Zdjęcie: Wikipedia
16-08-2022 09:30
"Gdy wróciłem z Magdeburga do Polski i prawie w jednej chwili władza polityczna i wojenna w moim ręku się skupiły, wiedziałem z góry, że idę na nową wojnę, że czeka mnie nowa burza wojenna z ciężarem wodza naczelnego, który na swe barki włożyłem. Nowa wojna z nowymi nieznanymi problemami, tak bowiem z każdą wojną bywa." - napisał Józef Piłsudski w swojej książce "Rok 1920". To słowa polityka świadomego szans i możliwości, chcącego wykuć najlepszy możliwy efekt dla państwa, którym się kieruje w warunkach zagrożenia.
Tymczasem w takich chwilach społeczeństwo nie ma komfortu szukania filozoficznych porównań, ale szuka życiowych rozwiązań w sytuacji, w jakiej się znajduje. W lipcu 1920 roku przebywający z misją wojskową w Warszawie, późniejszy przywódca Francji Charles de Gaulle pisał tak: "Nigdy nie dostrzegałem trwogi u tego spokojnego narodu, ale to jest gorsze: rezygnacja. Dostrzegałem ją często u Słowian, uczucie niebezpieczeństwa nie podnieca ich, ale "przybija".". Jednak już kilka tygodni potem de Gaulle dodawał: "Od góry do dołu duch rośnie. Dowództwo na początku jakby oszołomione ze zdumienia, zebrało się w sobie: wola zwycięstwa ukazuje się na nowo i oto jednocześnie zaczynają napływać do wojska posiłki, broń żywność. Porządek zapanowuje w umysłach i w szeregach, zaufanie na nowo gości w sercu żołnierza, a na usta wraca piosenka".
Wola zwycięstwa - proszę zwrócić uwagę na ten zwrot. Dwadzieścia lat później de Gaulle właśnie z wolą zwycięstwa, nie zakończy, jak jego koledzy kariery wojskowej jako niemiecki jeniec albo kolaborant, ale będzie działał na emigracji na rzecz wyzwolenia swojego kraju. To właśnie na tej woli zwycięstwa całego narodu zasadzał się plan Piłsudskiego. To ona była fundamentem, na którym można było oprzeć wszelki inny ruch obronny.
Dla dzisiejszej sytuacji naszego regionu, tamten przykład ma równie ważne znaczenie. Wola zwycięstwa zaczyna się od tak drobnych teraz rzeczy, jak słowa. Zwłaszcza dotyczy to słów, które wypowiadają politycy, bez świadomości ich faktycznego znaczenia, które następnie kolportowane stają się złowrogim kołem napędzającym narzuconą przez wrogą propagandę bezsilność i beznadzieję - takimi są słowa o państwie z dykty, czy też zbudowane z gorszego budulca. Słowa te nie są w żadnym razie "troską o państwo", ale bezrefleksyjną formą głupoty. Wspominam o tym dlatego, że przez ostatnie dni, można było także w mediach zagranicznych spotkać się z różnymi podobnymi wypowiedziami, podobno "rodzimych" polityków, przy okazji zatrucia rzeki Odry.
Słuchających takich polityków społeczeństwo znajduje główną ofiarę sytuacji w postaci państwa, nie kojarząc jeszcze, że całkiem możliwym rozwiązaniem jest akcja dywersyjna przeprowadzona przez obcy wywiad. Jesteśmy cały czas w stanie wojny, a przypomnijmy, zapowiedź Putina, że każde państwo, które wspiera Ukrainę "dostanie swoją odpowiedź". Na tę chwilę nie można wykluczyć więc możliwości, że takie zatrucie Odry, przypominające słynne już warszawskie ścieki w Wiśle, a które to zdarzenie było szeroko komentowane także w Moskwie, mogło być taką akcją dywersyjną spełniającą kilka celów - oprócz oczywistego celu zanieczyszczenia rzeki, po wzbudzenie niepokoju społecznego i politycznego. Dlatego, niestety musimy zacząć zwracać uwagę na to co dzieje się wokół nas: dotyczy to choćby awarii na szlakach kolejowych, fabrykach ale także zapewne nowej fali ataków cybernetycznych, które mogą zdarzyć się niedługo.
