Zdjęcie: Pixabay
29-10-2024 09:30
"Ponad strategią wojskową, dyplomatyczną, gospodarczą i psychologiczną panuje strategia polityczna, lub, jak kto woli, globalna, koordynując wszystkie inne dla osiągnięcia celu najwyższego, przez nią określonego.(...) Zadaniem strategii politycznej jest więc wskazanie celów zasadniczych i wyznaczenie zadań strategiom: dyplomatycznej, wojskowej, gospodarczej i psychologicznej, czyli koordynacji tych strategii drugiego rzędu dla osiągnięcia celów zasadniczych, do których zmierza państwo, a w wypadku sojuszu - grupa państw. Dotychczas tylko Sowiety potrafiły stworzyć nowoczesną strategię polityczną w pełnym znaczeniu tego słowa, pozwalającą im skoordynować wszystkie jej składniki dla wspólnego działania. Potrafiły stworzyć ją dlatego, że postawiły jej wyraźne zadanie do spełnienia, że wprzęgły ją w służbę wyraźnej idei przewodniej, której zostały podporządkowane wszystkie potrzeby i cele, uznane za drugorzędne." - pisał pod koniec 1952 roku, Aleksander Kawałkowski, oficer dyplomowany i długoletni przedstawiciel dyplomatyczny II RP m.in, we Francji. Wszystkim polecam przeczytanie jego artykułu "Wojna psychologiczna" na łamach paryskiej "Kultury", czego parafrazą tytułu jest dzisiejszy tytuł komentarza tygodnia.
Dlaczego jest to istotne. Dyplomata wskazywał, jakie zasadnicze kierunki ówczesnej polityki świata zachodniego, powodowały psychologiczną przegraną Zachodu w starciu z Sowietami. A zauważmy, że moment, w którym opublikowany był ów artykuł - miesiąc po śmierci Stalina - to powolny, lecz postępujący wzrost znanego trendu w świecie zachodnim, którego kulminacją były sterowane z Moskwy lewicowe protesty roku 1968 na Zachodzie, w tym także psychologiczna przegrana USA - a taki panuje stereotyp - wojny w Wietnamie. Z następstwami owych wydarzeń, w połączeniu z innymi, zmagamy się do dzisiaj, o czym za chwilę.
Mijający miesiąc, a także pierwsze dni listopada zdominowane są przez te, czy inne, wybory odbywające się nie tylko w naszym regionie. I w tej wieloetapowej bitwie o głosy mamy do czynienia z różnymi wynikami. Zacznijmy jednak od naszego regionu. Podobnie, jak w Polsce ponad rok temu, także na Litwie, "obróciło się polityczne wahadło" - jak to określiła premier Ingrida Šimonytė. Wygrali socjaldemokraci, a rządy konserwatystów odchodzą do historii. "Te wybory były referendum zaufania wobec konserwatystów. Wyborca głosował na każdego, kto nie jest konserwatystą. Zawiniła nie fatalna sytuacja gospodarcza, tylko arogancja partii. Emocje w polityce mają znaczenie, konserwatyści zdobyli tylko 28 mandatów" - napisał Aleksander Radczenko, doradca prawny przewodniczącej Seimasu. I tutaj porównania między Polską a Litwą się kończą, tak, jak inne są powody, dla których Litwini wybrali tak, a nie inaczej.
I powtórzę, że z polskiego punktu widzenia nic się nie zmienia. Nie będzie zmiany frontu dyplomatycznego, co nadal grozi nam w przypadku Mołdawii. A tam odbyła się debata telewizyjna prezydent Mai Sandu z kontrkandydatem Alexandrem Stoianoglo, którą według ekspertów, wizerunkowo wygrała obecna prezydent. Czy to jednak wystarczy do wygranej w II turze w najbliższą niedzielę? Warto zwrócić uwagę na słowa trzeciego w I turze Renato Usatiego, który stwierdził, że Maia Sandu cierpi na "syndrom Gorbaczowa", czyli jest nielubiana w kraju, za to doceniana za granicą, natomiast za kandydaturą Stoianoglo stoją prorosyjscy oligarchowie, którzy uciekli z kraju.
Siły i środki, związane z przekupywaniem wyborców, które Rosja przeznaczyła na tę wybory dowodzą, że Kreml tym razem nie chce popełnić błędu z 2020 roku. I nawet jeśli wybory wygra Maia Sandu, to znów trzeba przypomnieć zeszłotygodniową konkluzję. Do lata przyszłego roku nie można być pewnym, że to samo polityczne wahadło nie spowoduje, że prezydent Sandu pozostanie osamotniona na swoim prozachodnim stanowisku.
