Zdjęcie: Pixabay
26-10-2021 09:45
Rosyjska filozofia uprawiania polityki zagranicznej nie zmienia się od wieków, zmieniła tylko narzędzia. Wiemy to doskonale jako doświadczeni przez wieki mieszkańcy tej ziemi. Próby ugłaskiwania rosyjskiego niedźwiedzia przez państwa zachodnie, którego byliśmy świadkami w ostatnim ponad ćwierćwieczu - wprawdzie uzasadnione ogłoszeniem "kresu historii" - to jednak kończą się boleśnie między innymi ciężkim bólem głowy europejskich polityków, którzy teraz muszą szukać nowych pomysłów, aby rozwiązać kwestię egzystencjalną dla siebie i swoich wyborców, czyli jak pozyskać gaz i do tego najtańszym, możliwym kosztem.
Ponieważ rosyjska doktryna się nie zmienia, to i w historii powinniśmy szukać odpowiedzi na dzisiejsze pytania. Wiemy, że Rosja potrafi sięgać do bardzo głębokiej historii, aby wydobyć z niej to co jest na tę chwilę użyteczne.
Prof. Jerzy Topolski, współtwórca polskiej szkoły metodologii historycznej napisał kiedyś o znaczeniu historii:
"Przeszłość oczywiście istniała niezależnie od historyków, królowie żyli i prowadzili wojny, zaś zbrodnie Hitlera nie były złudzeniem czy wytworem wyobraźni, jednak po przeminięciu tego co było, to wszystko zdane jest na naszą łaskę. To co historycznie zaistnieje, zaistnieje tylko dzięki naszej pamięci lub dzięki pracy historyków. Jeśli coś nie zostanie w naszej pamięci lub nie stanie się przedmiotem zainteresowania historyków to zniknie, być może jedynie wibrując w kosmicznej przestrzeni."
To co cały czas dzieje się na naszych oczach, nie powinno być zaskoczeniem - tak choćby z punktu widzenia wiedzy historycznej, jak i przecież znanym otwarcie poglądom naszych przeciwników. A jednak pojęcie "koła historii" nie powstało bez przyczyny. Z tego samego powodu powstało przysłowie "Mądry Polak po szkodzie", które ma swoje pierwotne źródło w łacińskiej sentencji Post mala prudentior („Każdy mędrszy po szkodzie”). Tak więc bolesne przebudzenie, którego teraz doświadcza większość państw Europy Zachodniej, ma swój początek nie tylko w błędach popełnionych kilkadziesiąt lat temu, ale co gorsza - i jest to najbardziej właśnie bolesne: także kilka miesięcy temu - by tylko wspomnieć naciski Niemiec na uruchomienie NS2.
I tutaj dochodzimy do tematu ostatniego tygodnia czyli mołdawskiego kryzysu gazowego, a więc bezlitosnej rosyjskiej zemsty politycznej.
Tak więc Mołdawia stała się przykładem klasycznego "europejskiego chłopca do bicia" dla rosyjskiego modelu poltyki regionalnej i propogandowym lewarem przede wszystkim wobec UE, ale także na m.in. zbliżający się szczyt G20.
Przykład o tyle istotny, że z punktu widzenia rosyjskiego, Mołdawia, jako kolejna część dawnego "czerwonego imperium" kilka miesięcy temu przyjęła w pełni kurs prozachodni. Teraz właśnie, jak to nazwalibyśmy "z opóźnionym zapłonem" nastąpiła właściwa reakcja na przegrane przez prorosyjskie partie wybory w Mołdawii. Marek Budzisz w swoim omówieniu najnowszego raportu kremlowskiej instytucji, czyli Klubu Wałdajskiego poświęconego sytuacji i przyszłości świata po pandemii, napisał:
"W nowych, nadchodzących czasach najwięcej problemów będą miały państwa małe i średnie, bo jak diagnozują sytuację rosyjscy eksperci, które „w większości jako niezależni gracze pojawiły się one właśnie w epoce najwygodniejszej dla rozwoju środowiska międzynarodowego – w drugiej połowie XX wieku. Efektywne funkcjonowanie instytucji międzynarodowych wymagało wielu uczestników, formalnie równych. Instytucje służyły przede wszystkim interesom głównych graczy, ale były pożyteczne z perspektywy pozostałych. Teraz instytucje te nie są już ważne dla przetrwania najsilniejszych, a zatem maleje zapotrzebowanie na usługi słabych państw”.