Do takich nieodpowiedzialnych działań należą także równie bezrefleksyjne wizyty we wrogich krajach. Niedługo trzeba było czekać na rezultaty ogłoszenia bezwizowego wjazdu polskich obywateli na Białoruś Łukaszenki. Oto 10 sierpnia wołkowyskie media lokalne podały informacje o wizycie "delegacji województwa podlaskiego" w powiecie wołkowyskim, na której czele stał polityk Krzysztof Tołwiński, związany z Konfederacją "Wolność i Niepodległość". "Marszałek województwa podlaskiego Artur Kosicki opublikował oficjalne stanowisko w tej sprawie, w którym stanowczo odcina się od zachowania Krzysztofa Tołwińskiego oraz informuje, że o zdarzeniu zostało poinformowane Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ponieważ zachowanie Krzysztofa Tołwińskiego, byłego wicemarszałka województwa godzi w polską rację stanu." - czytamy o reakcji władz województwa.
"Kiedy Rosja rozpoczęła atak na Ukrainę, już w pierwszych dniach pytałem: 'Co mogę zrobić? Czy będę siedział w domu, oglądał Panoramę i rozmawiał z telewizorem? Czy może będę siedział przy kuchennym stole i "rozwiązywał problemy"? Wtedy motywacja do zaangażowania się w obronę Łotwy była zupełnie inna. Zrozumiałem, że to już nie są gry, to już nie są zabawy wojenne chłopców i dziewcząt, ale są prawdziwe ataki, zabijają ludzi, niszczą mienie, niszczą wszystko, co ludzie zgromadzili, rozdzielają członków rodziny i tak dalej. Wtedy zrozumiałem, że to zupełnie inna historia" - powiedział łotewski ochotnik - rezerwista Māris Krastiņš, w cywilu wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Rydze.
"W związku z tym, że na Łotwie są osoby, które próbują "dołować" nasz kraj, chcę w tym momencie zadać im pytania: 'Jakie są twoje wartości? Jeśli zdecydowałeś się zbudować tu rodzinę i majątek, czy nie zdecydowałbyś się również na ochronę tego wszystkiego? Chronić wartości, które masz: rodzinę, możliwość swobodnego wypowiadania się, możliwość posiadania własności? Nie podoba ci się to wszystko? Czy chcesz się tego wszystkiego pozbyć? Jeśli chcesz się tego wszystkiego pozbyć, masz możliwość wyjazdu z Łotwy! Musimy zrozumieć, czy jesteśmy gotowi stracić to, co mamy teraz" - powiedział Māris Krastiņš.
Z kolei w Estonii, pytania o wartości zdominowała sytuacja z sowieckim pomnikiem czołgu w Narwie. Otóż co roku, w Paide (Biały Kamień), odbywa się tzw. Festiwal Opinii (Arvamusfest), który gromadzi estońskich polityków i jest kilkudniową, panelową imprezą dyskusyjną. Lauri Läänemets, szef partii Socjaldemokratów, jeden z najbardziej znaczących głosów politycznych w dyskusji dotyczącej pomnika, wezwał państwo do przejęcia w swoje ręce realizacji rozbiórki pomnika, argumentując, że władze Narwy nie są teraz w stanie samodzielnie wykonać zadania. I rzeczywiście jego słowa potwierdziły wczorajsze wypadki, gdyż z powodu braku konsensusu sprawa została zdjęta z planu obrad władz miasta.
