Zdjęcie: Pixabay
08-11-2022 09:30
Pojawiające się w minionym tygodniu artykuły w mediach światowych, a dotykające w różnym stopniu możliwości pokoju z Rosją, to nie tylko efekt "zmęczenia" Zachodu tematem wojny na Ukrainie, a raczej i przede wszystkim efekt trwającej jeszcze kampanii wyborczej przed dzisiejszymi wyborami midterm w USA. A szykujący się do wygranej w wyborach Republikanie zapowiadają cięcia w pomocy wojskowej dla Ukrainy. Stąd też także dość liczne wypowiedzi polityków ukraińskich - przedstawicieli państwa, które jest głównym beneficjentem wsparcia USA - na temat możliwości rozmów pokojowych, mówiące jednak jednym głosem o jedynych słusznych warunkach rozpoczęcia rozmów: wycofanie wojsk rosyjskich z całego terytorium Ukrainy.
I niestety w tej perspektywie, stara rosyjska metoda przeczekiwania, oczekiwanie na zmianę "pogody politycznej", może przynieść pewne owoce. Przypomnijmy tylko jeden z wielu tego przykładów: w roku 1711 Piotr I otoczony przez turecką armię i Tatarów oczekiwał katastrofy i wzięcia do niewoli - i choć podpisał traktat prucki potwierdzony dwa lata później pokojem w Adrianopolu, na mocy którego wprawdzie Rosja traciła część zdobyczy na Ukrainie a wojska rosyjskie miały wycofać się z Rzeczypospolitej, to 10 lat później nastąpił pokój w Nystad kończący III wojnę północną, na mocy którego Rosja pojawia się jako mocarstwo europejskie. Nie w tym rzecz, aby wskazywać, że tamta sytuacja nie ma prawa - z innych zresztą powodów - już się powtórzyć. Rzecz w tym, aby dostrzec zasady podejścia Rosji.
"Interesem Rosji jest przeciąganie tego konfliktu, próba przyzwyczajenia nas do myśli, że jest to normalny stan rzeczy, a następnie nadzieja, że w pewnym momencie naród ukraiński będzie miał przebłysk słabości i powie, że czas iść do stołu negocjacyjnego i zrezygnować z Krymu". Albo Ukraina zostanie zmuszona przez Zachód do negocjacji" - powiedziała wczoraj była prezydent Estonii Kersti Kaljulaid.
Natomiast ułożenie przyszłych relacji z Rosją to nie tylko problem samej Ukrainy. Przypomnijmy, że porwane obecnie nici różnych porozumień międzynarodowych, są obecnie już nie do odtworzenia w poprzedniej postaci. Tym tematem zajmują się także polskie ośrodki analityczne, w których ścierają się różne poglądy.
"Jeśli chodzi o podejście do Rosji, to faktycznie widzimy zmianę. Gdy mówimy o uzależnieniu energetycznym, to musimy pamiętać, że w najbliższych miesiącach i latach Europa zdywersyfikuje dostawy surowców energetycznych. To na pewno niekorzystnie wpłynie na samą Federację Rosyjską. Tym niemniej prędzej czy później Unia Europejska będzie musiała powrócić do rozmów z Rosją. Wojna kiedyś się skończy i dlatego już w tym momencie trzeba myśleć, jak można ułożyć te relacje, zarówno na linii Rosja–Ukraina jak i Unia Europejska–Federacja Rosyjska. Poza tym trzeba pamiętać, że rynek rosyjski jest rynkiem olbrzymim" - tłumaczy w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” zastępca dyrektora ds. badawczo–analitycznych Instytutu Europy Środkowej w Lublinie oraz wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego dr hab. Tomasz Stępniewski.
Jednak kierownik Zespołu Bałtyckiego Instytutu Europy Środkowej dr Aleksandra Kuczyńska-Zonik mówi o tym z większą rezerwą. "Jej zdaniem państwa bałtyckie wraz z Polską muszą nadal przekonywać partnerów na Zachodzie, że Rosja jest zagrożeniem dla całego świata. - Obecnie nie wierzę w żadną normalizację stosunków z Rosją. Jestem przekonana, że głos państw bałtyckich oraz Polski w tej kwestii jest słyszany przez Unię Europejską. Chociaż w przeszłości często był odbierany jako zbyt krzykliwy. Sądzę, że musi minąć sporo czasu, być może pokolenie, abyśmy na nowo mogli nawiązać normalne stosunki z Rosją" - czytamy w artykule.
