geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: James Peacock unsplash.com

Ramiona wolności

Michał Mistewicz

21-03-2023 09:30


"Moskwa od dawnych carskich czasów nigdy nie lekceważyła nieprzyjaciół. Zawsze unikała walki na kilku frontach. Teraz skupiła się na Afganach. Im bardziej jest tam zajęta, tym chętniej wysługuje się kolaborantami. Nie znaczy to jednak, że nie zażąda - jak zawsze dotychczas - zaostrzenia kursu w Warszawie. Sowieci nie tolerują na terenie swego imperium żadnych autentycznych ruchów społecznych, żadnych autonomicznych instytucji (Kościół). Nigdy też nie uznają dobrowolnie praw podbitych narodów do samostanowienia o sobie. Nigdy nie przestaną niszczyć kultur narodowych. Nigdy też nie będą wierzyć do końca kolaborantom, szczególnie gdy uzyskają oni chociażby cień społecznego poparcia. Zawsze, niczym w Mazepie, wietrzą w nich wallenrodyzm i starają się ich zamienić przez swoich poddanych. Nam Polakom ani Rosja, ani Związek Sowiecki nigdy wierzyć nie będzie. Na razie polski generał jest dobry, bo złamał Solidarność, splamił mundur i zastraszył naród buntowników. Jednak gdy cisza zapanuje w Kabulu, gdy partia odbuduje siły i  znowu niczym polip wepchnie swe macki w żywy organizm społeczny, to wtedy, niezależnie od wszystkich starań ugodowców, realistów i "emisariuszy", przyjdzie sowiecki czas na Polskę. A od Rosji i Sowietów nikt dotąd prośbami czy endecko-slawistycznymi umizgami niczego nie uzyskał. Nie liczyłbym też zbytnio na zbliżającą się jakoby sowiecką reformę. " - pisał w 1986 roku prof. dr Andrzej Sulima-Kamiński, historyk specjalizujący się w historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Europy Środkowo-Wschodniej i Rosji XVI–XVIII wieku.

To nie tylko pewne dokończenie zeszłotygodniowego komentarza, ale także przyczynek do obecnego rozważania. Bo jak widać znaczenie trwającej wojny Ukraińców z rosyjskim najeźdźcą, dla naszego regionu nie zmieniło się znacząco od czasów I Rzeczpospolitej. To czym dla USA, jest częścią obecnego geopolitycznego pola walki z Chinami i jej sojusznikiem, dla Europy Zachodniej jest obecnym powstrzymywaniem politycznych wpływów Rosji poprzez dostawy paliw, tak dla państw naszego regionu, jest wielowiekowym polem zmagań o wolność.

"Ostatnio parlamentarzysta z Ukrainy powiedział mi: "Dajecie nam wystarczająco dużo, żeby się obronić, ale za mało, żeby wygrać".  Nad wyraz prawdziwe.  Żadna wojna nie może trwać wiecznie, żaden naród nie ma nieskończonych zasobów ani wytrzymałości.  W końcu jedna strona pęka. Jest oczywiste, że podczas gdy kraje wzdłuż wschodniej flanki odczuwają zagrożenie i rozumieją stawkę, tym państwom europejskim położonym dalej na zachód brakuje tego samego poczucia pilności i celu. Demokracje są nie do pokonania, gdy są zmobilizowane wokół wspólnego celu, ale muszą wiedzieć, czym on jest. Aby Ukrainie dać to, czego potrzebuje, aby wygrała, potrzeba przywództwa. Przywódcy w całej Europie muszą jasno mówić swoim obywatelom o przebiegu tej wojny, zarówno na kontynencie, jak i na świecie. Że Ukraińcy walczą z tyranią, broniąc nie tylko siebie, ale i Europy. Pozwolę sobie zatem powtórzyć: w narracji Putina Rosja nie walczy z Ukrainą, ale z całym Zachodem i tym, co reprezentuje nasza cywilizacja. Jeśli Rosja wygra, będzie to cywilizacyjne zwycięstwo Moskwy. Postawi imperium rosyjskie bezpośrednio na naszej granicy - wzmocnione i pewne siebie. Moskwa i Pekin będą przekonane, że Zachodowi brakuje siły, by ich powstrzymać.  Putin zbroi się, odbudowuje swoje siły lądowe i za 3-4 lata znów ruszy. Ponadto, jeśli Ukraina zostanie pokonana z powodu naszego wahania, wewnętrzna gorycz może spowodować rozłam NATO." - zauważył Andrew A. Michta dziekan Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa przy Centrum George'a C. Marshalla.