Na Litwie pytania o wartości dotyczą także postawy Litewskiego Kościoła Prawosławnego. "Kierownictwo Litewskiej Cerkwi Prawosławnej poinformowało, że potępiło wojnę na Ukrainie i negocjuje z Moskwą o autonomię, ale przyznaje, że nawet jeśli otrzyma jakąś formę niepodległości, to i tak pozostanie częścią "rosyjskiego świata". Grupa litewskich prawosławnych zwróciła się do Patriarchatu Konstantynopola z apelem o włączenie w skład metropolii. Poparła ich premier Ingrida Šimonytė, która zapowiedziała gotowość rządu do współpracy w przywróceniu na Litwie patriarchatu Konstantynopola." - czytamy w artykule.
Jednak najważniejsze pytania o fundamenty należy stawiać także zachodniej opinii międzynarodowej, w tym te,o fundamenty sprawiedliwości, której słusznie domaga się Ukraina. ""Nie jest prawem społeczności międzynarodowej, która stała z boku, gdy te zbrodnie są popełniane, przebaczać" - pisał w 1993 roku Aryeh Neier, współzałożyciel Human Rights Watch. "Po pozbawieniu ich praktycznie wszystkiego innego, ofiary mają prawo zachować przynajmniej to prawo". Neier właśnie wrócił z Sarajewa w Bośni i Hercegowinie. W Brukseli i Nowym Jorku dyplomaci zmagali się z trudnym wyborem: realizować planowany trybunał do spraw zbrodni wojennych, zatwierdzony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, czy też zrezygnować z takiego procesu, aby skłonić Serbię do pełnego planu pokojowego z Unią Europejską." - napisał Justin Ling dla "Foreign Policy".
"Dziś świat dopiero zaczyna się zastanawiać, jak może wyglądać sprawiedliwość za rosyjską wojnę na Ukrainie. Ukraina już zaczęła stawiać zarzuty schwytanym rosyjskim żołnierzom: Pierwszy wyrok w sprawie sierżanta jednostki pancernej, który dokonał egzekucji nieuzbrojonego cywila, zapadł w maju. Ta sprawa była stosunkowo prosta: Sierżant przyznał się do zastrzelenia Ukraińca, ale powiedział, że jedynie wykonywał rozkazy. (Ta tak zwana obrona norymberska jest generalnie nieakceptowana przez prawo międzynarodowe). System prawny Ukrainy po prostu nie jest w stanie poradzić sobie z taką ilością spraw, jaka jest spodziewana: Ówczesna prokurator generalna Iryna Wenediktowa powiedziała BBC w zeszłym miesiącu, że otrzymali zgłoszenia o około 21 000 zbrodni wojennych. Nawet Ukraina w czasach pokoju byłaby przeciążona taką ilością spraw ponad miarę." - zauważa Ling.
"Michael Scharf, współdziekan Case Western Reserve University's School of Law, proponuje stworzenie instytucji, za pomocą której Zachód i Ukraina mogłyby skutecznie i szybko zarządzać tym zalewem spraw. Projekt ustawy napisany przez Scharfa i jego zespół rozważa powołanie wysokiego sądu do spraw zbrodni wojennych, który nadal znajduje się na Ukrainie i jest obsadzony przez ukraińskich sędziów. "Projekt ustawy umiędzynaradawia sąd ukraiński" - powiedział Scharf." - czytamy w artykule.
Autor zauważa, że Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości respektuje immunitet głów państw i ministrów spraw zagranicznych, w związku z czym nie należy do szczególnie skutecznych sądów. W swojej prawie 25-letniej historii sąd oskarżył tylko kilkadziesiąt osób. Według Scharfa same akty oskarżenia mogą przynieść strategiczne korzyści - nawet jeśli oskarżeni nie stawią się przed sądem. "Samo oskarżenie przywódców spowodowało erozję ich władzy, popularności, pozycji autorytetu" - powiedział Scharf.
Jak widać pytania o fundamenty tak naszego, osobistego postrzegania wartości, jak i kwestii dotyczących stosunków międzynarodowych, należy w aktualnej sytuacji geopolitycznej zadawać nieustannie. Od tego zależy przecież to, czy będziemy w stanie odnaleźć się w systemie ładu światowego, który powstaje właśnie na nowo.