Zdjęcie: Pixabay
15-11-2022 12:15
W Mołdawii 9 listopada włamano się na oficjalne konta w komunikatorze Telegram prezydent Mai Sandu i wicepremiera Andrieja Spinu. Pojawiały się w nich te same komunikaty, rzekomo o tym, co ukrywają władze. Autorzy wiadomości twierdzili, że włamali się na konto ministra sprawiedliwości Sergiusza Litwinienki i opublikowali jego osobistą korespondencję.
Natomiast 11 listopada, w internecie pojawiła się rzekoma osobista korespondencja doradcy prezydenta Mai Sandu, Dorina Receana. Administracja prezydent Sandu poinformowała, że dane te zostały sfabrykowane. Według wstępnych danych mołdawskiej Służby Informacji i Bezpieczeństwa (SIB) za „przeciekami” korespondencji mołdawskich polityków i urzędników mogą stać służby specjalne innych państw, w szczególności Rosji. Poinformował o tym szef SIB Alexandru Musteata.
Zdaniem szefa SIB jest to skoordynowana akcja, której celem jest tworzenie nieporozumień, napięć w społeczeństwie i próba podważenia zaufania obywateli do organów państwowych. „Zrobiono to w podejrzanie dobrze wybrany dzień, kiedy rząd zatwierdził i skierował do Trybunału Konstytucyjnego dość ważny wniosek – o sprawdzenie konstytucyjności partii Sor” – wyjaśnił Musteata.
Dyrektor Służby Informacyjnej i Bezpieczeństwa powiedział również, że sposób, w jaki te "przecieki" były promowane na niektórych kanałach społecznościowych i w mediach, wskazuje, że działania te były skoordynowane. "Po pierwszej analizie wygląda na to, że za tymi działaniami stoją służby wywiadowcze innych państw" - dodał. Jak zauważył Musteata, do incydentów doszło w czasie, gdy "bezpieczeństwo kraju jest przedmiotem bezprecedensowego ataku".