geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Incipit vita nova

Michał Mistewicz

16-05-2023 09:30


Od kilku lat moją uwagę przyciąga organizowana przez czołowy estoński think-tank ICDS, cykliczna konferencja Lennarta Meri w Tallinie, na której spotykają się znani eksperci w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Konferencja nosi imię zmarłego w 2006 roku, pierwszego prezydenta Estonii od chwili odzyskania niepodległości, ale także uznanego pisarza i czołowego przedstawiciela zrywu, który doprowadził do wyzwolenia kraju spod władzy ZSRR.

W tym roku to spotkanie międzynarodowych ekspertów odbywało się pod hasłem "Incipit vita nova - tak zaczyna się nowe życie", które jest cytatem z poematu Dantego Alighieri i jest użyte z nieco przewrotnym znaczeniu, dość odległym od interpretacji włoskiego poety. Tak więc w kontekście konferencji odnosi się do nowej sytuacji bezpieczeństwa powstającej w wyniku wojny w Europie, ale także na świecie. „Rosyjska agresja cofnęła Europę do czasów, o których myśleliśmy, że skończyły się po drugiej wojnie światowej. Pod koniec zimnej wojny przedwcześnie myśleliśmy, że imperium rozpadnie się bez wielkiego rozlewu krwi. Jesteśmy obecnie świadkami upadku ostatniej potęgi kolonialnej Europy; jest brutalny, krwawy i odwetowy. Tak postrzega to „Zbiorowy Zachód”. - powiedziała Eeva Eek-Pajuste, dyrektorka Konferencji.

Trzydniowy zjazd zgromadził oprócz polityków, takich jak prezydent Estonii, czy premierów i ministrów państw bałtyckich, ale także wojskowych oraz wybitnych ekspertów geopolityki,  a także dziennikarzy. Warto zauważyć, że polski punkt widzenia był reprezentowany przez Sławomira Dębskiego, dyrektora PISM, a także mówców z GMF, jak Michał Baranowski. Na jednym z paneli tematycznych swój wykład wygłosiła znana ekspertka od spraw rosyjskich Fiona Hill, była dyrektorka ds. europejskich i rosyjskich w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA oraz jako oficer wywiadu narodowego ds. Rosji i Eurazji w Narodowej Radzie Wywiadu. Przedstawiła zauważalny już od pewnego czasu trend w polityce globalnej, której katalizatorem jest wywołana przez Putina wojna na Ukrainie.

"W tym kontekście kolejna iteracja globalnego systemu bezpieczeństwa, politycznego i gospodarczego nie będzie kształtowana wyłącznie przez Stany Zjednoczone. Rzeczywistość jest już czymś innym. Nie jest to "porządek", który z natury wskazuje na hierarchię, a może nawet nie jest to "nieporządek". Szereg krajów wywołuje naciski zgodnie z własnymi priorytetami, aby wytworzyć nowe układy.  My, członkowie wspólnoty transatlantyckiej, być może będziemy musieli opracować nową terminologię, a także dostosować nasze podejście do polityki zagranicznej, aby poradzić sobie z tworzeniem horyzontalnych sieci nakładających się, a czasem konkurujących ze sobą struktur. Wkroczyliśmy w erę, którą Samir Saran, przewodniczący indyjskiej Observer Research Foundation, nazwał erą "partnerstwa z ograniczoną odpowiedzialnością". Regionalizacja bezpieczeństwa, handlu i sojuszy politycznych komplikuje nasze strategie bezpieczeństwa narodowego i planowanie polityki, ale może również przecinać się z naszymi priorytetami w użyteczny sposób, jeśli potrafimy być elastyczni i kreatywni - a nie tylko opierać się i reagować, gdy sprawy idą w kierunku, który nam się nie podoba. Jak zasugerował brytyjski ekspert ds. bezpieczeństwa Neil Melvin, powinniśmy przyjąć ideę "mini-lateralizmu"." - zauważyła Fiona Hill.

Amerykańska ekspertka dostrzega także dość istotny fakt, który polega na ogólnym pojęciu "zmęczenia Ameryką", jej postawą światowego hegemona, a co dotyka też politykę wewnętrzną USA. W pewien sposób współgra to ze spostrzeżeniami Marka Świerczyńskiego po pobycie w Korei Płd. o erozji amerykańskiego wpływu w Azji, które cytowałem niedawno. Hill zresztą rozprawia się ostrzej z taką wizją, przedstawiając obraz Ameryki w państwach "Globalnego Południa", który jest ilustracją pychy i hipokryzji. I w takim tle, rosyjska dezinformacja święci tryumf. Ale oprócz kwestii polityki globalnej, uwagę zwracają słowa Hill dotyczące Ukrainy.

