Zdjęcie: Pixabay
07-01-2025 09:30
"Ciężkim, bolesnym, pełnym klęsk był rok ubiegły. Oby Nowy zagoił rany, wyrównał straty, utorował drogę do rozwoju i postępu. Mówimy o stratach i klęskach. Odczuwamy je na polu politycznem i ekonomicznem, ale najboleśniejszem jest spustoszenie, które widzimy w sferze uczuć. Nie można się obronić wrażeniu, że szlachetność, kulturę, święte przykazanie miłości chrześcijańskiej tłumi nienawiść i zawiść. Społeczeństwo było rozdarte walkami wewnętrznemi gdy przede wszystkim potrzebowało skupienia." - czytamy w noworocznym artykule krakowskiego "Czasu" z 5 stycznia 1914 roku.
Za cztery lata, z powrotem pojawił się na mapie nasz kraj i wiele nowych, ale również nowy układ w Europie, z pierwszym potwierdzeniem strategicznej roli USA na Starym Kontynencie. Powyższy cytat, w mojej ocenie, bardziej odzwierciedla nastroje współczesne, w odróżnieniu od przywoływania przykładów z przełomu lat 1938 i 1939, a z którym wysypem można było się spotkać w mediach społecznościowych.
W tym rzecz, aby wyciągać odpowiednie wnioski z przeszłości. Jak to było i w historii, jedni potrzebują przepowiedni pokroju Baby Wangi lub Nostradamusa, natomiast inna część społeczeństwa opiera swoje opinie na faktach. A tych, zwłaszcza ostatni miesiąc ubiegłego roku, przyniósł aż nadto. Od przykrej klęski państw zachodnich regionu Morza Bałtyckiego w kwestii udziału chińskiego statku "Yi Peng 3" w sabotażu przeciwko infrastrukturze podwodnej, po taki sam sabotaż, o znacznie poważniejszych reperkusjach, przeprowadzony przez tankowiec rosyjskiej "floty cieni".
Kiedy na łamach "Yle" czytamy wypowiedź mieszkanki fińskiego portu, w którym obecnie kotwiczy aresztowany statek "Eagle S", iż jest dumna ze sposobu przeprowadzenia przez Finlandię operacji zajęcia statku spod taniej bandery, rodzi się oczywiste pytanie. Czy podobne działanie – ze wszech miar prawidłowe – miałoby miejsce w przypadku bliźniaka statku "NewNew Polar Bear", który był na początku wskazywany przez media jako sprawca najnowszej operacji tandemu chińsko-rosyjskiego? Z mojego punktu widzenia, kluczowa jest tutaj kwestia barw bandery i potencjalnych zysków i strat. A te ostatnie, zwłaszcza pod względem obaw dyplomatycznych, wciąż przeważają, czego dowodem jest uległość Niemiec, Finlandii oraz Szwecji i Danii wobec chińskiego "widzimisię". Ot, miesiąc na morzu aresztu "i wystarczy" - mówią Chiny państwom regionu.
"Ale Rosja zakłada, że doktryna deeskalacji - będąca nowym opakowaniem nieudanej strategii appeasementu - nadal będzie powstrzymywać kraje NATO przed jakąkolwiek znaczącą reakcją, umożliwiając Rosji działanie w poczuciu bezkarności. Gdy NATO ogranicza się jedynie do wydawania oświadczeń wyrażających zaniepokojenie, rosyjski hazard się opłaca, a poczucie strachu w naszych społeczeństwach rośnie, i rośnie, i rośnie, aż do momentu, gdy zaczyna silnie wpływać na procesy polityczne. Kiedy media wciąż koncentrują się na ingerencjach Rosji na Morzu Bałtyckim, nieumyślnie wzmacniają postrzeganie, że Bałtyk nie jest otoczony przez NATO, lecz zdominowany przez Rosję. Tworzy to sfabrykowaną rzeczywistość braku bezpieczeństwa, którą coraz trudniej jest rozwiać, gdy coraz więcej ludzi zaczyna ją akceptować jako prawdę. Gwarancje bezpieczeństwa NATO opierają się nie tylko na zdolnościach militarnych, ale także na zaufaniu i niemal metafizycznej wierze w odstraszanie - mówimy, że jesteśmy najsilniejszym sojuszem na świecie, więc musimy nim być. Jednak niekontrolowana działalność Rosji stopniowo podważa ten fundament." - napisał Gabrielius Landsbegis, były minister spraw zagranicznych Litwy, wspominany w poprzednim komentarzu tygodnia. Są to słowa polityka i dyplomaty, dlatego warto je doceniać z tej perspektywy.
