geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Fabio Polimanti Flickr.com

O strategii i strachu

Michał Mistewicz

07-03-2023 09:30


"Co jest najważniejsze, gdy człowiek wstępuje do armii? Przede wszystkim to, by być patriotą swojego kraju i w razie potrzeby walczyć za ten kraj, za niepodległość, nie biorąc pod uwagę tego, jaki może być wynik - czy polegniesz, czy zostaniesz ranny. To jest ważne. O to chodzi w armii - by być silnym patriotą naszego kraju i zrobić wszystko, by nie przyszli tu żadni "wyzwoliciele" czy restauratorzy imperium. Ale patriotyzmu nie można nauczyć w szkole, musi on mieć źródło w wychowaniu rodzinnym. " - powiedział Jānis Slaidiņš, major Łotewskich Narodowych Sił Zbrojnych (Nacionālie bruņotie spēki - NBS), oficer sztabu Gwardii Narodowej i analityk wojskowy. Tym razem za cytat wprowadzający do dzisiejszego komentarza tygodnia nie wybrałem teoretyka, ale praktyka w realizacji wspólnej idei oporu wobec rosyjskich zapędów. Do tego wątku wrócę.

Podsumowania wszelkiego typu, a dotyczące rocznicy trwającej pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainie, przetoczyły się, w ciągu ostatnich dwóch tygodni, tak przez media, jak i specjalistyczne ośrodki analityczne na całym niemal świecie. Ale trwająca wojna to nie tylko sama Ukraina i Rosja, to cały szereg zależności gospodarczych, finansowych, wreszcie społecznych i nawet kulturalnych, które podlegają wpływowi tego konfliktu, zwłaszcza w Europie. Jako zakończenie wątku z poprzedniego komentarza, a jednocześnie tematu Niemiec, chcę przytoczyć słowa doktora Bastiana Giegericha, analityka amerykańskiego International Institute for Strategic Studies (IISS), który podsumował rok "Zeitenwende" kanclerza Niemiec.

"Geopolitycznie obraz jest mniej przekonujący. Choć Scholz zobowiązał się do obrony terytorium NATO przed potencjalną rosyjską agresją, nie jest oczywiste, czy niemiecki rząd rzeczywiście postrzega Rosję jako bezpośrednie zagrożenie dla kraju. Rzeczywiście, większość dyskusji w Niemczech po rozpoczęciu rosyjskiej wojny napastniczej koncentrowała się na potrzebie uspokojenia sojuszników z Europy Wschodniej, a nie na identyfikowaniu Rosji jako zagrożenia dla samych Niemiec. Co więcej, sojusznicy nie mogli nie zauważyć, że choć Scholz wielokrotnie powtarzał, że Rosji nie może się udać, on (w przeciwieństwie do Annaleny Baerbock i niedawno mianowanego ministra obrony Borisa Pistoriusa) odmówił stwierdzenia, że ​​Ukrainie potrzebne jest zwycięstwo, ani sprecyzowania pożądanego wyniku dla Kijowa. W Berlinie utrzymuje się przekonanie, że konfliktu nie da się rozwiązać militarnie – jak całkowita klęska Rosji na Ukrainie – i że konieczny jest powrót do powojennych relacji z Moskwą." - napisał analityk. Giegerich proponuje, że zapowiedziane "Zeitenwende" będzie miało znaczenie tylko w przypadku poważnego podejścia do tego rządu Scholza, a to musi rozciągać się ekonomię, strategię, jak i same kwestie obronne. Jak zauważa, będzie to zależne od nacisków partnerów zewnętrznych, jak i samych polityków niemieckich, którzy zechcą przełamać aktualną postawę rządu.

I tutaj pojawiają się dwa kolejne wątki - jeden z nich to postawa samego Scholza - tutaj przywołam słowa artykułu o premier Estonii Kai Kallas, której partia notabene niemal "w cuglach" wygrała niedzielne wybory parlamentarne. "Kallas była na scenie z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem, aby wziąć udział w dyskusji na podium na zakończenie Szczytu Cyfrowego zorganizowanego przez niemiecki rząd. Wyglądając, jakby w ten piątkowy wieczór wolał być gdziekolwiek indziej, zmęczony Scholz siedział obok rozpromienionej Kallas.(...)Została zaproszona jako doskonały przykład tego, jak cyfryzacja może zostać wdrożona na poziomie krajowym – jako premier „E-Estonii”, pioniera cyfrowego UE.  I tak też się stało. "My już popełniliśmy błędy", powiedziała, sugerując, że inni mogą teraz uczyć się na tych błędach. Publiczność odpowiedziała brawami. Odpowiedź Scholza: „To różnica, czy działasz dla 84 milionów ludzi, czy robisz to na skalę swojego kraju”.". I ta odpowiedź jest zasadniczym clou postawy Berlina.

