Zdjęcie: Fabio Polimanti Flickr.com
12-03-2024 09:30
Amerykański termin "softpower", czyli po polsku „miękka siła” jest jednym z terminów, który powstał w okresie światowego snu o rzekomym "końcu historii". Jak bardzo fałszywy był to obraz, wielu polityków zachodnich przekonuje się od kilku lat. Warto jednak wyciągnąć kilka wniosków, także z pojęć wówczas ukutych, gdyż nie wszystkie z nich są obarczone słabością, typową dla lewicowych z reguły, przekonań zachodnich elit politycznych. Termin ten oznacza zdolność państwa do ugruntowania swojej pozycji za sprawą prowadzonej polityki, jakości dyplomacji czy atrakcyjności kultury i za czasów I Rzeczpospolitej byłby tylko częścią znanego wówczas pojęcia potęgi państwa. Znów będę pisał o rzeczach dla wielu oczywistych, jednak z perspektywy teraźniejszych niuansów międzynarodowych.
„Musimy wykorzystać tę szansę, ponieważ Europie potrzebny był solidny "kopniak w tyłek”. O potrzebie wzmocnienia europejskiej obronności i europejskiego wymiaru NATO, zwiększenia budżetów obronnych i zwiększenia inwestycji w obronę mówimy już od kilkudziesięciu lat. A pewna wola działania pojawia się, gdy duet Donalda Trumpa i Władimira Putina zaczyna budzić poważniejsze obawy, a nawet panikę. Musimy produktywnie wykorzystać tę panikę” – powiedział na początku lutego Tomas Jermalavičius, kierownik badań w Międzynarodowym Centrum Bezpieczeństwa i Obrony w Tallinie. W tym duchu, chcę zwrócić Państwa uwagę na wiadomości z pozoru nieistotne, jednak mogą być one przyczynkiem do szerszych rozważań.
Zaczyna się od małych rzeczy, naprawdę z pozoru nieistotnych, jak przedmioty codziennego użytku czy artykuły spożywcze. "W PKP Intercity podają polska wodę mineralną, niech tak zostanie!" - zauważyła w krótkim wpisie red. Aleksandra Fedorska. To właśnie od takich małych gestów zaczyna się budowa czegoś znacznie większego, a co jest przejawem stabilności polityki państwa. W opublikowanym w minionym tygodniu rankingu opracowanego przez międzynarodową firmę konsultingową Brand Finance, kraje naszego regionu w kategorii soft power znajdują się nie tylko za czołówką czyli USA, Wielką Brytanią i Chinami, ale także za Rosją. Przypomnijmy, że chodzi bardziej o kategorie w wymiarze humanistyczno-społecznym.
W tymże rankingu, Rosja spadła owszem o trzy miejsca, ale nadal zajmuje 16 miejsce, Polska - 33 (bez zmian), a pozostałe państwa byłej I Rzeczpospolitej są jeszcze niżej. Rankingi, jak wiadomo, bywają różne, jednak jeżeli bierze się pod uwagę kilkadziesiąt różnych wskaźników, jak w tym przypadku, to już można tworzyć bazę do pewnych ocen. Niestety, z informacji, które dochodzą od kilku miesięcy, wnoszę z mojego obywatelskiego punktu widzenia, iż w przyszłym roku grozi nam spadek pozycji naszego kraju w tym rankingu.
I to nie tylko wynika z informacji o zatrważających zmianach w polskiej edukacji, która i tak notuje realny, a nie rankingowy, regres. Brak prac domowych, pozbawienie dzieci i młodzieży dotychczasowego programu nauki polskiej historii, to scenariusz, którego stworzenia nie powstydziliby się przedstawiciele krajów zaborczych. Nabiera to nowego znaczenia, zwłaszcza jeżeli zrealizują się plany uderzenia w szkoły katolickie. Nie chce się domyślać, gdzie naprawdę był pisany taki program. "Quo semel est imbuta recens, servabit odorem testa diu" - pisał Horacy wspominając o dzbanach, a Tytus Liwiusz dodawał „Verba docent, exempla trahunt.” (Słowa uczą, przykłady pociągają). To wszystko to odpowiednik naszego przysłowia "Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.". To właśnie takie kwestie, edukacja dzieci i młodzieży budują podstawy wielkości każdego państwa. Dla wielu jest to oczywiste, ale czy na pewno?