Kolejny przejaw nacisku to noworoczne odcięcie Naddniestrza od gazu, a tym samym Mołdawię skazując na problemy wynikłe z braku energii - oczywiście tłumaczone na użytek dezinformacji jako wynik mołdawskich długów i ukraińskiego "zakręcenia kurka".
"Ukraińska decyzja o zamknięciu rosyjskiego gazociągu jest dla Rosji nieprzyjemna, ale nie stanowi wielkiego ciosu.(...) Ten duży cios już się wydarzył. Kiedyś Unia Europejska otrzymywała 40% swojego gazu z Rosji, teraz ten udział spadł do 8%. " - powiedział Raivo Vare, estoński ekspert ekonomiczny. "Zdaniem eksperta przez ukraiński gazociąg przepływało około 12 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, co stanowiło 5-6% zapotrzebowania Europy, głównie w trzech krajach: Austrii, Słowacji i na Węgrzech. Gaz ten był następnie sprzedawany dalej, m.in. do Niemiec. Słowacja i Węgry stracą nie tylko rosyjski gaz, dla którego będą musiały znaleźć droższe alternatywy, ale także dochody z opłat tranzytowych. Według Vare premierzy tych państw w rosyjskiej wojnie przeciwko Ukrainie często jawili się jako sojusznicy Kremla. Teraz mogą odreagować poprzez działania odwetowe wymierzone w Ukrainę. „Co bez wątpienia osłabia wspólną politykę Unii Europejskiej w tej kwestii, takie ryzyko istnieje” – powiedział Vare, który zwraca uwagę na ostatnie groźby słowackiego premiera dotyczące odcięcia energii.
W obwodzie królewieckim, władze lokalne poprzez różnego typu artykuły prowadzą narrację "kosztów Królewca", spychając najczęściej całą winę za obowiązywanie sankcji na UE, a przede wszystkim Litwę. Wpływ wielu innych, drobniejszych elementów, jak prawo do wydalenia cudzoziemców, które od lutego uzyskuje status wyroku przez funkcjonariusza, pozostaje zagadką.
Jeżeli chcemy prognozować wydarzenia w tym Nowym Roku, to nie sposób pominąć oczywistej konstatacji. Od 2014 roku, a zwłaszcza od 2022 roku, mamy przecież do czynienia z procesem - pod względem dyplomatycznym - częściowo nieodwracalnym. Mowa o wskazywanym przeze mnie rwaniem połączeń dyplomatycznych. A czemu częściowym? Otóż niektóre państwa, zwłaszcza te położone w Europie Zachodniej, chowają się za regułą "zawieszania" wszelkich umów z Rosją czy reżimem Łukaszenki. Daje to oczywiste pole przyszłych możliwości, o którym wspomina powyżej litewski polityk. Nie można więc się dziwić takim ostrym opiniom, jak estońskiego fizyka Kristjana Hallera, który przyrównuje zachodnie społeczeństwa do pędzącego stada gnu, którego obrzeża atakowane przez lwy, a członkowie owego stada nie ratują swoich atakowanych pobratymców.
Wiemy już, że dyplomatyczne pojęcie klinczu to jeden z obrazów obecnej sytuacji. Żadna ze stron nie chce i nie może zrobić pierwsza kroku w tył. Dla naszego regionu, taki krok oznaczałby katastrofę, a dla Rosji propagandowe zwycięstwo. Tak więc Rosja nasila operację nacisku na Europę Zachodnią, czego najprawdopodobniej pierwszy ze szczytów będziemy mieli okazję oglądać w ciągu pierwszego kwartału tego roku.
