Zdjęcie: Pixabay
27-02-2025 09:14
Wciąż utrzymujące się wysokie ceny energii w Estonii powodują, że polityka energetyczna tego kraju przechodzi obecnie przez burzliwy okres. Dyskusje w Riigikogu, zwłaszcza w trakcie ostatnich obrad, ujawniły poważne podziały zarówno w koalicji rządzącej, jak i wśród opozycji. Kluczowym tematem pozostaje przyszłość energetyki opartej na łupkach bitumicznych oraz alternatywne źródła energii, które miałyby zastąpić ten surowiec w perspektywie nadchodzących dekad.
Premier Estonii Kristen Michal znalazł się pod ostrzałem krytyki po tym, jak ujawniono sprzeczne informacje dotyczące kosztów oraz oszczędności związanych z transformacją energetyczną. Pojawiły się wątpliwości, czy rząd faktycznie planuje wydać 2,6 miliarda euro na wsparcie morskich farm wiatrowych, czy też obiecuje 5 miliardów oszczędności w dłuższej perspektywie. Opozycja oskarża rząd o brak przejrzystości i podejmowanie decyzji bez wystarczających analiz ekonomicznych. Posłowie podkreślają, że zmienne stanowisko władz w tej sprawie budzi niepewność zarówno wśród inwestorów, jak i społeczeństwa.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów planów rządu jest zapowiedź całkowitego wycofania łupków bitumicznych z estońskiego miksu energetycznego do 2035 roku. Chociaż plan ten nie został jeszcze formalnie ujęty w żadnym prawie, rząd zamierza ściśle przestrzegać tego celu. Według liderki partii Eesti 200 i minister edukacji Kristiny Kallas, w ciągu 10 lat łupki bitumiczne powinny zostać zastąpione gazem ziemnym. „Do 2035 r. kontrolowana moc powinna wynosić 1235 megawatów, co jest zapisane w programie rozwoju sektora energetycznego. Jest to praktycznie taka sama ilość, jaką wszystkie elektrownie łupkowe produkują obecnie na maksymalnym poziomie” - powiedziała Kallas.
Jak wyjaśnił socjaldemokrata Jaak Aab, przewodniczący Komisji Gospodarczej Riigikogu, bloki energetyczne wykorzystujące łupki bitumiczne pozostaną w rezerwie. Z kolei opozycja uważa, że rezygnacja z tego surowca jest przedwczesna i może zagrozić bezpieczeństwu energetycznemu kraju. Posłowie z Konserwatywnej Partii Ludowej oraz Partii Centrum apelują o przeprowadzenie referendum, aby obywatele mogli sami zadecydować o przyszłości łupków bitumicznych. Według nich Estończycy nie powinni rezygnować z kluczowego zasobu, który przez dziesięciolecia stanowił fundament gospodarki i zapewniał niezależność energetyczną.
Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że Estonia nie ma jeszcze wystarczającej infrastruktury, aby w pełni polegać na odnawialnych źródłach energii. OZE są nieprzewidywalne, a kraj nie posiada obecnie wystarczającej liczby elektrowni, które mogłyby stabilizować system energetyczny w okresach szczytowego zapotrzebowania. Eksperci wskazują, że nawet jeśli Estonia zdecyduje się na budowę elektrowni jądrowej, to nie powstanie ona wcześniej niż w 2040 roku. W związku z tym przez najbliższe lata kraj będzie musiał polegać na imporcie gazu, co może zwiększyć jego podatność na wahania cen i napięcia geopolityczne.
Tymczasem Unia Europejska ogłosiła szeroko zakrojony plan wsparcia dla przemysłu opartego na czystych technologiach, przeznaczając na ten cel 100 miliardów euro. Plan ten ma na celu nie tylko ograniczenie emisji CO2, ale również poprawę konkurencyjności europejskiego przemysłu oraz obniżenie cen energii dla gospodarstw domowych i firm. Jednym z kluczowych elementów pakietu jest ułatwienie inwestycji w zieloną energię oraz uproszczenie procedur regulacyjnych, co ma zachęcić przedsiębiorców do angażowania się w sektor odnawialnych źródeł energii.
Estoński rząd wyraził chęć jak najszybszego wdrożenia unijnych rozwiązań, licząc na korzyści wynikające ze współpracy międzynarodowej. Zdaniem ekspertów największym wyzwaniem będzie jednak zapewnienie stabilnych warunków dla długoterminowych kontraktów na energię, szczególnie w obliczu ograniczonego rynku krajowego i niewielkiej liczby dużych odbiorców przemysłowych. Kluczową rolę w procesie transformacji mogą odegrać połączenia transgraniczne z innymi państwami, umożliwiające import i eksport energii elektrycznej.
W tym kontekście minister klimatu Yoko Alender podkreśla, że priorytetem dla Estonii jest rozwój różnorodnych źródeł energii, w tym elektrowni gazowych, farm wiatrowych i technologii magazynowania energii. Według niej transformacja energetyczna musi być prowadzona w sposób racjonalny, uwzględniając zarówno potrzeby gospodarki, jak i długoterminowe cele klimatyczne. Jednak sama minister stała się obiektem narastającej krytyki i braku zaufania zarówno ze strony opozycji, jak i części społeczeństwa. Krytycy zarzucają jej brak kompetencji w zakresie polityki energetycznej oraz nieprzejrzystość w podejmowaniu kluczowych decyzji. To wszystko powduje, że pojawia się pomysł głosowania nad wotum nieufności wobec minister.
Opozycja podkreśla, że minister Alender unika odpowiedzi na trudne pytania dotyczące kosztów transformacji energetycznej i skutków społecznych związanych z zamykaniem kopalni łupków bitumicznych. Protesty pracowników sektora energetycznego oraz mieszkańców regionów zależnych od tego przemysłu dodatkowo podsycają napięcia i wzmacniają argumenty przeciwników rządowej polityki klimatycznej. Brak przejrzystości w działaniach minister klimatu powoduje, że wielu Estończyków nie wierzy w realność rządowych planów, obawiając się gwałtownego wzrostu cen energii oraz destabilizacji gospodarki.