Zdjęcie: Pixabay
03-10-2025 11:20
Na Białorusi od kilku lat utrzymuje się wyraźny deficyt pracowników. Problem dotyka nie tylko służby zdrowia, ale i największych zakładów przemysłowych, które zmuszone są kusić kandydatów dodatkowymi zachętami i coraz wyższymi płacami. Sam Łukaszenka wielokrotnie podkreślał, że brak rąk do pracy to jedno z kluczowych wyzwań dla gospodarki. Stąd różnego typu pomysły po sięganie po pracowników z Pakistanu.
Największe przedsiębiorstwa, takie jak MZKT, MAZ czy Mińska Fabryka Silników, publikują tysiące ogłoszeń. Skala ofert pokazuje rozwarstwienie wynagrodzeń: pomocnik hutnika może liczyć nawet na 4800 rubli, a operator tokarki CNC na 4200, podczas gdy osoby zatrudnione na ćwierć etatu w zawodach pomocniczych dostają niespełna 250 rubli. Najwięcej zarabiają oczywiście menedżerowie i dyrektorzy – na Mińskim Zakładzie Traktorów główny księgowy otrzymuje 6700 rubli, a główny technolog 5600. Z kolei na „Atlancie” najwyższe stawki, sięgające blisko 3700 rubli, proponuje się kierownikowi działu technicznego, ale zwykli inżynierowie czy stolarze otrzymują nieco ponad tysiąc.
Deficyt kadry dotyczy również lekarzy i pielęgniarek. W bazie ofert pracy figuruje kilka tysięcy ogłoszeń dla medyków. Kontrast w zarobkach jest uderzający. W regionalnych szpitalach lekarz specjalista na część etatu dostaje 200–300 rubli, podczas gdy w prywatnych klinikach pensje przekraczają 5–6 tysięcy. Na przykład centrum „Łazar” w Baranowiczach płaci radiologowi 6 tys. rubli, wymagając jednak pięciu lat doświadczenia i dodatkowej specjalizacji. Głównym pielęgniarkom w niektórych placówkach oferuje się ponad 3 tys. rubli, ale zdecydowana większość zatrudnionych w szpitalach musi zadowolić się ułamkiem tej kwoty.
Równocześnie władze intensyfikują walkę z tak zwanym „pasożytnictwem”. Pod pretekstem wyrównywania obciążeń państwo sprawdza dochody osób niezarejestrowanych w urzędach pracy, a w przypadku wykrycia niezgodności nakłada dodatkowe podatki według podwyższonej stawki 26 procent. Samorządy przypominają też, że bezrobotni muszą płacić za część usług komunalnych według pełnych, kilkukrotnie wyższych taryf. Jak zaznaczył jeden z przedstawicieli władz obwodowych, dla tych, którzy uchylają się od zatrudnienia, rachunki za ogrzewanie czy ciepłą wodę są „cztery i pół razy wyższe niż dla reszty mieszkańców”.