Ta konkluzja wpisuje się właśnie w ramy przykładu Mołdawii, która co bardzo istotne, mimo swojej słabości stara znaleźć rozwiązanie w sytuacji, w której Gazprom grozi odcięciem dostaw póki nie zostaną uregulowane długi Mołdawii, stanowiące na tę chwilę 30% jej rocznego dochodu. Jednym z takich rozwiązań, była ubiegłotygodniowa wizyta w Warszawie mołdawskiego ministra Andreia Spinu, który najwidoczniej doszedł do szybkich ustaleń z naszym rządem oraz PGNiG, a następnie w piątek Ukraina ogłosiła sprzedaż 700 mln m3 gazu "w razie potrzeby" - poprzez transfer, być może polskiego gazu do Mołdawii.
Natomiast sama Ukraina już zdaje sobie sprawę z możliwości otrzymania kolejnego "ciosu w plecy" ze strony Europy, w postaci zadecydowania o uruchomieniu bez wymaganej certyfikacji gazociągu Nord Stream 2. Najpierw powiedział to w nieco innych słowach minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba. Zauważył on rzecz najbardziej istotną, że działania Rosji wokół kryzysu gazowego są de facto szantażem, a tym samym spełnia to warunek zasady, o której wspominano w układzie Biden-Merkel. Wezwał więc Niemcy do działania zgodnie z przyjętymi zasadami. Czy coś się stało? Jedyne echo, które szerzej dotarło z Berlina i to dotyczące innego problemu, to zapewnienia rzecznika odchodzącej kanclerz Merkel, że "kanclerz będzie działała na rzecz doprowadzenia do spotkania w formacie normandzkim... do ostatnich dni urzędowania". To brzmi jak pastisz bardzo niedobrego filmu.
Kolejnym głosem w tej sprawie, była wypowiedź doradcy minister energetyki Ukrainy Eleny Zerkal. "Rosja zawsze wykorzystuje sytuacje kryzysowe do realizacji swoich celów. Jest takie ryzyko. Jeśli nie zostaną zaproponowane inne opcje rozwiązania tego kryzysu, Europa może zaryzykować podjęcie takiej decyzji" – powiedziała, odpowiadając na pytanie o możliwość zatwierdzenia przez Europę uruchomienia Nord Stream 2 bez certyfikacji.
"Przykłady UE i Mołdawii pokazują, w jaki sposób Rosja stara się obecnie odwrócić lata reform. Obejmuje to naciski na ponowne wprowadzenie kontraktów długoterminowych dla konsumentów europejskich, dążenie do uzyskania zwolnień z zasad konkurencji dla własnych rurociągów, w tym Nord Stream 2, oraz wywieranie presji na kraje takie jak Mołdawia, aby porzuciły reformy wspierane przez UE." - napisała dr Aura Sabadus dla Atlantic Council.
Niezależnie, jak ta sprawa potoczy się dalej, po raz kolejny stajemy przed serią pytań o wartość porozumień i sojuszy. Widzimy, że niektóre porozumienia, nawet świeżej daty, nie wytrzymują pod naporem realnych wyzwań, które generuje przeciwnik. Przy tym to co wielu umyka to fakt, że działania Rosji, w jej opinii zwycięskie, działają także na jej niekorzyść, kurcząc coraz bardziej zakres możliwych ruchów bez odsłaniania prawdziwych zamiarów, co dotąd wobec zachodnich rządów się udawało.
Prezentowany już na naszym portalu brytyjski ekspert wojskowy Julian Lindley-French twierdzi, że powstający właśnie jeden z najważniejszych dokumentów NATO „Strategic Concepts”, dokument strategiczny sojuszu, mówiąc krótko, nie powstanie.
"Tak się nie stanie z wielu politycznie nieistotnych powodów, nawet jeśli prywatnie urzędnicy NATO są głęboko zaniepokojeni. Po pierwsze, trzydzieści państw sojuszniczych nie jest już tak naprawdę zgodnych co do tego, co jest ważniejsze: obrona zbiorowa, zarządzanie kryzysowe czy bezpieczeństwo oparte na współpracy. Po drugie, zbyt wielu sojuszników nadal uznaje tylko tyle zagrożeń, na ile może sobie pozwolić. W konsekwencji NATO stoi w obliczu ostrego kryzysu celów, sposobów i środków, a sił i środków, zwłaszcza europejskich, jest po prostu za mało.