Nawiązaniem do takiego podejścia, na polu krajowym, jest istniejący przykład dramatycznego załamania handlu w największym porcie Niemiec, Hamburgu, któremu nie pomogły peany na temat planowanych przez Scholza chińskich inwestycji w tym porcie. "Z poufnego dokumentu agencji marketingowej, do którego dostęp ma Hamburger Abendblatt, wynika, że ​​w styczniu zeszłego roku obroty spadły o 26,6 procent. Na początku roku przez port przeszło łącznie 596 591 standardowych kontenerów (TEU). To o jedną czwartą mniej niż w styczniu 2022 r., kiedy to przeszło 812 574 kontenerów – poinformowała firma w rozmowie z menedżerami portu. Z tajnego dokumentu wynika również, że w równym stopniu ucierpiał import i eksport. Załamanie zostało tylko nieznacznie złagodzone przez skokowy wzrost ilości ładunków masowych: zboża, rudy i produktów naftowych, które częściej trafiały do portu w Hamburgu, dlatego też łączny przeładunek w styczniu spadł tylko o 14 procent w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku. Bardziej szczegółowa analiza spadku wolumenu kontenerów, które stanowią przecież 70 procent przeładunku portu w Hamburgu, pokazuje, że ucierpiały praktycznie wszystkie szlaki handlowe. Z reguły straty były dwucyfrowe." - donoszą media lokalne.

A na niwie geopolitycznej - nie może być znów zaskoczenia, iż podczas ostatniej wizyty kanclerza Scholza w USA, ten w charakterystyczny dla siebie sposób odpowiedział na pytanie o gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. "Myślę, że oni (Ukraińcy - red.) wiedzą, że jesteśmy gotowi zorganizować się w pewien sposób, aby zagwarantować bezpieczeństwo dla kraju w pokojowych czasach, które nadejdą. Ale jeszcze nie jesteśmy na tym etapie" - powiedział Scholz. Tutaj kłaniają się zeszłotygodniowe przecieki medialne o naciskach na Kijów z sprawie negocjacji z Kremlem.

"To jest pozostałość po strachu, którego oczekiwał Putin rozpoczynając wojnę. Oczekiwał, że strach przed Rosją będzie tak wielki i tak wszechogarniający, że nie będziemy w stanie pomóc Ukrainie w takim stopniu, w jakim to zrobiliśmy. Przełamaliśmy tę pierwszą barierę strachu. Tak naprawdę każdy etap dostaw [broni], kiedy wysyłano coraz więcej broni, był testem, czy nastąpi większa eskalacja. To też jest pewnego rodzaju wyraz strachu. Ale największy strach, największa ostatnia bariera - czy możemy sobie wyobrazić świat, w którym Rosja przegrała wojnę? Przegrała w całości, jest zmuszona do wycofania się ze wszystkich terytoriów, w tym z Krymu, do zapłacenia reparacji, do pomocy w odbudowie Ukrainy, do zapłacenia za wyrządzone szkody i do wzięcia odpowiedzialności przed trybunałem, jaki by on nie był." - mówił w obszernym wywiadzie litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis. "Wydaje mi się, że brak tego pojęcia jest główną przeszkodą w określeniu, co chcemy osiągnąć w tej wojnie. Jeśli nie ma się o tym pojęcia, to owszem, trzeba rozmawiać, trzeba zapobiegać, być może, całkowitej wygranej Ukrainy, wygranej zbyt szybko, zbyt mocno, boimy się eskalacji, boimy się wielu innych rzeczy. Strach jest takim rakiem na Zachodzie." - dodawał minister.

Jednak istotnym elementem tego strachu, są także kalkulacje realnych możliwości obronnych Europy Zachodniej, w tym zaniedbanego przez lata przemysłu obronnego. Na taki scenariusz wskazuje analiza Nathalie Tocci, dyrektorki Istituto Affari Internazionali. "Jednak w wielu przypadkach zdolności przemysłowe Europy albo nie istnieją, albo są niewystarczające, aby sprostać temu wzrostowi zapotrzebowania na obronę, jak ma to miejsce w przypadku czołgów podstawowych nowej generacji i niektórych systemów obrony powietrznej. Europejskie firmy zbrojeniowe zastanawiają się również, czy wzrost finansowania będzie trwały i czy opłaca się im inwestować w nowe linie produkcyjne.(...) Wzrost europejskich wydatków na obronność jest – być może nieuchronnie – skoncentrowany na perspektywie krótkoterminowej, a zatem nie stymuluje długoterminowego rozwoju europejskich zdolności obronnych ani nabywania europejskiego sprzętu obronnego. W nagłym pośpiechu Europejczycy kupują to, co jest dostępne, może być dostarczone na czas i jest tańsze, co często odciąga ich od Europy.". Tocci wskazuje na postępującą fragmentację i regionalizację obronną, co może być długoterminowym problemem nie tylko dla Europejczyków, ale także dla Amerykanów, którzy mają przed sobą narastające ryzyko konfliktu z Chinami w Azji.

