geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Facebook

Implikacje obrony

Michał Mistewicz

23-01-2024 09:30


Jednym z punktów dominujących nad okolicą i bezpośrednio nad dawnym Trójkątem Trzech Cesarzy, czyli miejscem zbiegu XIX-wiecznych granic Prus, Rosji i Austro-Węgier w Mysłowicach jest tzw. Górka Słupecka, zwana też Wzgórzem Kościuszki. Jeszcze w czasach mojego dzieciństwa jednym z punktów rodzinnych spacerów, jak i miejscem zabaw były pozostałości na wzgórzu linii transzei, jak i kochbunkrów, czyli jednoosobowych schronów bojowych z betonu.

Obiekty, które powoli znikają z krajobrazu, należały do długiej, bo ciągnącej się na ponad 100 km linii B2-Stellung i znajduje się w nim około 500 bunkrów, zwanych prześmiewczo także przez samych Niemców "garnkami Kocha". Linia umocnień B-2 była jedną z kilkunastu pasów linii umocnień polowych ciągnących się z północy na południe. Jej zadaniem była ochrona terenów przemysłowych Górnego Śląska oraz Zagłębia Dąbrowskiego przed nacierającą Armią Czerwoną. Pozostałości tych linii widać także w innych województwach, tam gdzie budowane były wzdłuż linii Wisły w 1944 roku.

Miniony tydzień, zwłaszcza w mediach państw bałtyckich upłynął pod znakiem publikacji materiałów dotyczących oceny zbliżającego się zagrożenia. "Europa nie jest gotowa i zdolna do obrony, jeśli Stany Zjednoczone nie przyjdą jej z pomocą. W wielu stolicach nadal brakuje poczucia  zrozumienia dla zagrożenia, trwa też fałszywy proces zbrojeń, powiedział Benjamin Tallis, ekspert Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych.  (...) Nie, Europa nie jest gotowa. W tej chwili nie jest do tego zdolna. Możemy stać się zdolni, nawet jeśli zajmie to trochę czasu, ale aby to osiągnąć, musimy być gotowi i chętni do działania, aby reagować na pojawiające się zagrożenia bezpieczeństwa. I nie sądzę, aby w tej chwili to spostrzeżenie pojawiło się już w części europejskich stolic z odpowiednią stanowczością.(...) Musimy głośniej mówić opinii publicznej o kosztach polityki, którą obecnie prowadzimy. " - mówił niemiecki ekspert, który przyznaje, że w jego kraju, najważniejszą przeszkodą nad zmianą podejścia do zagrożenia jest obecny kanclerz.

Ten wywiad dobrze ilustruje to, czego jesteśmy obecnie świadkami, a więc różnice między tym co czują społeczeństwa państw wschodniej flanki NATO, a tym jaką politykę stosują kraje leżące na zapleczu. Kraje bałtyckie w sposób szczególny czują niebezpieczeństwo, co jednak też nie jest jednoznaczne gdyż politycy jak ognia wystrzegają się wygłaszania alarmistycznych wypowiedzi. "Moje myślenie o tym zmieniło się z biegiem czasu. Przez pierwszy rok wojny myślałem, że może jest jeszcze za mało informacji, może ludzie odpowiedzialni za obronę czegoś nie wiedzą. W drugim roku wojny zacząłem patrzeć na to inaczej. Pojawiają się wypowiedzi ekspertów i decydentów, które mogę cytować w nieskończoność, że wróg jest głupi i zacofany technicznie, że nie potrzebujemy fortyfikacji, nie będziemy walczyć w okopach jak w czasie I wojny światowej , że będziemy walczyć tocząc inteligentną wojnę manewrową” – powiedział Arūnas Kumpis, Litwin walczący na Ukrainie, którego zaskakuje stanowisko litewskich polityków i dowódców, gdyż kształtuje się obraz, że "Litwa po prostu nie idzie na wojnę." - czytamy w wywiadzie.

A przecież szef komitetu wojskowego NATO adm. Rob Bauer, mówił w minionym tygodniu wprost, że obywatele krajów zachodnich muszą być także gotowi na konflikt, który będzie wymagał wprowadzenia znaczących zmian w ich życiu. „Musimy zdać sobie sprawę, że nie jest rzeczą oczywistą, że żyjemy w pokoju. I dlatego my (siły NATO – red.) przygotowujemy się do konfliktu z Rosją. Ale dyskusje są znacznie szersze. To także kwestia przemysłu, a także ludzi, którzy muszą zrozumieć, że mają do odegrania pewną rolę” – powiedział Bauer dodając, że Szwecja postąpiła słusznie, wzywając swoją ludność do przygotowania się do wojny.

