Zdjęcie: Pixabay
17-09-2024 09:30
Bywa, że dość wąski charakter komentarzy, nie pozwala na ujęcie szerszej perspektywy i tak właśnie będzie o w tym przypadku. Nagromadzenie wydarzeń minionego tygodnia cały czas utwierdza mnie w przekonaniu, że wpływają one na przyspieszenie coraz bardziej uciekającego czasu. W tej chwili żyjemy ludzką tragedią naszych Rodaków z zachodniej części Śląska, którzy zmagają się ze skutkami powodzi. Moje rodzinne Mysłowice, otrzymały zaledwie drobny cios rykoszetem w tym pogodowym zjawisku naturalnym, który dotknął Europę Środkową, gdyż wystąpiły podtopienia dokładnie w tych samych miejscach, w których woda występowała w 1997 czy 2010 roku i dekady wcześniej. Niemniej z obiektywnego punktu widzenia, warto zauważyć, że w tych trudnych chwilach testowany jest system nie tyle administracyjny, ale ogólnie, sprawczy, całego państwa.
I przyglądamy się temu działaniu nie tylko my, ale także wróg, który przysłowiowo nie śpi i korzysta również z takich losowych okazji. Ilość i treści sporej liczby komentarzy, które pojawiały się w ostatnich dniach na wielu portalach i w mediach społecznościowych, przypomina, że działania cyberwojny z zakresu operacji psychologicznych nasz przeciwnik wykorzystuje cały czas. Natomiast operacja działań hybrydowych jest połączeniem wielu wątków, nie tylko propagandy, ale również sabotażu czy wciąż wykorzystywanego, a rosnącego napływu migracyjnego na nasze granice. Dla tych, którzy nie mają czasu śledzić mediów pod tym kątem, wytypowałem kilka wydarzeń minionego tygodnia, które wpisują się w ten scenariusz.
Na pierwszy plan wysuwa się śledztwo w sprawie przesyłek z materiałami wybuchowymi, które zaczęły się pojawiać w magazynach polskich firm branży kurierskiej. "Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji nadzoruje obecnie śledztwo dotyczące dokonanych na terenie Polski oraz w Republice Litwy i innych krajach członkowskich Unii Europejskiej, aktów sabotażu polegających na rozsyłaniu przesyłek kurierskich zawierających ładunki ulegające samozapłonowi lub detonacji, przy czym czyny te miały charakter terrorystyczny i zmierzały do zastraszenia wielu osób. (...) We wtorek 27 sierpnia na warszawskim Mokotowie doszło do pożaru furgonetki firmy kurierskiej. Jak informował Miejski Reporter kurier twierdził, że doszło prawdopodobnie do wybuchu w jednej z paczek, następnie nastąpił pożar, który szybko się rozprzestrzenił." - czytamy w mediach. Z dalszej części artykułu wynika, że wcześniej do pożarów magazynów doszło w Niemczech, których źródłem były paczki.
Pozostałe przypadki są już mniej głośne i dotyczą klasycznej odmiany rosyjskich prowokacji, czyli powiązanie historii ze wzbudzaniem niepokoju społecznego. Wielu entuzjastom historii okresu napoleońskiego znana jest postać ks. Michaiła Barclaya de Tolly, carskiego feldmarszałka i ministra wojny, uczestnika wielu bitew przeciwko Wielkiej Armii Napoleona, dowódcy centrum i prawego skrzydła pod Borodino, pogromcy francuskiego korpusu gen. Vandamme'a pod Kulm w 1813 roku, wreszcie zdobywcy Paryża. Natomiast powiedzmy wprost, że dla większości Łotyszy, jak i turystów odwiedzających ten kraj, jego postać jest praktycznie nieznana - nie oznacza to jednak, że nie jest takim samym symbolem rosyjskiej dominacji w regionie, jak warszawska Cytadela czy PKiN. Dlaczego Łotyszy?