(...) Po trzecie, koncepcje strategiczne NATO szybko stają się jak choinka bogatej ciotki - coraz większa, coraz bardziej okazała i z coraz większą liczbą wiszących na niej bombek. Koncepcja strategiczna na rok 2022 będzie miała całe pudełko bombek, które będą miały niewiele lub nic wspólnego ze strategiczną obroną obszaru euroatlantyckiego, takich jak zmiany klimatyczne oraz kobiety i bezpieczeństwo.". Niestety, ale obserwując ostatnie działania odśrodkowe niektórych członków NATO, a przy tym sporą ilość "siedzących na płocie", to fakty tylko potwierdzają te wnioski. Jednak Lindley-French widzi jeszcze możliwość uratowania sojuszu.
"Prawdziwym sprawdzianem Koncepcji Strategicznej 2022 będzie to, czy wzmocni ona odstraszanie w Państwach Bałtyckich do tego stopnia, że Rosja w żadnym wypadku nawet nie pomyślałaby o inwazji”. I dodaje: "Tylko NATO może wygenerować moc niezbędną do zagwarantowania pokoju w Europie, ale aby NATO wykonało zadanie, o które proszą wszyscy obywatele jego demokracji, nie może być więcej politycznego bla bla, udającego rozsądną strategię. Wy, moi wolni Europejczycy, przywódcy NATO, zdradzicie mieszkańców Rygi, jeśli na szczycie w Madrycie w 2022 r. ponownie postawicie swoją krótkoterminową politykę ponad ich długoterminową wolność. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, NATO potrzebuje strategicznego planu obrony obszaru euroatlantyckiego”.
W tym świetle, jak wspominałem w poprzednim komentarzu, szczyt madrycki, może stanąć przed zagadnieniami natury egzystencjalnej, co przy wciąż wzrastającym nacisku tak Rosji, jak i Chin, może dać zaskakujące wyniki.
Nieco pocieszającą w tej sytuacji była mocna wypowiedź 21 października w rozmowie z Deutschlandfunk minister obrony Niemiec Annegret Kramp-Karrenbauer, która oświadczyła, że NATO, w razie potrzeby, jest gotowe użyć środków wojskowych do odstraszania Rosji, w tym broni atomowej. W rezultacie tego, wczoraj do siedziby rosyjskiego MSZ, został wezwany attache wojskowy Niemiec, któremu wręczono notę protestacyjną, co jest kolejną teatralną, zresztą słabą, zagrywką Kremla w świetle zmiany rządowej w Berlinie.
Niewątpliwie rozterki pomiędzy poszukiwaniem samodzielności militarnej Europy a szukaniem odnowienia obecnego sojuszu, a także poszukiwaniem nowych Entente cordiale, powinny zostać rozstrzygnięte na rzecz kierowania się aktualnymi wyzwaniami. Pierwszą rozterkę w tej chwili należy odłożyć na najwyższą półkę, drugą, wciąż brać pod uwagę, ale także nie wykluczać trzeciej możliwości.
Należy przy tym zwracać uwagę na czynnik czasu. Jak widać na przykładzie Mołdawii w sprawie gazowej, czynnik czasu ma doniosłe znaczenie. A czas ma w sprawach militarnych, największą siłę. Należy także wciąż rozwijać i stale ożywiać idee tak Trójmorza, jak i Trójkąta Lubelskiego, o którym zresztą wspominał w jednym z ostatnich wywiadów minister Kułeba.
Na koniec, nietypowo, chcę wspomnieć o naszych żołnierzach WP i funkcjonariuszach SG czuwających na granicy z Białorusią. Liczba żołnierzy, znów została zwiększona i obejmuje już żołnierzy z trzech dywizji: 12, 16 i 18 oraz jednostek WOT. Dwóch żołnierzy już odniosło rany. Wesprzyjmy ich wymagającą służbę w tym trudnym czasie dobrą myślą i słowem, należą im się największe podziękowania z naszej strony.