Jak wspomniałem, zapowiedziano zmiany nie tylko w edukacji: prof. Bogusław Kopka we wpisie poinformował o zaprzestaniu działalności Instytutu De Republica, organizacji wprawdzie powołanej w 2021 roku, lecz już zasłużonej dla popularyzacji historii naszego kraju, tym samym, co istotne, działającej na rzecz idei państwowości. Groźby likwidacji dotyczyły także starszych instytutów, jak Instytut Zachodni w Poznaniu, który zajmuje się monitorowaniem i analizą sytuacji politycznej, gospodarczej, społecznej i prawnej w Niemczech, zasłużonego wydawcy "Przeglądu Zachodniego". Tusk odwołał także członków rad instytutów nadzorowanych przez Prezesa Rady Ministrów: Instytutu Strat Wojennych, Instytutu De Republica, Instytutu Europy Środkowej, Instytutu Pokolenia. Oczywiście, jak zawsze w takim przypadku, wszystko tłumaczy się nieprawidłowościami, jednak wprost się dodaje, że instytuty te "zostały powołane przez PiS".
Jeżeli młodzież kpi w memach o "państwie z kartonu" to niestety to samo państwo daje do tego ciągłe i miarodajne dowody chwiejności swojej polityki wewnętrznej co przekłada się na postrzeganie zewnętrzne. Bez dbania o stabilne fundamenty, niezależnych od koniunkturalnych wpływów politycznych, a tym bardziej od wpływów obcych rządów, nie można kreślić przyszłości żadnego kraju.
Z własnego podwórka, w tej mierze, przenieśmy się na szerszy obszar I Rzeczpospolitej. Bo oto kraje naszego regionu stają przed ambitnym wyzwaniem, który także należy zaliczyć do kategorii "miękkiej siły". Takim wzywaniem jest wprowadzenie swojego kandydata na stanowisko sekretarza generalnego NATO. "Ma pozytywny wizerunek w Europie, jest to silna aktywna postać, nie bojąca się kontrowersyjnych czy zdecydowanych decyzji, zwłaszcza w tym trudnym środowisku geopolitycznym." - mówiła o potencjalnej kandydatce na to stanowisko, czyli premier Estonii Kai Kallas, dr Aleksandra Kuczyńska-Zonik z IEŚ. Jak ważna jest to kandydatura w obecnej sytuacji wskazała natomiast Kristi Raik, wicedyrektorka estońskiego ICDS i uznana ekspertka regionu.
"Pojawienie się holenderskiego premiera Marka Rutte jako kolejnego sekretarza generalnego NATO pokazałoby, że na Zachodzie wciąż istnieją siły, które widzą potrzebę utrzymania perspektywy przyszłej normalizacji stosunków z Rosją" - mówiła Raik. "Głównym problemem z punktu widzenia wschodnich krajów NATO jest to, że niektóre zachodnie kraje NATO zasadniczo wykluczają możliwość, aby sekretarz generalny NATO pochodził ze wschodniego kraju NATO. To jest problem, to jest w zasadzie trudny do zaakceptowania" - powiedziała Raik. Jednak według niej, nie jest to związane z osobą Rutte, ani z osobą Kai Kallas.(...)Z pewnością problemem jest to, że z Unii Europejskiej i NATO dochodzą różne sygnały, które pokazują, że jedność Zachodu wciąż nie jest tak silna, jak mogłaby być. A różne postawy wobec Rosji są nadal rzeczywistością" - powiedziała Raik. Raik dodała, że wschodnie państwa członkowskie NATO wyróżniają się bardziej asertywną postawą. "W ciągu ostatnich dwóch lat zyskały one znacznie większy wpływ i uwagę ze względu na swoje stanowisko, ale nadal istnieją pewne ograniczenia. Widzimy, że gdzieś głęboko w krajach Europy Zachodniej wciąż istnieje pragnienie, by w pewnym momencie rozpocząć normalizację stosunków z Rosją" - powiedziała Raik. "I oczywiście ciągle mówi się o niebezpieczeństwach eskalacji konfliktu i o tym, jak Niemcy martwią się na każdym kroku, aby Rosja nie została nadmiernie zirytowana lub sprowokowana. Wciąż widać, że kraje zachodnie nie wyciągnęły pełnych wniosków z błędów popełnionych w przeszłości", dodała w wywiadzie.
Ale to o czym powiedziała ekspertka ICDS ma znacznie głębsze korzenie. "Zwlekanie krajów Europy Zachodniej z udzieleniem Ukrainie pomocy wojskowej pogłębia frustrację w krajach Europy Wschodniej, a w dłuższej perspektywie może zagrozić integracji europejskiej." - napisali w końcu lutego dziennikarze "Bloomberga". "Jednym z powodów jest sztywne stanowisko kilku krajów Europy Zachodniej w kwestii zaopatrywania Ukrainy w artylerię. Francja aktywnie nalegała, aby odpowiednie inwestycje pozostały wyłącznie w granicach UE, co już spowolniło dostawy pocisków. Ponadto Cypr i Grecja sprzeciwiają się zakupowi pocisków z Turcji ze względów geopolitycznych. Dla krajów Europy Wschodniej sugeruje to jednak, że "Zachód wydaje się nie rozumieć powagi sytuacji". Nieufność Europy Wschodniej wobec Europy Zachodniej jest również widoczna w poszukiwaniach nowego sekretarza generalnego NATO. Podczas gdy większość członków NATO popiera kandydaturę wieloletniego premiera Holandii Marka Rutte, nominacja prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa została podyktowana brakiem dialogu Rutte z krajami Europy Wschodniej", dodaje Bloomberg.
