Zdjęcie: Pixabay
14-12-2021 09:50
Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord znany jako Talleyrand - minister spraw zagranicznych Francji okresu Bonapartego, człowiek, którego właśnie cesarz Francuzów określił mianem "łajna w jedwabnych pończochach", dyplomata, cynik i zdrajca jednocześnie, który jak można spekulować, także w dzisiejszych czasach odnalazłby się doskonale, jeszcze zanim został ministrem, napisał na emigracji pewne dzieło "Memoriał o aktualnych stosunkach Francji z innymi państwami europejskimi". Jest w nim zawartych wiele wnikliwych uwag, a zasługuje raczej na miano "traktatu politycznego".
"Wiemy teraz dobrze, do czego sprowadzają się wszystkie wyobrażenia o randze, prymacie, wyższości... Dowiedzieliśmy się nareszcie, że prawdziwy prymat, jedyny pożyteczny i rozsądny, jedyny, jaki przystoi ludziom wolnym i oświeconym, to być panem u siebie i nie żywić nigdy śmiesznej pretensji, by być nim u innych." - czytamy w tymże dziele.
"Dowiedzieliśmy się, że każde powiększenie terytorium, wszelki zabór dokonany siłą i przebiegłością są tylko okrutnymi igraszkami wynikającymi z braku rozsądku politycznego, z fałszywych rachub władzy, a ich skutkiem jest zwiększenie kosztów i kłopotów administracji oraz zmniejszenie szczęścia i bezpieczeństwa rządzonych dla chwilowego interesu lub próżności rządzących." - napisał Talleyrand w 1792 roku. Później użył tej myśli skrótowo w dość słynnych słowach kierowanych do Napoleona: "Bagnetami można załatwić wszystko, sire. Mają jednak wadę - nie można na nich usiąść".
Wspominam te słowa, z oczywistego powodu czasu w jakim się znaleźliśmy, a faktyczny adresat tych słów, gotuje na Kremlu najwidoczniej kolejny "diabelski napój" dla szeroko pojętego "Zachodu". A jak to wygląda z drugiej strony? "Zasadniczo są trzy stanowiska: że Moskwa blefuje, że stwarza realne zagrożenie dla Kijowa i Ukraina powinna pójść na ustępstwa, albo że Waszyngton i jego sojusznicy muszą grozić silną reakcją, aby odstraszyć dalszą rosyjską agresję." - komentował dla Foreign Policy Nigel Gould-Davies, były dyplomata, a teraz ekspert w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych.
"Odpowiedzialni politycy muszą założyć, że ponowna rosyjska agresja nie jest czczą pogróżką, lecz realną możliwością. Odpowiedź polityczna - obłaskawienie lub odstraszenie - zależy od dwóch czynników: oceny celów i determinacji Rosji oraz apetytu Zachodu na ryzyko. Jeśli rosyjskiej agresji nie da się powstrzymać, jej intencje są ograniczone, a niebezpieczeństwo szerszej eskalacji militarnej wysokie, wówczas argumenty za dostosowaniem się do rosyjskich żądań bezpieczeństwa mogą wydawać się wiarygodne. Ograniczenia w rozmieszczaniu sił NATO i przyszłym rozszerzeniu, jakkolwiek nie do przyjęcia, mogą być akceptowalną ceną za długoterminowe bezpieczeństwo w regionie. Jest to obecnie najsilniejszy możliwy do zrealizowania argument za ustępstwami. Jednak słowa i działania Rosji nie dają pewności, że jej cele są ograniczone. Grozi ona siłą, żądając jednostronnych ustępstw, podczas gdy nadal okupuje terytorium suwerennego państwa. Stany Zjednoczone, wspierane przez zjednoczony Zachód, w sposób wiarygodny zobowiązały się do bezprecedensowych sankcji, które mogą zapobiec agresji. Jeśli wtorkowe spotkanie Biden-Putin cokolwiek pokazało, to to, że odstraszanie ma zasadnicze znaczenie." - napisał ekspert IISS.