Ten Szkot z pochodzenia, urodził się w Rydze i choć zmarł w Wystruci (Czerniachowsk, obwód królewiecki), to msza pogrzebowa odbyła się w ryskiej katedrze, a prochy pochowano w jego majątku w Jõgeveste w Estonii. Notabene w 2011 roku doszło do kradzieży urny z jego sercem w królewieckiej Wystruci w 2011 roku. Niemniej kilka tygodni temu, samorząd Rygi debatował nad kwestią usunięcia pomnika Barclaya de Tolly. Pomnik, który został odrestaurowany w 2002 roku z inicjatywy biznesmena Jewgienija Gomberga, budzi kontrowersje, zwłaszcza w obliczu nie tylko desowietyzacji, ale i derusyfikacji łotewskiej przestrzeni publicznej. Co ciekawe, zaniepokojony możliwością usunięcia pomnika, Gomberg zagroził pozwaniem gminy do sądu, gdyż jako fundator ma umowę z samorządem. W wyniku dyskusji i być może właśnie gróźb biznesmena rosyjskiego pochodzenia - znanego z pomysłu postawienia pomnika cara Piotra I i krytykanta władz Rygi za derusyfikację miasta - postanowiono pomnika nie ruszać. Do czasu. Właśnie w minionym tygodniu doszło do oblania rzeczonego pomnika czerwoną farbą przez nieznane osoby. Na skutek tego wydarzenia, burmistrz postanowił przyjrzeć się sprawie ponownie.
Do tej samej kategorii, choć już w tępym wykonaniu reżimu Łukaszenki, należą niszczenie pamięci sowieckich represji. Jak informuje portal "Znadniemna" nieznani sprawcy zniszczyli cmentarz w Chajsach w obwodzie witebskim. Jest to miejsce pamięci ofiar represji stalinowskich, gdzie w masowych grobach pochowani są także Polacy - ofiary operacji NKWD z lat 1937-38, której ofiarami zostało od 100 do 200 tysięcy Polaków, mieszkających wówczas na terenie ZSRR. Znów dla ukazania perfidii reżimu, warto przypomnieć, że w minionym tygodniu Łukaszenka urządził sobie spotkanie z mniejszościami narodowymi, w tym z marionetkowymi władzami podległego sobie Związku Polaków na Białorusi. Padają tam jego słowa, że "polityka Mińska wobec Warszawy nie jest agresywna" oraz „Absolutnie nie wstydzę się przed naszymi Polakami, przed wami.".
Perfidia ta objawia się też w innych czynach Łukaszenki z tej kategorii, czego dowodem jest smutny los białoruskiego historyka Ihara Mielnikau, autora kilkunastu książek o wschodnich regionach II RP. "Ihar Melnikau uważa się za historyka. Jednak jego »prace« zawsze były krytykowane przez prawdziwych naukowców. W swoich tak zwanych publikacjach otwarcie gloryfikował polskich panów, którzy przez lata gnębili naród białoruski, okazywał szczególną miłość bojówkarzom z Armii Krajowej” – relacjonuje trwający od kilku dni w Mińsku proces sądowy główna rządowa gazeta „SB Biełaruś Siegodnia” (wcześniej ukazywała się pod nazwą „Sowieckaja Biełaruś”). I przypomina swoim czytelnikom, że „książeczki” sądzonego historyka pod koniec sierpnia trafiły na listę „materiałów ekstremistycznych”. A to oznacza, że za ich posiadanie również można trafić za kraty." - donosi "Rzeczpospolita".
"Można pisać o historii Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale zgodnie z wykładnią rządową. Raczej nie należy grzebać w historii rewolucji bolszewickiej, sowieckich organów karnych, represji w czasach Związku Radzieckiego. O pakcie Ribbentrop-Mołotow już nie wspominam. Broń Boże napisać coś „niewłaściwego” o 17 września 1939 roku. Dla reżimu to święto „jedności narodowej” i kropka. Wcześniej jeszcze coś ostrożnie można było o tym napisać. Dzisiaj można mówić wyłącznie o „wyzwoleniu spod okupacji polskiej” i Berezie Kartuskiej. O tym mogą dzisiaj na Białorusi powstawać nawet doktoraty" - czytamy w relacji.
Ale długą rękę Moskwy widać nie tylko w posunięciach historycznych. I teraz pojawi się temat, który warto rozpatrywać w znacznie szerszym kontekście, którego tutaj nie zamieszczę, ze względu na wspominaną na początku, szczupłość miejsca. Jeśli sięgnie się do moich poprzednich komentarzy, będzie wiadomo o czym mowa.