W czasie zachodnich nieporozumień co robi przeciwnik? Oczywiście zwiększa nacisk, tam gdzie tylko może. Tak więc mamy do czynienia z kolejnymi prowokacjami: po ryskim Muzeum Okupacji przyszedł czas na litewską Kłajpedę, gdzie i tak atmosfera wśród miejscowej mniejszości rosyjskiej jest już od pewnego czasu napięta. "Mieszkamy obok sąsiada, który, można powiedzieć, jest alkoholikiem lub uzależnionym, którego działań nie możemy przewidzieć. Musimy mieć świadomość, że żyjemy obok Rosji, obok Białorusi. Rosja wywołała wojnę na Ukrainie, a my działamy według jasnego scenariusza. Zbudowaliśmy barierę na granicy z Białorusią, a teraz budujemy barierę na granicy z Rosją. Wzmacniamy zdolności wojskowe na naszej granicy." - nie bez przyczyny padły takie słowa premier Łotwy, Eviki Siliņy.
„Chcę podkreślić, że w tej chwili nie ma powodu ani do paniki, ani do kapitulacji. Niemniej jednak, podobnie jak wielu polityków i ekspertów świata demokratycznego, zachęcam Państwa do trzeźwej oceny sytuacji i, oczywiście, miejmy nadzieję na najlepsze, ale przygotujmy się na najgorsze" - powiedział z kolei dyrektor litewskiego Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (VSD) Darius Jauniškis.
Wracając jednak do pojęcia softpower to pod tym pojęciem kryje się także niebagatelny wpływ mediów. W minionych miesiącach warto zauważyć przyspieszenie konsolidacji mediów reżimów Putina i Łukaszenki, czyli utworzenie ośrodka propagandowego "ruskiego świata" czyli tzw. holdingu medialnego Związku Białorusi i Rosji (ZBiR). Oficjalnie nowe media mają ruszyć na początku przyszłego roku, ale już teraz dostały propagandowy znaczny zastrzyk środków finansowych. Przy czym znając rosyjskie warunki, oficjalny miliard rubli, może faktycznie oznaczać tylko mały procent rzeczywistych pieniędzy, wszak wciąż mamy do czynienia także z tajnymi środkami budżetowymi Rosji. I tutaj łatwo skonfrontować takie działania z równoczesną akcją obcięcia przez polski MSZ środków dla kanału telewizyjnego Biełsat.
Dyrektorka "Biełsatu" Agnieszka Romaszewska uważa, że polskie finansowanie może zmniejszyć się także dla innych białoruskich mediów. Faktem jest, że zmniejszono także budżet Międzynarodowego Funduszu Solidarności, z którego finansowano „Radio Racja”, „Euroradio” i „Radio Wnet” – o 9 mln zł.(...) Zdaniem Romaszewskiej nowy budżet, o którym mowa, oznacza faktyczną likwidację kanału. Nawiązuje do stałych wydatków „Biełsatu”, które nawet po zwolnieniu części pracowników nie będą miały wpływu na zmniejszenie kwoty. „Może chcą nam odebrać programy rosyjskojęzyczne. Ale nie mam pojęcia, jak to się stanie. Mamy rosyjskojęzyczną publiczność, ponad 1,3 miliona subskrybentów na Youtube. Mamy specjalistów, którzy robią to z sukcesem. Po co coś zmieniać, skoro wszystko działa, pozostaje tajemnicą” – mówi Agnieszka Romaszewska".- informuje białoruska "Nasza Niwa".
Kończąc, chcę zauważyć, że skupiając się w ostatnim czasie - co zrozumiałe - na rozwiązywaniu bieżących problemów, nie powinniśmy rezygnować też z własnych ambicji i odważnych planów. Dotyczy to tak projektów edukacyjnych, medialnych, infrastrukturalnych, jak i przedsięwzięć z zakresu polityki międzynarodowej. Czy wznowimy kiedyś projekt Trójkąta Lubelskiego i rozszerzymy go ubierając w nowe funkcje, to pokaże czas. Te niezbywalne ambicje są miarą wielkości każdego państwa, zwłaszcza takiego, który jak Polska jest zwornikiem wolności. O czym warto pamiętać w 25 rocznicę wstąpienia naszego kraju do NATO.