Jak napisaliśmy w naszej wstępnej redakcyjnej ocenie rozmów Biden-Putin, na wnioski na temat rzeczywistego przebiegu rozmowy będziemy musieli poczekać. Natomiast już teraz pojawiają się pierwsze sygnały o przebiegu debaty wewnątrz UE. Chcę tutaj zwrócić uwagę najpierw na słowa byłego prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa, które o dziwo nie zostały w Polsce zauważone, ale kolejny raz poświadczają zarysy konstrukcji, które już znamy, a która ukrywa się wciąż przykryta piaskiem czasu, zapomnienia i niepewności.
Mówiąc o przeprowadzonych rozmowach Bidena tuż po rozmowie z Putinem z Wielką Brytanią, Niemcami, Francją i Włochami, Ilves powiedział: "Jeśli Biden nie zaangażuje Polski jako dużego, ważnego i silnego członka NATO, to uważam, że powtórzy błąd, jaki latem popełnili była kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Emmanuel Macron. Potrzebujecie kraju takiego jak Polska, by rozmawiać o Rosji" - podkreślił były prezydent. Ilves skrytykował Merkel i Macrona za to, że latem chcieli zaaranżować spotkanie z Władimirem Putinem bez wcześniejszej konsultacji ze wschodnimi sąsiadami. "To była porażka. I powiedziałbym, że zaszkodziło to reputacji Merkel we wschodnich krajach Unii Europejskiej" - powiedział Ilves.
Dla utrzymania porządku należy wspomnieć także czwartkową rozmowę prezydenta Bidena z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Dość istotne pytanie dotyczy powodu opóźnienia o dzień tej rozmowy. Oprócz oczywistych słów uspokojenia, Biały Dom oświadczył, że wraz z nałożeniem sankcji finansowych na Rosję Stany Zjednoczone „dostarczą Ukrainie dodatkowego materiału obronnego” i „wzmocnią naszych sojuszników z NATO na wschodniej flance dodatkowymi zdolnościami”, jeśli Rosja dokona inwazji.
Jednak już w sobotę media amerykańskie poinformowały, że administracja Bidena przygotowała w ostatnich tygodniach pakiet dodatkowej pomocy wojskowej dla Ukrainy o wartości 200 milionów dolarów, ale wstrzymała się z jej dostarczeniem pomimo apeli Kijowa. "Istnieje szereg innych opcji dalszej pomocy dla Ukrainy, w tym znacznie większy pakiet pomocy, który byłby zatwierdzony w przypadku dalszej interwencji Rosji." - informowało źródło NBC. "Opóźnienie przez administrację mniejszej dostawy broni i sprzętu wojskowego miało dać więcej czasu na wysiłki dyplomatyczne mające na celu rozładowanie napięć i zachowanie pozycji w przypadku rosyjskiego ataku na Ukrainę."
Dwoista natura oświadczeń na temat przebiegu rozmowy Biden-Putin, zachęciła także agencję AP do poinformowania o ukraińskich propozycjach dyplomatycznych. Bazują one na postanowieniach porozumienia z 2015 r. według których Ukraina zgodziła się zmienić konstytucję, aby uwzględnić „specyfikę” dwóch separatystycznych republik Donbasu i zalegalizować ich „specjalny status”. "Ukraina jest skłonna zaangażować się w rozmowy na temat zdefiniowania „specjalnego statusu”, w tym ewentualnych zmian uwzględniających różnice kulturowe i językowe we wschodnim regionie Donbasu, w którym występuje wyższy odsetek rodzimych użytkowników języka rosyjskiego, ale Ukraina odrzuciłaby każdą zmianę, która dałaby regionowi prawo weta wobec polityki krajowej", powiedział anonimowy rozmówca AP.
