeszkadzając dziełu wojny i dziełu zwycięstwa".
W głosie o potrzebnej reformie sił zbrojnych napisałem już jeden artykuł, jednak biorąc pod uwagę rozgrzewającą się dyskusję, czego dowodem jest zapoznanie się w ciągu ostatnich kilku dni, z pięcioma artykułami i sześcioma podcastami dotyczącymi tego tematu, postanowiłem dodać i do tego trzy grosze rezerwisty. Napiszę o tym, parafrazując hetmana Czarnieckiego, "co mnie boli", od strony odbioru społecznego i geopolitycznego proponowanych zmian.
Punkt pierwszy i podstawowy: wszyscy zgadzamy się, że przeprowadzenie tak reformy wojska, jak i zmiany przestarzałej Ustawy o powszechnym obowiązku obrony jest niezbędna. Notabene tylko wspomnę, że dyskusje z różnym natężeniem nad tymi tematami odbywają się faktycznie od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jednak dopiero zbliżąjące się niebezpieczeństwo wzbudziło na nowo tę dyskusję. I tutaj powołam się na cytowany fragment listu Tadeusza Kościuszki, gdyż ma on wielorakie znaczenie. Przede wszystkim, nie ustawać już w tym działaniu. Po drugie, i to jest również niezbędne, apel do strony rządzącej, aby nie gasić obywatelskiego żaru, który wynika ze wspólnej naszej potrzeby - podniesienia poziomu bezpieczeństwa poprzez budowę sił zbrojnych na trudne czasy. Jako bardzo ważny głos w tej sprawie odsyłam do przekrojowej analizy Marka Budzisza - warto przestudiować tę pracę.
Z mojego punktu widzenia - a piszę te słowa w momencie, kiedy ogłaszany jest alert mobilizacyjny WOT we wschodnich województwach w związku z sytuacją na granicy z Białorusią - trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, nie tylko co my wiemy o przeciwniku, ale co wie o nas nasz główny przeciwnik? Z punktu widzenia rosyjskiego, Kreml wie, że tylko wymieniając od "góry": ma do czynienia z podzielonym przez sprzeczne interesy gospodarcze i polityczne kontyntentem, z pozbawioną siły i nieefektywną UE, podzielonym NATO, z nieufnością do władz państwowych i równie podzielonym wewnętrznie społeczeństwem, armią z przestarzałą obroną przeciwlotniczą, bez rezerw i tak dalej, ale z jednym zaskakującym pozytywem na przekór wszystkiemu: o dobrym morale.
Jeśli chodzi o zapowiedzianą przez ministra Błaszczaka budową armii 300 tysięcznej, włączając w to WOT, podzielam obawy wielu ekspertów, dotyczące realności wykonania tej zapowiedzi. Jednak wynika to z nieco innych i bardziej trafnych w mojej ocenie przesłanek. Najpierw trzeba wspomnieć, o czym powiedział w swoim podcaście red. Paweł K. Malicki, że podana projektowana wielkość wojska dotyczy pełnego rozwinięcia (a więc w drodze mobilizacji) Wojska Polskiego przed 2015 rokiem. Tak więc liczba ta nie wzięła się znikąd, jednak dotyczy to okresu, kiedy jeszcze "jakieś" rezerwy były. W chwili obecnej większość wyszkolonej rezerwy osiąga mój wiek, o czym sam się przekonałem w 2017 roku, kiedy w obawie przed poprzednią odsłoną rosyjskich ćwiczeń Zapad, zgromadzono dużą ilość rezerwistów w ramach krótkoterminowych ćwiczeń wojskowych. Rezerwy te były zresztą na różnym poziomie.
Chcę zauważyć, że jest tylko jeden możliwy sposób osiągnięcia tej liczby - powrót do odwieszenia obowiązku zasadniczej służby wojskowej. Jednak rząd odżegnuje się od tego rozwiązania z oczywistych powodów deprecjacji wyborczej, ale w mojej ocenie, tylko do czasu. Wypadki, jak widzimy i co opisuję w cotygodniowych artykułach, toczą się szybko. I to właśnie sytuacja wymusi na rządzących powrót do poboru - o ile nie zostaną wprowadzone w życie inne rozwiązania.
Jednak znów oznacza to tylko tzw. papierowe wojsko. Niedoszkolone, słabo wyposażone, z brakiem odpowiedniej liczby doświadczonej choćby kadry podoficerskiej. Sam to przeżyłem, chociaż miałem to szczęście, że trafiłem akurat do jednostki, która nawet w chudych latach 90-tych nie oszczędzała na wyposażeniu, broni i możliwej do wystrzelenia amunicji, pochodzącej zapewne ze starych zapasów, i w której miałem możliwość ćwiczyć się tak z "Gromem", jak i z żołnierzami 1 WBPanc.. Nie zmienia to jednak obrazu ogólnej sytuacji jednostek ówczesnego WP. Takiej armii nikt z nas nie chce i żaden przeciwnik dzisiaj nie weźmie poważnie jako środka odstraszającego.