"Długoterminowe perspektywy Ukrainy zależą od szerszej dynamiki globalnej i dobrej woli innych krajów, w tym członków BRICS, a nie tylko od militarnego, politycznego i gospodarczego wsparcia Stanów Zjednoczonych i Europy. Ze względu na swoją wielkość i położenie Ukraina jest państwem wieloregionalnym. Jego bezpieczeństwo będzie określone przez ideę „minilateralizmu” Neila Melvina. Ukraina będzie musiała skonsolidować swoje dotychczasowe stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, Unią Europejską i NATO, a także z sąsiadami w Europie Środkowo-Wschodniej, bliskimi partnerami tutaj w krajach bałtyckich, w Skandynawii, w Wielkiej Brytanii i w regionie Morza Czarnego. Kluczowe znaczenie będą miały również ugrupowania krajów G7 i G20. " - mówiła Hill.

Do wykładu Fiony Hill można dodać także słowa wywiadu, którego udzieliła prelegentka innego panelu dyskusyjnego "Czas budowania: zasady nowej architektury bezpieczeństwa" estońskiej konferencji, a jednocześnie dyrektorka włoskiego think-tanku IAI, Nathalie Tocci. "Chociaż Rosja nie jest postrzegana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa w krajach Europy Południowej, tak jak to jest w Estonii, to jednak budowa ogólnoeuropejskiej architektury bezpieczeństwa wykluczającej Rosję Putina jest nadal możliwa" - mówiła Tocci. Włoska ekspertka dodała, że obecna postawa Putina jest tym co spaja państwa europejskie. "Wszyscy musimy przyznać, że gdyby Władimir Putin starał się wyglądać trochę bardziej rozsądnie, gdyby udawał, że chce negocjacji i pokoju i tego typu rzeczy, to wierzę, że przepaść między nim a Europą nie byłaby tak duża. Ale on nie udaje, jest tym, kim jest, a jego postawa jest klejem, który łączy Europejczyków" - powiedziała Tocci, która jednak pozostaje sceptyczna co do utrzymania takiej postawy w przypadku zniknięcia "wspólnego wroga".

Wracając z Tallinna, możemy w głównym przesłaniu konferencji, a także wniosków wyciąganych z poszczególnych paneli dyskusyjnych, dojrzeć kolejne ślady przejawów nowego podejścia do sytuacji geopolitycznej w naszym regionie. Bo tutaj mamy do czynienia z wielu nowymi wektorami, które należą tak do świata polityki, jak i dotykają życia codziennego każdego z nas.

Bo głośnym echem odbiła się informacja o zmianie polskiego nazewnictwa obwodu królewieckiego i samego Królewca. Odnotowały to także wszystkie media państw naszego regionu. Jako zwykły obywatel i pasjonat historii mogę powiedzieć, że przyznajmy to sami przed sobą: dla wielu z nas była to informacja od dawna wyczekiwana, można powiedzieć odrobina duchowego zadośćuczynienia, w tym nie tylko za odium komunizmu, ale także istnienia geostrategicznej pułapki, która nie tylko od 1945, ale de facto od 1657 roku, jest bezspornym bólem głowy dla naszego kraju. O czym zresztą będziemy szerzej pisać w najbliższym wydaniu "Rzutu OKA", do której lektury już teraz zapraszam.

Jednak co warte zauważenia, także Litwa poszła śladem Polski, jednak tam ta inicjatywa już spotkała się z nieco innym przyjęciem. "Dla mnie to jest taka sztuczna próba upolitycznienia. To jest niewygodne, bo to już nie jest ziemia Karaliaučiaus. Jeśli będziemy używać tylko starych, tradycyjnych nazw, zdezorientujemy ludzi. Spojrzą na mapę i nie znajdą tych nazw" - powiedziała profesor Uniwersytetu w Kłajpedzie Dalia Kiseliūnaitė. Jej zdaniem, co jest zresztą słuszną uwagą, dyskutując o zmianie nazw miasta i obwodu, należy mówić o wszystkich nazwach miejscowości w regionie - nie należy zmieniać jednych, a innych nie. "Nie ma już Królewca, nie ma miasta, nie ma jego ducha i mieszkają tam zupełnie nowi ludzie, którzy nie podzielają tradycji tej ziemi. Wręcz przeciwnie, zniszczyli tę ziemię. Nie mogę nawet myśleć o nazywaniu jej Karaliaučiaus" - powiedziała Kiseliūnaitė.  Zresztą według niej, odpowiednik polskiej komisji nazewnictwa czyli VLKK już wcześniej podjęła podobną uchwałę.