"Uważam, że Biden chce omówić z Rosją kwestię kontroli broni konwencjonalnej w Europie, zwłaszcza w pobliżu Ukrainy i na Morzu Czarnym. Ale nie można wykluczyć, że pojawi się również sytuacja na Morzu Bałtyckim. Widzę to jako drogę powrotną do dawnych porozumień." - powiedziała Kadri Liik, estońska ekspertka Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR). Liik wskazała na traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE), który określał zakresy obecności wojskowej NATO i państw Układu Warszawskiego w Europie, z którego Rosja wystąpiła w 2015 roku po tym, jak twierdziła, że NATO narusza postanowienia.
Liik powiedziała, że o ile gotowość do rozmów z Rosją może być interpretowana jako ustępstwo, o tyle samo ignorowanie Moskwy też nie jest rozsądnym rozwiązaniem. "Jest to ustępstwo, jeśli nasze stanowisko jest takie, że NATO może rozszerzać się gdzie chce, nie dając Rosji nic do powiedzenia w tej sprawie. Uważam jednak, że to stanowisko jest równie nieopłacalne, ponieważ Rosja pokazała od 2008 roku kiedy zaatakowała Gruzję, że ma dość siły, by robić bardzo nieprzyjemne rzeczy, które kosztują ludzkie życie. Uważam, że musimy rozmawiać z Rosją o tych sprawach" - powiedziała Liik. Estońska ekspertka była kolejną osobą, która wskazała na istotę roli Polski w całym obrazie. "Biden mógł przed telefonem do Putina skonsultować się z prezydentem Polski. Byłby to prosty gest, natomiast zapobiegłby wielu niepotrzebnym niepokojom" - dodała Liik.
Jednak słowa o ustępstwach wobec Putina powodują zrozumiałe obawy Kijowa. Stąd między innymi pojawiły się oskarżenia wobec Niemiec ministra obrony Ukrainy Ołeksija Reznikowa o blokowanie dostaw broni do Kijowa przez NATO, pomimo ostrzeżeń USA o możliwej nieuchronnej inwazji sił rosyjskich. Jednak co istotne oskarżenia te dotyczyły jeszcze decyzji rządu Angeli Merkel. Zmiana niemieckiego rządu przynosi tutaj pewną niewielką nadzieję na zmianę przynajmniej w kwestii Nord Stream 2.
Liderka niemieckich Zielonych, minister spraw zagranicznych w nowym rządzie Annalena Baerbock powiedziała, że teraz nie widzi powodu, by uruchamiać ukończony rosyjski gazociąg Nord Stream-2. Baerbock zaznaczyła, że w umowie koalicyjnej strony zawarły zapis, że europejskie prawodawstwo energetyczne ma zastosowanie do projektów energetycznych, w tym Nord Stream-2. „A to oznacza, że ten gazociąg w obecnej formie nie może zostać zatwierdzony – ponieważ nie spełnia wymogów europejskiego prawa energetycznego, a kwestie bezpieczeństwa i tak pozostają nierozwiązane” – powiedziała. O ile to stanowisko zostanie utrzymane to byłby to niewątpliwy postęp w tej sprawie, jednak, jak w każdym takim przypadku, zapewne za jakąś cenę.
Jeżeli chodzi o same podejście Rosji, jej ponawiane kilkukrotnie w ciągu tego tygodnia żądania nierozszerzania NATO, i kolejnych wyimaginowanych czerwonych liniach, które jako żywo można zobrazować słynnymi czerwonymi kreskami Stalina na mapie, to tutaj sytuacja jest dość jasna.