Z czego wypływa takie podejście? Myślę, że trafnie ujął to minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis, który powiedział w Davos, iż "Zachód powinien dbać o własne bezpieczeństwo, a nie o przyszłość Rosji". A do głosów ostrzegających przed możliwością konfliktu dołączył także gen. Eirik Kristofferson, szef Norweskich Sił Zbrojnych. „Obecne okno możliwości pozostanie otwarte przez rok, dwa, może trzy, kiedy to będziemy musieli zainwestować jeszcze więcej w naszą obronę. Nie wiemy, co stanie się z Rosją za trzy lata. Musimy przygotować silną obronę narodową, aby móc stawić czoła niepewnemu i nieprzewidywalnemu światu” – powiedział norweski szef obrony, którego słowa odnotowano także w krajach bałtyckich.

Te wspólne apele mają zapewne jedno źródło, w postaci danych wywiadowczych NATO, ale nawet bez tych tajnych danych, można przypuszczać, że jeśli Rosja przeszła ze swoim przemysłem, na gospodarkę wojenną, to musi to powodować określone konsekwencje. Zresztą na chwilę spróbujmy spojrzeć na to ze strony rosyjskiej. A warto zauważyć, że mieszkańców obwodu królewieckiego już się odpowiednio psychicznie przygotowuje do odegrania przez nich swojej roli "Leningradu", czyli otoczonego rosyjskiego "forpostu" - placówki - jak to ujął kiedyś Putin. W minionym tygodniu otwarto w Królewcu wystawę prac graficznych artystów z oblężonego w II wojnie światowej Leningradu. "Na wystawie zaprezentowanych zostanie ponad 100 obiektów ze zbiorów Muzeum Historii Współczesnej Rosji oraz Państwowego Muzeum Pamięci Obrony i Oblężenia Leningradu." - czytamy w zapowiedzi. A jeżeli dodamy do tego ostatnie ukraińskie udane ataki dronami przeciwko infrastrukturze portu Ust-Ługa koło Petersburga, który jest głównym portem dostarczającym wszelkie towary do Królewca, to obawy te mogą zmaterializować się w postaci opóźnień w tranzycie morskim.

Wracając do naszej przestrzeni wolności, z tych wszystkich relacji, analiz, a także obserwacji przyspieszających wydarzeń, rządy państw bałtyckich wyciągają wnioski. Tak właśnie powstało porozumienie o powstaniu Bałtyckiej Linii Obrony. Tak, owszem, wielu z nas słysząc o fortyfikacjach lądowych ma pierwsze skojarzenia łączące je z takimi stereotypami jak Linia Maginota, MRU, czy właśnie omówiona przez mnie we wstępie linia B-2, a które nie powstrzymały wroga. Bo przyznajmy wprost - nie mogły. Tak w przypadku linii Maginota, jak i linii B-2 o ich przełamaniu zadecydował manewr obejścia. W przypadku mojego miasta, Rosjanie weszli nie od wschodu, ale od południa. Przy czym znów mamy przykłady z tego samego okresu, jak fińska Linia Mannerheima, która spełniła pokładane nadzieje, polegające na opóźnieniu i osłabieniu ataku wroga. Jednak najnowszym tego przykładem jest wojna na Ukrainie. Zapewne do annałów wojskowości przejdzie kilkuletnia obrona przez Ukraińców ufortyfikowanego rejonu Awdijewki. Bitwy o tę miejscowość cały czas pokazują, że dobrze ufortyfikowany teren, obsadzony zdeterminowaną i odpowiednio liczną załogą powoduje, że obrona dominuje nad atakiem.

Z dotychczas ujawnionych informacji o Bałtyckiej Linii Obrony wyłania się obraz budowy wydzielonych punktów oporu w postaci kilkuset  bunkrów , a także połączonych z nimi linii zapór przeciwczołgowych i min przeciwpancernych, i to tylko na granicy Estonii z Rosją. Jak można przypuszczać, państwa bałtyckie prowadziły prace nad tą koncepcją już od dłuższego czasu, na co wskazuje zaawansowany stan projektów oraz ogłoszona szybkość montażu fortyfikacji w terenie. Należy podkreślić jedną kwestię, o których wspominają twórcy porozumienia: linia ma służyć maksymalnemu opóźnieniu ruchu wroga. „To także przesłanie polityczne – przesłanie z Litwy, Łotwy i Estonii, że czujemy zbliżającą się wojnę. Rozumiemy, że jeśli Rosja nie zostanie zatrzymana na Ukrainie, ona pójdzie dalej. A potem następne będą kraje bałtyckie” – powiedział Gabrielius Landsbergis.

