geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Energetyczne rozterki

Michał Mistewicz

01-11-2022 09:30


"W rynku prowadzone są roboty względem zaprowadzenia oświetlenia gazowego z całym pośpiechem. Teraz właśnie obok chodników zakładane są słupy żelazne, na których umieszczone zostaną latarnie. Latarnie te będą miały zupełnie nowe palniki podwójne, konsumujące na godzinę po 250 litrów gazu, więc każda latarnia razem 500 litrów na godzinę, podczas gdy dawniej konsumowała każda taka latarnia tylko 160 litrów na godzinę. Rynek śmiało powiedzieć można, będzie rzęsiście oświetlony, nie tylko bowiem o tyle, jak wyżej wskazano, silniejszą będzie siła światła, ale i latarń będzie w Rynku więcej o 20. Po rogach Rynku staną wspaniałe kandelabry."  - donosił krakowski "Czas" w wydaniu z 15 maja 1886 roku.  Ten cytat to nie tylko historyczna perełka z zakresu rozwoju technologii, ale też pieśń pochwalna okresu, który "obdarzył człowieka nową siłą i nowym polem działania", jak pisała Barbara Tuchman, a jednocześnie był wstępem do okrutnej nocy Wielkiej Wojny.

W dzisiejszych czasach oświetlenie gazowe w postaci technologicznej ciekawostki z ostatniej ćwierci XIX wieku, byłoby nie lada horrorem finansowym dla każdego samorządu, zaś o rządach państw nawet nie wspominając. Od miesięcy takim wyzwaniem dla rządu Mołdawii jest cały czas zwiększający się nacisk Moskwy na Kiszyniów w kwestii gazowej. Przytłoczonym obrazami rosyjskich bombardowań ukraińskiej infrastruktury energetycznej, trudno jest dojrzeć, tę cichą i bardzo trudną walkę, którą prowadzą władze Mołdawii. A prowadzą ją na dwóch frontach: zewnętrznym w relacjach z Gazpromem i Kremlem oraz wewnętrznym, którym przeciwnikiem okazują się prorosyjskie partie dążące do destabilizacji sytuacji w tym kraju.

"Skumulowane skutki kryzysów uderzyły w popularność rządu. Według najnowszych sondaży tylko 30% populacji uważa teraz, że kraj zmierza we właściwym kierunku, w porównaniu do 52% we wrześniu 2021 r.. Partia rządząca (PAS) zajmuje drugie miejsce na liście preferencji wyborczych (19,4%). Na czele znajduje się Blok Komunistów i Socjalistów (20,8%), a na trzecim miejscu, zbliżając się do PAS, znajduje się Partia Şor (16,7%)." - pisał jeszcze we wrześniu mołdawski analityk Dionis Cenușa, który przypominał cała historię ostatniego kryzysu gazowego w Mołdawii, który de facto trwa jeszcze od zeszłego roku.

Dionis Cenușa zauważa także, że w trakcie rozgrywek z Gazpromem i Kremlem, rząd mołdawski wykorzystywał dotąd kartę Naddniestrza - bo bez gazu dla Mołdawii, Kreml odciąłby też Naddniestrze. I jak niedawno się okazało, Kreml zdecydował się na taki krok, ograniczając wolumen dostarczanego gazu do Mołdawii i tym samym do Naddniestrza.

"Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Kiszyniów szantażuje Rosję własną bronią: gazem ziemnym. W rzeczywistości jednak z takim zachowaniem wiążą się zagrożenia, zwłaszcza jeśli Rosja zdecyduje się na zastosowanie negatywnych scenariuszy, poświęcając region Naddniestrza. Pierwsze ryzyko dotyczy uzależnienia Mołdawii od energii elektrycznej importowanej z separatystycznego regionu (około 80% zużycia na terytorium konstytucyjnym) i produkowanej z tego samego rosyjskiego gazu. Przynależność do Europejskiej Sieci Operatorów Systemów Przesyłowych (ENTSO-E) może pomóc, ale na krócej niż miesiąc. Rząd kupił też gaz na rezerwy strategiczne (ok. 24 mln m3), który wystarczy tylko na kilka dni (zużycie gazu zimą to ok. 5 mln m3 dziennie). A drugie ryzyko dotyczy bezpieczeństwa konwencjonalnego i tego, że rosyjskie siły zbrojne stacjonujące w regionie Naddniestrza mogą wystąpić przeciwko Kiszyniowowi. Korzystną rolę może odegrać prowadzona obecnie w sposób dyskretny i przyspieszony przez władze mołdawskie modernizacja armii narodowej. Jednak każda akcja militarna może doprowadzić do chaosu i niestabilności, zwłaszcza biorąc pod uwagę słabą legitymizację rządu, na czym mogą skorzystać siły prorosyjskie, które już rozpoczęły antyrządowe protesty." - zauważał mołdawski analityk.

