geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Ruchome piaski

Michał Mistewicz

02-05-2023 09:30


"Jeśli bowiem Rosjanie, w warunkach depresji istotnie uznać i zgodzić się mogą z faktem wieczystej utraty "Priwinslanskowo Kraja" - terenu dla organizmu państwowego Rosji peryferyjnego, jeśli zgodzą się z utraceniem części swego dawnego Bałtyku, jeśli wreszcie, w wypadku całkiem niekorzystnego układu stosunków na Dalekim Wschodzie, Japonja zaanektuje rosyjską część Sachalina i Władywostok z przyległościami - to nigdy i w żadnym wypadku nie pogodzi się z odpadnięciem Ukrainy, utraceniem brzegów Morza Czarnego, Krymu, kraju, który dostarcza około 75% całej sowieckiej produkcji żelaza lanego, 98% antracytu, z utraceniem Zagłębia Donieckiego, itd...(...) Pozytywną pozycję Polski do zagadnienia niepodległości ukraińskiej potęguje pozatem rozmieszczenie źródeł energetycznych i przemysłowych obu narodów. Zlokalizowanie zagłębia donieckiego, rejonu charkowskiego, Dnieprostroju, itd., objektów we wschodniej części Ukrainy, a z drugiej strony położeniem Górnego Śląska, dostępu do morza i kulturalnych, uprzemysłowionych terenów Polski na Zachodzie, przy jednoczesnym rosyjskim parciu na zachód i niemieckim - na wschód - stwarza naturalną tendencję do minimalizacji spornych kwestyj, powstających na względnie mniej cennych terenach pogranicza polsko-ukraińskiego położonych - natomiast urasta do znaczenia pierwszorzędnego porozumienia polsko-ukraińskiego, umożliwiającego swobodę ruchów Polski na zachodzie, a Ukrainy na wschodzie." - pisał na początku trudnej epoki lat trzydziestych XX wieku, cytowany już kiedyś przeze mnie, Włodzimierz Bączkowski, sowietolog, którego prace możemy znów poznać dzięki ich nowym wydaniom.

Miniony tydzień to nie tylko rozmowa Zełenski-Xi Jinping, ale kilka innych wydarzeń, które jak tytułowe ruchome piaski, pokazują nam jak krucha i niepewna jest obecna rzeczywistość. Niewątpliwie najbliższy szczyt NATO w Wilnie, wiąże się z kolejnymi oczekiwaniami: kwestią przyjęcia Szwecji, wzmocnienia wojskowego wschodniej flanki sojuszu, na które liczą państwa bałtyckie, ale także przyszłości relacji z Ukrainą. W tej sytuacji państwa bałtyckie konsekwentnie przygotowują się do obrony.

Estonia poprzez swoich oficerów ostrzega przed nowymi jednostkami wroga powstającymi u granic kraju i Finlandii, a także przed podziałem Zachodniego OW FR na dwie części, co ma umożliwić skupienie się większej siły na krótszym odcinku. I jak się wydaje z innych analiz, estońskie Siły Obronne skróciły okres rozpoznania na półroczny, bo w takiej perspektywie czasowej zaczynają oceniać potencjał rosyjskiego zagrożenia. Jak wspominał w ostatnim wywiadzie generał Martin Herem, szef Estońskich Sił Obrony, Estonia zmierza w takim kierunku, jak Izrael, "oznacza to bycie stale przygotowanym na to, że coś się wydarzy. Nie dziś ani jutro, ale  nie będzie czasu spokoju.".

Na Łotwie wciąż trwa cykl ćwiczeń wojskowych, ale także wdrażane są powoli zapisy ustawy o poborze powszechnym, natomiast na Litwie ostatnie ćwiczenia alarmowe obrony cywilnej (i tutaj kolejny kamyk do naszego ogródka), wykazały niedostateczną liczbę syren oraz potrzebę poprawienia systemu powiadomień dla społeczeństwa o zagrożeniach.

I to właśnie gospodarz lipcowego szczytu NATO, okazuje się probierzem pewności sojuszniczej. Niestety zeszłotygodniowa wizyta prezydenta Litwy w Berlinie nie przyniosła znaczącego przełomu w kwestii podejścia Niemiec do obecności brygady na Litwie. Nie osiągnięto nic ponadto, co było wiadomo wcześniej. Mimo starania litewskiego prezydenta ubrania w nowe określenia "pomysłu o stopniowym rozlokowaniu niemieckiej jednostki na Litwie zgodnie z postępem budowy infrastruktury", a co warte zauważenia, nie towarzyszyło tym słowom potwierdzenie samego kanclerza. Dopiero na pytanie litewskiej agencji prasowej, biuro kanclerza odpowiedziało w typowy, zawoalowany, sposób.