Jednak należy tutaj dodać, że z powziętej decyzji wynikają konkretne jej implikacje. Aby wyjaśnić Państwu, o czym mowa, warto przywołać przykład, także pobliskiego Obszaru Warownego "Śląsk". Budowany w szybkim tempie przed wybuchem wojny obronnej 1939 roku, przeznaczony miał być nie tylko do obrony Górnego Śląska, ale też do osłony manewru przegrupowania Armii "Kraków". Niemcy jednak poprzez manewr w większości obeszli fortyfikacje, co jednak istotne, Niemcy posiadali szczegółowe plany rozmieszczenia polskich fortyfikacji, nawet z planami pól ich ostrzału, czy przebiegu podziemnych linii telefonicznych.

"Można powiedzieć, że przeciwko Estonii działają setki osób, choć jeśli uwzględnimy osoby organizujące cyberataki lub podsłuch, liczba ta może być bliższa tysiącowi." - powiedział Arnold Sinisalu, szef KaPo (Kaitsepolitseiamet) czyli estońskiego kontrwywiadu. Sinisalu udzielał właśnie wywiadu po aresztowaniu przez KaPo pod zarzutem szpiegostwa dla Rosji, rosyjskiego politologa Wiaczesława Morozowa. Z kolei na Łotwie, Służba Bezpieczeństwa Państwa (VDD) poinformowała, że od 2016 roku zatrzymano 20 osób pod zarzutem szpiegostwa i innej działalności zagrażającej bezpieczeństwu narodowemu na rzecz Rosji lub Białorusi.

Na Litwie, przez kilka dni toczyła się dyskusja w mediach z powodu nieoczekiwanego opuszczenia pociągu tranzytowego z Petersburga do Królewca na dworcu w Wilnie, przez dwóch Białorusinów. Szef Litewskiej Straży Granicznej, nie wierzył w wyjaśnienia przedstawione przez obu mężczyzn. Natomiast w Kłajpedzie, porcie szczególnie ważnym dla Litwy, rosną obawy przed miejscową "V kolumną", czyli liczną mniejszością rosyjską, wrogo nastawioną do władz litewskich. Aby ograniczyć możliwość współdziałania, dlatego zlikwidowano rosyjski konsulat w tym mieście.

Tak więc mamy do czynienia z zagrożeniem wywiadowczym także dla budowy linii obrony, a biorąc pod uwagę przede wszystkim rozpoznanie satelitarne, czy przy użyciu lotnictwa lub dronów, linia obrony może spełniać funkcje przede wszystkim opóźniające. Jednak implikacje tej decyzji państw bałtyckich wpływają także na nasz kraj.

Powrócę znów do przykładu Obszaru Warownego "Śląsk", który mimo, że nie spełnił głównego zadania, to jednak skanalizował ruch sił niemieckich, innymi słowy, Wehrmacht wolał z daleka ominąć polskie fortyfikacje. Zakładając więc na moment, że bałtycka linia fortyfikacji powstanie o czasie i spełni swoją rolę kanalizująca ruch, to jasne staje się, patrząc tylko na mapę, gdzie widać możliwy kierunek ruchu sił przeciwnika, który jakże często był już wykorzystywany w historii na polskim kierunku.

I tutaj wracamy na krajowe podwórko, gdzie jak słusznie zauważa Marek Budzisz, mimo sygnalizowanego zagrożenia, "w Polsce nadal igrzyska, walka polityczna i polowanie na czarownice.". Cały problem polega na tym, aby społeczeństwo dostrzegło zagrożenie, nie wzbudzając jednak nadmiernego niepokoju. Dlaczego społeczeństwo? Przypomnijmy dwie lekcje wojen, które otrzymało polskie społeczeństwo, a o którym znów zapominamy.

W czasie I wojny światowej, w której nie było masowych bombardowań, komór gazowych, codziennych masowych mordów na cywilach, na ziemiach polskich nie doliczono się 4 milionów osób, przy czym szacunkowe straty wojskowe sięgały między 387 a 450 tysięcy poległych. O hekatombie II wojny światowej nie wspomnę, przy czym warto zauważyć olbrzymią różnicę między liczbą poległych w boju żołnierzy a cywilami. Wspominam o tym w momencie, kiedy po raz kolejny jestem zmuszony napisać, że Polska nadal nie ma uchwalonej ustawy o ochronie ludności, stąd nie ma działającego systemu ochrony ludności, ale co ważniejsze, społeczeństwo jest de facto niedoinformowane o sposobach ochrony. Zadbaliśmy o wojsko, więc czas zadbać o społeczeństwo. Najważniejszym jednak wnioskiem, który w mojej ocenie należy wciągnąć z ostatnich wydarzeń to fakt, że o wszystkim decyduje człowiek i jego chęć obrony. Dotyczy to przecież nas wszystkich.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024