I właśnie to front wewnętrzny staje się kluczowy do opanowania obecnej sytuacji. Z pomocą rządowi Mołdawii oraz szerzej pojętemu ruchowi odnowicielskiemu kierowanemu przez prezydent Maię Sandu, przyszły niewątpliwie ostatnie amerykańskie sankcje nałożone nie tylko na zbiegłych mołdawskich oligarchów, jak Vladimir Plahotniuc, ale przede wszystkim na zbiegłego do Izraela i stamtąd kierującego protestami w Kiszyniowie od 7 tygodni, Illana Shora. Choć same sankcje są dość słabe, to jednak zostały umiejętnie wykorzystane propagandowo przez rząd, a wraz z ostrzejszym, niż to było dotąd, podejściem policji wobec demonstrantów, przynosi to jak dotąd zamierzony efekt uspokajania społeczeństwa - jednak na jak długo takie podejście wystarczy, trudno to przewidzieć.

Tylko czas może uleczyć nostalgię. Niestety nie ma innych metod. Przejawy tej nostalgii w Republice Mołdawii widzimy w sondażach opinii. Około 30% obywateli Republiki Mołdawii popiera wojnę Rosji z Ukrainą. Ponad 50% to potępia i to cieszy. Władze i społeczeństwo obywatelskie powinny przekonywać obywateli, że propaganda stanowi duże zagrożenie dla społeczeństwa. Widzimy, co się dzieje z tzw. protestami. Są osoby, które mówią absolutnie dziwne rzeczy. Oskarżają rząd o ewentualny kryzys energetyczny, ale łatwo ignorują fakt, że Rosja celowo niszczy elektrownie i w ten sposób Ukraina nie może dostarczać energii elektrycznej do Mołdawii." - mówił mołdawski ekspert Igor Boțan.

To co dla Mołdawii jest kryzysem energetycznym, dotyczy także naszego regionu, choć z nieco innego punktu widzenia. Od momentu niewyjaśnionego do dzisiaj uszkodzenia rurociągów Nord Stream, na plan pierwszy wysuwa się bezpieczeństwo współczesnych szlaków tak gazowych, jak i energetycznych oraz telekomunikacyjnych. Mychajło Honczar, ekspert energetyczny z Ukrainy, określił, które cele w państwach NATO mogą być celem rosyjskiej dywersji. Według niego, transoceaniczny system komunikacji światłowodowej łączący Europę i Amerykę Północną jest potencjalnym priorytetowym celem rosyjskich operacji sabotażowych. "Kable podmorskie przenoszą ponad 95% danych międzykontynentalnych, takich jak e-maile, rozmowy telefoniczne, transfery pieniężne itp. Każde zakłócenie pracy takich kabli będzie miało poważne konsekwencje w zakresie bezpieczeństwa i gospodarki dla państw członkowskich UE i USA" - powiedział ekspert ds. energii.

Drugim celem może być podwodna infrastruktura na Morzu Bałtyckim, która ma kluczowe znaczenie dla wymiany energii i informacji między krajami UE. "Oprócz światłowodów na tę infrastrukturę składają się kable elektroenergetyczne odpowiedzialne za przesył energii elektrycznej. Należą do nich: kabel podmorski SwePol łączący Szwecję i Polskę, system przesyłu energii Gotlandia łączący szwedzki ląd stały z wyspą Gotlandią oraz linia energetyczna Baltic Cable łącząca niemieckie i szwedzkie sieci elektroenergetyczne" - powiedział Honczar. Kolejnymi potencjalnymi celami dla rosyjskiej dywersji mogą być skandynawskie elektrownie atomowe, ale także infrastruktura naftowa w Polsce. Nie mniej ważne jest tu także cyberbezpieczeństwo infrastruktury przemysłowej.

Kwestie bezpieczeństwa po zniszczeniu Nord Stream stawiają kolejne zadania do wykonania przez władze państw regionu. A warto zauważyć, że w ostatnich tygodniach byliśmy świadkami już co najmniej kilku różnych incydentów, być może nie wpisujących się w ten scenariusz, ale jednak, które wywarły takie wrażenie. Można tu wymienić tak wyłączenie niemieckiej magistrali kolejowej w północnych Niemczech, awarię estońskiej kolei w minionym tygodniu, jak i przebicie rurociągu w Polsce. Stąd także wynikała główna oś dyskusji w Estonii wokół miejsca zacumowania jednostki regazyfikującej gaz LNG (FSRU), która ostatecznie zacumuje w fińskim Inkoo. Rząd Estonii obawia się, że w przypadku zniszczenia rurociągu łączącego ją z Finlandią, kraj będzie miał problemy z gazem.