I niestety należy przy tym zauważyć, że stosując podobne metody, Rosji udało się wygrać wyborczą bitwę o Gruzję. "To było totalne fałszowanie i kradzież waszych głosów. Wykorzystano wszystkie metody, które widzieliśmy w różnych krajach. Ponadto zastosowano nowoczesne technologie zacierania fałszerstwa. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było. Byliśmy świadkami i ofiarami rosyjskiej operacji specjalnej, wojny hybrydowej, która była prowadzona przeciwko naszemu narodowi, przeciwko naszemu krajowi" — oświadczyła prezydent tego kraju, Salome Zurabiszwili. Przypomnijmy ten bardzo krótki bieg historii: w 2008 roku Gruzja przegrywa wojnę z Rosją, po czym po kilkunastu latach kraj ten de facto zostaje krajem zależnym od agresora. I znów wskazówka dziejowa. Między 1768 rokiem, ostatnim większym polskim zrywem antyrosyjskim przed Insurekcją, minęło 27 lat do zupełnej utraty niepodległości przez I Rzeczpospolitą.
"Rosja atakuje tylko słabszego przeciwnika, a NATO nie sygnalizuje swojej siły. Strategia, która wyłoniła się w 2023 roku, zwłaszcza po niestety przewidywalnym niepowodzeniu ukraińskiej ofensywy latem 2023 roku, opiera się na dominacji w wojnie na wyniszczenie, wykorzystując przewagę liczebną oraz zasoby materialne, aby wyczerpać przeciwnika do całkowitego zniszczenia. Ta strategia wspiera szersze cele wojenne [...] – krótko mówiąc, wojskowe pokonanie Ukrainy, ekonomiczne jej zniszczenie oraz wprowadzenie Zachodu w błąd, jego podział i demoralizację. Strategia ta pozostaje niezmienna i uważam, że nadal taką pozostanie." – powiedział James Sherr, ekspert z estońskiego Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa (ICDS).
"Nie formułuję prognoz, wskazuję na istniejące warunki, które zniechęcają do zaufania do przyszłości. Bardzo trudno jest teraz znaleźć jasne, uzasadnione powody, aby być optymistycznym co do kierunku, w którym zmierzają sprawy w Europie. I ten fakt nie jest po prostu frustrujący, ale stanowi głębokie błędne odczytanie wydarzeń. Rosja jest w o wiele słabszej i bardziej podatnej na zranienie pozycji, niż większość ludzi na Zachodzie zdaje się wierzyć.(...) Na Zachodzie nadal traktujemy wojnę hybrydową jako coś, co jest w jakiś sposób oddzielone od tej wojny i przyszłej wojny. Nie rozumiemy dwóch rzeczy: wiele tak zwanych działań hybrydowych Rosji ma na celu przygotowanie przyszłego pola bitwy do jawnego konfliktu kinetycznego. Po drugie, nie mówimy tutaj o „miękkiej wojnie” – chodzi o szeroki wachlarz działań, takich jak infiltracja, kompromitowanie i osłabianie instytucji państwowych i prywatnych, szpiegostwo, zakłócanie funkcjonowania systemów kolejowych, lotnictwa cywilnego, sabotaż, na przykład podpalanie fabryk, oraz zabójstwa, w tym próba zamachu na prezesa jednej z czołowych niemieckich firm zbrojeniowych, Rheinmetall, a także jawne akty morderstwa. Wszystko to może się nasilać, a mimo to nie patrzymy na to całościowo, lecz postrzegamy w sposób bardzo fragmentaryczny." - mówi ekspert, który dodaje "Rosjanie nas nie szanują".
"Zgoda Zachodu na przekazanie części ziem ukraińskich Rosji będzie „katastrofalnym błędem” - ukraińskie media cytują słowa prezydenta Andrzeja Dudy. "Jeśli jesteście tak hojni wobec Rosji, dlaczego nie dacie im kawałka własnej ziemi? Dlaczego jakikolwiek suwerenny kraj miałby zadowalać Rosję? Na jakiej podstawie, mogę zapytać, Rosja zasługuje na cokolwiek - zwłaszcza na cudze terytorium?" - mówił polski prezydent w odpowiedzi na pytanie, czy w warunkach znacznej przewagi liczebnej Rosji Ukraina może realnie odzyskać wszystkie okupowane terytoria. "Jeśli pozwolimy Ukrainie zostać pokonaną, Rosjanie odniosą swoje największe zwycięstwo nad Zachodem, nad każdym przeciwnikiem od 1945 roku. Oczywiście, przeciwnikiem w 1945 roku nie był Zachód, w tamtych czasach ledwo mówiliśmy o Zachodzie. Ale byłoby to największe zwycięstwo Rosji w Europie i na świecie od 1945 roku." - mówi James Sherr. Sęk w tym, że na Zachodzie, a w zasadzie tuż za naszą granicą na Odrze, panuje trend, przed którym, również dekady temu, ostrzegał Adolf Bocheński.
