Zdjęcie: Twitter
02-07-2021 10:20
30 sierpnia Riigikogu czyli estoński parlament spotka się, by wybrać kolejnego prezydenta Estonii. Ale na niecałe dwa miesiące do końca nie ma jeszcze kampanii wyborczej, o której można by mówić.W poprzednich wyborach wszystko wyglądało inaczej, kandydatów było więcej, a debaty były w toku.
Jak dotąd prezydent Kersti Kaljulaid, prezes Estońskiej Akademii Nauk Tarmo Soomere i były przewodniczący Riigikogu Henn Põlluaas (EKRE) zapowiedzieli, że będą kandydować, ale koalicja rządząca nie przedstawiła jeszcze żadnych własnych kandydatów. Potrzebne jest porozumienie między partiami, ponieważ prezydent musi być wybrany większością dwóch trzecich, czyli 68 głosami.
Przewodniczący opozycyjnej partii EKRE Martin Helme nazwał tę sytuację zawstydzającą i haniebną, a winę obwinił format wyborczy, w którym Riigikogu i rada wyborcza wybierają prezydenta, a nie przez głosowanie publiczne.
„Mamy system wyborów prezydenckich, który jest całkowicie beznadziejny. Nasz system wyborów prezydenckich nie faworyzuje godnych kandydatów. Jeśli mamy godnych kandydatów, zostaną oni nominowani w ostatniej chwili. I tak naprawdę nadal mamy system wyborów prezydenckich, który sprzyja umowom zawieranymi w kuluarach Parlamentu” – powiedział.
Przewodniczący Partii Centrum Jüri Ratas zgadza się z Helme, że system jest wadliwy i należy go zmienić, ale dodał, że wielokrotnie o tym mówiono i nie dokonano żadnych zmian.„Myślę, że mamy dziś trzech kandydatów: Kersti Kaljulaid, Tarmo Soomere i Henn Põlluaas. Oczywiście wszyscy troje są ludźmi rzeczowymi i godnymi, ale wierzę, że przed dniem wyborów kandydatów będzie więcej” – powiedział Ratas.