"Rząd federalny będzie nadal wnosił istotny wkład we wzmocnienie wschodniej flanki NATO. W tym celu do ochrony Litwy została przydzielona niemiecka brygada. W rozmowach z prezydentem Nausėdą kanclerz Scholz potwierdził, że wspólne porozumienie z czerwca 2022 roku o niemieckim zaangażowaniu w obronę brygady na Litwie pozostaje bez zmian. Konkretna realizacja będzie omawiana między ministerstwami obrony na podstawie tego porozumienia." - brzmi oświadczenie. Oświadczenie to nie stoi w sprzeczności z wcześniejszym stanowiskiem ministra obrony Niemiec Borisa Pistoriusa, zrzucającego na barki decyzji sojuszu o rozlokowaniu sił niemieckich na wschodniej flance.

Wniosek z tej lekcji jest dość jednoznaczny: Niemcy niechętnie angażują się w kierunek wschodni, z wielu zresztą powodów: czy to w wyniku braków kadrowo-logistycznych w wojsku, czy też z powodu, znanego nam kapiszona "Zeitenwende", który zmienia się w "efekt Rapallo", czyli utrzymywania się w dyplomatycznych blokach startowych do "resetu stosunków", a na szerszej rywalizacji geopolitycznej kończąc.

Tutaj za słowa refleksji niech posłuży opinia Marka Świerczyńskiego ("Polityka Insight") po tygodniowym pobycie w Korei Południowej. "Istnieje głębokie poczucie erozji amerykańskiej hegemonii, wpływu i potęgi. Przedstawiciele Azji nie mają raczej wątpliwości, że Chiny staną się w najbliższym czasie podmiotem dominującym w globalnym układzie sił. Tak samo silne jest przekonanie o słabnięciu znaczenia Rosji, ale nadal traktowana jest jako ważny partner dyplomatyczny i handlowy (źródło surowców i energii, rynek dla technologii). Temu podejściu nie przeszkadza wojna wywołana przez Rosję w Europie.". Nie trudno dojść do przekonania, że podobne opinie mogą być także wyrażane w Berlinie.

Tym bardziej, że coraz częściej, napomyka się o możliwości chińskich przygotowań do wojny. "Xi intensyfikuje obecnie trwającą dekadę kampanię na rzecz zerwania kluczowych zależności gospodarczych i technologicznych od kierowanego przez USA demokratycznego świata. Robi to w oczekiwaniu na nową fazę ideologicznej i geostrategicznej "walki", jak sam to określa. Jego komunikaty o przygotowaniach do wojny i utożsamianie odmłodzenia narodowego ze zjednoczeniem oznaczają nową fazę w jego politycznej kampanii wojennej mającej na celu zastraszenie Tajwanu. Jest on wyraźnie gotów użyć siły, aby przejąć wyspę. Nie jest jasne, czy uważa, że może to zrobić bez ryzyka niekontrolowanej eskalacji ze strony Stanów Zjednoczonych." - można było przeczytać w końcu marca w artykule "Foreign Affairs".

Ale Chiny to także słabe wsparcie dla swojego głównego rosyjskiego sojusznika. "Przeglądając chińskie dane celne, widać wyraźnie, że Chiny zachowują przewagę w stosunkach gospodarczych z Rosją i że Pekin nie spieszy się z zapewnieniem Kremlowi ekonomicznego ratunku. W przyszłości chińskie firmy mogą jednak przyjść Rosji z pomocą, zwiększając swoje inwestycje w tym kraju. Na razie nic nie wskazuje na to, że się do tego przygotowują, ale na decyzje inwestycyjne trzeba czekać od trzech do pięciu lat. Jest jednak mało prawdopodobne, że chińskie firmy wypełnią całą pustkę po odchodzących firmach zachodnich. Firmy z krajów, które Rosja uważa obecnie za "nieprzyjazne" - a które kiedyś przynosiły Moskwie innowacje - stanowiły 90 procent bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Rosji w ciągu ostatniej dekady. Dziś udział ten jest prawdopodobnie bliski zeru (choć rosyjskie zastrzeżenie danych o inwestycjach zagranicznych utrudnia podanie dokładnej liczby).(...)Wbrew oficjalnym deklaracjom, entuzjastyczny pivot Rosji w kierunku Chin nie został odwzajemniony." - czytamy w artykule Agathe Demarais.

 A w NATO? "Proces członkostwa Szwecji został jednak zahamowany z powodu sprzeciwu przywódców Turcji i Węgier, a sojusznicy nie są już pewni, czy Sztokholm będzie pełnoprawnym członkiem NATO do czasu lipcowego szczytu Sojuszu w Wilnie. Mimo to wielu Szwedów nadal popiera członkostwo w NATO, ale przeciągający się proces prawdopodobnie spowoduje także ból głowy w kwaterze głównej NATO - dla sił Sojuszu terytorium Szwecji jest kluczowe dla obrony Bałtyku, a wraz z przystąpieniem Finlandii znaczenie Szwecji jeszcze bardziej wzrosło." - czytamy w litewskiej prasie. "Dopóki Szwecja nie jest członkiem, istnieje pewna niepewność co do tego, jak Sojusz może działać w różnych scenariuszach, co czyni go nieco słabszym" - powiedział Mats Engström, ekspert Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR) - "Jeśli Szwecja ściśle współpracuje z NATO i przygotowuje się do akcesji, plany obronne nie mogą być w pełni sfinalizowane, zanim Szwecja stanie się pełnoprawnym członkiem sojuszu. Choć jest bardzo prawdopodobne, że Szwecja uczestniczyłaby w obronie wschodniej flanki, mimo, że nie jest do tego zobowiązana, gdyż wynikałoby to z artykułu 5 Sojuszu." - słowa te są kolejnym pewnym punktem obrad najbliższego szczytu w Wilnie.