To właśnie z takiej perspektywy należy odczytywać sens wypowiedzi polskiego ambasadora we Francji Jana Emeryka Rościszewskiego, a które wywołały komentarze m.in. w mediach państw bałtyckich. Tutaj warto przypomnieć niedawne badanie przeprowadzone przez Europejską Radę ds. Stosunków Międzynarodowych (ECFR), które wykazało, że Kreml nie był w stanie podzielić jedności krajów zachodnich. Jednak duże kraje europejskie, takie jak Niemcy, Francja i Włochy, są nadal podzielone w kwestii, czy zwycięstwo Ukrainy powinno odbyć się za cenę dłuższej wojny. "Badanie wykazało, że 66 procent Europejczyków postrzega Rosję jako rywala lub przeciwnika. Przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji liczba ta wynosiła 35 procent. Stanowisko to najsilniej wyrażono w Danii (82 proc.), Estonii (79 proc.) i Polsce (79 proc.). ECFR zwróciła uwagę, że koszty życia w kryzysie mogą również zmniejszyć europejskie wsparcie dla Ukrainy. 44 procent Brytyjczyków uważa, że ​​Ukraina musi odzyskać całe swoje terytorium, nawet jeśli oznacza to przedłużenie wojny. We Włoszech poparcie to wynosi jednak 26 procent, w Niemczech 33 procent, a we Francji 35 procent badanych. " - czytamy w podsumowaniu. Trzeba także jednak przyznać, że powoli znaczenie wagi zwycięstwa Ukrainy dociera do zachodniej świadomości.

"Terytorium Ukrainy, które Rosja siłą zajęła i ogłosiła terytorium rosyjskim od 2014 roku, w tym Krym, obejmuje ponad 135 000 kilometrów kwadratowych – czyli więcej niż Austria i Szwajcaria razem wzięte. I nawet kiedy Turcja zajęła Cypr Północny (3300 kilometrów kwadratowych) w 1974 r., ostatnie znaczące zajęcie terytorium w Europie, nie twierdziła, że ​​przejęta ziemia jest częścią Turcji.(...) Historia wojny rosyjsko-ukraińskiej jest inna. Jest to w istocie wojna rekolonizacyjna prowadzona przez byłe mocarstwo imperialne. Ponadto, co jest krytyczną i istotną cechą tego przypadku, Ukraina jest pełnoprawnym członkiem ONZ, której granice z 1991 roku zostały wyraźnie potwierdzone przez Rosję nie mniej niż cztery razy przed 2014 rokiem: w Deklaracji z Ałma Aty (1991), Memorandum Budapeszteńskim (1994), Traktacie o przyjaźni, współpracy i partnerstwie między Rosją a Ukrainą (1997) oraz Traktacie między Rosją a Ukrainą o granicy państwowej (2003). Ten ostatni traktat został podpisany osobiście przez Władimira Putina. Jeszcze w 2008 roku Putin mówił, że "Rosja od dawna uznaje granice współczesnej Ukrainy", a "Krym nie jest terytorium spornym"." - czytamy w artykule prof. Renée de Nevers i prof. Briana D. Taylora.

Obaj autorzy zauważają, że jakiekolwiek naciski na Ukrainę w kwestii pokoju za ustępstwa terytorialne, byłyby groźnym precedensem, który tylko zachęciłby Rosję do dalszych podbojów, a co gorsza Zachód byłby współwinny podważenie systemu integralności terytorialnej ONZ. I chociażby z takich powodów, państwa naszego regionu doskonale rozumiejący od wieków szale tej wagi, które zachodni specjaliści dopiero odkrywają, starają się zrobić wszystko dla zwycięstwa w tej wojnie.