Te dyskusję można byłoby też wpisać w znacznie szerszą debatę, która już trwa od pewnego czasu w USA na temat "nowej globalizacji", jednak pojawia się tu geopolityczny haczyk. Odsyłam tutaj do artykułu dr Mathew Burrowsa i Roberta A. Manninga oraz polemiki z nim autorstwa Aarona Friedberga: o tym czy naprawiać obecny system czy budować nową globalizację "opartą na wartościach". Sęk w tym, że wspólnym punktem odniesienia tych rozważań jest de facto pacyficzny piwot Ameryki czyli Chiny i postępująca rywalizacja, a Rosja pojawia się tam w zasadzie tylko jako element współpracy Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej z chińską Inicjatywą Pasa i Szlaku.
Powracając na naszą scenę dramatu, to obok pierwszych dyskusji o pokoju, pojawia się też zagadnienie znacznie dla naszego regionu ważniejsze: jak ułożyć relacje między krajami, które są i będą zagrożone rosyjskimi zachciankami terytorialnymi i budowaniem strefy wpływów? W ciągu ostatnich kilku lat pojawiło się kilka inicjatyw poszerzenia współpracy regionalnej, takich jak Trójmorze czy Trójkąt Lubelski. "Z perspektywy polityki zagranicznej Inicjatywa Trójmorza może i powinna zaoferować USA i Europie alternatywny model zaangażowania wobec chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku w Europie Środkowej oraz kurczących się ram współpracy Pekinu w inicjatywie 17+1. Inicjatywa 3SI potencjalnie może wzmocnić infrastrukturę podwójnego zastosowania na potrzeby przyszłej obrony zbiorowej NATO." - zauważa Anthony B. Kim z Fundacji Heritage.
"Ameryka powinna stać się bardziej zaangażowanym inwestorem w Inicjatywę Trójmorza. Narzędzia ekonomiczne - zarówno sankcje, jak i zachęty - są niezwykle ważne w amerykańskiej polityce państwowej. I takie narzędzia zasługują na ponowne przemyślenie w celu zwiększenia ich skuteczności. Ostatecznie 3SI może i powinna przekształcić się w realny sojusz transatlantycki, ale tylko przy stałym zaangażowaniu Waszyngtonu, Brukseli i stolic krajów członkowskich. Twarda rzeczywistość jest taka, że choć Inicjatywa Trójmorza żyje i ma się dobrze, to niewielu spodziewa się, że w najbliższym czasie zrealizuje swój pełny potencjał. Jednak właśnie dlatego nadszedł czas, aby skupić się na niej i zwiększyć zaangażowanie." - zauważa Anthony B. Kim, dodając, że najbliższe miesiące będą sprawdzianem dla tej inicjatywy. Dodajmy już od siebie, że włączenie Ukrainy do Trójmorza staje się niezbędnym ruchem, które poprawi potencjalne możliwości rozwoju współdziałania w regionie.
Ale obok Trójmorza są jeszcze inne możliwości szerszej współpracy. Na razie ucichł szum wokół Trójkąta Lubelskiego, ale także nowej inicjatywy, którą miała powstać pod auspicjami Wielkiej Brytanii, czyli sojuszu Polski, Ukrainy i Wielkiej Brytanii. "Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP wzywa Ukraińców do powstrzymania się od nadmiernych oczekiwań ze strony trójstronnego związku politycznego Ukrainy z Wielką Brytanią i Polską. - stwierdził wiceminister Marcin Przydacz podczas dyskusji na Ukraińskim Forum Środkowoeuropejskim we Lwowie" - czytamy w artykule.
„Bądźmy szczerzy, teraz na świecie jest tylko jeden sojusz zdolny do ochrony Ukrainy. Tym sojuszem jest NATO” – powiedział. Wiceminister podkreślił, że nie umniejsza to wagi unii politycznej z udziałem Wielkiej Brytanii. „Co do sojuszu trójstronnego, jego przyszłość jest świetlana, ale proszę, abyście nie szukali w nim substytutu tego, co już istnieje ze strony NATO” – podkreślił przedstawiciel Polski. Wiceszef MSZ Ukrainy Jewhen Perebyjnis, który brał udział w dyskusji, powiedział, że zgadza się z oceną kolegi i że Ukraina zamierza rozwijać sojusz trójstronny, który mimo, że nie jest substytutem dla NATO ma znaczenie dla walki z rosyjską agresją. – Uruchomiliśmy już ten format współpracy na poziomie MSZ i mamy nadzieję na podniesienie go do poziomu liderów – dodał." - donoszą ukraińskie media.