Ale jest jeszcze jedna kwestia, która leżała do niedawna na boku zmagań o wpływy regionalne, a czego przejaw zobaczyliśmy w niewielkiej, mołdawskiej autonomii Gagauzji. Niedzielne wybory na baszkana Gagauzji, choć nie przyniosły rozstrzygnięcia, to jednak dostarczyły wiedzy na temat roli mniejszości etnicznej podlegającej stałym wpływom propagandowym Moskwy. Niezależnie jak te wybory się skończą, wygra kandydat, tak czy inaczej wspierany przez Rosję i zapewniający stały wpływ na tę dość niewielką społeczność. Zresztą same władze w Kiszyniowie dostrzegają skalę problemu, o czym mówiła prezydent Maia Sandu iż ​​wielu kandydatów na urząd baszkana to „raczej agenci Rosji niż politycy, którzy chcą pracować dla mieszkańców autonomii”, a za główne źródło problemów uważa brak znajomości języka rumuńskiego w autonomii, co umożliwiłoby poznanie mołdawskiego punktu widzenia. Ale mniejszość Gagauzów nie jedyny problem Mołdawii.

Mołdawski publicysta Anatol Țăranu, opisując zapowiedź sił prorosyjskich czyli partii "Sor" i socjalistów z PSRM, zorganizowania 9 maja w Kiszyniowie tzw. pochodu nieśmiertelnego pułku, używa określenia "V kolumna". Co ciekawe przemarsz ma się odbyć, choć w Rosji, a także w separatystycznym Naddniestrzu, impreza ta w tym roku została odwołana. "Wykorzystując niezbyt fortunną decyzję Sądu Konstytucyjnego [mowa o ponownym dopuszczeniu używania wstążki św. Jerzego w przestrzeni publicznej - red.], mołdawskie partie prorosyjskie zamierzają swoimi działaniami 9 maja podtrzymywać napięcia w mołdawskim społeczeństwie, w pełni uzasadnić jakość piątej kolumny, która promuje interesy rosyjskiego imperializmu w Mołdawii. Tak jak propaganda Kremla wykorzystuje do celów imperialnych pamięć o żołnierzach, którzy poświęcili się w walce z faszyzmem w II wojnie światowej, w podobny sposób rosyjscy agenci w Kiszyniowie spekulacyjnie wykorzystują pamięć o bohaterach w wąskich interesach partyjnych." - napisał Țăranu.

"W tej trudnej sytuacji partie proeuropejskie wybiorą najgorszą linię postępowania, jeśli pozostaną biernymi obserwatorami ulicznych bachanaliów piątej kolumny 9 maja. Odziedziczona po praktykach sowieckich tradycja upamiętniania bohaterów wojny z faszyzmem powinna zostać uzupełniona o nową tradycję ożywioną obchodami Dnia Europy 9 maja. Już 9 maja tego roku w Kiszyniowie można zorganizować reprezentatywną demonstrację partii proeuropejskich o tematyce antyfaszystowskiej i antywojennej. Tylko w ten sposób można przyćmić destabilizujące działania partii prorosyjskich i przekonać cały świat, że wstążka św. Jerzego reprezentuje nie obywateli Mołdawii, a jedynie marginalną część mołdawskiego społeczeństwa." - zauważa mołdawski publicysta.

Nasz region jest tylko częścią tej światowej układanki. Cytowane wyżej słowa Włodzimierza Bączkowskiego, w mojej ocenie, można odnieść także do każdej innej gałęzi gospodarki, w tym rolnictwa, które stało się osią dość niepotrzebnego sporu, a który de facto wynikał z wcześniej popełnionych błędów.  "W miejsce dotychczasowej, nieco sielskiej sympatii, pojawią się zadrażnienia i w konsekwencji może ujawnić się tłumiona niechęć. Nasi wrogowie, nie tylko na wschodzie to wykorzystają, choćby z tego powodu, że polsko-ukraiński tandem zmienić może układ sił w Europie, lepiej zatem zrobić wszystko, aby on nie powstał. W efekcie możemy ponosić koszty sąsiadowania ze zdestabilizowanym państwem nie wykorzystując możliwości, które pojawiłyby się gdyby destabilizacji uniknąć, albo znacząco zmniejszyć jej skalę." - zauważa Marek Budzisz w analizie  afery zbożowej.

Dość oczywisty wniosek w obserwacji całego tego złożonego obrazu, mówi nam, że w kolejne święto Konstytucji 3 maja, stajemy przed równie ważnymi pytaniami, na które musieli odpowiadać współcześni, a wybór odpowiedzi staje się, z przyspieszającym upływem czasu ,coraz mniejszy.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021