Bo katastrofalne błędy, to także kwestia wyborów naszych zachodnich sąsiadów, gdzie trwa już walka o przyszłoroczne głosy. Z czym mamy do czynienia? "Rosyjska propaganda wspiera narrację "wielobiegunowego świata" promując wizję świata opartego na regionalnych biegunach władzy zamiast hegemonii Zachodu. Celem jest osłabienie sojuszy NATO i UE oraz przeciągnięcie państw na orbitę wpływów Moskwy. Śmieje się więc, że AfD mówi: "Może i będziecie w biegunie rosyjskim Polaczki i wielu z was zginie, ale to poświęcenie, na które jesteśmy w AfD gotowi" "Wielobiegunowość" nie jest nową koncepcją, ale Rosja używa jej jako narzędzia, by zyskać poparcie ruchów antyamerykańskich i antyzachodnich. Przypomnę, że mieszkamy na Zachodzie i ta narracja to typowa sytuacja typu "Kurczaki popierające KFC". Propaganda sugeruje, że zachodnie mocarstwa nie działają na rzecz pokoju, a ich rola geopolityczna wyczerpuje się na tle "sprawiedliwego porządku" Wschodu." - napisała Patrycja Anna Tepper z Instytutu Zachodniego o przekazie rosnącej w siłę AfD.
"Ostatnia rzecz, którą powiem, to to, że może nie mamy 10 stóp wzrostu, ale nie jesteśmy pigmejami. Mamy mnóstwo zasobów. Mamy 50 000 żołnierzy w Niemczech. Co oni tam robią? Nie są na pierwszej linii frontu przeciwko Rosji. Prezydent Trump chciał przenieść połowę żołnierzy z Niemiec. Plan zakładał przeniesienie połowy z nich do Polski, aby odstraszyć Rosjan, a drugą połowę zabrać i przenieść na Wyspy Aleuckie, Guam, Hawaje, do Kalifornii. Przenieść ich na Pacyfik, aby odstraszyć Chińczyków. A wiesz, kto się temu sprzeciwiał? Niemcy. Angela Merkel zadzwoniła, jakby była burmistrzem, narzekając, że salony samochodowe i puby będą musiały zostać zamknięte, jeśli wycofamy tak wiele wojsk z Niemiec." - mówił w wywiadzie Robert C. O'Brien, który pełnił funkcję doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 2019 i 2020.
Jak widać te wybory nie są wyborami takimi, jakimi znamy sprzed powiedzmy dekady. Jeśli przeczytają Państwo moje artykuły sprzed października 2023 roku, to zauważycie, ile razy wskazywałem na wagę naszych polskich wyborów, a których później większość wyborców dokonywała na ślepo, bez jakiegokolwiek rachunku politycznego, "bo tak". Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Wracając do przestrzeni dawnej I Rzeczpospolitej, przekaże kilka zauważonych nowinek z minionych dni. W obwodzie królewieckim, najbardziej putinowskie media, od kilku tygodni prowadzą kampanię informacyjną na temat miejsc schronienia w poszczególnych miejscowościach regionu. Po drugiej stronie granicy "ruskiego świata", na Łotwie, również kilka mediów opublikowało podobne w treści artykuły. "Minęło już ponad 2,5 roku, odkąd Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę, a Unia Europejska wprowadziła już 14 różnych pakietów sankcji przeciwko państwu agresorowi.Lista towarów objętych sankcjami stale rośnie, ale kolejki ciężarówek oczekujących na granicy łotewsko-rosyjskiej nie maleją" informuje natomiast Łotewskie Radio. Zaskoczenie?
Odwołajmy się do słów dyplomaty sprzed dekad. "Jedną z przyczyn cofania się i załamywania woli oporu w świecie wolnym przed naciskiem sowieckim jest zanik moralności w polityce międzynarodowej, wywołujący zwątpienie i nieufność we wzajemnych stosunkach państw wolnych.(...) Społeczeństwa zachodnie są już psychicznie, a więc moralnie częściowo sparaliżowane. Politycznie cechuje je zanik śmielszej myśli, najdalszą ambicją jest zachowanie status quo. Partie polityczne przestały być źródłami prądów ideowych, odwraca się od nich młodzież. Ideał demokracji staje się wyświechtanym frazesem, nie mobilizującym już niemal nikogo dla obrony.(...) Stany Zjednoczone nie mają innego wyboru, jak wziąć na siebie całą odpowiedzialność za strategię psychologiczną. Będą wówczas zabezpieczone przed paraliżującym wpływem swych sojuszników przynajmniej w zakresie działań wobec świata sowieckiego i wobec narodów ujarzmionych. ".
W tym ciemnym przekazie istnieje jednak iskra nadziei. Warto ją dostrzec samemu, gdyż w poszukiwaniu naturalnej równowagi, znajdziemy w tym również nasze własne wybory.