Państwa mniejsze, które jak Mołdawia, zmagają się z hybrydową wojną wewnętrzną narzuconą przez Rosję, a rozgrywającą się w cieniu wojny na Ukrainie, szukają swojej drogi ku bezpieczeństwu. Oznacza to między innymi odchodzenie od tradycjonalistycznego podejścia do neutralności. W przypadku Mołdawii, jeszcze dwa lata temu trudno byłoby nawet pomyśleć, że w mediach pojawią się takie wypowiedzi polityków, jakie można było przeczytać w ostatnich tygodniach. „Społeczeństwo powinno zdać sobie sprawę, że neutralność nas nie chroni, a rakiety i tak wlatują w naszą przestrzeń powietrzną. Powinniśmy poważnie przedyskutować w społeczeństwie inne sposoby ochrony, takie jak wejście do NATO. Szwecja to kraj, który nie był w stanie wojny od 1814 roku, ale zdecydował się ubiegać o członkostwo w NATO natychmiast po rozpoczęciu tej wojny. Szwedzi to naród, który unikał wojen, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że parasol NATO może ich obronić. Nie dzieje się tak w naszym przypadku, gdy mamy zapisany w Konstytucji status neutralności. Suwerenność kraju i tak jest naruszana przez Federację Rosyjską, która powinna była wycofać swoją obecność wojskową już w 1999 roku, kiedy podpisano Deklarację Stambulską. Widzimy też reakcję Federacji Rosyjskiej na modyfikację artykułu dotyczącego języka rumuńskiego." - powiedział Dorian Istratii poseł rządzącej partii PAS.
 
Częścią takiego parasola bezpieczeństwa, jak i odpowiedzią na powyższą uwagę prof. Michty jest broń. "Waszyngton stanął w obliczu podobnych problemów w latach trzydziestych XX wieku. W miarę pogarszania się sytuacji w Europie i Azji Stany Zjednoczone powoli modernizowały swoje wojsko. Ale kiedy Wielka Brytania i Francja zwiększyły zakupy broni ze Stanów Zjednoczonych w 1938 r., pomogło to rozpocząć rewitalizację amerykańskiego przemysłu obronnego, a nawet przyciągnęło nowe firmy do tego sektora. Grumman F4F Wildcat, pokładowy samolot myśliwski, który był podstawą Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych podczas bitew o Midway i Guadalcanal, po raz pierwszy wszedł do masowej produkcji dzięki francuskim i brytyjskim zamówieniom." - czytamy w artykule Petera Rougha i Mike'a Watsona. Autorzy zauważają, że o ile jeszcze pod koniec zimnej wojny istniało 51 dużych firm dostarczających uzbrojenie, to do dzisiaj pozostało z tej liczby tylko pięć, a sam przemysł obronny jest w słabej kondycji.

"Dla producentów obronnych budowanie nowych linii produkcyjnych i fabryk amunicji jest długoterminową inwestycją, której nie podejmą się bez dowodów, że się opłaci. Im większe zamówienia otrzymają teraz, tym lepiej będzie wyglądać ta decyzja inwestycyjna. W przypadku amunicji zapotrzebowanie jest największe. Na przykład Ukraina  zużywa średnio około 7700 pocisków artyleryjskich dziennie. Armia USA planuje ostatecznie  zwiększyć  swoje zamówienia do 90 000 pocisków miesięcznie, czyli dostarczać około 12 dni walk na poziomie ukraińskim miesięcznie. Nikt nie wie, jak długo trwałaby potencjalna wojna z Chinami, ale wojny z udziałem uprzemysłowionych mocarstw mogą być długie i burzliwe." - twierdzą autorzy. I znów do podobnych wniosków dochodzą także przywódcy państw europejskich, którzy porozumieli się wczoraj w sprawie zainwestowania dwóch miliardów euro w produkcję amunicji dla Ukrainy.

Z kolei częścią przyszłego procesu pokojowego musi być pociągnięcie władz państwa-agresora do odpowiedzialności sądowej. Niewątpliwie piątkową wiadomością dnia, było wydanie przez Międzynarodowy Trybunał Karny nakaz aresztowania Putina, który nieco przykrył sam powód takiego nakazu, jakim jest zbrodnicza deportacja ukraińskich dzieci z terenów okupowanych, a w którym brała udział druga z poszukiwanych osób, Maria  Lwowa-Bełowa rosyjska minister ds. praw dziecka. Ale tutaj pojawiają się różne oceny tego kroku. Według profesora prawa międzynarodowego Lauri Mälksoo,  nie należy oczekiwać, że po wydaniu nakazu natychmiast nastąpi aresztowanie Putina. "Niektórzy ostrożnie mówią, że tym krokiem MTK bierze na siebie bardzo dużą odpowiedzialność w tym sensie, że jeśli w ciągu najbliższych lat nadal nie uda się go aresztować i nadal będzie robił to, co robi, to z jednej strony wysyłany jest bardzo mocny sygnał, a z drugiej strony przedłużający się brak reakcji na nakaz aresztowania nie będzie korzystny dla autorytetu MTK" - powiedział estoński wykładowca.