"Pytanie nie brzmi, jak potoczy się dialog Biden-Putin, ale czy Putinowi uda się osłabić jedność europejską kosztem pozycji zwolenników kompromisu z roszczeniami Kremla. Od dłuższego czasu mówi się, że "Ameryka odchodzi". Tak mówiono za czasów Obamy. Ale w jego czasach Kreml w to nie wierzył. Tak mówiono za czasów Trumpa. A potem kremlowscy eksperci dostosowali się do sytuacji i zaczęli w kółko dyskutować: "Ameryka odchodzi i jak będzie funkcjonował świat po jej odejściu". Słowo "odejście" stało się mantrą, inercyjnym memem. Kreml przyzwyczaił się do tej mantry, a wycofanie z Afganistanu wywołało nawet krótkotrwałą euforię w Moskwie. Ale euforia opierała się na niezrozumieniu rzeczywistości." - napisał Aleksander Morozow pracownik naukowy Wydziału Filozofii Uniwersytetu Karola.
"Okres 2014-2020 już się skończył. Zaczyna się nowa era - i w ewolucji systemu politycznego Putina, i dla Ukrainy, i dla Białorusi, i dla całego regionu, do którego należą kraje "międzymorza", które są już członkami NATO. Europa Wschodnia znajduje się w nowej sytuacji strategicznej." - napisał Morozow. Dodać do tego należy niedawne słowa Putina, który nazwał upadek ZSRR „upadkiem historycznej Rosji”. Putin przy tym wyjaśnił, że państwo straciło 40% swojego terytorium, zdolności produkcyjnych i ludności oraz "to, co zostało zbudowane w ciągu tysiąca lat". Jednocześnie zarzucił Ukrainie, że nie zwróciła majątku po byłym ZSRR.
W tej sytuacji słowa litewskiego ministra spraw zagranicznych Gabrieliusa Landsbergisa brzmią już nieco inaczej. „Myślę, że Rosja naprawdę przygotowuje się do wojny i traktuje ją poważnie. Nadal czuję, że nie traktujemy tego, co się dzieje wystarczająco poważnie, nawet na Litwie” – powiedział minister Landsbergis w Brukseli. "Sądząc po ostrzeżeniach naszych partnerów i kolegów, Rosja chce zmienić strategiczną koncepcję regionu, która wykształciła się w ciągu ostatnich dziesięcioleci" - powiedział szef litewskiej dyplomacji. "To już jest bardzo niebezpieczne, niebezpieczne także dla Litwy" - dodał.
To co wydaje się, że będzie chwilowym wyjściem dla Zachodu to opcja przeciągania rozmów i grania na czas. "Ale Moskwa może wkrótce zorientować się, że Biden nie jest w stanie poddać się i zgodzić na jakiekolwiek znaczące ustępstwa w sprawie gwarancji bezpieczeństwa, których zdaje się domagać Putin. W każdym razie, Senat USA prawie na pewno nigdy nie ratyfikuje żadnego prawnie wiążącego porozumienia, dającego Moskwie prawo weta w kwestii rozszerzenia NATO lub ewentualnego rozmieszczenia wojsk w przyszłości. Po zimie nadchodzi lato. W maju 2022 roku warunki do letniej kampanii na froncie ukraińskim znów będą sprzyjające. Czy do tego czasu uda się wypracować trwalsze porozumienie deeskalacyjne, czy też Zachód nadal będzie próbował grać na zwłokę?" - napisał Paweł Felgenhauer rosyjski analityk i publicysta.
Takie podejście jednak już na tym kontynencie przerabialiśmy i wiemy jakie są jego przykre konsekwencje. To o czym wspominam od dawna, oznacza, że dla Polski pojawia ogromne niebezpieczeństwo, ale i szansa na ryzykowny skok do przodu, który jednak wymaga odwagi i roztropności decydentów. Niezależnie od tego Polska musi mieć wypracowaną paletę rozwiązań politycznych, gdyż przed nami nie tylko zbliżające się rozstrzygnięcie na Ukrainie, której potrzeba wsparcia wynika tak z doświadczeń historycznych, jak i z egoizmu narodowego. Czas więc najwyższy na zaprezentowanie naszego zdania w przestrzeni międzynarodowej podobnie, jak udowadniamy praktycznie naszą postawę wobec zagrożenia na granicy NATO i UE.