Zdjęcie: Pixabay
29-05-2024 11:58
Jak informuje białoruski portal "Zerkalo", w kontekście narastających braków kadrowych i fali migracji z Białorusi z powodów politycznych i ekonomicznych urzędnicy reżimu Łukaszenki nieustannie poruszają kwestię pogłębiających się problemów na rynku pracy. Na Białorusi stale rośnie niedobór pracowników. W latach 2020-2023 ten kraj stracił 167,4 tys. osób zatrudnionych w gospodarce. Na proces ten wpływa nie tylko sytuacja demograficzna, ale także fala migracji, która rozpoczęła się w wyniku represji reżimu po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r. i nasiliła się po rozpoczęciu wojny na Ukrainie.
Ministerstwo Gospodarki zdaje się zdawać sobie sprawę, że rozwiązaniem jest chęć powrotu Białorusinów do kraju – resort milczy jednak na temat przyczyn odpływu kadr. Wiceminister gospodarki Tatiana Brancewicz poruszyła kwestię pogłębiania się niedoborów kadrowych na rynku pracy. Podkreśliła, że Białoruś nie powinna ściągać cudzoziemców w celu uzupełniania braków kadrowych, ale zatrzymać swój zasób pracowników.
Ze słów wiceminister wynika, że braki kadrowe na Białorusi spowodowane są faktem, że kraje regionu przyciągają nie tylko białoruskich specjalistów technicznych, lekarzy i naukowców, ale także kadrę z innych dziedzin. W rezultacie banki i handel cierpią obecnie na brak personelu. Także rosyjskie firmy aktywnie uciekają się do przyciągania Białorusinów, wabiąc ich wyższymi zarobkami, mieszkaniem i innymi dodatkami. Przedstawicielka Ministerstwa Gospodarki zwróciła uwagę, że niektóre kraje rekompensują brak krajowych zasobów pracy poprzez migrację. „To dość powszechna strategia. Ale niejednoznaczne co do wyniku” – mówiła wiceminister.