Jednak największy problem wynika nie tyle z odpowiedzi na pytanie skąd na to wziąć pieniądze, ale z czego innego: czy mamy na to czas? Nawet jeżeli wprowadzi się ekspresowy model dyskusji, następnie stworzy i wprowadzi niezbędne ustawy, to nowe zmiany - i tutaj mam na myśli oba rozwiązania, tak armii mniejszej jak i większej - wymagają niezbędnego czasu na okres przejściowy, na realizację, szkolenie, tworzenie nowych jednostek. Wszystkie te działania wymagają czasu. I tutaj pominę już nawet kwestię pojęcia "okna Davidsona", które jednak według mnie należy uważać za jeden z najważniejszych wyzwalaczy możliwego konfliktu z Rosją. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy przywódca przeciwnika, będzie czekał, aż nasza armia ulegnie wzmocnieniu, będzie przeszkolona, będzie czekał, aż przylecą nasze F-35, przypłyną zamówione za oceanem Abramsy, lub w ilości hurtowej zaczną być produkowane "Borsuki", drony i inne efektory?
Uważam, że wchodzimy w okres najbardziej niebezpiecznych trzech lat dla naszej państwowości od czasów II wojny światowej. Takie samo zagrożenie dotyczy Ukrainy oraz naszych sojuszników w NATO: Litwy, Łotwy i Estonii. Z równie poważnymi następstwami, szczególnie dla ludności cywilnej, o której ochronie nikt nie wspomina, a tylko przytoczę cytat z omówienia raportu NIK ze stycznia 2019 roku: "Organy odpowiedzialne za realizację zadań z zakresu zarządzania kryzysowego oraz obrony cywilnej nie stworzyły adekwatnych do występujących zagrożeń struktur, nie wdrożyły skutecznych procedur oraz nie zapewniły niezbędnych zasobów, umożliwiających właściwe zarządzanie w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych. Dostrzegając zaangażowanie i gotowość niesienia pomocy w razie wystąpienia różnego rodzaju katastrof przez funkcjonariuszy straży pożarnych, Policji, żołnierzy oraz zwykłych obywateli, NIK zwraca uwagę, iż nieprzygotowanie odpowiednich planów i procedur oraz niezapewnienie warunków do odpowiedniej koordynacji działań, może obniżać skuteczność działań służb odpowiedzialnych za ochronę ludności, zwłaszcza w razie wystąpienia sytuacji kryzysowej.".
A w relatywnie krótkim czasie można jednak w prosty sposób podnieść i świadomość społeczeństwa, i poziom jej ochrony. Przede wszystkim tak na koordynowanym poziomie krajowym można wydać broszury, jak też opracować spoty o obronie cywilnej, modelem niech tutaj służy rozwiązanie szwedzkie, estońskie czy litewskie. Kolejnym działaniem na poziomie lokalnym niech będzie stworzenie od nowa miejscowych planów ochrony ludności, ewakuacji, przejrzenie możliwych krótkoterminowych miejsc schronienia dla ludności, ewentualnie tymczasowe zaadaptowanie możliwych obiektów pod takie schronienia czy z przeznaczeniem na np: chwilowe magazyny żywności czy miejsca dla ewakuowanych. Te przedsięwzięcia można zrealizować w ciągu nawet mniej niż pół roku i to raczej umiarkowanym kosztem, a już na pewno polepszy to sytuację społeczeństwa, która w obliczu konfliktu o trudnym do przewidzenia przebiegu, jest najsłabsza, a weń zostanie skierowany wielodomenowy atak.
I podkreślam, należy podejść do tego tematu równie poważnie co do kwestii wojskowych, gdyż tylko przypomnę wynikającą z obserwacji ostatnich wojen konstatację, że w nowoczesnym ujęciu teatru działań wojennych, w działaniach naszpikowanych rakietami średniego i dalekiego zasięgu, działaniem nowoczesnego lotnictwa, nie istnieje pojęcie dawnego obszaru tyłowego, gdzie życie toczy się niemal "normalnie" i z rzadka jest naruszane przez jakieś zdarzenia wojenne, obraz znany choćby z czasów I, czy już w mniejszym stopniu, podczas II wojny światowej. Byłbym też ostrożny w formułowaniu twierdzeń, że "ponieważ Rosji zależy na krótkim konflikcie, to potrwa on krótko" - przykłady współczesnych wojen, z ukraińskim włącznie, dostarczają aż nadto przykładów długoletnich wojen, znanych też pod pojęciem "zamrożonych konfliktów", a które miały pierwotnie trwać "cztery tygodnie".
Wracając do projektów modernizacji wojska, to jeśli chodzi o te obie propozycje, a więc armii mniejszej i nowoczesnej oraz armii wielkościowej z propozycji rządowej, można paradoksalnie wypracować pewien rodzaj kompromisu, który przypuszczam, że zespół Strategy&Future dopuszcza, bo w obecnym momencie mamy do czynienia z wymogami chwili dziejowej. Tutaj zresztą z kolei na poparcie analizy tego najaktywniejszego w tej sprawie think-tanku, zacytowałem na początku słowa Józefa Piłsudskiego, który podkreślał znaczenie manewru małą ilością sił, ale żołnierza bitnego.
Z mojego punktu widzenia żołnierza rezerwy, który, jak większość z nas chce, aby żołnierz był takim, jakiego nas historia nauczyła: nie pytającego ilu jest nieprzyjaciół, tylko gdzie oni są, przyłączam się do apelu o niezbędną i co ważne wielostronną debatę, z konkretnymi wnioskami i realnymi celami do osiągnięcia. Przy czym po raz kolejny podkreślam znaczenie wektora czasu w tych działaniach w "chwili, która nas samych sobie wróciła".