"Ustanowienie MTK w 2002 r. było przełomowym momentem w historii ludzkości. Nigdy wcześniej tak wiele państw nie zebrało się, aby zaakceptować jurysdykcję stałego międzynarodowego trybunału nad swoimi terytoriami, „sądu ostatniej instancji”, który ma sądzić tylko najbardziej ohydne zbrodnie. Niestety, słabe wyniki wyroków MTK i jego tendencja do skupiania się niemal wyłącznie na krajach afrykańskich doprowadziły do ​​niezadowolenia i podważyły ​​jego legitymację. Dlatego tak znamienne jest to, że choć Putin jest dopiero trzecią urzędującą głową państwa oskarżoną przez MTK o zbrodnie wojenne, to jest pierwszym przywódcą mocarstwa." - napisała z kolei Danielle Johnson.

Autorka podkreśla jednak, że opublikowanie nakazów wobec przywódcy kraju agresora, a nie skupianie się na pomniejszych dowódcach, odpowiedzialnych za poszczególne zbrodnie, ma być także czynnikiem odstraszającym. "Jeśli Putin nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności lub nie straci władzy, nigdy już nie będzie można mówić o normalizacji stosunków z Rosją. To sygnał dla wielu krajów, zwłaszcza z globalnego Południa, ale także z Europy, które nadal zabezpieczają swoje interesy w związku z wojną, że nie ma sensu tego robić, chyba że chcą ryzykować własną reputację na arenie światowej. Eliminuje to również wszelkie dyplomatyczne możliwości, jakie Putin mógł mieć w procesie pokojowym, ponieważ MTK jasno stwierdził, że bez odpowiedzialności aż do najwyższych szczebli nie może być mowy o pokoju." - dodaje autorka. Jednym z testów do takiego podejścia będzie prawdopodobnie szczyt krajów BRICS, który ma się odbyć w sierpniu w RPA, a w którym miał wziąć udział Putin.

Zgodzić się jednak należy z konkluzją autorki, że nakaz MTK jest dopiero pierwszym krokiem ku sprawiedliwości, ale głównym problemem pozostaje luka w prawie międzynarodowym dotycząca faktu, że Rosja nie jest stroną Statutu Rzymskiego, leżącego u podstaw działania MTK. Dopóki nie powstanie nowy międzynarodowy mechanizm karania aktów zbrodni i agresji, a do czego wymagana jest światowa wola polityczna, dopóty nadal będzie istniała bezkarność w tej mierze. „To, że dziś nic się nie zmienia, nie oznacza, że ​​nic nie może się zmienić na dłuższą metę. Poza tym ważna jest tutaj również wartość tego przekazu, symbolu, bo pokazuje, że społeczność międzynarodowa nie siedzi bezczynnie, ale coś robi. I może przyszli dyktatorzy, którzy chcą zrobić coś podobnego do tego, co zrobił Putin, pomyślą dwa razy, zanim to zrobią” - powiedział René Värk estoński prawnik.

Chcę na koniec zauważyć, że w tej dzisiejszej podróży przez pojęcia wolności, dążenia do słusznej sprawiedliwości, musimy także kierować się własną ścieżką budowania naszego otoczenia rzeczywistej, a nie chwilowo politycznie poprawnej, przestrzeni bezpieczeństwa. To pojęcie, tak ogólne w tej chwili, ma oczywiście wiele wątków, jednak każdy z nas, może przyczynić się do jego budowania na wiele sposobów: od pomocy udzielanej walczącej Ukrainie, uchodźcom, działalność społeczną, po poszerzanie własnej wiedzy na temat obronności czy przetrwania w trudnych sytuacjach. Wszak na tak właśnie wspólnie budowanej świadomości obywatelskiej opierała się przez wieki nasza Rzeczpospolita.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021