Polski minister stwierdził tylko aktualną, faktyczną sytuację geopolityczną. W chwili, w której kraje NATO odpowiadają za organizację szkoleń ukraińskich żołnierzy, dostarczania sprzętu i niezbędnego wyposażenia indywidualnego, logistyki leczenia rannych oraz wielu innych form pomocy, multiplikacja powiązań politycznych nie należy do zadań priorytetowych. Do tego należy dodać różne kłopoty polityczne, które przechodzą indywidualnie członkowie tego sojuszu. Jednak zapewne sytuacja ta zmieni się, w momencie kolejnej zmiany wahadła priorytetów regionalnych.
To co istotne, to odpowiednie przygotowanie się na to z czym przyjdzie nam się mierzyć w następnych latach. Jedną z wielu wskazówek podaje nam otoczenie Putina. Aleksander Chariczew, szef prezydenckiego departamentu wspierania działalności Rady Państwa, opublikował artykuł na temat wspólnych wartości, które mogłyby zjednoczyć Rosjan i obrazu przyszłości Rosji. Co ciekawe, artykuł podobno powstał na podstawie licznych dyskusji.
"W grupach dyskusyjnych od 4 marca do 20 maja 2022 roku wzięło udział siedemdziesiąt osób: byli to studenci Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego i Wyższej Szkoły Ekonomicznej, a także profesorowie uczestniczący w konferencji w okupowanym Sewastopolu. Pytano ich: czym jest rosyjska państwowość, co będzie w kraju za 10 lat, jaka jest przyszłość Rosjan, co można zaoferować światu i krajowi oraz "jak sprawić, by przyszłość stała się faktem". " - czytamy w artykule.
"Zgodnie z artykułem padła teza, że społeczeństwo europejskie jest indywidualistyczne, podczas gdy główną wartością Rosjan jest "rodzina + rodzina z przyjaciółmi". Autorzy proponują dominantę wartości: naród Federacji Rosyjskiej to "rodzina rodzin".(...) W toku dyskusji zaproponowano koncepcję m.in. Mesjańskie koncepcje stanu przyszłości: „Rosja jako „kraj Proroka” (sprzeciwi się Wielkiemu Inkwizytorowi), „Rosja jest strażnikiem świata, „strażnikiem dobra””. (...) Paneliści zaproponowali optymistyczny scenariusz obrazu przyszłości w ramach procesu de-globalizacji. Ten scenariusz jest rozważany w przypadku globalnego ocieplenia, które sprawia, że Rosja jest jednym z niewielu miejsc na planecie, gdzie możliwe jest utrzymanie tych samych standardów konsumpcji i komfortu. Uczestnicy badania stwierdzili, że obywatel w przyszłej Rosji jest "dumny ze swojego kraju, jest osobą wpływową i pożądaną, bezpieczną finansowo i wolną w granicach pewnych reguł życia społecznego. Na podstawie dyskusji autorzy artykułu stwierdzają również, że „idea „wielkości Rosji” jest nie tylko kategorią ideologiczną, ale i egzystencjalną”. - czytamy w omówieniu.
Ten sam Chariczew jest zresztą odpowiedzialny za nowy przedmiot, który ma być wprowadzony na rosyjskich uczelniach od przyszłego roku akademickiego - studenci kierunków niehumanistycznych będą studiować „Podstawy rosyjskiej państwowości” przez rok, a historycy i politolodzy – przez cały okres studiów. Zapewne właśnie na podstawie tego artykułu, nowy-stary ideał Rosji ma być nową wykładnią dla obywateli putinowskiej Rosji.
To właśnie u podstaw takich różnic ideologicznych należy szukać źródła przyszłych kłopotów. Te kwestie w Polsce znamy historycznie bardzo dobrze, gdyż doświadczaliśmy ich w różnych odsłonach, więc jedyne co pozostaje, to wynikające z tej znajomości odpowiednie przygotowanie.