Także na Łotwie w tym samym temacie zebrała się Komisja Ekspertów ds. Języka Łotewskiego Centrum Języka Państwowego, która doszła do podobnych wniosków jak inicjatorzy zmian na Litwie. Lingwiści zalecili, aby w języku łotewskim lepiej używać tradycyjnej bałtyckiej nazwy Karaļauči lub historycznej niemieckiej nazwy (łot.) Kēnigsberg.
Zresztą na Łotwie kwestia zmiany nazewnictwa podążyła w nieco inną stronę. "Łotewskie Państwowe Centrum Językowe postanowiło zaprzestać używania słowa „rosyjskojęzyczni” na podstawie wniosku osoby prywatnej. Skarżący wskazał, że określenie „rosyjskojęzyczni” w języku łotewskim jest bezpośrednio zapożyczone z „agresywnej retoryki Rosji i jest wykorzystywane do osiągania celów politycznych”. Eksperci ośrodka zgodzili się z tym wnioskiem. Teraz zamiast „rosyjskojęzycznych” na Łotwie będą rosyjskojęzyczni (krieviski runājošie), rusofoni i Rusolingwa (rusolingvi)." - czytamy w jednej z wiadomości. Co ciekawe, tego trzeciego określenia nie ma jeszcze w łotewskim słowniku.

Kwestie językowe to tylko jeden wektor uciekania spod wszelkich wpływów rosyjskich - innym jest także inicjatywa państw bałtyckich przyspieszenia znacznie ważniejszego projektu, jakim jest porzucenie rosyjskiego połączenia energetycznego BRELL, na rzecz połączenia z Europą Zachodnią, przy czym kluczową rolę odgrywa Polska.

Ale należy także dostrzec czarne chmury, takie jak powstanie niemiecko-rosyjskiego stowarzyszenia "Aufbruch" o dość jednoznacznych konotacjach. ""Aufbruch" znaczy już nawet więcej niż "Alternative", bo to "duchowe przebudzenie" jakiś ruch - "wymarsz". Krótko streszczając - AfDowcy level hard idą po głosy niemieckich Rosjan" - napisała Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego. Do tego, w mojej ocenie, można dodać pozostawienie byłego kanclerza Gerharda Schrödera w szeregach SPD. Z jednej strony, tak znane nam niemieckie rozmywanie winy ("Nie można ustalić z wystarczającą pewnością, że Schröder naruszył statut, zasady partii lub był winny czynu haniebnego"), a z drugiej równie dobrze nam znany sygnał stabilności kierunku politycznego wysyłany do głównego odbiorcy tego przekazu na Kremlu.

Jednak za najważniejsze należy uznać dalszą pomoc dla Ukrainy w trwającej wojnie obronnej, a która zadecyduje o dalszych losach architektury bezpieczeństwa na całym kontynencie. Tutaj można przywołać słowa artykułu historyka, prof. Timothy Snydera, który został opublikowany na łamach "New York Timesa". "Rosyjscy propagandyści chcą, abyśmy myśleli, że mocarstwa atomowe nigdy nie mogą przegrywać wojen, zgodnie z logiką, że zawsze mogą użyć broni atomowej, aby wygrać. Jest to ahistoryczna fantazja. Broń jądrowa nie przyniosła Francuzom zwycięstwa w Algierii, ani nie zachowała Imperium Brytyjskiego. Związek Radziecki przegrał swoją wojnę w Afganistanie. Ameryka przegrała w Wietnamie, w Iraku i w Afganistanie. Izraelowi nie udało się wygrać w Libanie. Mocarstwa nuklearne przegrywają wojny z pewną regularnością." - napisał prof. Snyder.

"Drogą naprzód w myśleniu strategicznym jest uwolnienie się od naszych własnych lęków i rozważenie rosyjskich. Rosjanie mówią o broni jądrowej nie dlatego, że zamierzają jej użyć, ale dlatego, że wierzą, iż duży arsenał nuklearny czyni ich supermocarstwem. Nuklearne rozmowy sprawiają, że czują się potężni. Uważają, że nuklearne zastraszanie jest ich przywilejem i sądzą, że inni powinni automatycznie ustępować przy pierwszej wzmiance o ich broni. Ukraińcy nie pozwolili, by wpłynęło to na ich taktykę.Gdyby Rosja zdetonowała broń, straciłaby ten zazdrośnie strzeżony skarb, jakim jest status supermocarstwa.(...)Kiedy Rosjanie mówią o wojnie jądrowej, najbezpieczniejszą odpowiedzią jest zapewnienie im bardzo konwencjonalnej porażki." - czytamy w artykule.

Na koniec, nietrudno jest więc o klasyczne już dla mnie nawoływanie do jedności i osiągnięcia jak największego poziomu współpracy w naszym regionie, jednak co istotne, musimy pozostać przy tym realistami. Teorie to jedno, wola polityczna i wpływy zewnętrzne to drugie, ale jak wskazały ostatnie wypadki i wpadki jednocześnie, bez woli społecznej, bez pobudzania ducha szerszej wspólnoty otrzymamy tylko powierzchowny lukier na historycznym zakalcu.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021