"Dążąc do celów politycznych i wojskowych, Rosja inwestuje ogromne pieniądze w dezinformację i wprowadzanie w błąd – jest o tym przekonany wiceprezes Litewskiej Konfederacji Biznesu, analityk finansowy Marius Dubnikovas.(...) Analitycy nie mają wątpliwości, że Rosja próbowała wpłynąć na nasze decyzje, gdy głosowaliśmy w sprawie elektrowni atomowej w Wisaginii [chodzi o referendum z 2012 r., w którym Litwini opowiedzieli się przeciwko budowie nowej elektrowni jądrowej - red.], podsycała protesty przeciwko planom zagranicznych firm wydobywających gaz łupkowy na Litwie, czy budowie fabryki wodoru. Podobnie było we wszystkich przypadkach, gdy Litwa zmniejszała swoją zależność od Rosji. „Przypomnijmy sobie statek „Independence”, terminal naftowy w Butyndze, gaz łupkowy, w kwestii którego z pewnością zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Ta narracja, ta tendencja wypierania zagranicznych firm z obiektów strategicznych nadal trwa” – mówił Dubnikovas." - czytamy w litewskich mediach.
Litewski ekspert zauważa, że takie postępowanie objawia się na różnych poziomach: wojny gospodarcze mają na celu wypchnięcie pieniędzy z regionu, podczas gdy wojny energetyczne mają na celu jak najdłuższe uzależnienie regionu od Rosji.
Jaka jest odtrutka na tę truciznę? Przedstawiam go Państwu od kilku lat i wciąż zresztą widzę jego działanie w praktyce. Również, to niewidoczne, o którym wspominałem w "Białym łabędziu". Ot, w minionym tygodniu samorząd estońskiego Dorpatu, dzisiaj znanego jako Tartu, podjął decyzję iż miasto zostanie oficjalnym miastem partnerskim ukraińskiego Lwowa. W 1620 roku, zdanie brzmiałoby następująco: "mieszczanie stolicy województwa dorpackiego podjęli uchwałę o współpracy ze stolicą województwa ruskiego". Ot taka psota historii, na rzecz twierdzenia, że czasem w małych rzeczach zawarta jest wielka wartość. Kolejnym przejawem jest okazana chęć pomocy w obecnej trudnej sytuacji powodziowej przez Ukrainę i Litwę.
Inne praktyczne postępy w tej mierze to choćby ubiegłotygodniowy Międzynarodowy Kongres “Wspólnota historyczna czterech narodów dziedzictwo idei i przyszłe perspektywy” organizowany przez Studium Europy Wschodniej UW wraz z partnerami. Co najbardziej istotne i co uważam za dobry prognostyk, to liczba 56 paneli tematycznych z zakresu historii, polityki i współpracy łączącej w przeszłości Polskę, Litwę, Białoruś i Ukrainę.
Z takich małych cegiełek układa się większe konstrukcje, do czego jednak potrzeba chęci wszystkich architektów i budowniczych. Gdyż jest wielu przeciwników, mniej lub bardziej jawnych. Czasem są to również ci, którzy mimo zmiany flagi wciąż zastali się w sowieckim typie myślenia, o czym będzie można więcej posłuchać w pewnym wywiadzie, który zamieścimy w najbliższym "Piątkowym Nasłuchu", do którego wydania, już teraz Państwa zapraszam.
Pozwolę sobie jeszcze zamieścić na koniec jedno, nieco tajemnicze ogłoszenie. Ostatnie kilka tygodni spędziłem nad napisaniem dużego opracowania, poświęconego - między innymi - tematowi, który w naszym kraju nie jest w zasadzie dyskutowany publicznie, zresztą ze zrozumiałych powodów, o których w tej pracy wspominam. Myślę jednak, że ze względu na pojawiające się pytania, czas zacząć o tym rozmawiać, pomimo jego złożoności i kategorii "niewyobrażalne". Zapraszam więc do odwiedzania portalu, gdzie ta publikacja się pojawi w tym tygodniu, w wolnym dostępie.