"Zasoby energetyczne i infrastruktura zawsze odgrywały ważną rolę w ekspansjonistycznej polityce Rosji. W Strategii energetycznej Federacji Rosyjskiej do 2020 roku, przyjętej w 2003 roku, czyli w pierwszych latach prezydentury Putina, Rosja otwarcie zadeklarowała, że jej zasoby energetyczne i infrastruktura są "instrumentami polityki wewnętrznej i zagranicznej". Elity polityczne Rosji zawsze dążyły do połączenia infrastruktury energetycznej UE i Europy Wschodniej. Od wielu lat kierują się zasadą: "Kto jest właścicielem rurociągów lub środkowego biegu, ten jest właścicielem upstreamu i downstreamu". Rosja skupiła się więc na konsolidacji swojej kontroli nad europejskimi rynkami gazu poprzez szereg powiązanych z Gazpromem spółek, które nabyły udziały w europejskich firmach gazowych i sieciach dystrybucyjnych" - wyjaśnia ekspert ds. energetyki. Gintaras Bagdonas, były szef Centrum Bezpieczeństwa Energetycznego NATO.

Nasz zachodni sąsiad, który na gwałt zaczął budować własny terminal LNG w Lubminie, także pojmuje problem zabezpieczenia budowy tego projektu. "Przed ukończeniem instalacji Lubmin LNG zespoły przeciwminowe niemieckiej marynarki wojennej będą przeszukiwać dno morskie w pobliżu terminalu w poszukiwaniu starych materiałów wojennych i niewybuchów z okresu II wojny światowej. Korzystając z pokładowej technologii sonaru i podwodnych dronów naprowadzanych na kablu, będą niszczyć miny ładunkami wybuchowymi. Nurkowie bojowi mogą również usuwać stare miny i bomby w trudnych miejscach, takich jak porty lub płytkie wody, podała niemiecka marynarka wojenna w poniedziałkowym oświadczeniu." - czytamy w "Stars and Stripes". Jednak pozostałości z czasów II wojny światowej to jedno, a obecność okrętów w rejonie budowy to rzecz druga, którą można uznać za odpowiednią sygnalizację zamiarów zabezpieczenia swoich zamierzeń.

Żyjemy w czasach, kiedy to energia stała się niezbędną częścią naszej cywilizacji. Stąd wynika chęć rosyjskiego reżimu, którego działania noszą znamiona realnego procesu decywilizacyjnego, do nie tyle uszkodzenia, ale zniszczenia całego systemu energetycznego, nie tylko jako środka wzbudzania chaosu i niepokojów społecznych. Z tym problemem już zmaga się przytoczona wyżej Mołdawia. Docelowo zniszczenia ukraińskiego systemu zasilania ma być tylko długofalowym wstępem do całego programu upokarzania Ukrainy, a i tak ostatecznie, zgodnie z tym o czym wspominałem jeszcze w minionym roku, będzie to według Putina rachunkiem do zapłaty przez kraje cywilizacji zachodniej.

Jednak przykład zniszczeń ukraińskiej infrastruktury to także kolejna lekcja z tej wojny dla naszego kraju, zwłaszcza w świetle ogłoszonej właśnie chęci budowy dwóch elektrowni atomowych. "Ponadto działania rosyjskie, takie jak ataki na elektrownie jądrowe i niszczenie rurociągów  na  Ukrainie, muszą być brane pod uwagę, ponieważ takie taktyki wojenne mogą być stosowane również w innych regionach świata." - czytamy w raporcie "Atomowa Dyplomacja" dra Aleksandra Olecha i mgr Natalii Matiaszczyk dla Instytutu Dyplomacji Gospodarczej.

To co jest pewne w tym momencie, to zupełnie inne postrzeganie otaczającego nas środowiska, które będzie zmuszało do częstszego niż to było dotąd wykorzystywania modeli współpracy przez państwa, które zmagają się z podobnymi wyzwaniami w najważniejszej teraz kwestii bezpieczeństwa, a tym samym do ograniczania roli sieci globalnych powiązań. A to jakie będzie miało to wpływ na geopolitykę regionu, pokaże zapewne najbliższa przyszłość.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024