Co znów oczywiste, cały spektakl zacznie się więc po 20 stycznia, z kolejnymi aktami w naszym regionie jak łukaszenkowska szopka "wyborcza" 26 stycznia. Kolejny akt to wybory w Niemczech i cały festiwal polityczny z tym związany. W podsumowaniu, być może, wszystkie obecne rozważania, analizy i rozterki pójdą przysłowiowo "do kosza". I tyle prognoz, a raczej moich osobistych przypuszczeń na ten rok. Najtrudniejszy, jakkolwiek go nie określić. Z dodatkowymi niewiadomymi wokół Tajwanu, Bliskiego Wschodu i innych światowych teatrów zapalnych, stanem ekonomii, gospodarki, podziałów społecznych. Według ekspertów międzynarodowych, w zeszłym roku co ósmy człowiek na świecie był narażony na konflikt zbrojny, a liczba tych ostatnich ma podobno wzrosnąć o 20%.
Pod względem symboliki, Rosja też przygotowuje swoją operację - od nagłaśniania 80 rocznicy zwycięstwa w tzw. WWO, po starsze symbole imperialne, jak wzniesienie 82-metrowego pomnika upamiętniającego zwycięstwo Rosji w wojnie północnej (1700-1721), a więc wprowadzenia Rosji na polityczny rynek europejski kosztem Szwecji i I Rzeczpospolitej. "Kreml nabiera pewności siebie. Mimo ogromnych kosztów odzyskał inicjatywę na froncie ukraińskim. Jednocześnie jego kampanie „aktywnych środków” mające na celu wpływanie na Zachód i zakłócanie jego działań nabrały intensywności, w tym podpalenia, zamachy bombowe i próby zabójstw ." - napisał Joe Morley-Davies dla RUSI, dość krótko analizując możliwości kremlowskiego testowania zbiorowej obrony NATO.
"Żaden z tych scenariuszy nie jest gwarantowany ani wyczerpujący; wymagałyby one analizy przeprowadzonej przez szerokie grono ekspertów w różnych dziedzinach. Jednak jednym z podstawowych problemów, które przyczyniły się do największych porażek obronnych współczesnych czasów – 11 września, pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, 7 października – była „porażka wyobraźni”. Czas zacząć myśleć i opracowywać odpowiedzi już teraz, zanim do tej listy zostanie dodana sytuacja sponsorowana przez Kreml w państwie członkowskim NATO." - podsumowuje ekspert.
"Spoglądając na bieg wydarzeń politycznych w krajach demokratycznych, nie sposób nie zauważyć, że coraz szersze warstwy społeczne zaczynają głosować przeciwko tradycyjnym partiom i ideologiom, powoli nabiera to rozmiarów buntu antysystemowego. W społeczeństwach tworzą się milczące większości, które podczas badań opinii publicznej odpowiadają tak, jak tego od nich oczekują elity. Prawdziwa twarz ujawnia się w kabinie tajnego głosowania, co później wywołuje panikę obserwatorów i ekspertów. Problem nie jest jednak po stronie społeczeństwa. To elity odleciały w kosmos i tylko z rzadka spoglądają przez iluminator na naszą planetę (ciekawe, czy nie mylą czasami z jakimś księżycem)." - zauważa Artur Płokszto na łamach "Kuriera Wileńskiego".
Mimo tego ciemnego obrazu wynikłego ze wspomnianego wyżej braku wyobraźni, indolencji, kunktatorstwa i szeregu innych zachodnich wad, wciąż istnieją sposoby wyjścia z obecnej naszej nocy polarnej. Owszem, może jako pojedyncze jednostki na tym przysłowiowym placu nie mamy wielu narzędzi, jednak warto docenić to co mamy. O nadziejach pisałem w wielu poprzednich komentarzach, dodam również, że cieszy coraz większy oddolny ruch społeczny na rzecz uzdrowienia bolączek naszego kraju. Dostaliśmy też wreszcie ustawę o obronie cywilnej, której zapisy zaczną być wcielane w życie.
Teraz, choć wiele zależy od układu sił międzynarodowych, nie oznacza to, że nie powinniśmy działać na rzecz własnego bezpieczeństwa. I kolejna kwestia: odpowiedzmy sobie sami na pytanie, co stanie się, gdy kiedyś zostanie odgwizdany gwizdek w tym meczu, czy podobnie jak to miało miejsce w latach 2008 - 2014 popełnimy błąd życzeniowego braku zainteresowania naszą przestrzenią?