O kolejnym rodzaju strachu czytamy na łamach "Foreign Affairs". "Przez cały 2022 rok Kreml starał się pokazywać, że ma do dyspozycji bardziej drastyczne opcje: zawsze może zrobić więcej. Ale pokazało również, że na razie wystarczyło posunąć się tylko do tej pory. Chodziło o to, że przedstawiając te skrajne opcje – nacjonalizację przemysłu, mobilizację gospodarki, systematyczne represje, a nawet użycie taktycznych ataków nuklearnych – Kreml stworzył przestrzeń do eskalacji. Już właściwie zapowiedział, co jeszcze może zrobić, czy to na polu walki, czy w prowadzeniu represji w kraju. Dla Putina takie podejście służy wielu celom. Głównym celem mogą być zachodnie rządy, które są głęboko zaniepokojone możliwością niekontrolowanej eskalacji. Kreml jest nieugięty w pokazywaniu im, że ma wiele opcji, ale do tej pory trzyma wszystko pod kontrolą - w przeciwieństwie do Kijowa, który w swojej desperacji jest według Rosji skłonny do eskalacji. W kraju podejście Moskwy służy także innemu celowi: zademonstrowaniu, że jest w stanie skalibrować swoją reakcję na zachodnie  sankcje i niepowodzenia militarne oraz że nie musi iść na całość, dopóki naprawdę nie musi."

Wreszcie społeczny wymiar tej wojny. Na naszym portalu przedstawiamy także często wyniki badań socjologicznych, które przeprowadzane są w czasie obecnej wojny wśród Ukraińców. Ale wojna dotyka też nas wszystkich, mieszkańców całego naszego regionu, całego ducha I Rzeczpospolitej. Jeden z niepokojących przejawów społecznego wpływu wojny, pojawił się w czasie niedawnej prezentacji wraków rosyjskich czołgów w stolicach państw bałtyckich - doszło tam tak do bójek, jak i do składania kwiatów przy wrakach przez przedstawicieli rosyjskiej mniejszości narodowej.

"Przez 32 lata niepodległości rodziliśmy, tuczyliśmy i wychowywaliśmy tych, którzy bez skrupułów pomogą gwałcić, mordować i rabować nasze domy, gdy nadejdzie dzień X. To nie jest kilka małych piesków czy tylko martwe dusze generowane przez fabryki trolli, to prawdziwi ludzie kładący czerwone goździki na czołgu orków. Mówią po litewsku (nieskładnie, ale znają), znają swoje prawa (nieważne, jak swobodnie je traktują), korzystają ze wszystkich dóbr stworzonych przez zachodnią cywilizację (i wciąż potrafią oburzać się na niedoskonałość mechanizmów), ale przy jednocześnie czekają i zapraszają "russkij mir". Nawet definicja dysonansu poznawczego nie jest w stanie wyjaśnić tej anomalii. Ale najbardziej frustrujące jest to, że to nasza wina. W pełni. Przez trzy dekady nie udało nam się zainteresować i przekonać do naszej wizji świata, zalet własnej cywilizacji." - w tak niepokojący sposób opisał to zjawisko Rimas Bružas litewski dziennikarz telewizyjny.

Przyczynami jest arastająca złość, lęk przed obrazami, które widzieliśmy już wielokrotnie tak w dawnej historii, jak i tej nieodległej, kiedy oglądaliśmy przez lata palące się kraje, a teraz widzimy codziennie te obrazy ponownie, już znacznie bliżej nas. Kiedy zrozumiemy ten lęk i to, że możemy go pokonać wspólnymi siłami jest to już naszym pierwszym zwycięstwem. Na naszym polskim poletku, czeka nas wkrótce  egzamin dojrzałości, nie ten zwykły, życiowy, ale dziejowy, w znaczeniu taki sam, jaki zdawali nasi przodkowie w przeszłości. Czy będziemy potrafili zrozumieć, że jest czas na poddawanie się rozgrywaniu dzieleniem i wpływom politycznym, na wypominanie mniejszych i większych krzywd i jest czas wspólnoty, kiedy "dla ojczyzny ratowania wrócim się przez morze"?

Słowa łotewskiego majora, zacytowane na początku tego komentarza przypominają nam o czymś, co przez lata pogoni za polepszeniem bytu dla swoich rodzin zapomnieliśmy, skąpani w urokach ułudy "końca historii". Teraz te fundamentalne wartości, znów nabierają znaczenia naszego "być albo nie być". W krwawy sposób odkrywają je Ukraińcy, w okowach ucisku myślą i mówią o nich Białorusini. To jedna z najważniejszych naszych motywacji do działania i warto zwracać na to uwagę.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024